Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

The ultimate question.

„To jak jest na tym stażu? Przyjmujesz już pacjentów?”

Tak, szanowny pytający. Przyjmuję. Mam to szczęście, że roboty mam po pachy. Grafik, choć dość skromny, jest wypełniony po brzegi i jeszcze się z niego przelewa pacjentami z bólem.

I wbrew wyobrażeniom niektórych, początek stażu to nie był moment mojego pierwszego spotkania z pacjentem i jego spotkania z wiertarką w moich rękach. Mam właściwie trzyletnie doświadczenie w leczeniu – do pacjentów zaczęto nas dopuszczać w drugim miesiącu trzeciego roku studiów.

To teraz ja mam pytanie: co się dzieje z dentystą po zakończeniu stażu i przed otrzymaniem PWZ? Ma wakacje?

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Ucki mejl

Łódź jest brzydka. Widok z okna pokoju mam paskudny. Po drodze w różne miejsca na nóżkach i tramwajem lepiej nie było.

Z egzamu wyszłam z podejrzanie pozytywnymi odczuciami. Pytania były trochę mniej wredne od tych na egzamie w lutym, tylko kto wyszedł z założenia, że na stażu poznaje się nowe techniki w protetyce? Ogólnie dobrze, że wyniki mają być do niedzieli. Będę pewnie sprawdzać stronę CEM podczas jazdy pociągiem.

Wypad na Falę kompletnie się nie udał. Nie doczytałam na stronie, że mają przerwę techniczną :(. Po przeczytaniu stosownej informacji na głównych drzwiach wsiadłam sobie do tramwaju i pojechałam do Manufaktury, gdzie próbowałam się trochę pocieszyć, ale nie do końca mi to wyszło. Drugi kurs miał mnie doprowadzić w bardziej turystyczne rejony, czyli na Piotrkowską, ale i tam nie udało mi się znaleźć tego, co szukałam. W stanie wkurwa wsiadłam do tramwaju jadącego w stronę przeciwną i ostatecznie zlądowałam w swoim pokoju z pięknym widokiem. Na imprezę, na którą umawiali się moi koledzy z roku już nie chciało mi się iść: zrobiłam dość dużo kilometrów i stwierdziłam, że mam dość.

Swoją drogą, możliwość wysłania bez oporów do kogoś smsa z wyrazem frustracji i świadomość, że w odpowiedzi otrzyma się coś więcej i bardziej satysfakcjonującego od „trudno”, bardzo typowego dla mojej mamy, jest czynnikiem bardzo podnoszącym na duchu. :-*

Pozdrawiam z komórki. W pokoju mam darmowe wifi ;). I do przeczytania… w dość bliskiej przyszłości, zapewne.

PS.: W knajpie, z którą mój hostel ma umowę na wydawanie śniadań (w cenie pokoju), dają BEZNADZIEJNĄ jajecznicę. Jutro wypróbuję tosty.
PPS.: Następnym razem do ściągnięcia mnie do Łodzi będą potrzebne naprawdę SOLIDNE argumenty.

Dobranoc. I mam nadzieję, że ew. czytający mnie łodzianie nie wynajmą jakiegoś płatnego zabójcy. Nie polubiłam Łodzi i już.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Uć, uć…

Bilet na pociąg kupiony. Jutro dzwonię do hostelu i potwierdzam rezerwację pokoju na dwa dni. Na miejscu będę w czwartek przed 20. LDEP w piątek od 11. Na potem miałam wstępne plany, ale plany się rypły, więc wymyślę coś innego, co zawiera w sobie m.in. wykorzystanie dziś kupionego stroju kąpielowego. Powrót do domu w sobotę wieczorem.

Bo do Łodzi to mnie ogólnie nie ciągnie, ale skoro CEM zesłał tam wszystkich LDEPowiczów, to trudno…

Mózg mi się właśnie wyłączył. Herbatka i dziobię dalej dziecięcą i ortodoncję…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Za tydzień LDEP.

Że tak powiem…

IIIIIK!

Ale jak się ma poniższą skalę zadowolenia, to nic dziwnego, że nie ma motywacji:

0-69,9% – wzruszam ramionami.
70-100% – umieram z zawodowego szczęścia.

Wczoraj przelałam Lucasowi ostatnią ratę za kompa. I zostało mi jeszcze 16% autka do spłacenia.

Autka, którego syrena od alarmu chyba cierpi na jakieś zwarcie i wczoraj całą drogę do pracy mi malowniczo wyła (samochód jechał normalnie). I to nie był taki jednostajny sygnał, tylko raz ciszej, raz głośniej, na chwilę zamilkło, po czym znowu w głos. Przekręt specjalnym kluczykiem i milczy jak grób.

Dobrze, że na naszej działce moje autko w nocy stoi za sprawnie wyjącym w prawidłowych sytuacjach autkiem Rodziciela. Nawet wynieść by się ten mój samochód niespecjalnie dało. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy emocji

Miałam dość szaloną końcówkę zeszłego tygodnia. Najpierw we środę wspomniane w poprzedniej notce „drgnięcie”, potem w czwartek kompletne zgłupienie w pracy, w piątek nauczyłam się pływać, w sobotę pojechałam nad morze, w niedzielę na piwo, nad którym „drgnięcie” zaczęło przeradzać się w trzęsienie ziemi. Ale takie pozytywne.

Jak już planujemy wspólny urlop w przyszłe lato, to się chyba nieźle zapowiada?

Zaczęłam myśleć o ponownym wysłaniu kuponu Lotto, bo a nuż widelec.

Dzisiaj rano nadeszła wiadomość z przeciwnego bieguna.

Dygresja:

Podczas ostatniego przeglądania książek w Empiku natrafiłam na dzieło traktujące o mitach w psychologii. Jednym z nich było „pozytywne podejście może wyleczyć raka”. Całości nie czytałam, więc nie wiem konkretnie, czy mit został obalony.

Koniec dygresji.

Po dzisiejszym poranku stwierdziłam, że działanie przeciwne wywiera zamierzony skutek.

Dwa dni temu lekarz stwierdził, że serce jest sprawne.

Serce osoby, która straciła wolę życia i całe życie zmagała się z nieleczoną depresją. Siedziała z własnej woli zamknięta w mieszkaniu na trzecim piętrze. Choroba psychiczna w jej otoczeniu to był powód do wstydu, terapia w ogóle nie wchodziła w rachubę.

Tej nocy to sprawne, chociaż ponad osiemdziesięcioletnie, ale smutne serce najprawdopodobniej po prostu stanęło.

Mam problem z emocjami. Te dotykające mnie bezpośrednio docierają do mnie słabiej i z opóźnieniem, nie umiem sobie z nimi do końca radzić, odczytywać i reagować, dawać im upust, choć na filmach ryczę bez oporów. Rodzeństwo podobno zareagowało gwałtownie na wieści. Ja poszłam do pracy tak po prostu, zrobiłam swoje; teraz siedzę przed kompem i wiem, że powinnam być smutna. Ale tak naprawdę smutna.

Może to do mnie jeszcze nie dotarło?

Poryczę się pewnie dopiero na pogrzebie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

A miało być tak pięknie…

We środę dość poważne drgnięcie w moim życiu osobistym upoważniłoby mnie do zmiany na Facebooku statusu związku z „Wolna” na „To skomplikowane” albo i coś więcej, w piątek nauczyłam się pokonywać kilka metrów basenu bez dotykania stopami dna i powzięłam poważne postanowienie uczynienia taplania/topienia się regularną czynnością (wyrzut endorfin, wiadomo), zaś dzisiaj miał być wypad nad morze – po raz pierwszy w tym roku. I zapewne ostatni. Taki ze smarowaniem się kremem z filtrem 30 w porywach do 50 SPF i leżeniem na plecach w słonej wodzie, jeśli fala nie byłaby za wysoka.

Ogólnie byłam pełna entuzjazmu.

Po naszym przyjeździe, jak to na szczęście moich znajomych z Warszawy przystało (pojechaliśmy na ich zaproszenie), pogoda momentalnie się zepsuła i zaczęło wiać.

I nawiało zimną wodę.

I ogólnie było zimno. W ciągu czterech godzin temperatura powietrza spadła z 31 na 19 stopni.

Z leżenia na plaży, a już w ogóle z leżenia na wodzie – nici.

Kiedy wróciliśmy do ich pokoju, na okularach zauważyłam niewielką mgiełkę – jednak nie starłam jej jak zwykle, koszulką po nachuchaniu na szkła, tylko poszłam do łazienki wyczyścić je na mokro, jak Bozia w instrukcji obsługi i konserwacji przykazała. Pewnie słusznie, bo gdybym starła na sucho drobny piasek, to bym musiała wybulić parę zł na nowe soczewki… A czyste okulary są mi w sumie niezbędne do pracy…

Jutro może sobie odbiję niedobór endorfin piwem wypitym ze współuczestnikiem wspomnianego na początku drgnięcia. Współuczestnik zapewne zupełnie niechcący znacząco poprawił mi humor.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Łojezu.

Mission accomplished with my Sibling’s help. 😉

W sumie jakieś 45 minut w wodzie, w tym kilka zjazdów zjeżdżalnią, jedno stanie pod biczem wodnym celem wymasowania plecków, kilka(naście?) prób przepłynięcia choć kilku metrów, wprawdzie każda zakończona zapadnięciem się pod wodę, ale przed owym zapadnięciem udało się pokonać pewien skromny dystans. O to mi chodziło :).

To było spokojnie pływanie, a jestem normalnie rozdygotana ze zmęczenia. Właśnie niewielką, ale za to dość tłustą kolacją nadrobiłam utracone kalorie. Myślę, że od czasu do czasu będę takie wypady powtarzać, szlifując umiejętności. Basen mam kilka minut drogi od domu, dość płytki, ale woda cieplutka.

Strasznie jestem szczęśliwa z powodu takiego drobiazgu. Brakowało mi osoby, która na początku podeprze mi plecy przy próbie unoszenia się bezwładnie, wskaże jakieś błędy, wytłumaczy i pochwali bez stresu i presji.

Pływam. Strasznie kiepsko, ale pływam.

Jadę na Falę w Łodzi, a co. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przegrałam Bitwę o Rodzicielski Ząb

Dwóch dentystów płci męskiej z doświadczeniem w zawodzie wynoszącym łącznie jakieś 40 lat po spojrzeniu na zdjęcie RTG stwierdziło, że rodzicielska ósemka do leczenia kanałowego się nadaje. Ostrożnie, giętkimi narzędziami, ale jednak.

40 lat kontra jakieś 5 (ja i koleżanka) = przegrana z kretesem.

[bach głową o stół]

Mam to potraktować jako ciekawy przypadek i ćwiczenie, podobno rzekł mój były dentysta, obecnie kolega po fachu.

A na pewno muszę się nastawić bardziej pozytywnie… Rzeczę ja.

Na razie nastawiam się na nauczenie się pływać. Lubię jeździć nad wodę – do aquaparków, na plażę – ale 3/4 frajdy z takiego wypadu mi przepada, bo niespecjalnie mogę się potaplać. Biorąc pod uwagę, że we wrześniu pojadę do Łodzi, a Atlas Arena, gdzie mam zdawać LDEP, jest wg Google Maps rzut beretem od Aquaparku Fala (kiedyś zostałam tam wywieziona przez znajomych z Warszawy – strzał z kuszy od mojego hostelu), to się może wybiorę, o. Na razie nagabuję Rodzeństwo, które bez większego przekonania zgłosiło chęć nauczenia mnie nietopienia się. Na początek muszę zmusić swój zadek do unoszenia się na wodzie – potem może jakoś to będzie. Może zacznę chodzić na basen, ulżę swoim pleckom i zrzucę kilka kilo.

Tak z innych wiadomości:

Drodzy Wdzięczni Pacjenci.
Nie jestem kawoszem. Przekupiać mnie można czekoladkami.

Jeszcze trzy dni gospodarzenia w domu. W niedzielę wraca Rodzicielka – po 40 dniach nieobecności.

W mieście najbliższym mojej wiosze mieszkanie można wynająć już za 750 zł + opłaty. TŻ Rodzeństwa twierdzi, że o kredyt mogę się starać jakieś 6 miesięcy po podwyżce, czyli jakoś tak w marcu-kwietniu. Pytanie, jaką będę miała umowę o pracę – szef potwierdził chęć zatrzymania mnie w firmie. Powiem szczerze, że z dwóch obecnych pomysłów co do moich dalszych losów mieszkaniowych, oddzielenie mieszkania z domu rodziców (w sensie zrobienie kuchni i zamontowanie zamka w drzwiach) przegrywa z pomysłem całkowitej wyprowadzki jednym, ale za to bardzo ważnym argumentem – to byłoby nadal mieszkanie z rodzicami.

Tyle na dziś.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Empik

Ktoś chyba wymyślił układ regałów i książek na owych regałach tak, żeby się pracownicy nie nudzili – poziom niemożności znalezienia tam czegokolwiek przez klienta wymaga od owego klienta proszenia o pomoc rzeczonych pracowników.

Wczoraj postanowiłam w Empiku w tunelu gdańskiego dworca kupić dwie książki. Najpierw w „odsłuchowni”, czyli elektronicznym punkcie info, sprawdziłam, że obie są. OK, to ruszamy na poszukiwania.

Pierwsza miała być w „Poradnikach”. Nie znalazłam takowego działu. Pięć minut szukania – zdobycz znajdowała się w dziale „Psychologia”.

Druga książka to powieść Johna Le Carré’a, na podstawie której ostatnio nakręcono film z baaardzo solidną obsadą (i nie piszę tu tylko o Angliku z Dziwną Twarzą, ale też o Colinie Firthu i Garym Oldmanie), na który to film się wybiorę na przełomie listopada i grudnia (czyli po premierze).

Sprawdzam w dziale „Literatura obca”. Pod „L” po Le Carré’u ani widu, ani słychu. To samo w „Kryminałach”. Po raz trzeci podchodzę również do działu „Sensacja”, ale tam pod „L” również o takowym autorze nie słyszeli. No przecież miało być, Le Carré też trochę tych książek napisał, więc COŚ powinno stać. Skoro taki DeMille był pod „D”, to Le Carré powinien być pod „L”.

Nieprawda. Był pod „C”.

Powinien mnie szlag trafić. Powinnam była wyjść i przypuścić polowanie na obie książki w Matrasie. Chociażby za karę za brak szacunku do klienta.

Kategorie
Archiwalne Praca

Czasem bywa też tak…

… że chociaż ostatnie miejsce w grafiku zawsze jest puste, a ostatni zapisany pacjent odwołuje wizytę, to się ma taki zapitolnik, jakby te ostatnie dwa miejsca były jednak obsadzone. Gdyby były, to byłaby masakra. Wyszłam półtorej godziny później, niż myślałam, że wyjdę. Tak czy siak punktualnie względem grafiku, ale nie lubię tak wychodzić, jak mam jeszcze zakupy w planach.

Mam problem z Facebookiem. Konto mam tak zabezpieczone, że każdy, kto wchodzi na mój profil, a nie ma go w moich znajomych, widzi tylko niewiele ujawniający avatar i to, że jestem kobietą. Dla znajomych oferuję znacznie większą gamę informacji, łącznie z relacjonowaniem swoich poczynań za pomocą aplikacji Mood Weather Report i podniecaniem się niektórymi filmami.

Co zrobić, jeśli do znajomych chce mi się wprosić mój pacjent? Bo taki mam właśnie problem. Na razie zaproszenie zignorowałam i chyba na tym poprzestanę. Jedną z ważniejszych zasad w pracy jest ujawnianie możliwie jak najmniejszej ilości osobistych informacji. Mamy jedną asystentkę, która właściwie wszystkich pacjentów traktuje jak swoich znajomych (z mówieniem „skarbie” do innych asystentek włącznie) i chociaż jest to czasem sympatyczne, z drugiej strony często dziwne i niepotrzebne. Ja też nie zawsze trzymam się tej zasady, rozmawiając o rodzinie z asystentkami często w obecności pacjentów. Ale mieć w facebookowych znajomych osoby, co do których obecności tam nie jesteśmy do końca przekonani i potem myśleć, czy pisać o czymś, czy może jednak nie, bo a nuż widelec pójdzie toto w eter i będzie problem – nie, dziękuję. Nie po to mam takie, a nie inne ustawienia prywatności…