Kategorie
Osobiste

Kot dla kota

W zeszłym roku napisałam posta o swoich kotach. Byłam wtedy w trakcie pewnego rodzaju żałoby po Ryśku i Lenie. Nadal oczy mi wilgotnieją na ich wspomnienie, ale ponieważ jest to wpis dość „wysoko” na stronie w porównaniu z tym, co piszę teraz, postanowiłam nieco zaktualizować informacje.

1 lipca 2020 roku, po szybkich poszukiwaniach na OLX i zakochaniu od pierwszego wejrzenia, wymianie smsów z autorką ogłoszenia, szybkim telefonie, czekaniu na wieść, czy kot jest jeszcze dostępny i jeszcze szybszej wieczornej jeździe do Gdyni (to była środa, w środy pracuję do 18:30, więc po robocie był kurs do domu po transporter i zaraz potem jazda 25 kilometrów w jedną stronę), do mojego mieszkanka dołączyła Balbina.

Balbina miała wtedy ok. 2-3 lat, została podobno odłowiona z ulicy w Gdyni. W swoim gdyńskim domu miała cudownych karmicieli, ale też mniej cudowną kocią towarzyszkę, która ją ścigała po mieszkaniu.

Z drugiej strony byłam ja, na skraju załamania i z wyjącą po nocach od trzech miesięcy Mrówką.

Kot został wzięty dla kota. Ja nie muszę mieć dwóch. Ale Mrówka musi mieć.

Balbina przez pierwsze dwa dni wyglądała głównie tak:

Ogólnie wiedziałam, że jest płochliwa, na ręce nie daje się w ogóle wziąć, próby złapania kończą się gonitwą po mieszkaniu, chyba że się ją weźmie naprawdę z zaskoczenia, ale kot wykazuje poza tym właściwie zero agresji, a o to mi w dużej mierze chodziło. Mrówka jest kocią seniorką, tu nie chodzi o przepędzenie jej po mieszkaniu, czego radośnie podejmował się Rysiek, tylko o jej instynkt stadny.

Trzeciego dnia było trochę lepiej, bo tak:

Trwało to dobre kilka dni, zanim Balbina zaczęła w ogóle jeść i pokazywać się w otwartej przestrzeni. Zaanektowała najwyższe legowisko na drapaku – jako pierwszy z trzech kotów, które z tego wysokiego na 160 cm drzewka korzystały.

Zaczęliśmy się oswajać ze sobą.

Po kilku tygodniach dochodziło i do takich sytuacji:

Muszę nauczyć się spać na plecach…

Złapać się nadal nie daje, ale trzyma się obok, czasami włazi na mnie, jak leżę w łóżku, i udeptuje.

A to zdjęcie z dziś:

Zatem tak, mam dwa czarne koty. Jeden trochę bardziej czarny od drugiego.

Nie kochają się specjalnie, Balbina z Mrówką, ale Mrówka nie wyje w nocy (przynajmniej nie tak, jak wiosną), Balbiny nikt nie goni po mieszkaniu, poprzedni właściciele z zaskoczeniem przyjęli wieść, że Balbina daje się wyczesać i że leży czasami z kołami do góry, bo u nich to się podobno nigdy nie zdarzało.

Oczywiście do końca różowo też nie było, bo Balbiniarz ten, fujtro włochate, mała paskuda obsikiwała nam meble (w tym NOWIUTKĄ kanapę kupioną na zamówienie za kupę piniondzów), więc od sierpnia jest na lekach uspokajających (amitryptylina, na receptę), które powoli odstawiam, ale nie jestem pewna, czy nie będę musiała do nich wrócić. Obserwuję.

Więc tak. Tyle w temacie kotów 🙂

Kategorie
Praca

Taki poniedziałek

Minus dzisiejszego dnia (poza tym, że to poniedziałek, oczywiście, co z definicji jest minusem): Ponieważ rano pracowałam sama (nie było drugiego lekarza, bo się w tym tygodniu urlopuje) i miałam dużo pacjentów dodatkowych, nie miałam czasu zjeść drugiego śniadania i po posiłku w domu ok. 7, w pracy byłam w stanie tylko parę razy pójść do kuchni po szybki łyk herbaty. Placki z twarożkiem zostały na jutro.

Plus: Praca była tylko do 13 (jak zwykle od jakiegoś czasu).

Mały minus: Wszyscy pacjenci przyszli (przy zapierniczu i rosnącym opóźnieniu czasem dobrze, jak ktoś nie przyjdzie).

Mały plus: Jak już zaczęłam się martwić, że czasu mi zabraknie, bo zaraz po mnie unit przejmuje inny lekarz, to u przedostatniego pacjenta był tylko przegląd, więc z opóźnienia 35 minut zjechałam na 5 minut obsuwy. Dzięki temu na ostatniego pacjenta miałam prawie 25 minut, co w przypadku tamtego zabiegu wystarczyło w zupełności.

A największy plus: Usiadł na fotelu ok. osiemnastolatek, pierwszy raz u mnie, pacjent z bólem. „Słyszałem, że z pani spoko babka,” rzekł, kiedy z uśmiechem zwróciłam uwagę, że facet z tatuażem boi się igieł.

(ale ten lęk to podobno normalny jest)

(tak, posmarowałam mu przyszłe miejsce wkłucia żelem znieczulającym o smaku gumy balonowej.)