Łojezu, co tu wczoraj był taki ruch? Ponad 100 wejść?
A w reklamy nie klikają…
😉
Anyway.
Jeśli chodzi o moją obecność w internecie, niedługo będziecie się bali otworzyć lodówkę (o ile będzie podłączona do sieci 😉 ), bo jestem prawie wszędzie i dość intensywnie się udzielam. W sensie uzewnętrzniam. Jednocześnie od niedawna ograniczam sobie czas spędzony przed ekranem komputera.
Pomysł niechcący zainspirował mój Mężczyzna. Nie byłabym jednak w stanie wytłumaczyć, jak konkretnie, więc będzie teraz chłopak siedział i się zastanawiał, o co chodzi, a ja mu nie pomogę. Pomysł jest taki, że w momencie zauważenia, że się przed owym ekranem nudzę, to wyłączam komputer i siadam do książki.
Zaczęłam to uprawiać w niedzielę wieczorem, w rezultacie skończyłam wreszcie „Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”, której ostatnie 80 stron czekało na przeczytanie od kilku miesięcy. Dzisiaj dobrałam się do prezentu urodzinowego od mojego Mężczyzny, książki Geralda Scarfe o tworzeniu animacji dla Pink Floyd, z naciskiem na „The Wall”. Jest to właściwie album dość dużego formatu, jest dużo obrazków, ale też jest co czytać. Przez dzisiejsze popołudnie (chyba dwie godziny czytania z przerwami na jedzenie) dojechałam do 90 strony. Po czym musiałam włączyć kompa i zapuścić muzykę z „The Wall”. Książka i obrazki tak samo psychodeliczne, jak film, o którym traktują. A muzykę kocham.
A na co jest dobre takie czytelnictwo?
Chociażby na spadek wyrzutów sumienia. Kiedyś czytałam bardzo dużo, ale potem wpadłam w sidła komputera i internetu, co prawie się dla mnie skończyło powtarzaniem roku studiów (bądź też w ogóle rezygnacji ze stomy, bo moich rodziców nie stać na opłacanie rocznie kilkunastu tysięcy czesnego). Nigdy nie byłam fanką tzw. „ambitnej” literatury. Mam kilka książek Fredericka Forsytha, na półce stoi prawie cała seria przygodowych powieści o Tomku Wilmowskim (do tej pory czasem do nich wracam), ogólnie moje zainteresowania krążą wokół sensacji i przygody. Ale i tak to wszystko ma większą wartość od ton anglojęzycznych fanfiction, które czekają na przeczytanie w przeglądarkowych Zakładkach. Nadal będę podziwiać osoby biorące udział w akcji „52 książki w rok”, ale nie mam zamiaru z nikim się ścigać. Mam zamiar znowu poczuć radość z chłonięcia słowa pisanego w ciężkich książkach.
Spać też chodzę wcześniej, o ile nie wyczyniam rzeczy typu „jeszcze jedno opowiadanie do końca książki!”. Czytam w rozłożonym łóżku, więc o 22 wystarczy odłożyć książkę na stół, zdmuchnąć świeczki, zgasić lampkę i zasnąć. Przed kompem o 22 włączałam 9gag.com i traciłam duszę ;).
Dobrze mi z tym.
Tak samo dobrze, jak z dzisiejszym kupieniem w dwie minuty idealnych butów na zimę (wpad do sklepu, rzut oka po półkach, dostrzeżenie Idealnych Butów, pogodzenie się z ceną, przymierzenie, zakup niepotrzebnie odroczony przeglądem oferty innych sklepów) czy nagłym wzrostem zainteresowania częściami mojego starego kompa, który zalegał mi w pokoju, nieużywany, od kilku lat.
Dobry dzień. Ciekawe, jaki będzie jutro. 🙂