Kategorie
Osobiste

Madera

Madera, położona u północnych wybrzeży Afryki, jest dość “młodą” wyspą pochodzenia wulkanicznego, nazywana czasami Hawajami Europy. Jest bardzo górzysta, występuje tu kilkadziesiąt mikroklimatów. Woda pitna pochodzi z chmur, jest bardzo smaczna, bardzo miękka i jest jej pod dostatkiem, co jest bardzo ciekawe na wyspie położonej na środku oceanu.

Maderskie góry

Znana już Fenicjanom, została oficjalnie odkryta na początku XV wieku i bardzo szybko zasiedlona (nie było tu ludności pierwotnej).

Obecnie stanowi region autonomiczny Portugalii i jest peryferyjnym obszarem Unii Europejskiej: ma własny rząd i prezydenta, płaci się w euro, wyspa należy do strefy Schengen.

Główne lotnisko znajduje się niedaleko stolicy wyspy, Funchal; nazwane imieniem Cristiano Ronaldo (najsłynniejszy Maderczyk) ma opinię niebezpiecznego. Ostatni bardzo poważny wypadek miał miejsce w 1977 roku, kiedy to samolot linii TAP Portugal (jednej z najbezpieczniejszych na świecie), usiłujący wylądować w trudnych warunkach pogodowych stoczył się z bardzo krótkiego pasa (wtedy ok. 1600 metrów); zginęły wtedy 133 osoby. Obecnie lotnisko jest pełnowymiarowe, pas ma długość ponad 2700 metrów (część pasa jest podparta nad drogą na 180 filarach), ale ze względu na boczne wiatry i zmienne warunki pogodowe nadal jest bardzo trudne technicznie. Piloci lądujący tutaj muszą mieć specjalną licencję. Na YT można bardzo łatwo znaleźć filmiki ze spektakularnymi lądowaniami 🙂

Funchal

Lądowanie samolotu lini Enter Air, który poleciał z Warszawy 27 marca 2021 m.in. ze mną i moją siostrą (pomysłodawczynią całego wyjazdu) na pokładzie nie było spektakularne, chociaż odbyło się podczas burzy. Odprawa była właściwie niezauważalna, obie pokazałyśmy zaświadczenia pomocne podczas podróżowania w czasie epidemii (w moim przypadku potwierdzenie przyjęcia obu dawek szczepionki przeciwko Covid-19) i szybko zostałyśmy odwiezione do hotelu Florasol sieci Dorisol w Funchal.

I tu zaczęło się robić ciekawie 🙂

Ponieważ nie zdążyłyśmy zrobić zakupów na kolację, wybrałyśmy się do hotelowej restauracji. Kolacja była pełna emocji – nie dość, że zgodnie ubzdryngoliłyśmy się sangrią, to jeszcze z powodu nagromadzonej w suficie wody (ciągle padało) spadł spory kawał płyt gipsowo-kartonowych. Ogólnie zastanawiałyśmy się, czy nie popłyniemy. Gdzieś na wzgórzach trzasnął piorun i zniknął prąd na całej ulicy (dopiero następnego dnia przeczytałam, że właściwie pół wyspy nie miało prądu, a lokalni mieszkańcy zaczęli się obawiać powtórki z 20 lutego 2010 roku, kiedy to w lawinach błotnych zginęło kilkadziesiąt osób). Ogólnie noc była bardzo kiepsko przespana, spędzona na wsłuchiwaniu się w plusk i szum wody za oknem.

Park w Funchal

Następnego dnia, po śniadaniu zjedzonym w pokoju (do restauracji nie było wstępu, dostałyśmy kanapki, owoce, ciasto i sok – z racji braku prądu o kawie nie było mowy) poszłyśmy na zakupy do lokalnej Biedronki (Pingo Doce) i potem na spacer po Funchal. Wyszło słoneczko, temperatura była przyjemna (ok. 18 stopni), spokojnie przedreptałyśmy ok. 16 kilometrów, zjadłyśmy obiad na mieście.

Jedne z wielu malowanych drzwi na Rua de Santa Maria w Funchal

W poniedziałek odbyła się pierwsza zorganizowana wycieczka wraz z lokalnym biurem, Dragon Tree Travel, prowadzonym przez Polaka, Juliusza zwanego Julkiem. Wycieczki (były w sumie trzy) odbywały się trzema samochodami terenowymi Land Rover; gadaninę Julka można było słychać we wszystkich trzech za pomocą specjalnego systemu nagłaśniającego.

Półwysep św. Wawrzyńca

Ogólnie z Julkiem przejechałyśmy naprawdę spory kawał wyspy: górzyste centrum, północ z basenami lawowymi w Porto Moniz, lasy wawrzynowe, stary las laurowy Fanal, Półwysep św. Wawrzyńca, przeszłyśmy się wzdłuż lewady – jednego z kanałów, które rozprowadzają wodę skraplającą się na północy po całej wyspie… Ogólnie wycieczki Julka to chyba punkt obowiązkowy dla pierwszorazowych turystów na Maderze 🙂

Baseny lawowe w Porto Moniz
Las Fanal – akurat nie było mgły, a szkoda…
Lewada

Same też trochę pozwiedzałyśmy; największe wrażenie zrobił na mnie ogród tropikalny na wzgórzu Monte w Funchal – można tam spędzić cały dzień.

Monte

Ponieważ wtedy jeszcze nie zaczął się sezon turystyczny, trochę atrakcji nas ominęło, np. przejazd kolejką linową z Funchal na Monte i później zjazd saniami. Obie atrakcje ruszyły w maju.

Madera jest regionem ogólnie dość biednym – ze względu na izolację dużo ludzi choruje na depresję i alkoholizm (szpitale psychiatryczne i leczenia alkoholizmu razem wzięte mają więcej łóżek niż szpital ogólny), zarobki też nie są wysokie. W Funchal, gdzie mieszkałyśmy, spokojnie można dostać wszystko, co jest potrzebne, płatności kartą to norma, bardzo łatwo można się dogadać po angielsku.

Mały Książę z uliczki z malowanymi drzwiami w Funchal

Wiele dróg jest bardzo trudnych dla niewprawionych kierowców: drogi są wąskie, występują duże nachylenia terenu. Drogi szybkiego ruchu zaczęły powstawać dopiero w latach 90 XX wieku, zjazd z głównych traktów dostarcza sporo adrenaliny. W nagrodę kultura jazdy jest – na pierwszy rzut oka – bardzo wysoka. Pieszym ustępuje się pierwszeństwa na pasach, nikt nie trąbi po złości ;).

Nie jest to miejsce na plażowanie; plaż piaszczystych jest bardzo mało. Jest to natomiast raj dla osób lubiących wędrówki po szlakach turystycznych, bo widoki naprawdę zapierają dech w piersiach.

Wybrzeże

Co do lokalnej kuchni, warto spróbować espady (lokalna rybka głębinowa, podawana często z bananem), estepady (kawałki wołowiny pieczone na grillu; z powodu hodowli krów “na wolnym wybiegu” mięso jest bardzo delikatne) i bolo do caco (chlebek czosnkowy). Z lokalnych trunków alkoholowych można wymienić ponchę (najlepsza robiona na świeżo: biały rum z sokiem pomarańczowym i cytrynowym w równych proporcjach plus miód do smaku; w sklepach można dostać gotową ponchę, ale to nie to samo, chociaż kopie przyjemnie) i lokalne wino madera (wino wzmacniane).

Espada
Krówka z wolnego wybiegu 😉 („Nie mówić przy nich słowa estepada, bo zamieniają się w kozice górskie” – Julek)

Ogólnie był to bardzo udany wyjazd w niekonwencjonalne miejsce 🙂

(PS.: Restauracja hotelowa została ogarnięta w ciągu chyba 4 dni – pod koniec naszego pobytu nie było śladu po powodzi. Tamte opady należały zresztą do rekordowych w historii wyspy. Nie skończyły się tragicznie głównie dzięki temu, że padało głównie na wybrzeżu, a nie wysoko w górach, ale i tak podtopionych zostało kilka parkingów podziemnych.)