Kategorie
Osobiste

UK 2025

W Londynie byłam raz, na początku grudnia 2023 roku. To był wyjazd na jedną noc (od rana do wieczora następnego dnia), poświęcony na szybkie bieganie po głównych – i mniej głównych – atrakcjach. Pożałowałam czasu i kasy na Tower i Opactwo Westminsterskie. Obiecywałam sobie, że pojadę na początku 2026 roku (bo plany wyjazdowe na obecny rok już miałam i chciałam oszczędzać kasę), ale wypadła inna okazja wyjazdu do UK, to przyspieszyłam Londyn i pojechałam 28-31 marca.

Plan był dużo spokojniejszy. To, co odpuściłam poprzednio, i ponownie spokojny spacer po mieście. Tym razem dwie noce w dość drogim, a skromnym hotelu (jak się chce spać blisko Victoria Bus Station, to się płaci piniondze), robione 17-20 tysięcy kroków, kilka przejazdów metrem. Pogoda była rewelacyjna, parki były zielone (uwielbiam te liczne duże parki w Londynie), w Opactwie Westminsterskim (istnieje też Katedra Westminsterska, to jest zupełnie co innego i bodajże nawet innego wyznania) były tłumy, w Tower był świetny przewodnik, aczkolwiek mówiący z nienajłatwiejszym do zrozumienia akcentem.

Jednym z ważnych punktów programu było zaliczenie angielskich ciastek, bo Anglicy mają zdecydowane opinie na temat swoich ciastek (naoglądałam się na YT Anglików dyskutujących o ciastkach), więc trzeba było spróbować custard creams i bourbons, które są właściwie podobne (ciasteczka przekładane kremem, tyle że jedne są śmietankowe, a drugie czekoladowe), oba bardzo dobre, i oba dodatkowo zyskują po zanurzeniu w herbacie. Tak po angielsku. (Hobnobs przywiozłam sobie do domu. Też pycha.)

W niedzielę rano, 30 marca, na nóżkach podreptałam na dworzec autobusowy Victoria i po trzech godzinach znalazłam się w walijskim Cardiff. W którym o dziwo nie padało. Ponieważ pojechałam tam na event, a byłam za wcześnie, pochodziłam po dużym parku i tutejszym zamku, który okazał się całkiem duży (chociaż do zwiedzania jest raczej niewiele) i malowniczy.

Zamek w Cardiff

O 14 znalazłam się w Tramshed (chyba można to nazwać klubem), gdzie odbywał się event Twitch Community MeetUp.

No i tak. Powód mojego pojawienia się tam. Worst Premade Ever. Grupa przyjaciół z UK i Nowej Zelandii, grający w gry wieloosobowe, nadający te sesje na żywo na platformie Twitch (która patronowała temu eventowi), montujący śmieszne filmiki z tych sesji i wrzucający te filmiki na YouTube. Humor nie jest najwyższych lotów, często opiera się na dogryzaniu sobie nawzajem, ale nie pamiętam, ile razy bolał mnie przez nich brzuch ze śmiechu. Kocham ich od lipca 2024, kiedy to YT zasugerował mi ich filmy z grania w Valheim (próbowałam wtedy grać w tę grę i oglądałam dużo filmów na ten temat).

No więc stoję sobie w kolejce do wejścia do Tramshed, mam widok na punkt gastronomiczny za niskim płotkiem, a tam dwie z sześciu znanych mi już z internetów figur (podczas streamów pokazują swoje twarze, więc ich rozpoznałam). Rączki mi się zaczynają trząść jak jakiejś psychofance. Wchodzę do Tramshed. Siadam sobie przy stole w głównej sali, i znowu widzę znajome figury, tym razem cztery.

I sobie myślę, kurde. Albo podejdę, pogadam i strzelę sobie z nimi selfie, albo będę żałować. No to wstałam, podeszłam, poprosiłam o zdjęcie. Pogadaliśmy chwilę, nie mogli uwierzyć, że przyjechałam aż z Polski, żeby ich zobaczyć.

Nick, Alex (wyżej), Jake i Gabby z WPE. Siebie wycięłam 🙂

Poszłam do widzianego wcześniej punktu gastronomicznego. I tam znalazłam ostatnie dwie osoby, przez które przyjechałam. Też odważnie zagadałam, odebrałam kolejne „f*cking hell” na wieść, że przyjechałam z Polski, pogadałam, zrobiłam fotkę. Więcej mi nie było potrzebne do szczęścia. Później dołączył jeszcze Jake i dwie inne fanki, też sobie jeszcze pogadaliśmy.

Ellis i Cath z WorstPremadeEver

Ponieważ zrobiło się już na tyle późno, że mogłam zameldować się w hotelu (10 minut na nogach od Tramshed), wyszłam, zameldowałam się, rozpakowałam wypchany plecak, wypiłam kawkę. Ok. 17 wróciłam do Tramshed. Poszłam do baru, zamówiłam piwko. W barze widzę: siedzą ludzie z WPE. Czwórka z nich. Na mój widok Jake się szeroko uśmiechnął i zaprosił do stołu.

Ożeszkurnajapierdzielę.

Mi się takich rzeczy nie mówi, bo się wtedy zgadzam!

Wzięłam piwko i usiadłam z nimi. Z reprezentantami Nowej Zelandii (Nickiem i Gabby) pogadałam o planowanym wyjeździe do ich kraju. Ponieważ WPE niedługo mieli mieć swój występ (panel, rozmowa o prowadzeniu grupowego kanału na YT), po jakimś czasie poszli się przygotować (bądź nastawić psychicznie), ja zjadłam sobie frytki z foodtrucka (zamówiłam jako „fries”, a nie „chips”, za co bardzo tu teraz przepraszam, ale tak się dzieje, jak się kończy oficjalną naukę angielskiego 16 lat temu, a od tego czasu tylko internet. Mam nadzieję, że mój akcent był na tyle wyraźny, że zostało mi wybaczone 🙂 ), poszłam posłuchać paneli, w tym WPE. Przed 20 zrobiłam odwrót do hotelu. Troszeczkę żałuję, że nie poprosiłam o ostatnie zdjęcie, z całością składu za jednym zamachem. Ale trudno, mam w kawałkach i też jest fajnie :).

Tak czy siak, event był fajny, ludzie z WPE też byli fajni, i może kiedyś jeszcze raz pojadę ich zobaczyć przy jakiejś okazji (jeśli do tego czasu mi obsesja na ich punkcie nie przejdzie). Podobno w Tramshed byli jeszcze inni Polacy, ale nie miałam ochoty się socjalizować specjalnie. Miałam, co chciałam. A nawet więcej, bo w barze Jake tym zaproszeniem do wspólnego stołu absolutnie zrobił mi dzień. Ale on w ogóle bardzo przyjazny jest. I na kanale udaje dużo większego idiotę, niż jest w rzeczywistości ;).

Tak w ogóle to chciałam o nich zrobić osobny wpis, ale bez przesady :). Generalnie to jest po prostu grupa przyjaciół, roczniki między 1990 a 1996. Chłopaki (poza Nickiem) są z Anglii. Ellis i Jake (najstarsi w ekipie) poznali się na studiach w Cardiff (obaj są inżynierami dźwięku). Ellis i Cath (reprezentantka Walii w tym towarzystwie) poznali się niedługo potem i zostali parą (obecnie są małżeństwem). Jake i Alex (najmłodszy wiekiem, obok Jake’a najstarszy stażem w WPE) poznali się przez internet. W 2016 roku Jake założył kanał WPE, żeby wrzucać swoje ćwiczenia montowania filmów, a materiał pochodził z sesji grania online ze znajomymi. Gabby jest Szkotką (jak się wkurza, to jej się szkocki akcent odpala 🙂 ), ale wychowywała się w Nowej Zelandii, gdzie przez wspólną znajomą poznała Jake’a, który też w dzieciństwie spędził tam kilka lat; obecnie są zaręczeni, ślub raczej niedługo. Nick jest przyjacielem Gabby ze studiów, przeniósł się do Londynu (jest żonaty z Angielką).

Generalnie cały ich urok bierze się z osobistych relacji. Razem śmieją się z różnic w swoich akcentach, z tego, że Jake ma najprawdopodobniej niezdiagnozowaną dysleksję, obie panie mają ADHD, a Alex czeka w kolejce NHS na diagnozę autyzmu. Na początku Ellis i Gabby udawali, że się nie cierpią, Ellis się łatwo wkurza (chociaż podobno to bardzo wyluzowany człowiek), a Alex rzuca tekstami, które po angielsku można określić jako „unhinged”. I to nie jest kanał dla dzieci :). Ciężko to wytłumaczyć, ale oni mnie naprawdę bawią. I online są bardzo fajnymi ludźmi, wspierającymi fundacje charytatywne (głównie Mind UK), czego raczej się nie spodziewamy po komediowych kanałach na YT.

Następnego dnia pobiegałam znowu po Cardiff, wróciłam busem do Londynu i stamtąd bez zbędnych przygód (typu dopłacanie za wypchany plecak na lotnisku…) wróciłam do domu.

Walijski i angielski…

I już nie muszę lecieć do Londynu w 2026 roku 🙂