Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przełącznik zmienił położenie.

Jeszcze niedawno (w okresie LDEPowym głównie) potrafiłam siedzieć przy kompie do północy. Ostatnie dwie godziny spędzałam właściwie już w łóżku – kupiłam sobie specjalny stolik pod laptopa, więc mogłam śmigać. Czytałam fanfiction, siedziałam na czacie znajomego forum. Z powodu przesiadywania przed ekranem do łazienki chodziłam jako ostatnia, po 22. Jedyną większą aktywnością fizyczną była cotygodniowa godzinka na basenie.

Jakoś mi się tego „komputerowania” odechciało.

Tak zupełnie nagle. Coś się zaczęło dziać już po LDEPie. Czat stracił na atrakcyjności, folder w Firefoksie zatytułowany „Fiki do przeczytania” tylko obrasta w linki, z którymi nic się potem nie dzieje. Powróciłam do mojej „Księgi wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa” – jednej z czterech książek, która patrzy na mnie smutną okładką i prosi o przeczytanie. Został mi jeszcze jeden zbiór i mogę się wziąć za pożyczonego od Kogoś „Wrońca” Dukaja. Przedwczoraj przeprosiłam się z domową siłownią i zaczęłam ćwiczyć na Orbitreku – na razie niewiele, po 5 minut rozgrzewki i potem szybko do zmęczenia. Czasy tej drugiej części ćwiczeń imponujące nie są, bo za pierwszym razem było 3,5 minuty z jedną, trzysekundową przerwą, wczoraj były 4 z dwiema przerwami. Zakwasów po tym nie ma, ale czuję, że uda pracują. Dobrze, na pracy ud mi najbardziej zależy.

Czy ta zmiana na pewno była po LDEPie i uwolnieniu się od jednego, dużego obowiązku? Czy to raczej po „zmianie statusu związku” endorfiny po kryjomu robią swoje? Zwłaszcza, że z tą zmianą coraz lepiej i swobodniej się czuję?

Hmmm. To drugie wyjaśnienie bardzo mi odpowiada. 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Wyniki sondy

tutaj.

Przepraszam obie pogryzione osoby. Mam nadzieję, że szczepionka zrobiła swoje.

Siedem niepogryzionych osób może zaświadczyć tym zdziwionym czterem, że gryzienie rzadko się zdarza.

Wczoraj kupiłam sobie wiśniowe „gumy” Fritt. Takie długie, podzielone na 5 części, rozpuszczalne paski. Moja dzienna norma spożycia wit. C. została wypełniona w przynajmniej 66% 😉 (22% na jeden pasek). Mrr, tęskniłam za tym. Prawie jak za Frugo, przy którego piciu jakiś czas temu stanął mi przed oczami jeden moment z życia w podstawówce. Nic szczególnego, ot, ja na boisku i czarne Frugo w łapie, ale jednak. Smak dzieciństwa :). Muszę sobie w końcu zielone kupić. Chyba dawno, dawno temu najbardziej mi smakowało.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Mieli ubaw

Siedzę w autku. Autko stoi na drodze z powodu czerwonego światła na miejskim skrzyżowaniu. Stoi na pasie „szybszym” – lewym. Na pasie prawym, obok mojego autka, na światło zielone czekała jasna furgonetka z kilkoma panami wewnątrz. Panowie chyba zbiorowo wracali z pracy.

W moim autku radio odtwarza muzykę, którą wcześniej nagrałam na wpiętego do radia pendrive’a. Akurat leci to. Nauczyłam się tekstu (nie celowo, oczywiście, po prostu, jak się kilka razy słucha piosenki, śledząc z ciekawości tekst, to się w końcu go nauczy), więc korzystając z prywatności mojego autka, wyłam razem z Florence.

Po prawej dostrzegłam ruch. Któryś z panów musiał zauważyć, że ruszam gębą, rozdziawiając ją dość szeroko, więc zwrócił uwagę kolegów. Panowie zaczęli mi się przyglądać. Zerknęłam na nich, nie przerywając śpiewania. Na dobiegające z radia „and hooooowl!” światło zaczęło się zmieniać, więc wrzuciłam jedyneczkę jeszcze na pomarańczowym, na zielonym noga na gaz i po swojemu, takoż wyjąc, zaczęłam wyciskać siódme poty z moich 54 koni mechanicznych. Furgonetka została w tyle i już mnie nie dogoniła.

Zrobiłam się czerwona, że ktoś raczej zauważył, że śpiewam?

Nie.

Bo co mnie obchodzi to, co myślą o mnie ludzie, którzy zupełnie nie mają i raczej nie będą mieć pojęcia, kim jestem? 🙂

PS.: Co do mojego śpiewania, może ktoś widział niedawno jakiś obrazek na kwejk.pl albo Demotywatorach? „Umiejętność śpiewania kończy się wraz z końcem piosenki”? 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Ucki mejl

Łódź jest brzydka. Widok z okna pokoju mam paskudny. Po drodze w różne miejsca na nóżkach i tramwajem lepiej nie było.

Z egzamu wyszłam z podejrzanie pozytywnymi odczuciami. Pytania były trochę mniej wredne od tych na egzamie w lutym, tylko kto wyszedł z założenia, że na stażu poznaje się nowe techniki w protetyce? Ogólnie dobrze, że wyniki mają być do niedzieli. Będę pewnie sprawdzać stronę CEM podczas jazdy pociągiem.

Wypad na Falę kompletnie się nie udał. Nie doczytałam na stronie, że mają przerwę techniczną :(. Po przeczytaniu stosownej informacji na głównych drzwiach wsiadłam sobie do tramwaju i pojechałam do Manufaktury, gdzie próbowałam się trochę pocieszyć, ale nie do końca mi to wyszło. Drugi kurs miał mnie doprowadzić w bardziej turystyczne rejony, czyli na Piotrkowską, ale i tam nie udało mi się znaleźć tego, co szukałam. W stanie wkurwa wsiadłam do tramwaju jadącego w stronę przeciwną i ostatecznie zlądowałam w swoim pokoju z pięknym widokiem. Na imprezę, na którą umawiali się moi koledzy z roku już nie chciało mi się iść: zrobiłam dość dużo kilometrów i stwierdziłam, że mam dość.

Swoją drogą, możliwość wysłania bez oporów do kogoś smsa z wyrazem frustracji i świadomość, że w odpowiedzi otrzyma się coś więcej i bardziej satysfakcjonującego od „trudno”, bardzo typowego dla mojej mamy, jest czynnikiem bardzo podnoszącym na duchu. :-*

Pozdrawiam z komórki. W pokoju mam darmowe wifi ;). I do przeczytania… w dość bliskiej przyszłości, zapewne.

PS.: W knajpie, z którą mój hostel ma umowę na wydawanie śniadań (w cenie pokoju), dają BEZNADZIEJNĄ jajecznicę. Jutro wypróbuję tosty.
PPS.: Następnym razem do ściągnięcia mnie do Łodzi będą potrzebne naprawdę SOLIDNE argumenty.

Dobranoc. I mam nadzieję, że ew. czytający mnie łodzianie nie wynajmą jakiegoś płatnego zabójcy. Nie polubiłam Łodzi i już.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Uć, uć…

Bilet na pociąg kupiony. Jutro dzwonię do hostelu i potwierdzam rezerwację pokoju na dwa dni. Na miejscu będę w czwartek przed 20. LDEP w piątek od 11. Na potem miałam wstępne plany, ale plany się rypły, więc wymyślę coś innego, co zawiera w sobie m.in. wykorzystanie dziś kupionego stroju kąpielowego. Powrót do domu w sobotę wieczorem.

Bo do Łodzi to mnie ogólnie nie ciągnie, ale skoro CEM zesłał tam wszystkich LDEPowiczów, to trudno…

Mózg mi się właśnie wyłączył. Herbatka i dziobię dalej dziecięcą i ortodoncję…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Za tydzień LDEP.

Że tak powiem…

IIIIIK!

Ale jak się ma poniższą skalę zadowolenia, to nic dziwnego, że nie ma motywacji:

0-69,9% – wzruszam ramionami.
70-100% – umieram z zawodowego szczęścia.

Wczoraj przelałam Lucasowi ostatnią ratę za kompa. I zostało mi jeszcze 16% autka do spłacenia.

Autka, którego syrena od alarmu chyba cierpi na jakieś zwarcie i wczoraj całą drogę do pracy mi malowniczo wyła (samochód jechał normalnie). I to nie był taki jednostajny sygnał, tylko raz ciszej, raz głośniej, na chwilę zamilkło, po czym znowu w głos. Przekręt specjalnym kluczykiem i milczy jak grób.

Dobrze, że na naszej działce moje autko w nocy stoi za sprawnie wyjącym w prawidłowych sytuacjach autkiem Rodziciela. Nawet wynieść by się ten mój samochód niespecjalnie dało. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy emocji

Miałam dość szaloną końcówkę zeszłego tygodnia. Najpierw we środę wspomniane w poprzedniej notce „drgnięcie”, potem w czwartek kompletne zgłupienie w pracy, w piątek nauczyłam się pływać, w sobotę pojechałam nad morze, w niedzielę na piwo, nad którym „drgnięcie” zaczęło przeradzać się w trzęsienie ziemi. Ale takie pozytywne.

Jak już planujemy wspólny urlop w przyszłe lato, to się chyba nieźle zapowiada?

Zaczęłam myśleć o ponownym wysłaniu kuponu Lotto, bo a nuż widelec.

Dzisiaj rano nadeszła wiadomość z przeciwnego bieguna.

Dygresja:

Podczas ostatniego przeglądania książek w Empiku natrafiłam na dzieło traktujące o mitach w psychologii. Jednym z nich było „pozytywne podejście może wyleczyć raka”. Całości nie czytałam, więc nie wiem konkretnie, czy mit został obalony.

Koniec dygresji.

Po dzisiejszym poranku stwierdziłam, że działanie przeciwne wywiera zamierzony skutek.

Dwa dni temu lekarz stwierdził, że serce jest sprawne.

Serce osoby, która straciła wolę życia i całe życie zmagała się z nieleczoną depresją. Siedziała z własnej woli zamknięta w mieszkaniu na trzecim piętrze. Choroba psychiczna w jej otoczeniu to był powód do wstydu, terapia w ogóle nie wchodziła w rachubę.

Tej nocy to sprawne, chociaż ponad osiemdziesięcioletnie, ale smutne serce najprawdopodobniej po prostu stanęło.

Mam problem z emocjami. Te dotykające mnie bezpośrednio docierają do mnie słabiej i z opóźnieniem, nie umiem sobie z nimi do końca radzić, odczytywać i reagować, dawać im upust, choć na filmach ryczę bez oporów. Rodzeństwo podobno zareagowało gwałtownie na wieści. Ja poszłam do pracy tak po prostu, zrobiłam swoje; teraz siedzę przed kompem i wiem, że powinnam być smutna. Ale tak naprawdę smutna.

Może to do mnie jeszcze nie dotarło?

Poryczę się pewnie dopiero na pogrzebie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

A miało być tak pięknie…

We środę dość poważne drgnięcie w moim życiu osobistym upoważniłoby mnie do zmiany na Facebooku statusu związku z „Wolna” na „To skomplikowane” albo i coś więcej, w piątek nauczyłam się pokonywać kilka metrów basenu bez dotykania stopami dna i powzięłam poważne postanowienie uczynienia taplania/topienia się regularną czynnością (wyrzut endorfin, wiadomo), zaś dzisiaj miał być wypad nad morze – po raz pierwszy w tym roku. I zapewne ostatni. Taki ze smarowaniem się kremem z filtrem 30 w porywach do 50 SPF i leżeniem na plecach w słonej wodzie, jeśli fala nie byłaby za wysoka.

Ogólnie byłam pełna entuzjazmu.

Po naszym przyjeździe, jak to na szczęście moich znajomych z Warszawy przystało (pojechaliśmy na ich zaproszenie), pogoda momentalnie się zepsuła i zaczęło wiać.

I nawiało zimną wodę.

I ogólnie było zimno. W ciągu czterech godzin temperatura powietrza spadła z 31 na 19 stopni.

Z leżenia na plaży, a już w ogóle z leżenia na wodzie – nici.

Kiedy wróciliśmy do ich pokoju, na okularach zauważyłam niewielką mgiełkę – jednak nie starłam jej jak zwykle, koszulką po nachuchaniu na szkła, tylko poszłam do łazienki wyczyścić je na mokro, jak Bozia w instrukcji obsługi i konserwacji przykazała. Pewnie słusznie, bo gdybym starła na sucho drobny piasek, to bym musiała wybulić parę zł na nowe soczewki… A czyste okulary są mi w sumie niezbędne do pracy…

Jutro może sobie odbiję niedobór endorfin piwem wypitym ze współuczestnikiem wspomnianego na początku drgnięcia. Współuczestnik zapewne zupełnie niechcący znacząco poprawił mi humor.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Łojezu.

Mission accomplished with my Sibling’s help. 😉

W sumie jakieś 45 minut w wodzie, w tym kilka zjazdów zjeżdżalnią, jedno stanie pod biczem wodnym celem wymasowania plecków, kilka(naście?) prób przepłynięcia choć kilku metrów, wprawdzie każda zakończona zapadnięciem się pod wodę, ale przed owym zapadnięciem udało się pokonać pewien skromny dystans. O to mi chodziło :).

To było spokojnie pływanie, a jestem normalnie rozdygotana ze zmęczenia. Właśnie niewielką, ale za to dość tłustą kolacją nadrobiłam utracone kalorie. Myślę, że od czasu do czasu będę takie wypady powtarzać, szlifując umiejętności. Basen mam kilka minut drogi od domu, dość płytki, ale woda cieplutka.

Strasznie jestem szczęśliwa z powodu takiego drobiazgu. Brakowało mi osoby, która na początku podeprze mi plecy przy próbie unoszenia się bezwładnie, wskaże jakieś błędy, wytłumaczy i pochwali bez stresu i presji.

Pływam. Strasznie kiepsko, ale pływam.

Jadę na Falę w Łodzi, a co. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przegrałam Bitwę o Rodzicielski Ząb

Dwóch dentystów płci męskiej z doświadczeniem w zawodzie wynoszącym łącznie jakieś 40 lat po spojrzeniu na zdjęcie RTG stwierdziło, że rodzicielska ósemka do leczenia kanałowego się nadaje. Ostrożnie, giętkimi narzędziami, ale jednak.

40 lat kontra jakieś 5 (ja i koleżanka) = przegrana z kretesem.

[bach głową o stół]

Mam to potraktować jako ciekawy przypadek i ćwiczenie, podobno rzekł mój były dentysta, obecnie kolega po fachu.

A na pewno muszę się nastawić bardziej pozytywnie… Rzeczę ja.

Na razie nastawiam się na nauczenie się pływać. Lubię jeździć nad wodę – do aquaparków, na plażę – ale 3/4 frajdy z takiego wypadu mi przepada, bo niespecjalnie mogę się potaplać. Biorąc pod uwagę, że we wrześniu pojadę do Łodzi, a Atlas Arena, gdzie mam zdawać LDEP, jest wg Google Maps rzut beretem od Aquaparku Fala (kiedyś zostałam tam wywieziona przez znajomych z Warszawy – strzał z kuszy od mojego hostelu), to się może wybiorę, o. Na razie nagabuję Rodzeństwo, które bez większego przekonania zgłosiło chęć nauczenia mnie nietopienia się. Na początek muszę zmusić swój zadek do unoszenia się na wodzie – potem może jakoś to będzie. Może zacznę chodzić na basen, ulżę swoim pleckom i zrzucę kilka kilo.

Tak z innych wiadomości:

Drodzy Wdzięczni Pacjenci.
Nie jestem kawoszem. Przekupiać mnie można czekoladkami.

Jeszcze trzy dni gospodarzenia w domu. W niedzielę wraca Rodzicielka – po 40 dniach nieobecności.

W mieście najbliższym mojej wiosze mieszkanie można wynająć już za 750 zł + opłaty. TŻ Rodzeństwa twierdzi, że o kredyt mogę się starać jakieś 6 miesięcy po podwyżce, czyli jakoś tak w marcu-kwietniu. Pytanie, jaką będę miała umowę o pracę – szef potwierdził chęć zatrzymania mnie w firmie. Powiem szczerze, że z dwóch obecnych pomysłów co do moich dalszych losów mieszkaniowych, oddzielenie mieszkania z domu rodziców (w sensie zrobienie kuchni i zamontowanie zamka w drzwiach) przegrywa z pomysłem całkowitej wyprowadzki jednym, ale za to bardzo ważnym argumentem – to byłoby nadal mieszkanie z rodzicami.

Tyle na dziś.