Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy emocji

Miałam dość szaloną końcówkę zeszłego tygodnia. Najpierw we środę wspomniane w poprzedniej notce „drgnięcie”, potem w czwartek kompletne zgłupienie w pracy, w piątek nauczyłam się pływać, w sobotę pojechałam nad morze, w niedzielę na piwo, nad którym „drgnięcie” zaczęło przeradzać się w trzęsienie ziemi. Ale takie pozytywne.

Jak już planujemy wspólny urlop w przyszłe lato, to się chyba nieźle zapowiada?

Zaczęłam myśleć o ponownym wysłaniu kuponu Lotto, bo a nuż widelec.

Dzisiaj rano nadeszła wiadomość z przeciwnego bieguna.

Dygresja:

Podczas ostatniego przeglądania książek w Empiku natrafiłam na dzieło traktujące o mitach w psychologii. Jednym z nich było „pozytywne podejście może wyleczyć raka”. Całości nie czytałam, więc nie wiem konkretnie, czy mit został obalony.

Koniec dygresji.

Po dzisiejszym poranku stwierdziłam, że działanie przeciwne wywiera zamierzony skutek.

Dwa dni temu lekarz stwierdził, że serce jest sprawne.

Serce osoby, która straciła wolę życia i całe życie zmagała się z nieleczoną depresją. Siedziała z własnej woli zamknięta w mieszkaniu na trzecim piętrze. Choroba psychiczna w jej otoczeniu to był powód do wstydu, terapia w ogóle nie wchodziła w rachubę.

Tej nocy to sprawne, chociaż ponad osiemdziesięcioletnie, ale smutne serce najprawdopodobniej po prostu stanęło.

Mam problem z emocjami. Te dotykające mnie bezpośrednio docierają do mnie słabiej i z opóźnieniem, nie umiem sobie z nimi do końca radzić, odczytywać i reagować, dawać im upust, choć na filmach ryczę bez oporów. Rodzeństwo podobno zareagowało gwałtownie na wieści. Ja poszłam do pracy tak po prostu, zrobiłam swoje; teraz siedzę przed kompem i wiem, że powinnam być smutna. Ale tak naprawdę smutna.

Może to do mnie jeszcze nie dotarło?

Poryczę się pewnie dopiero na pogrzebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *