Kategorie
Archiwalne Praca

Dylematy

Przypadek 1: jedynka górna. Na zdjęciu RTG wszystko OK, pozornie klasyczne endo, czyszczona dwa razy, wacik po dwóch tygodniach ciągle wychodzi zabarwiony na ciemno, ciągle boli przy próbie dalszego opracowania. Na sączku papierowym oprócz krwi przy wierzchołku dochodzi wyraźniejsza, czerwona kropeczka jakieś 7 mm od końca. Prawdopodobnie kanał boczny, odchodzący od głównego. Zna ktoś jakiegoś endodontę w moich okolicach, który by się pacjentem odpowiednio zaopiekował, nie zdzierając przy tym kasy z niego?

A miało być zwykłe endo na jedną-dwie wizyty. Pacjent przyszedł, bo mu się stare wypełnienie nie podobało.

Przypadek 2: górna czwórka. Boli z krótkimi przerwami od wczoraj, wcześniej się też nieśmiało odzywała, w nocy nie dawała w kość, na opuk nie reaguje. Ubytek potencjalne MOD (mezjalna-żująca [„okludalna”]-dystalna), w miejscu „O” stary amalgamat. Znieczulenie, wiercimy. „Da się uratować?”, zadaję sobie pytanie, wiedząc, że do komory jeden krok. Nagle widzę wielce pasjonujący obrazek w postaci kropelki ropy na środku ubytku. Już nawet nie krew z typowego obnażenia, tylko ropsko. Tym samym dylemat wyparował, bo miazgi – do której już się dowierciłam – z ogniskami ropnymi uratować się raczej nie da.

Gdyby nie to, że endodoncja jest dziedziną trudną (czego dowodzi opisany pierwszy przypadek), wymagającą cierpliwości i doświadczenia (które, fakt, przychodzi z czasem), może bym się w niej odnalazła i poszła w jej stronę. To, z czym mam do czynienia teraz, to typowe, „wioskowe” przypadki, od których się nie ucieknie. Ale nawet one dodają trochę emocji do życia – znajdę ten kanał, czy nie? Złamię narzędzie? Uda się wypełnić na następnej wizycie?

Chyba nadaję się do tej roboty 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Niech mi ktoś mądrzejszy przypomni

Czy niedoczynność przytarczyc może mieć jakiś wpływ na stan zębów? Coś tam było z gospodarką wapniową, ale przyznam się szczerze, że niedokładnie pamiętam.

Pytam, bo dziś zdecydowanie i bez ogródek powiedziałam pacjentce, że zęby ma w stanie strasznym. Górne jeszcze w miarę (typowe, zazwyczaj górne zęby są w znacznie lepszym stanie od dolnych), na dole większość do usunięcia. Plus ropień podśluzówkowy. Kolejny z nielicznych przypadków, po przyjęciu których padam na krzesło i macki ((c) kolega Cucu) mi opadają. Jak już dojdę do siebie, to idę do socjalnego łyknąć herbatki i jeśli jestem tam sama, to se szepnę do siebie „Ja pie***lę”.

Poważnie.

Pacjentka wyszła z gabinetu z przedziurawionymi przeze mnie wierzchołkami dwóch możliwych zębów przyczynowych, receptą na antybiotyk, listą kontaktów do chirurgów stomatologicznych i lekko obrażoną miną. Może powinnam powiedzieć to inaczej, albo wcale nie mówić, ale sorry, jestem nieprzystosowana społecznie i kitu wciskać nie umiem.

Z tą niedoczynnością przytarczyc, jakikolwiek miałaby ona wpływ na zęby, też nie jest tak, że wszystko wyjaśnia. Są tłumy całe pacjentek w ciąży albo po. Wymagają one pilniejszej opieki stomatologicznej, ale rodzenie dzieci moim zdaniem nie jest wystarczającym uzasadnieniem dla przechodzenia na bezzębie w wieku dwudziestu-kilku lat.

Chyba naprawdę muszę się zaczepić w jakiejś prywatnej przychodni bez kontraktu w NFZ. Macki może będą mi rzadziej opadać…

PS.: Miałam nie pisać o konkretnych pacjentach (taaaak, czytam wyniki ankiet, czytam!). Morfeusz pisze cały czas. Ja czasami też muszę.

Kategorie
Archiwalne Praca

Miszczu

Na trzy ostatnie rwanka ząbków wynik był się ustalił na 2:1 dla mnie. Do jednego, który zaczął mi się składać na pół przy pierwszym ściśnięciu kleszczami, zawołałam szefa. Ten złapał dźwignię Wintera i po trzech minutach zęba nie było. Dzisiaj samodzielnie wykonałam kombinację dźwigniowo-kleszczową i uwolniłam pacjenta od bolącego dziada. Trzeci przypadek to zakazane dłutowanie za pomocą kleszczy ;).

Poza tym przymierzam się do zrobienia Wam ankiety na temat tego bloga. Nie sprawdzanie wiedzy, tylko ankieta opiniodawcza.

A w sobotę jadę do kina na „Black Swan”. Skoro stawiają bilet… 😉

Wypadliśmy z rankingu na dziób ;).

I ja takoż na dziób padam, ponieważ nie chlapnęłam sobie popołudniowej herbatki. Będzie mi się dobrze spało. 😉

Dobranoc.

Kategorie
Archiwalne Praca

Paradoksalnie

dłutowanie, którego jeszcze nie tak dawno nie znosiłam, dziś daje mi największą satysfakcję przy kanałach i łataniu dziur tanimi materiałami. Wiem, że wydłutowanie dolnej dwójki (czyli usunięcie jej za pomocą dźwigni prostej) to pewnie żadna filozofia, ale fakt, że nie muszę do takiego zabiegu wołać szefa, sprawia mi radość. Może z większym zapałem będę podchodzić do poważniejszych zabiegów (jak wydłutowanie trzonowca), których ostatnio jest jakby trochę mniej.

Może ten brak satysfakcji to skutek niewiedzy, na którą wiem, że cierpię? Nie mam czasu czytać podręczników z powodu pracy dorywczej, od której zresztą powoli zacznę się wymigiwać. Krzyczy na mnie chirurgia, perio i ortodoncja. I dziecięca. Po drugiej stronie barykady stoją leczenia endo, których ilość rośnie w tempie zastraszającym. Z żalu za tymi zniszczonymi zębami (sama miałam przeleczony kanałowo tylko jeden ząb, 45, w podstawówce) jeszcze się nie wyleczyłam. Chyba muszę wylądować gdzieś, gdzie nie ma umowy z NFZ. Może porządniejsze „zęby” – czy też pacjenci z uzębieniem w lepszym stanie – będą się zgłaszać. W tej pracy, mimo oczekiwań szefa, pacjentów „prywatnych” praktycznie nie mam. A mi terminów zaczyna brakować. „Najwcześniej za trzy tygodnie”.

Albo to perspektywa weekendowego siedzenia nad robotą, o której jeszcze wczoraj mówiłam, że nie mam jej dość. Albo spadek ciśnienia i niewyspanie. Albo to, że moi rodzice znowu wyjeżdżają na weekend, a ja w te wakacje pewnie nawet w Krakowie na 4 dni nie wyląduję z powodu rat za kompa i samochód, które do końca stażu chcę spłacić.

Ogólnie frustracja i zgrzytanie zębów.

Kategorie
Archiwalne Praca

Tęsknię za łataniem dziur

Miałam dziś chyba 8 czy 9 pacjentów. Z tego jednego musiałam odesłać na dzień następny. Zwykła próchnica z uzupełnieniem ubytku była tylko u pacjenta na początku (żeby było smutniej, to u małego dziecka pierwszy raz na fotelu) i ostatniego. Pozostałe to albo rwania, albo kanały na różnych etapach rozwoju.

Normalnie tęsknię za zwyczajnym wierceniem i łataniem dziur materiałem światłoutwardzalnym. Troszkę się człowiek przy tym pomęczy, ale ma wtedy powód do dumy, że ładnie wyszło i plomba troszkę posłuży. Z książeczkowymi materiałami będą wracać co jakiś czas. I chociaż staram się książeczkowo łatać jak najlepiej, to wygląd nie ten, trwałość wątpliwa… A pobawiłby się człowiek nakładaczem płaskim przy formowaniu stoków guzków zębowych. Popsuł sobie siatkówkę oka lampą polimeryzacyjną. A na następnym przeglądzie z dumą stwierdził, że taka plombka piękna, że jej nie można odróżnić od zęba.

Całe szczęście, w jedynkach i dwójkach też się ludziom robi próchnica. I choć kiedyś nie lubiłam odbudów estetycznych (za duża odpowiedzialność 😉 ), to teraz jest jedyna okazja, żeby się troszkę pobawić z możliwą satysfakcją dla obu stron ;).

Kategorie
Archiwalne Praca

Wyścig z czasem

Na tym czasami polega praca dentysty. Szybko szybko, żeby wypełnienie potem trzymało. Najgorzej, jak nie ma dostępu do koferdamu i wszystko zalewa ślina. Oczywiście, są ślinociągi i wałeczki z ligniny, ale pacjent czasami majtnie ozorem i żmudny proces przygotowywania ubytku pod wypełnienie diabli biorą.

Mam jednego takiego małego pacjenta, u którego wypełnienie trzech kanałów w trzonowcu wyczerpało mnie fizycznie i psychicznie. A nakrzyczeć nie można, zdecydowane prośby o niemajtanie ozorem to jak rzucanie grochem o ścianę, więc się człowiek zużywa psychicznie.

Albo dziś: wrócił pacjent po poprawce wypełnienia trzy miesiące temu. Jedno wypadło, założyłam swoje, to też wypadło. Budowa ubytku prosi się o nieszczelność, ciężko i wyczerpująco, dodatkowo pacjent otwiera paszczę na półtora palca i jeszcze co chwilę ją zamyka, więc ogólnie wszystko się zalewa. Więc jak już się uda coś wsadzić do ubytku, to trzeba umieścić dwa paluchy (jeden na drugim) między siekaczami swojej ofiary i stać z tymi palcami, dopóki plomba nie zwiąże. Potem paluchy wyłażą trochę zgryzione, ale korekta w zgryzie to już relaks.

Ogólnie praca w usługach sucks ;).

I apel do pacjentów: jak już dentysta odłoży wiertarkę, to

NIE MAJTAĆ OZOREM!!!

Najlepiej nie robić tego już na etapie wiercenia. Jak dentysta włoży wałeczek pod język, to go zaraz nie wypychać. Po coś on tam jest.

Oczywiście większość pacjentów jest grzeczna i trzyma języki tam, gdzie trzeba, więc przy wypełnianiu ubytek jest suchy i fajnie. Ale czasami…

Ech.

Kategorie
Archiwalne Praca

Stażowo

Przebąknęłam do szefa o mojej chęci zrobienia części stażu gdzie indziej. Miałam się popytać o opinie i dać mu namiary, pod którymi miałby się tym zająć. Początkowo myślałam o odejściu z przychodni na 2 miesiące (tyle trwa staż cząstkowy z protetyki), potem wpadłam na pomysł, że mogłabym w drugie miejsce jeździć 2-3 razy w tygodniu, resztę dni spędzać w starym miejscu.

Pomysł zaczął się rozmywać. Na FB poziomka podpowiedziała, żeby poszukać sobie czegoś w ramach wolontariatu.

I uznałam to za świetny pomysł :).

Wstukałam odpowiednie hasło w Google i znalazłam wypasioną przychodnię z nastawieniem na porządną protetykę. Kierownikiem również (jak mój szef) jest specjalista Io, z praktyką za granicą, więc a nuż widelec byłoby warto się tam zakręcić.

Jeszcze tam nie byłam, mam w planach odwiedziny w przyszłym tygodniu i dowiedzenie się, czy przyjęliby mnie nawet jako przeszkadzacza – żebym mogła stać i patrzeć. Kilka godzin w tygodniu. Miałabym dostępne 3 popołudnia, kiedy pracuję krócej. Może z czasem pozwoliliby mi coś zrobić. Protetyka to jest w sumie ważna i rozwojowa dziedzina stomatologii, i chociaż kiedyś myślałam o pójściu w ortodoncję (biorąc pod uwagę, że nawet starych testów z LDEPu jeszcze porządnie nie przejrzałam – ale zaraz się poprawię 😉 – czarno widzę ewentualną speckę 😉 ), to pacjenci na protę też się pewnie zawsze znajdą.

Poza tym, taki wolontariat będzie lepiej wyglądał w CV ;). Komuś się już pokażę. Szef zobaczy, że wykazuję inicjatywę. A nuż widelec coś z tego będzie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Się wyczerpali

Wszyscy pacjenci, których coś bolało, najwyraźniej przyszli wczoraj. Dziś powitała mnie pusta poczekalnia. Nawet mój i drugiej doktor zapisani pacjenci zawiedli. Przygarnęłam jakieś pojedyncze, obolałe sztuki.

Dziś zaryzykowałam przykrycie bezpośrednie miazgi. Pacjent został ostrzeżony, że ten ząb z dużym prawdopodobieństwem zacznie dawać w kość. Ale to była młoda sztuka, więc a nuż widelec…

Poza tym stwierdziłam, że jestem za dobra. Nie ma co iść na rękę pacjentom, którzy np. kilkakrotnie nie stawiają się na wizyty.

Rodziciel po wczorajszym wierceniu nie narzeka. Nic nie mówi na ten temat. Wolę nie pytać. 😉

Weny brak.

Kategorie
Archiwalne Praca

Po dzisiejszym

Od cholery bólowych, nie przyszedł tylko jeden pacjent, skończyłam 10 minut później. Jednego delikwenta przekonałam do leczenia kanałowego. U innego pacjenta udało mi się zrobić dwa ząbki jednocześnie, co rzadko mi się zdarza. Niby znieczulenie nie powinno skłaniać dentysty do brutalniejszego piłowania, ale niestety, tak to działa, że ogólnie robi się szybciej. Co nie znaczy, że gorzej ;P. Ogólnie tempo dzisiaj było niezłe i do 17:25 byłam z siebie całkiem zadowolona.

Bo potem usiadł rodziciel.

Przeżył. Ja już gorzej ;). Teraz tylko się boję, co będzie, jak mu znieczulenie zejdzie, bo było, kurna, głęboko. Ogólnie za dużo nerwów, za dużo. Tatusiowi chyba figę pokażę, niech się dalej leczy u naszego dentysty, bo ja się nie lubię tak denerwować, bleh.

Jutro po robocie komputerowe zakupy. Dzisiaj szef mi podbił zaświadczenie o zarobkach, jutro po pracy szybki kurs do Euro i mam nadzieję, że powrót już z nowym sprzętem. Przenoszenie wszystkich plików i instalacja programów (czy pakiet Open Office pójdzie na Windows 7? 😉 ) będzie niewątpliwie ciekawą rozrywką na wtorkowe popołudnie. Żebym się tak jeszcze za LDEP zabrała… Fotki kompika pewnie umieszczę. Na osobistym profilu na FB :P.

Kategorie
Archiwalne Praca

„Lubi pani doktor leczyć dzieci?”

… zadano mi pytanie.

„To zależy,” odrzekłam ostrożnie.

„Bo dzwonił ktoś z dzieckiem do usunięcia mleczaków i powiedział, że chce tylko do pani, bo pani ma dobre podejście do dzieci.”

Zdziwiłam się, choć miło coś takiego usłyszeć. Już wyrabiam o sobie opinię ;). Mam tylko nadzieję, że nie oddelegują mnie do szkoły ;).

Taki paradoks. Dzieci własnych raczej nie chcę mieć. Raczej, bo moje rodzeństwo jeszcze kilka lat temu się zarzekało, że absolutne NIE dla dzieci, teraz ma 1,5 sztuki. Więc może kiedyś instynkt macierzyński się we mnie obudzi. Na razie nie.

Dla dzieci na fotelu jestem w miarę cierpliwa. Nie opieprzę, choć mam czasami ochotę, ale chyba nie jestem w tym sama ;). Staram się prośbę o niewsadzanie języka do ubytku obracać w żart o jęzorze, co to żyje własnym życiem. Z zasady nie robię na siłę – raz mi się zdarzyło i nie chcę tego powtarzać. Czasami sobie nie radzę w pertraktacjach, a już kompletnie nie umiem przedstawić idei znieczulenia tak, żeby maluch się nie przestraszył. Mam jednak na koncie kilka zwycięstw, jak dziewięciolatka, który zaczął mi płakać na fotelu, zanim jeszcze coś ruszyłam, przekonany przeze mnie do znieczulenia górnego zęba spokojnie dał go sobie wyleczyć. Na koniec odbył się dialog między mną a pacjentem:
– I co, było strasznie?
– Nie.
– Nie będzie afery następnym razem?
– Nie.
Na następnej wizycie wszedł niemal w podskokach i na wstępie zażądał znieczulenia. Na co ja mu walnęłam przewodówkę żuchwy, bo dziursko wołało o natychmiastową pomoc. A w gabinecie nie mamy karpuli z cienkimi igiełkami, tylko normalne strzykawki, nad czym ubolewam. W tej sytuacji pozostaje mi tylko obiecywać, że będę robić bardzo powolutku i delikatnie. Zazwyczaj się udaje.

Jaki mam wybór z tym leczeniem dzieci? Poza zgaszeniem lampy i obniżeniem fotela, jeśli maluch absolutnie nie chce współpracować? Wejście dziecka do gabinetu to zawsze jest loteria. Nigdy nie wiadomo, jak będzie się zachowywać, jak zareaguje na strzykawkę, jak na wiertarkę i wiertło. Ja lubię mieć wszystko poukładane i zaplanowane.

„To zależy, jak się zachowuje” – dokończyłam rozmowę.