… zadano mi pytanie.
„To zależy,” odrzekłam ostrożnie.
„Bo dzwonił ktoś z dzieckiem do usunięcia mleczaków i powiedział, że chce tylko do pani, bo pani ma dobre podejście do dzieci.”
Zdziwiłam się, choć miło coś takiego usłyszeć. Już wyrabiam o sobie opinię ;). Mam tylko nadzieję, że nie oddelegują mnie do szkoły ;).
Taki paradoks. Dzieci własnych raczej nie chcę mieć. Raczej, bo moje rodzeństwo jeszcze kilka lat temu się zarzekało, że absolutne NIE dla dzieci, teraz ma 1,5 sztuki. Więc może kiedyś instynkt macierzyński się we mnie obudzi. Na razie nie.
Dla dzieci na fotelu jestem w miarę cierpliwa. Nie opieprzę, choć mam czasami ochotę, ale chyba nie jestem w tym sama ;). Staram się prośbę o niewsadzanie języka do ubytku obracać w żart o jęzorze, co to żyje własnym życiem. Z zasady nie robię na siłę – raz mi się zdarzyło i nie chcę tego powtarzać. Czasami sobie nie radzę w pertraktacjach, a już kompletnie nie umiem przedstawić idei znieczulenia tak, żeby maluch się nie przestraszył. Mam jednak na koncie kilka zwycięstw, jak dziewięciolatka, który zaczął mi płakać na fotelu, zanim jeszcze coś ruszyłam, przekonany przeze mnie do znieczulenia górnego zęba spokojnie dał go sobie wyleczyć. Na koniec odbył się dialog między mną a pacjentem:
– I co, było strasznie?
– Nie.
– Nie będzie afery następnym razem?
– Nie.
Na następnej wizycie wszedł niemal w podskokach i na wstępie zażądał znieczulenia. Na co ja mu walnęłam przewodówkę żuchwy, bo dziursko wołało o natychmiastową pomoc. A w gabinecie nie mamy karpuli z cienkimi igiełkami, tylko normalne strzykawki, nad czym ubolewam. W tej sytuacji pozostaje mi tylko obiecywać, że będę robić bardzo powolutku i delikatnie. Zazwyczaj się udaje.
Jaki mam wybór z tym leczeniem dzieci? Poza zgaszeniem lampy i obniżeniem fotela, jeśli maluch absolutnie nie chce współpracować? Wejście dziecka do gabinetu to zawsze jest loteria. Nigdy nie wiadomo, jak będzie się zachowywać, jak zareaguje na strzykawkę, jak na wiertarkę i wiertło. Ja lubię mieć wszystko poukładane i zaplanowane.
„To zależy, jak się zachowuje” – dokończyłam rozmowę.