Kategorie
Archiwalne Praca

Stało się

– Najpierw jedna ciąża, potem druga, zaniedbałam tego zęba…

– Wie pani, zęby nie są źródłem wapnia podczas ciąży. Chodzi raczej o podjadanie po nocach i niemycie zębów…

Prychnięcie asystentki (takie typu zgadzam-się-z-panią-doktor) i wymowna cisza ze strony pacjentki… Wyrazu twarzy nie widziałam, bo byłam skoncentrowana na korzeniach, do których usunięcia się właśnie przymierzałam…

Stało się. Zaczęłam obalać słynny mit. Z pozdrowieniami dla poziomki. 🙂

Pacjentka chyba jednak się nie obraziła, bo jak weszła przestraszona, tak wyszła, zarzekając się, że już nie boi się dentysty i będzie chodzić tylko do mnie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Rozrywki piątkowego poranka

Rano. Znaczy bardziej rano niż zwykle.

Zapisanych pacjentów sztuk 1. Potem mamy robić za pogotowie bólowe (z nastawieniem na duże zużycie znieczuleń, kleszczy Meissnera, devipasty, fleczeru i opatrunków stomatologicznych w postaci gęstego tlenku cynku z eugenolem).

Czwartkowy, wkurzający, umiarkowany ból głowy mi minął, wyspałam się, więc byłam gotowa na wymyślanie, czego dowodem będzie opisany pacjent. Osobnik płci obojętnej, w wieku nieistotnym, zgłosił się ponownie po dwóch tygodniach celem usunięcia górnej piątki. Ząb do leczenia kanałowego się nie nadaje, zresztą pacjent i tak nie wyraża na nie zgody. Poprzednio był przy nim ropień podśluzówkowy (tworzący się pod błoną śluzową przy długo trwającym ropnym stanie zapalnym tkanek okołowierzchołkowych), więc zrobiłam dziurę w piątce (z przedziurawieniem wierzchołka korzenia1) z nadzieją, że do następnego razu ropy trochę zejdzie i znieczulenie ma szansę zadziałać. Owszem, zeszło, ale tyle, że tym razem zaczęłam podejrzewać trzy zeżarte korzenie sąsiedniej szóstki o bycie sprawcami całego zamieszania. Miękki bąbel na dziąśle mi się nie podobał, więc ciągle wahając się, czy ząb (szóstkę) usunąć dziś czy może jednak kiedy indziej, poprosiłam asystentkę o strzykawkę i grubszą igłę. Wbiłam igiełkę w bąbel i z wielką satysfakcją i tekstem „teraz będą ładne widoczki” odciągnęłam z ropnia jakieś 0,5 ml żółtawego, gęstego płynu, mlask mlask. Powinnam ów ropień naciąć skalpelem, ale a) wolałam trzymać się z dala od tak niebezpiecznych narzędzi i b) podejrzewałam, że przy bardziej agresywnych działaniach pacjent zjedzie mi z fotela. Drugą rozrywką przy tym samym pacjencie było znieczulenie przewodowe nerwów zębodołowych górnych tylnych, jako że znieczulenie nasiękowe raczej by nie zadziałało (chemia leków – w środowisku zapalnym środek znieczulający nie przenika do miejsca docelowego – to tak w dużym uproszczeniu). Było to rozrywką, ponieważ a) zębów w szczęce nie trzeba znieczulać przewodowo, więc rzadko się to robi, b) łatwo się można wbić w splot żylny skrzydłowy, przez co trzeba pilnować, gdzie się podaje środek znieczulający (jeśli do żyły, to znieczulenie sobie popłynie w organizm, nie wywierając żadnego działania w miejscu, które chcemy znieczulić), c) znając moje umiejętności nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie, mimo że znieczulenie przewodowe przypomina nasiękowe do siódemki. A postanowiłam jednak usunąć szóstkę, ponieważ wiedziałam, że nakłuwanie ropnia bez usunięcia przyczyny nie ma większego sensu. Druga rozrywka mi wyszła – pacjent podczas wydłubywania trzech korzeni (w tym jednego już zarośniętego dziąsłem) nie zleciał z fotela. Ostatecznie pacjent wyszedł usatysfakcjonowany, a i ja byłam z siebie dumna.

Poza tym miał przyjść delikwent, który ma zwyczaj awanturowania się, ale nie przyszedł. Mamy argument przeciwko jego wciskaniu się bez kolejki ;).

Po drodze było awanturujące się dziecko, które mi prawie odgryzło palec; potem nieco starsze, na wstępie przestraszone, ale wydało z siebie westchnienie ulgi, kiedy przy standardowym „czyszczeniu metalową szczoteczką” okazało się, że to jednak nie boli. Potem kilku dorosłych… Ogólnie bez większych rewelacji i proszenia o pomoc.

Po 2,5 godzinach dyżuru przychodnia opustoszała. 5 minut przed naszym wyjściem (wszystko było posprzątane, ja już w cywilnych ciuchach, sprzęt schowany) przyszli jeszcze ludzie, też podobno z bólem. „Jest otwarte do 11” – rzekła asystentka. „Jesteśmy za pięć!” – oświadczyli z satysfakcją przybysze. „Proszę jeszcze zapytać lekarza” – poprosili, kiedy po dalszej rozmowie zaczęły upadać ich nadzieje na przyjęcie. „Ja jestem lekarzem” – oświadczyłam brutalnie, choć z uśmiechem mówiącym (mam nadzieję…) „bardzo mi przykro, ale nic nie poradzę”. Następnie wyszłyśmy z przychodni na piękne słoneczko i mogłyśmy wszystkie ruszyć do świątecznych przygotowań.

Wesołego jajka wszystkim. Takiego bez bólu zęba i ropni podśluzówkowych w międzyczasie.

Przypis:
1. w standardowym leczeniu kanałowym nie można przechodzić narzędziem kanałowym poza korzeń zęba. W przypadku zapalenia tkanek okołowierzchołkowych takie przyzwolenie jest. Pozwolę sobie jednak wspomnień o kobiecie, która szkoliła mnie z zachowawczej na 3 i 5 roku studiów. Podczas mierzenia długości roboczej kanału za pomocą endometru (urządzenia elektronicznego, które wskazuje, jak blisko jest się do wierzchołka korzenia) wymagała, aby przebijać się narzędziem poza wierzchołek i wycofywać się do żądanej długości.

Kategorie
Archiwalne Praca

It’s alive!

Wpisałam tekst z tytułu do Grafika Google i mi się dużo plakatów horrorów pokazało, z Frankensteina included. Absolutnie nie chce mi się o niczym pisać. A jak już mi się chce, to jest to niezgodne z moimi własnymi zasadami (m.in. nie pisać nic o współpracownikach i warunkach mojej pracy – po stażu chcę tam zostać 😉 ), dzięki czemu cierpią nieliczni.

Pogoda wczoraj śliczna była. Gdyby nie to, że byłam głodna, pojechałabym na spacer.

Muszę zadzwonić do Izby Lekarskiej, bo nie mam pojęcia, kiedy mam staż z ratunkowej.

Nadal nie załatwiłam sobie wolontariatu z protetyki. Tylko się zastanawiam, gdzie lepiej iść, biorąc pod uwagę, że pracować będę głównie na wsi: do gabinetu, gdzie robią „szuflady” na NFZ, czy do superhiperwypasionej przychodni prywatnej, zajmującej się, podobnoż, trudnymi przypadkami. Przy moim zapale, kurna, dużo z tego wyjdzie.

3mta się i nie zostawiajcie mnie tu samej…

Kategorie
Archiwalne Praca

Gadający dentysta

Ja nim nie jestem. O ile na fotelu nie siedzi dziecko, które zachowuje się spokojniej, jeśli mu mówię, co robię, co biorę do ręki, do czego to służy i w ogóle o co biega. Z dorosłymi rozmawiać nie potrafię. Ale może się nauczę kiedyś. Na razie pozostaję przy śpiewaniu za kierownicą, przy fotelu koncentruję się wyłącznie na zabiegu.

Ale dla Was mała sonda. Taki blog z letka interaktywny.

SONDA Czy lubisz, jak dentysta podczas zabiegu do Ciebie mówi?

Tak. Nie. Zależy, co mówi. Zależy, czy mogę odpowiedzieć.
Zobacz wyniki

Dzisiaj trzecia w tym tygodniu popołudniówka. W piątek mam na rano, więc pewnie dopiero w sobotę odeśpię te maratony. Z drugiej strony dziś miałam budzik nastawiony na 9, a wstałam chwilkę przed ósmą :(.

Kategorie
Archiwalne Praca

Bywa

1. fajnie.
Kiedy dziecko całą wizytę przesiedzi wzorowo na fotelu. Albo kiedy pacjent pożegna cię szczerym i dobitnym „Dziękuję”. Albo jak odbudowa przedniego zęba wyjdzie tak ładnie, że w ogóle nie widać, że połowa całości to klasyczny kompozyt.

2. fascynująco.
O poranku lubię widok nawiniętej na miazgociąg miazgi ;). Wkłada się takie narzędzie do kanału zębowego, obraca kilka razy i wyciąga z nawiniętym szarawym (bądź czerwonym) czymś. Mlask mlask. Książkowo. Po to są miazgociągi.

3. osłabiająco.
Pacjent z obrzękiem, podobno od wczoraj. Obmacuję delikatnie zmianę… I ze szczeliny między zębem a dziąsłem zaczyna się niemal wylewać brązowa, śmierdząca ciecz. I nie można wtedy zemdleć. Ogólnie osoby, które panicznie boją się igieł, widoku krwi (a tej nie brakuje, nawet w stomatologii zachowawczej, o chirurgii nie wspomnę), widoku ropy czy masakry w ustach powinny się zdecydowanie zastanowić, czy się nadają na dentystę.

4. męcząco.
O tym już było. Czasem, jak dziś, nie ma nawet specjalnie czasu, żeby łyknąć herbaty czy coś zjeść. Z jedzeniem ograniczam się do minimum, żeby mi w brzuchu nie burczało. Bo powinnam skończyć za godzinę, a na poczekalni jeszcze trzech pacjentów (potencjalnie -1,5-2 godziny pracy). W takie dni chce się udusić wszystkich pacjentów, którzy przychodzą z bólem po określonej godzinie.

Notka bez sensu, bo padam na dziób. Dzisiaj w pracy miałam w sumie trzy ostatnie punkty. Ale chciałam coś wkleić, więc macie to. O.

A tak w ogóle, jeśli znajdzie się ponad 25 osób, które lubią profil bloga na FB, to będę mogła owemu profilowi przypisać tzw. nazwę użytkownika :>. W tej chwili jest ich tak naprawdę 22 (ramka tutaj nie zaakceptowała faktu, że ktoś przestał ją lubić 😉 ).

Kategorie
Archiwalne Praca

Wykańczające

12:45. Oficjalnie pracujemy do 14. Nieoficjalnie do 13. Już panie sprzątające zabierają się do pracy.

Mamusia z córeczką. Z bólem.

„Chyba sobie żartujecie…” – mruczę pod nosem, męcząc Kerrami kanały w górnej szóstce u pacjenta.

„Pani doktor?…”, pada niewypowiedziane pytanie.

„W porządku,” odpowiada moje dobre serce.

Dziewczę usiadło na fotelu ok. 12:50. O 13:10 nadal próbowaliśmy je namówić na znieczulenie – niestety przewodowe, bo bolała szóstka. W końcu udało się dziewczę kujnąć i częściowo opracować ubytek: częściowo, bo po drodze dobiłam się do komory, na czym się skończyła dobra wola i cierpliwość pacjentki. Devipasta (tzw. „trutka”), watka i opatrunek, wizyta za 2 tygodnie.

Przed tym pacjentem humor miałam bardzo dobry. Na samym początku zakończyłam bardzo skuteczne wybielanie zęba po leczeniu kanałowym (drugie w moim życiu, przy czym oba były u tego samego pacjenta, o czym raczyłam go nie poinformować), byłam nawet zaskoczona efektem. Potem dostałam czekoladki (niestety z racji mojego urlopu zjedzą je inni 😉 ). Jeden pacjent nie przyszedł, więc na koniec mogłam się spokojnie skoncentrować na owym ostatnim leczeniu kanałowym. To płaczące dziewczę pozbawiło mnie sił witalnych i zdolności myślenia. Zeżarłam czekoladkę, popiłam herbaty, nawet nie umyłam kubka. Spakowałam się, poprosiłam o wybaczenie mi kubkowego lenistwa i wyszłam.

Jakiś rok temu w „Cogito” ukazał się artykuł na temat studiów stomatologicznych. Napisano tam m.in., że to ciężki zawód (o czym wiecie) i że jednym z elementów zdobywania sympatii pacjentów jest przyjmowanie ich z bólem o 22.

Przepraszam, kto ma tych pacjentów o 22 przyjmować? Chyba na pogotowiu stomatologicznym! Już byście chcieli, cwaniaki, żeby dentysta, już w piżamce, siedzący na kanapie, popijający winko (panie) lub piwko (panowie) i oglądający film, rzucił to wszystko i pojechał otwierać gabinet. Ależ oczywiście. Ja swojego prywatnego adresu i numeru telefonu podawać pacjentom nie będę, telefon firmowy będzie wyłączany na noc i zostawiany w gabinecie na czas urlopu.

Dobre serce nie popłaca.

Kategorie
Archiwalne Praca

Stomatolożenie jest męczące

Ładne słowo wymyśliłam?

Czy może raczej to powinno być „stomatologowanie”? Albo „dentystyczenie”?

Tak czy siak, praca dentysty jest męcząca. Pół biedy, że po dniu przy fotelu wysiadają plecy. Albo kolana. Albo biodra. Czy kark. Tylko 4 godziny w pracy i wróciłam padająca na dziób.

Sześciu zapisanych pacjentów, chyba trzech z bólem, skończyłam 15 minut przed czasem. Na koniec był pacjent z ulubionym ubytkiem dentystów, ale zamiast dwóch zębów obok siebie zrobiłam tylko jeden, bo po opracowaniu ubytku, co się wiązało z trzymaniem palucha przy języku pacjenta, coby jego też nie opracować przez przypadek, poczułam, że jestem przeraźliwie zmęczona i dam se spokój. Nie było wiadomo, co z tego drugiego zęba by wynikło.

Niedawno pisałam o walce z czasem. To też się dokłada do zmęczenia lekarza.

Ktoś na studiach powiedział, że owo „stomatolożenie” to praca fizyczna, tak na dobrą sprawę. Z dużą dokładką pracy umysłowej. Nie tylko sporo czasu dzierży się w dłoni wiertarki, które wcale nie są lekkie jak piórko (jeszcze pamiętam ze studiów swoje zaskoczenie przy pierwszej próbie użycia kątnicy), trzeba walczyć z policzkiem i językiem pacjenta, o usuwaniu zębów nie wspomnę – bo choć technika ma duże znaczenie, chucherka nie wyciągną zęba dobrze osadzonego w kości. W dodatku trzeba postawić diagnozę, opracować plan leczenia, owo leczenie wykonać odpowiednio. To wszystko troszkę przypomina prowadzenie samochodu. Nie dość, że trzeba trzema kończynami pracować oddzielnie (jedna noga obsługuje pedał, jedna ręka dzierży wiertarkę, druga zazwyczaj obsługuje lusterko), to jeszcze cały czas trzeba być świadomym tego, co się robi i jak wygląda sytuacja u pacjenta.

Ale zazwyczaj jest tak, że jak się już troszkę pojeździ, to się nabiera wprawy i się nie myśli o przerzucaniu biegów, włączaniu kierunkowskazu i tego typu rzeczach.

Dentyści – przyszli i obecni – wiedzą pewnie, o czym piszę. To jest bardziej notka dla pacjentów. Wasz dentysta ma całkowite prawo być zmęczony. Obojętnie, czy przyjmuje wyłącznie prywatnie, pacjent zapisany co godzinę, czy jak ja – przyjmuje co przyjdzie (praktycznie), zmiana co pół godziny czy czterdzieści minut. To ciężka praca. I powinniście to wiedzieć.

Kategorie
Archiwalne Praca

Kanał

Dzisiaj udało mi się przeprowadzić dwa duże leczenia kanałowe przez etap wypełniania kanałów na stałe, zaś jedno mniejsze skończyłam zupełnie. Tamte dwa zostały jeszcze do założenia wypełnienia w komorze. Niestety wszystkie trzy sztuki to były albo zęby przednie, albo boczne u niepełnoletnich, więc firma nie zarobiła nic w gotówce (takie przypadki są refundowane przez NFZ). Ale jakaś tam satysfakcja pozostaje, wszak założenie wypełnienia w praktycznie przygotowanej do tego komorze to pikuś, 10-15 minut pracy (których dziś nie miałam).

Poza tym, przyszło pismo z CEM (Centrum Egzaminów Medycznych) z dokładnym czasem i miejscem odbywania się rzezi niewiniątek. Otóż, kciuki należy trzymać 12 lutego od 11.

Aczkolwiek biorąc pod uwagę, że wczoraj zamiast się radośnie uczyć, oglądałam serial BBC „Sherlock” i śliniłam się do Benedicta C., możecie te kciuki olać tak samo, jak ja olewam ten egzamin.

W sumie nie ma się czym chwalić…

Kategorie
Archiwalne Praca

Kanałowy tydzień

Jak jeszcze niedawno endodoncja wydawała mi się nawet fajna, tak w tym tygodniu będę jej miała zapewne serdecznie dość. Dobrym przykładem jest dzisiejszy grafik: na 10 zapisanych osób chyba 7 ma leczenie kanałowe na jakimś etapie rozwoju. Najsmutniejsze jest to, że nam program do dokumentacji szwankuje i rozpoznawanie etapu leczenia będzie się wiązało z przypomnieniem sobie pacjenta, kiedy był tu ostatnio, po czym poszukiwania odpowiedniego kuponu/karteczki na stosiku makulatury na biurku koło mojego unitu.

„Starczy nam pilników?” – spytałam ostatnio.

Ale za to szef się ucieszy, bo przynajmniej część z tych wizyt to planowane wypełnienia kanałów, którego w zębach bocznych u dorosłych NFZ nie refunduje. Z drugiej strony ciekawe, ilu pacjentów z tego powodu nie przyjdzie…

Co do LDEPu, wczoraj przeczytałam bagatela 5 stron podręcznika z chorób błony śluzowej. A ponieważ w sobotę młóciłam zespoły genetyczne, powodujące wady zgryzu, to mi się teraz te wszystkie zespoły zaczną pitolić. Ogólnie fajnie. Taki plus, że czytam do po raz n-ty. Minus, że egzam z błon miałam niecały rok temu, więc sporo zdążyło mi już wylecieć. Trzeci LDEP nierozwiązany. Dzisiaj popołudniówka, więc sytuacja raczej się nie zmieni do jutra…

Kategorie
Archiwalne Praca

Periodontologicznie

Miałam ostatnio na fotelu modelowy przypadek przerostu wędzidełka wargi dolnej. Wyglądało to mniej-więcej tak (ząb z gwiazdką). Pacjent był bardzo świadomy wagi uzębienia w życiu, posiadał niemal dentystyczny odchył w postaci zwracania uwagi na zęby w drugiej kolejności (po oczach). Też tak mam. Jak mi się do tego przyznał, pierwsza myśl, która mi zakiełkowała w głowie, to „Mam nadzieję, że nie mam na zębach resztek tego ciastka z przerwy” ;). Trochę strach z takimi pracować (a nuż wyjdziesz na idiotę), z drugiej strony ryzyko opadnięcia macek jest znacząco zredukowane. Pacjent został poinstruowany o prawidłowej higienie jamy ustnej (miał inne oznaki wcześniejszego stosowania „kółeczek”) i dostał listę kontaktów do okolicznych chirurgów stomatologicznych, coby mu wycięli rzeczone wędzidełko.

Język geograficzny też mi się już raz trafił. Razem z zauważoną nadwrażliwością na pomidory. Pacjent poinformowany o możliwości posiadania takowej, niegroźnej przypadłości, był nieco spłoszony. Kolejny raz stwierdziłam, że mówię za dużo ;).

Dzisiaj zrobiłam poważniejsze podchody do podręczników. Przeczytałam o zespołach genetycznych w ortodoncji, teraz jestem w trakcie migania się od czytania o chorobach błony śluzowej jamy ustnej ;). Mam nadzieję, że dzięki nawet krótkiej powtórce, wyniki kolejnych próbnych LDEPów będą znowu nieco wyższe. Może jutro zrobię podejście do testu nr 3. Pewnie się pochwalę.

Do osób, które nie śledzą profilu bloga na FB, a rozwiązywały ankietę: w zakładkach są udostępnione wyniki. Jak się zbiorę, to zrobię własny komentarz do całości i każdego z pytań osobno. Na razie dziękuję bardzo wszystkim za udział i mam nadzieję, że ubywanie facebookowych fanów nie jest dla mnie jakąś bardzo znaczącą oznaką. Postaram się nie zepsuć. 😉

PS.: Zdjęcia pod linkami oczywiście nie przedstawiają moich pacjentów. Jak zwykle je ukradłam.