Kategorie
Archiwalne Praca

Stomatolożenie jest męczące

Ładne słowo wymyśliłam?

Czy może raczej to powinno być „stomatologowanie”? Albo „dentystyczenie”?

Tak czy siak, praca dentysty jest męcząca. Pół biedy, że po dniu przy fotelu wysiadają plecy. Albo kolana. Albo biodra. Czy kark. Tylko 4 godziny w pracy i wróciłam padająca na dziób.

Sześciu zapisanych pacjentów, chyba trzech z bólem, skończyłam 15 minut przed czasem. Na koniec był pacjent z ulubionym ubytkiem dentystów, ale zamiast dwóch zębów obok siebie zrobiłam tylko jeden, bo po opracowaniu ubytku, co się wiązało z trzymaniem palucha przy języku pacjenta, coby jego też nie opracować przez przypadek, poczułam, że jestem przeraźliwie zmęczona i dam se spokój. Nie było wiadomo, co z tego drugiego zęba by wynikło.

Niedawno pisałam o walce z czasem. To też się dokłada do zmęczenia lekarza.

Ktoś na studiach powiedział, że owo „stomatolożenie” to praca fizyczna, tak na dobrą sprawę. Z dużą dokładką pracy umysłowej. Nie tylko sporo czasu dzierży się w dłoni wiertarki, które wcale nie są lekkie jak piórko (jeszcze pamiętam ze studiów swoje zaskoczenie przy pierwszej próbie użycia kątnicy), trzeba walczyć z policzkiem i językiem pacjenta, o usuwaniu zębów nie wspomnę – bo choć technika ma duże znaczenie, chucherka nie wyciągną zęba dobrze osadzonego w kości. W dodatku trzeba postawić diagnozę, opracować plan leczenia, owo leczenie wykonać odpowiednio. To wszystko troszkę przypomina prowadzenie samochodu. Nie dość, że trzeba trzema kończynami pracować oddzielnie (jedna noga obsługuje pedał, jedna ręka dzierży wiertarkę, druga zazwyczaj obsługuje lusterko), to jeszcze cały czas trzeba być świadomym tego, co się robi i jak wygląda sytuacja u pacjenta.

Ale zazwyczaj jest tak, że jak się już troszkę pojeździ, to się nabiera wprawy i się nie myśli o przerzucaniu biegów, włączaniu kierunkowskazu i tego typu rzeczach.

Dentyści – przyszli i obecni – wiedzą pewnie, o czym piszę. To jest bardziej notka dla pacjentów. Wasz dentysta ma całkowite prawo być zmęczony. Obojętnie, czy przyjmuje wyłącznie prywatnie, pacjent zapisany co godzinę, czy jak ja – przyjmuje co przyjdzie (praktycznie), zmiana co pół godziny czy czterdzieści minut. To ciężka praca. I powinniście to wiedzieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *