Kategorie
Archiwalne Osobiste

Po polsku trzyma krócej

W Auchan ostatnio zastałam taki oto produkt. Ewenement na skalę światową.

puszka termiczna

Nie kupiłam. Jakoś nie miałam zaufania.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Ofiara krwi

Na urodzinki od Rodzinki dostałam pikną mikrofalówkę! Piknie pasującą do reszty mojego inoxowego, mniej lub bardziej drobnego AGD w kuchni. Wprawdzie początkowo obsługa mnie nieco przerosła, ale ją rozpracuję!

I pewnie będę jej używać raz na tydzień, jak starą kuchenkę (około dwudziestoletnią. Firmy Goldstar. Nadal działa – znaczy daje się ją naprawić, bo jeszcze – odpukać – nie zepsuła się na amen), którą chce zabrać Rodzeństwo. 😉 Ale mikrofalówka musi być!

Kiedy już w końcu rozkminiliśmy, jak ją umieścić we wnęce w szafkach kuchennych, Rodziciel zaciął się w palec przy przenoszeniu :(. Jakaś ostra krawędź obudowy :(. Ofiara z krwi… Ale szyć raczej nie trzeba, wystarczył plasterek.

Mam tylko pytanie, jeśli producent twierdzi, że mikrofalówka ma termoobieg i jest w stanie się rozgrzać do 190 stopni, to czy mogę piec ciasta w niej, zamiast w szalonym piekarniku z prawdopodobnie zepsutym termostatem?

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Zostałam ostrzelana

Przed wyjściem z domu dzisiejsze badanie nazywałam nakłuwajkami (przed wycinankami). A to była strzelanina!

Biopsja gruboigłowa wygląda strasznie. Metalowy pistolet, z głośnym trzaskiem wstrzeliwujący w guz igłę średnicy ok. 2 mm. Wszystko odbywa się pod znieczuleniem miejscowym, więc nie boli w trakcie. W tej chwili się zastanawiam, czy znieczulenie już puściło, bo coś niby czuję pod opatrunkiem (który mam nosić przez dwa dni), ale bez większego przekonania.

Cienkoigłowa przebiegała bez tak wyraźnych doznań słuchowych ;).

Osobom, które boją się igieł przez samo ich bycie igłami, nie polecam patrzenia na instrumentarium.

I chyba widać po mnie wszystkie emocje, bo młody pan doktor (chyba specjalizujący się) włączył poczucie humoru podczas wykonywania badania.

(jednego pacjenta raz straciłam przez tę moją przezroczystość – to był pierwszy pacjent w nowym miejscu pracy, więc byłam speszona i niezorientowana. Wizytę przesiedział, ale już do mnie nie wrócił)

A dzięki zjedzonej godzinę wcześniej bułce udało mi się nie zemdleć 😉

Jutro wizyta u onkologa, potem dopiero 19 sierpnia badanie krwi, tydzień później wyprawa do szpitala, z którego mam szansę wyjść po dwóch dniach (przyjęcie w zabieg we wypis w środę). Może uda mi się wysępić zwolnienie lekarskie do końca trwania zaplanowanego „urlopu” (6 września)? Jako że jestem wrednym kapitalistą-przedsiębiorcą pracującym na umowach o współpracę, nie należy mi się płatny urlop, to chociaż bym dostała kilkaset złotych z chorobowego…

A tak jeszcze a’propo bułki: podstawowa zasada przed pójściem do dentysty – NIE WOLNO iść na głodzie. To nie jest badanie poziomu glukozy. Należy coś zjeść przed wizytą, zaraz potem oczywiście umyć zęby. Dlaczego? Po pierwsze, na głodniaka wzrasta ryzyko omdlenia przy znieczuleniu (częściej się zdarza panom), po drugie, czasami wizyty kończą się zawołaniem lekarza, żeby pacjent nie jadł przez godzinę-dwie. Żeby potem nie było pretensji, jak w wykonaniu mojej niegdysiejszej znajomej internetowej, która została znieczulona i po wizycie pogryzła sobie policzki jedząc orzeszki, chociaż dentysta podobno mówił, żeby nie jadła. Ale pretensje i tak miała do niego.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Będzie rzeź

Sezon urlopowy zmusza mnie do zastępowania koleżanek z pracy. W rezultacie będę pracować czasami 12 godzin/dobę i w większość sobót.

Ostatecznie pewnie pójdę do szpitala, żeby odpocząć.

Naskórek po zeszłotygodniowym opalaniu zaczął mi schodzić w środę, głównie z dekoltu i czoła. Reszta oparzeń zrobiła się brązowa. Radosne ściąganie z siebie złuszczonego naskórka zakończyło się tym, że obecnie klata mi praktycznie świeci.

A w ten weekend się nudzę. Próbowałam dojechać do jednego centrum handlowego, ale korki na drodze krajowej zmusiły mnie do odwrotu. Pojechałam zatem do innego centrum, gdzie sobie kupiłam książkę i zaraz będę ją dalej czytać przy czekoladzie i jakiejś kawce, zaparzonej po zmieleniu na świeżo, a co. Weekend jest.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dużo czasu/Złe geny

Weekend miałam wybitnie wycieczkowy. Wczoraj 12 godzin poza domem z okazji wypadu do Borów Tucholskich, dzisiaj prawie 9 godzin poza domem z powodu wypadu do Władysławowa.

Wczoraj po powrocie ze zdziwieniem stwierdziłam, że kurczę, została mi jeszcze cała niedziela!

Dzisiaj zostawiłam samochód pod dworcem kolejowym i najgorszy etap podróży przejechałam, siedząc dość wygodnie w pociągu Przewozów Regionalnych. Zrobiłam to, ponieważ wiedziałam, że jeśli pojadę samochodem, to a) dostanę szału przy szukaniu miejsca parkingowego, b) droga powrotna zajmie mi znacznie więcej czasu, niż by to sugerowała stosunkowo niewielka (ok. 30 km) odległość między moim miejscem zamieszkania a celem podróży. Pociągi jeżdżą średnio co półtorej-dwie godziny, więc można wysiedzieć te 40-55 minut, a nie wkurzać się po drodze.

Z Władka (opanowanego przez samochody mieszkańców województw głównie mazowieckiego, łódzkiego i wielkopolskiego) wróciłam ze skórą ładnie miejscami… oparzoną przez słońce. Na razie jestem estetycznie czerwona w niektórych miejscach, za dwa dni zacznie mi płatami schodzić naskórek. Już się cieszę.

Pierwsza część tytułu notki odnosi się do drugiego akapitu. Spędzając sporo czasu poza domem, bez pośpiechu, ale robiąc same przyjemne rzeczy, można stwierdzić, że weekend znacząco się wydłuża, ale tak pozytywnie. Gdyby nie moje wycieczki, to pewnie całe dwa dni przesiedziałabym przed kompem i miała poczucie straconego czasu. A tak zaliczyłam plażę i ciekawe okolice. Same zalety.

Druga część tytułu notki odnosi się do końca czwartego akapitu. Rozmowę na temat reakcji skóry na słońce odbyłam z rodzicami podczas sobotniej wycieczki, kiedy to moje lewe ramię, nieco intensywniej od prawego wystawione na działanie promieni słonecznych, zaczęło się czerwienić. Rodzice i ja opalamy się w ten sam sposób – kąpiele słoneczne zawsze przypłacamy oparzeniami. Jedynym wyjątkiem w naszej czwórce jest moja siostra, która ma cerę nieco ciemniejszą i zwykle od razu brązowieje. Przekazała zresztą tę cechę swojej pierwszej córce (o drugiej córce nie mam danych w tym zakresie). Zastanawialiśmy się, skąd się u niej to wzięło, oczywiście wyszło, że z genów – „śniadym” bywał również nazywany brat mojego taty. Zatem rodzeństwo moje wylosowało nieco lepszy pakiet genów, jeśli chodzi o opalanie.

A ze mnie w pracy będą się jutro śmiać. Bo czerwona jestem na łydkach, stopach, gębie, rękach (od przedramion do łopatek), dekolcie i plecach w okolicach krzyża. I będę jęczeć i skomleć, ale mam za swoje. Było się lepiej smarować mleczkiem do opalania.

Idę spać…

OSTRZEŻENIE: Nie wchodźcie na Wikipedię. Wejście na jeden artykuł poskutkuje przeczytaniem dwudziestu kolejnych.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dzielne koniki

Moich rodziców wywiało do lasu na urlop. Konkretnie do Borów Tucholskich. Znaleźli sobie mały domek letniskowy i siedzą w nim od środy do przyszłego piątku.

Mama zapraszała mnie na wycieczkę tamże. MM się nie zdecydował mi towarzyszyć, więc po drodze zabrałam tylko mojego dziadka (ojca mojego taty) i z 3miasta ruszyliśmy na południe. Najpierw Obwodnicą, później wjechaliśmy na autostradę A1.

Kiedy półtora roku temu szukaliśmy z MM lokalizacji na własny urlop, Bory Tucholskie wydawały mi się być zbyt odległe do dostania się tam samochodem. Kierowcą byłam znacznie bardziej niedoświadczonym niż jestem teraz, więc 150 km w jedną stronę mnie przerażało. Zresztą przed tym wyjazdem to nadal było straszne, ale stwierdziłam, że w sumie czemu nie – lepsza wycieczka w nieznane okolice niż siedzenie cały dzień w mieszkaniu.

Autko mam małe. Miejskie. Silniczek nawet nie litrowy, 54 konie mechaniczne. Ale to szczupłe i w miarę zrywne koniki – na światłach często wyrywam jako pierwsza do przodu, na płaskim nawet potrafię kogoś wyprzedzić. Dzisiaj owe koniki buczały, ale 200 km autostradą (w obie strony) pokonały utrzymując stabilną prędkość 110-120 km/h. Ogólnie publicznie oświadczam, że jestem z nich bardzo dumna. Moje dzielne 54 koniki.

A domek fajny. Dość skromny, ale w pełni wyposażony, podobno całoroczny. W nieco większym spędziłam rok temu dwa tygodnie i w sumie zamarzyła mi się powtórka z rozrywki – może za rok? I już Bory Tucholskie – piękne lasy, świetna baza wypadowa do zwiedzania okolicznych miast o krzyżackiej historii – nie będą za daleko.

Ale na Mazury na ten przykład jeszcze bym się nie wyrwała… Chociaż koniki pewnie nie miałyby za dużo przeciwko 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Niewygodna refleksja

Czasami radą na świetnie przez nas – panie – znaną sytuację pt. „nie mam się w co ubrać!” jest ogarnięcie zawartości szafy.

Tak stwierdziłam dziś, wykonując tę straszną czynność w ramach Środy Bez Komputera.

Nie zawsze się to sprawdza, oczywiście, bo ogarnianie szafy może się czasem skończyć wyrzuceniem połowy jej zawartości, ale wtedy przynajmniej wiemy konkretnie, na czym stoimy w temacie zróżnicowania garderoby.

Jeśli zaś chodzi o mój ostatni wpis na fanpejdżu, zadzwoniono do mnie z niegdyś drugiej (edukacyjnej) pracy z propozycją dalszej współpracy. Uprzejmie podziękowałam, nie skorzystawszy. Zostawię takie przygody na ten etap w życiu, kiedy będę miała więcej czasu (i doświadczenia).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Znamy datę

Na Oddział Chirurgii Onkologicznej pewnego Szpitala w moim drugim Ulubionym Mieście mam się zgłosić 26 sierpnia.

Mogłam wcześniej, nie chciałam.

Niestety wiedzą już, że jestem dentystą. 😉

A ja nie wiem nic poza terminem. Drugiemu szefowi powiedziałam, że nie będzie mnie w pracy 2 tygodnie… I na razie tego się trzymajmy.

(pierwszy szef dowie się jutro)

Po drodze jeszcze dwie wyprawy do poradni na dodatkowe badania.

Zaczynam odliczanie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Wiem, że nic nie wiem

Dzień w pracy był dość emocjonujący. Najpierw bez słowa nie przyszedł pacjent, który wcześniej robił burdy, że a) wizyta się opóźniła – co się zdarza i niech mu będzie, b) wyszłam z pracy, no jak ona mogła? a był zapisany do innego lekarza. Wtedy oczywiście oberwało się asystentce. Potem musiałam zacząć leczyć kanałowo siostrzaną dolną szóstkę i o ile zazwyczaj trepanacja komory zęba (przestrzeni pod szkliwem i zębiną, w której siedzi miazga, czyli m.in. naczynia krwionośne i nerwy zaopatrujące ząb) to tzw. wpad do dziury, tak teraz nie mogłam w ogóle do niczego się dostać. Nienawidzę leczyć rodziny, już pomijając pretensje, że przewodówka z Ubistesinu Forte trzymała 5,5 godziny – też mi nowość ;). Na koniec szef wyciągał mojemu pacjentowi złamane narzędzie z kanału i chyba mu się udało, pan może się na mnie nie obrazi za powikłania.

Po pracy śmignęłam jakieś 30 kilometrów do szpitala, który mi zasugerowano do wycinanek #2. Po drodze oczywiście pokłóciłam się z nawigacją, bo na początku byłam mądrzejsza od niej (zmądrzałam w listopadzie, jak trasę z omijaniem zakorkowanych dróg wyznaczyła mi na jakieś zamknięte dla ruchu wertepy), ale potem już ładnie mnie poprowadziła.

W szpitalu wspięłam się na oddział chirurgii onkologicznej. W sekretariacie skierowano mnie do piwnicy, do poradni. Według wywieszki na okienku rejestracji, przybywszy na miejsce o 13:30 spóźniłam się pół godziny na ustalenie terminu zabiegu, ale pani za szybą poinformowała mnie, że mam się stawić między 11 a 11:30, założą mi wtedy kartę i pan doktor mnie zbada celem kwalifikacji do zabiegu.

Ogólnie chorowanie i zabiegi są dla osób niepracujących.

Niczego nowego się nie dowiedziałam.

Postanowiłam, że zaryzykuję i śmignę ponownie tam w piątek rano, modląc się przy okazji, żebym przez remontowane wszędzie miasto zdołała dostać się do pracy na czternastą.

Na głodzie (rano zjadłam śniadanie, przy wychodzeniu z pracy o 12:40 chwyciłam Mleczną Kanapkę i to była cała skonsumowana przeze mnie żywność do tamtej chwili, czyli godziny 15) wróciłam do domu, chwyciłam skierowanie na RTG klatki piersiowej, załatwiłam fotkę. Do odbioru w piątek rano. Potem pojechałam kolejne 10 km w jedną stronę, bo oczywiście na wizycie nie przekazałam siostrze jej poczty. Obiad w końcu zjadłam przed 16, dojadając zupkę ugotowaną w weekend.

A było wcześniej zadzwonić do tej szpitalnej rejestracji i się zapytać, co i jak. Wprawdzie prowadzenie samochodu zaczyna mi sprawiać coraz większą przyjemność (kierowcą dalej jestem średnim, ale kiedyś auto to był wyłącznie środek do przemieszczenia się z punktu A do B), to jednak pieniążków na paliwo trochę żal.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

A myślałam, że znowu trochę schudnę

Stan na środę: ból pleców, głowy, gardła i 38 stopni. Chyba musi mi się zachcieć jeść więcej warzyw i owoców, bo mieszkając u rodziców nie chorowałam co chwilę. Praktycznie całe popołudnie przespane, mieszkanie nieogarnięte.

Duomox 1 g co 12 godzin w natarciu, chociaż szczerze nie cierpię tych wielkich tabletek. Mam problem z ich przełknięciem nawet w stanie rozpuszczonym.

Stan na czwartek: temperatura w normie, ból gardła, kaszel, zwiększony pech przy pracy. Dobrze, że od jakiegoś czasu pracuję w maseczce, przyłbicę zakładam tylko do wiercenia. Niestety apetyt jest, nieco zmodyfikowany, ale śniadania i kolacje jem po staremu. Obiady konsumuję i tak tylko 3-4 razy w tygodniu z braku czasu.

Stan na piątek: gardło wyraźnie podrażnione, kaszel od czasu do czasu, ale zdolności umysłowe poprawione. Średnio mi się chce dokończyć spaghetti z wtorku, ale muszę, bo się zepsuje.

Nie schudnę tym razem 🙁

PS.: Mammografia nie boli. Tylko utrudnia oddychanie. 😉