Kategorie
Archiwalne Praca

Za dużo informacji?

Pacjentowi rozszczelnił się opatrunek leczniczy – tlenek cynku z eugenolem – przyszedł jako ofiara bólu, choć przyznał, że dolegliwości pojawiały się tylko i wyłącznie wtedy, gdy coś mu weszło między zęby i pod ów opatrunek.

Ząb żywy, normalnie reagujący. Usunęłam tlenek, dopracowałam ubytek, założyłam podkład, wypełniłam ząb na stałe. Ubytek był głęboki, więc poinformowałam pacjenta, że zawsze jest ryzyko, że ząb zacznie się odzywać sam z siebie i w razie silnych dolegliwości trzeba będzie go przeleczyć kanałowo.

Na to pacjent zrobił mi wielkie oczy.

„Nie mówię, że na pewno. Po prostu informuję, że jest takie ryzyko.”

Zawsze reagują przerażeniem, jak mówię coś takiego. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej trochę ich postraszyć bądź dokładnie poinformować, niż żeby potem przyszli z pretensjami. Czasami mi się nawet zdarza robić co do tego adnotacje w karcie („Pacjent poinformowany, iż…”).

Słusznie?

Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

KONIEC!!!

Z poradnictwem dentystycznym w komentarzach!

Staż ma jednak jedną, bardzo ważną zaletę. Jest tyle okazji, żeby coś spierdzielić, ale nikt nam raczej od razu oPWZ nie zabierze.

Mądra k., korzystając z tego, że jej zwolnienie się kończy (chociaż nadal kaszle, ale znacznie mniej, niż tydzień temu), pojechała na wpisane w program stażu wykłady o bioetyki i prawa medycznego. Wyszła z nich mądrzejsza o wniosek z początku notki. Zdarzało mi się też doradzać przez telefon, z tym też koniec. Będzie to upierdliwe (dla pacjenta), ale jeśli nie wyrobię sobie teraz prawidłowych odruchów, to później może być za późno. Może i jest to trochę pranie mózgu przez członków Sądów Lekarskich itp., ale z drugiej strony takie wyolbrzmianie chyba najbardziej się rzuca na późniejsze zachowanie słuchaczy.

Więc bardzo mi przykro. Notki edukacyjne od czasu do czasu będą, jak mi w końcu zaczniecie pisać, co Was interesuje, a mi się będzie chciało za to zabrać, ale już układam wymówkę dla pytających o poradę wybitnie zabiegową czy leczniczą.

Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

Stłoczenia zębów

Było kiedyś o przerwach między zębami (tremach i diastemie), będzie teraz o stłoczeniach.

Stłoczenia polegają na obrotach, zachodzeniu na siebie zębów w jednym łuku i wyrzynaniu się zębów po stronie przedsionkowej (wargowej lub policzkowej) lub podniebiennej/językowej wyrostka zębodołowego. Do tego doliczają się również zatrzymania zębów w kości z powodu braku miejsca na ich wyrznięcie.

Są trzy rodzaje stłoczeń, w zależności od przyczyny:

pierwotne: zęby są za duże w stosunku do podstawy kostnej. W sensie wąska szczęka – duże zęby.

wtórne: jako rezultat zbyt wczesnej utraty mlecznych trzonowców (np. usunięcie z powodu próchnicy). „Zęby są towarzyskie”, jak to mówiła jedna pani profesor, więc wyrznięte szóstki wędrują do przodu, w rezultacie brakuje miejsca na zęby przednie.

trzeciorzędowe: występujące późno, ok. 17-20 roku życia, w dolnym łuku. Żuchwa rośnie najdłużej z kości czaszki. Powiększający się trzon żuchwy przesuwa zęby przednie, które, napotykając opór ze strony zębów górnych, zaczynają na siebie nachodzić. Kiedyś wiązano to zjawisko z równoczesnym wyrzynaniem się zębów ósmych, ale później dowiedziono, że stłoczenia trzeciorzędowe występują również u osób bez zawiązków tych zębów.

Leczenie we wszystkich przypadkach jest ortodontyczne. Stłoczeniom wtórnym można zapobiegać poprzez dbanie o stan zębów mlecznych lub stosowanie aparatów zwanych utrzymywaczami przestrzeni.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Służba zdrowia

Duomox się skończył. Rodzice wrócili z wyjazdu i zgodnie orzekli (choć niepotrzebnie, bo sama na to wcześniej wpadłam), że mam się zgłosić do lekarza. Kaszelek mam doprawdy bardzo… nie malowniczy, bo suchy, ale dźwięczny (o! Ładne określenie) i wybitnie wkurzający. No to rano telefon do firmy, czy jest szansa na otrzymanie jeszcze dziś dowodu ubezpieczenia. Jest. Rodziciel z samego rana zarejestrował mnie do lekarza, wizyta wypadła na po 11 (a ja do pracy na 12). No nic. Kurs do pracy, odebranie „legitymacji”, poinformowanie asystentek, że przynajmniej dwóch pierwszych pacjentów należałoby odwołać.

Do gabinetu lekarskiego (moją lekarz rodzinną jest matka kolegi z licealnej klasy, który po przejściach znalazł się w końcu na medycynie i jest obecnie na IV roku, jak się dowiedziałam) weszłam nawet punktualnie. Pani doktor poznała mnie po nazwisku (moja mama też do niej chodzi). Była zaskoczona, że już pracuję („Ale to zleciało”). Zostałam wysłuchana (wywiad), osłuchana (stetoskopem), obejrzana (gardziełko), otrzymałam receptę i zwolnienie na tydzień (które ma się nijak do mojej konieczności wyjazdu do Gdańska w poniedziałek i ale przynajmniej nie wykaszlę sobie płuc przy leczeniu kolejnej zgorzeli miazgi). Na koniec pani doktor wpisała u góry mojej karty „Sł. zdrowia” i przy podkreślaniu tego podwójną linią stwierdziła „Witamy w naszych szeregach”.

Niniejszym czeka mnie kilka – tym razem legalnych – dni opierniczania się.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Internetowe znajomości

Wszyscy dookoła trąbią, jakie to spotkania z ludźmi poznanymi przez sieć są niebezpieczne. Owszem, dla małych dzieci mogą być groźne (przysłowiowy – czy właściwie reklamowy – Wojtek), ale dla osób nieco starszych, obdarzonych choć drobną dozą rozsądku, mogą być początkiem wielu fajnych znajomości, nawet przyjaźni. Czy małżeństw.

Swoje doświadczenia na tym polu zaczęłam zbierać dość wcześnie, ale powoli: miałam 16 lat, pierwsze spotkanie z małą grupką ludzi z grupy dyskusyjnej (której członkiem byłabym do dziś, gdyby nasz prywatny serwer nie padł i chciał się podnieść) odbyło się na dobrze mi znanym terenie, w biały dzień, w towarzystwie były panie, w tym jedna nauczycielka. Spotkanie zostało poprzedzone kilkoma miesiącami pokojowej wymiany poglądów i zacieśniania sieciowych więzi. Samo wydarzenie: spacer i pogaduchy przy piwie (oni) i soczku pomarańczowym (ja – byłam najmłodsza w tym towarzystwie i zresztą nadal jestem) któregoś słonecznego dnia weekendu majowego w 2003 roku odbyło się bez groźnych incydentów, ogólnie było fajnie. Przez lata uczestniczyłam w kilkunastu podobnych spotkaniach tej grupy, w większym lub mniejszym gronie, tworząc czasem całkiem bliskie relacje. Zresztą nie tylko ja. W ramach grupy poznało się wiele dzisiejszych małżeństw, z moim Rodzeństwem i jego TŻ włącznie.

Ale Grupa to nie jedyne źródło znajomości internetowych. Trzy razy uczestniczyłam w zlotach członków fanowskiego forum internetowego. Zloty były mało liczebne, znajomości tam zawiązane niestety nie utrzymały się, ale to zawsze coś. Zwłaszcza, że lubię się rządzić, więc bywałam dość ważną siłą sprawczą i przewodnikiem – nawet na terenach, na których nie występowałam wcześniej ;). Dajcie mi plan miasta i pomysł, gdzie pójść, to ja wam to zorganizuję ;).

Kolejne źródło (dość oczywiste) to portale randkowe, ale w tej chwili mało znaczące, jako że zawiesiłam swoją działalność na tym polu.

Ten – powoli właśnie mijający – weekend był swego rodzaju debiutem. Pierwszy raz spotkałam osobiście kogoś, kogo poznałam przez… bloga.

W sensie napisałam notkę. Ktoś przez Google ją znalazł. Poczytał bloga, spodobało się. Napisał mi emaila. Ja na tego emaila odpisałam. Tak wywiązała się dłuższa korespondencja. Dodanie do znajomych na FB, komentowanie wpisów, w końcu plany urlopowe, w których, jak się okazało, byłam głównym czynnikiem mobilizującym. Przyjazd Kogoś na Pomorze, trzy dni śmigania po okolicy, mimo wiatru i wciąż trwającej, choć niezbyt intensywnej choroby (dzisiaj rano praktycznie nie byłam w stanie mówić). Ogólnie fajnie spędzony czas, bardzo kusząca alternatywa dla siedzenia cały czas przed kompem ;).

W takich spotkaniach z ludźmi z sieci trzeba pamiętać o ostrożności. Na pierwsze spotkanie wybrać znajomy teren, nie wsiadać od razu do czyjegoś samochodu, najpierw wybadać sytuację i nie dać się zaprowadzić w miejsce, z którego nie wiadomo, jak ewentualnie uciec. I to w sumie wszystko. Reszta to zabawa i jako taką – przynajmniej na początku, w zależności od tego, jak i czy w ogóle sytuacja się rozwinie – trzeba to traktować.

Dzięki, Piotr 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dodatnie strony chorowania

Można leżeć w wyrze cały dzień i nikt nie robi jawnych wyrzutów ;).

Z mniej dostrzegalnych zalet to możliwość zrzucenia z siebie kilku kilogramów. Od poniedziałku nie jadłam obiadu, wczoraj ciągnęłam na chlebie z jajkiem, cieście i kiełbasce wieczorem. Nie będę w siebie ładować jedzenia, jeśli nie mam na nie ochoty. Dziś zaczęłam bardziej obiecująco, od serka wiejskiego z miodem. Ale wcześniej weszłam na wagę i zauważyłam, że zeszło ze mnie jakoś tak 3,5-4 kilo. Pewnie szybko przynajmniej część z nich do mnie wróci, jak znowu zacznę normalnie jeść. A jestem dziewczynką typu „waga jeszcze w normie”, co nie zmienia faktu, że każdy utracony kilogram mnie cieszy (choć nie robię nic, by się częściej cieszyć 😉 ).

Głowa prawie nie boli, gardło dalej daje czadu, ale do pracy dziś pojadę. Duomox w dalszym ciągu pożerany, oczywiście, choć go wyjątkowo nie lubię.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Stało się #2

Zadzwoniłam do przychodni i poinformowałam, że nie stawię się dziś w pracy.

Znalazłam jakiś zachomikowany Duomox i zaczęłam nim kurować moje obolałe gardło. Ciekawe, czy zadziała to też na równie obolały łeb i trochę mniej obolały kark i plecy. Temperaturę mam w końcu wzorcową (wczorajsze wahania: od 37,1 tuż przed wyjściem do pracy do 36,3 wieczorem, plus dzisiaj 36,66). Powinnam pojechać do lekarza, ale nie mam przy sobie mojej legitymacji ubezpieczeniowej, więc zwolnienia i tak bym nie dostała… Pozostaje mi liczyć na łaskę szefa.

Wyrzuty sumienia zostały uśpione bardzo racjonalnym argumentem, jakoby chory dentysta może źle oddziaływać na stan zdrowia jego pacjentów. Wprawdzie możliwość zarażenia jest większa w drugą stronę, ale ciężko się na przykład usuwa zęby, kiedy we łbie zaczyna pulsować przy każdej poważniejszej zmianie pozycji. To ja już zostanę w łóżeczku, dzięki wielkie.

Tak z innej beczki, zostałam nazwana młodzieżą. Przez osobę około trzydziestki. Rozumiem, że mogę być lekko niedorozwinięta społecznie, ale bez przesady.
Dzięki wielkie #2.

k.,
24 lata, 8 miesięcy i ileśtam dni ;P.

Kategorie
Archiwalne Praca

Stało się

– Najpierw jedna ciąża, potem druga, zaniedbałam tego zęba…

– Wie pani, zęby nie są źródłem wapnia podczas ciąży. Chodzi raczej o podjadanie po nocach i niemycie zębów…

Prychnięcie asystentki (takie typu zgadzam-się-z-panią-doktor) i wymowna cisza ze strony pacjentki… Wyrazu twarzy nie widziałam, bo byłam skoncentrowana na korzeniach, do których usunięcia się właśnie przymierzałam…

Stało się. Zaczęłam obalać słynny mit. Z pozdrowieniami dla poziomki. 🙂

Pacjentka chyba jednak się nie obraziła, bo jak weszła przestraszona, tak wyszła, zarzekając się, że już nie boi się dentysty i będzie chodzić tylko do mnie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Chorowanie jest gópie

Do końca liceum z chorowaniem nie było problemu. No, może pod koniec klasy maturalnej, ale ogólnie czułeś się źle -> zostawałeś w domu -> ktoś pisał usprawiedliwienie nieobecności i było OK. Na studiach bywa różnie. Na moim kierunku nieobecność to był grzech straszny, wszystkie opuszczone zajęcia trzeba było odrobić, zazwyczaj też konieczne było zwolnienie lekarskie. Pół biedy, jak absencja trwała np. dwa dni na początku tygodnia i potem można było odrobić zajęcia w innych grupach. Potem robił się większy problem: w teorii, bo, całe szczęście, nie miałam negatywnych przygód. Ale wszystkie dziewczyny, które zaszły w ciążę, nie było ich np. miesiąc, ale nie wzięły dziekanki, studia skończyły. Więc chyba się dało jakoś dogadać.

W pracy jest już nieco gorzej. Biorąc pod uwagę mój przerób pacjentów, ewentualna nieobecność trochę rozwala dzień. Jeszcze do głosu dochodzi moje dobre serduszko i poczucie obowiązku.

Wczorajszej nocy praktycznie nie przespałam. Było mi zimno. Poczułam się lepiej dopiero po założeniu grubych skarpet na stopy i przykryciu kołdry kocem i szlafrokiem. Kompletnie nie miałam apetytu. Pół dnia przespałam, drugie pół siedziałam na tyłku i właściwie nie robiłam nic poza oglądaniem serialu. Po zmierzeniu temperatury wyszło 37,7o. Jestem ciekawa, jak będę się czuć jutro: zaczyna mi lecieć z nosa, pokasłuję sobie i nadal nie chce mi się jeść. Przy ostatnim „szybkim choróbsku” czułam się beznadziejnie właściwie tylko cztery godziny i następnego dnia pojechałam do pracy…

Ogólnie chorowanie jest do kitu :/

Kategorie
Archiwalne Praca

Rozrywki piątkowego poranka

Rano. Znaczy bardziej rano niż zwykle.

Zapisanych pacjentów sztuk 1. Potem mamy robić za pogotowie bólowe (z nastawieniem na duże zużycie znieczuleń, kleszczy Meissnera, devipasty, fleczeru i opatrunków stomatologicznych w postaci gęstego tlenku cynku z eugenolem).

Czwartkowy, wkurzający, umiarkowany ból głowy mi minął, wyspałam się, więc byłam gotowa na wymyślanie, czego dowodem będzie opisany pacjent. Osobnik płci obojętnej, w wieku nieistotnym, zgłosił się ponownie po dwóch tygodniach celem usunięcia górnej piątki. Ząb do leczenia kanałowego się nie nadaje, zresztą pacjent i tak nie wyraża na nie zgody. Poprzednio był przy nim ropień podśluzówkowy (tworzący się pod błoną śluzową przy długo trwającym ropnym stanie zapalnym tkanek okołowierzchołkowych), więc zrobiłam dziurę w piątce (z przedziurawieniem wierzchołka korzenia1) z nadzieją, że do następnego razu ropy trochę zejdzie i znieczulenie ma szansę zadziałać. Owszem, zeszło, ale tyle, że tym razem zaczęłam podejrzewać trzy zeżarte korzenie sąsiedniej szóstki o bycie sprawcami całego zamieszania. Miękki bąbel na dziąśle mi się nie podobał, więc ciągle wahając się, czy ząb (szóstkę) usunąć dziś czy może jednak kiedy indziej, poprosiłam asystentkę o strzykawkę i grubszą igłę. Wbiłam igiełkę w bąbel i z wielką satysfakcją i tekstem „teraz będą ładne widoczki” odciągnęłam z ropnia jakieś 0,5 ml żółtawego, gęstego płynu, mlask mlask. Powinnam ów ropień naciąć skalpelem, ale a) wolałam trzymać się z dala od tak niebezpiecznych narzędzi i b) podejrzewałam, że przy bardziej agresywnych działaniach pacjent zjedzie mi z fotela. Drugą rozrywką przy tym samym pacjencie było znieczulenie przewodowe nerwów zębodołowych górnych tylnych, jako że znieczulenie nasiękowe raczej by nie zadziałało (chemia leków – w środowisku zapalnym środek znieczulający nie przenika do miejsca docelowego – to tak w dużym uproszczeniu). Było to rozrywką, ponieważ a) zębów w szczęce nie trzeba znieczulać przewodowo, więc rzadko się to robi, b) łatwo się można wbić w splot żylny skrzydłowy, przez co trzeba pilnować, gdzie się podaje środek znieczulający (jeśli do żyły, to znieczulenie sobie popłynie w organizm, nie wywierając żadnego działania w miejscu, które chcemy znieczulić), c) znając moje umiejętności nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie, mimo że znieczulenie przewodowe przypomina nasiękowe do siódemki. A postanowiłam jednak usunąć szóstkę, ponieważ wiedziałam, że nakłuwanie ropnia bez usunięcia przyczyny nie ma większego sensu. Druga rozrywka mi wyszła – pacjent podczas wydłubywania trzech korzeni (w tym jednego już zarośniętego dziąsłem) nie zleciał z fotela. Ostatecznie pacjent wyszedł usatysfakcjonowany, a i ja byłam z siebie dumna.

Poza tym miał przyjść delikwent, który ma zwyczaj awanturowania się, ale nie przyszedł. Mamy argument przeciwko jego wciskaniu się bez kolejki ;).

Po drodze było awanturujące się dziecko, które mi prawie odgryzło palec; potem nieco starsze, na wstępie przestraszone, ale wydało z siebie westchnienie ulgi, kiedy przy standardowym „czyszczeniu metalową szczoteczką” okazało się, że to jednak nie boli. Potem kilku dorosłych… Ogólnie bez większych rewelacji i proszenia o pomoc.

Po 2,5 godzinach dyżuru przychodnia opustoszała. 5 minut przed naszym wyjściem (wszystko było posprzątane, ja już w cywilnych ciuchach, sprzęt schowany) przyszli jeszcze ludzie, też podobno z bólem. „Jest otwarte do 11” – rzekła asystentka. „Jesteśmy za pięć!” – oświadczyli z satysfakcją przybysze. „Proszę jeszcze zapytać lekarza” – poprosili, kiedy po dalszej rozmowie zaczęły upadać ich nadzieje na przyjęcie. „Ja jestem lekarzem” – oświadczyłam brutalnie, choć z uśmiechem mówiącym (mam nadzieję…) „bardzo mi przykro, ale nic nie poradzę”. Następnie wyszłyśmy z przychodni na piękne słoneczko i mogłyśmy wszystkie ruszyć do świątecznych przygotowań.

Wesołego jajka wszystkim. Takiego bez bólu zęba i ropni podśluzówkowych w międzyczasie.

Przypis:
1. w standardowym leczeniu kanałowym nie można przechodzić narzędziem kanałowym poza korzeń zęba. W przypadku zapalenia tkanek okołowierzchołkowych takie przyzwolenie jest. Pozwolę sobie jednak wspomnień o kobiecie, która szkoliła mnie z zachowawczej na 3 i 5 roku studiów. Podczas mierzenia długości roboczej kanału za pomocą endometru (urządzenia elektronicznego, które wskazuje, jak blisko jest się do wierzchołka korzenia) wymagała, aby przebijać się narzędziem poza wierzchołek i wycofywać się do żądanej długości.