Odkryłam, co w pracy jest w stanie wywołać u mnie odruch wymiotny.
Wymiotujące dziecko. Na fotelu. Byłam poza zasięgiem ataku (w sensie nie zwymiotowało na mnie), ale mimo wszystko zrobiło mi się niedobrze. Jednak nie potrzebowałam interwencji, całe szczęście, uczucie było chwilowe.
Po relacjach kolegów na FB domyślam się, że nie tylko mnie trafił się taki pacjent i miałam szczęście. Życie, proszę państwa, życie!
Poza tym, rzucono we mnie motywatorem do pracy. Jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. Już zacieram rączki i zbieram odwagę. 🙂