Kategorie
Archiwalne Osobiste

Idealnie…

34 metry kwadratowe, rynek wtórny, parter, 2 pokoje, urządzona kuchnia (z „półwyspem”! Marzy mi się taki!), lokalizacja dużego osiedla na dalekim końcu świata (pod lasem, jest bezpośrednie połączenie autobudowe z resztą miasta, gdyby samochód mi padł), 165 tysięcy złotych.

32 metry, parter, ogródek, aneks kuchenny, od dewelopera, dziwny układ (mieszkanie podłużne), po prostym pomnożeniu 32*3750 zł, które proponują, wychodzi ok. 130 tys. zł.

Ostatnio znowu na FB miałam dyskusję na temat wyższości kupowania mieszkania na kredyt nad jego wynajmowaniem. Osobnik po drugiej stronie optuje za tym drugim. Ja to traktuję jako wyjście awaryjne, na początek, jeśli banki nie będą chciały dać mi kredytu mieszkaniowego. Moje Rodzeństwo też najpierw wynajmowało sobie lokum, dopiero po jakimś czasie nabyło je (chociaż inne, co zrozumiałe) na kredyt.

Chciałabym już za rok choć wstępnie się cieszyć.

Fiksacji mieszkaniowej ciąg dalszy. 🙂

Kategorie
Archiwalne Praca

[squeaky] Heeeelp…

Szczęśliwcy, którzy mają moje prawdziwe Ja w swoich znajomych na FB we wtorki i piątki posiadają niebywałą okazję do podziwiania mojego jęczenia, wysyłanego z komórki dzięki cudowności zwanej internetem w telefonie (mam limit danych w abonamencie). Bywało różnie. Albo łeb parował przez nawał informacji, choć przedstawionych konkretnie i w rozsądnym tempie, albo spędzałam cztery godziny na układaniu pasjansów w rzeczonym telefonie, bo materiał z wykładu nie wykraczał poza to, co można przeczytać w Kodeksie Etyki Lekarskiej, albo wykład był całkiem fajny, ale niespecjalnie dało się z niego zrobić notatki. A dzisiejsze 8 godzin prawa medycznego osłabiło mnie niemożebnie.

Pan prawnik z Izby Lekarskiej. Mecenas. I w ogóle. Ale wykładowca z niego zdecydowanie do d. Mówił wolno, z podejrzanie długimi przerwami między słowami, a cała treść była praktycznie odczytywana z ekranów dwóch laptopów (przy czym była jawna treść tylko z jednego). Szczerze powiedziawszy, już bym wolała sobie przeczytać suche ustawy, ktore przez te 8 godzin pan omawiał, niż właściwie marnować cały dzień mojego życia.

Niestety, dzisiejsze spotkanie z owym panem nie było ostatnim. Zdecydowanie najgorszy wykładowca z pięciu już poznanych.

Mam nadzieję, że ten wpis się na nas nie zemści.

Ech. :/

Kategorie
Archiwalne Praca

(Nie)Smacznie (nie czytać przy posiłku)

Odkryłam, co w pracy jest w stanie wywołać u mnie odruch wymiotny.

Wymiotujące dziecko. Na fotelu. Byłam poza zasięgiem ataku (w sensie nie zwymiotowało na mnie), ale mimo wszystko zrobiło mi się niedobrze. Jednak nie potrzebowałam interwencji, całe szczęście, uczucie było chwilowe.

Po relacjach kolegów na FB domyślam się, że nie tylko mnie trafił się taki pacjent i miałam szczęście. Życie, proszę państwa, życie!

Poza tym, rzucono we mnie motywatorem do pracy. Jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. Już zacieram rączki i zbieram odwagę. 🙂

Kategorie
Archiwalne Praca

Cztery zęby

Poniedziałek. Potencjalny dzień ojezuojezuniewiemjaksięnazywamtylejestroboty. Pacjentów z bólem bagatela 2, dwa ostatnie miejsca w grafiku puste. Przychodzi przedostatni zapisany pacjent.

– Pani doktor, po mnie był zapisany mój tata, ale nie może przyjść. Czy jest możliwe, żeby zrobić u mnie więcej zębów?

Skinęłam głową. Sprawdzam kartę. Do zrobienia cztery zęby, po dwa z dwóch stron szczęki, jeden do obserwacji. Pacjent znieczulenia nie chce. No dobra, to wiercimy. Jeden ząbek (na żującej, prawie-ulubiony ubytek dentystów) rozwiercony, potem drugi (na żującej i stycznej). Ubytki przygotowane do wypełnienia, najpierw założyłam wypełnienie chemoutwardzalne (takie, co samo twardnieje po wymieszaniu składników) do jednego, potem światłoutwardzalne do drugiego zęba. Wypełnienia stwardniałe, dostosowane do zgryzu.

– Mamy jeszcze dużo czasu – rzekłam. Zegar wskazywał godzinę wizyty taty mojego pacjenta, poczekalnia była pusta. – Wytrzyma pan na tyle długo, bym zrobiła przynajmniej jeden ząb z drugiej strony?

Pacjent się zgodził. Dobrałam się do dwóch pozostałych zębów, w obu przypadkach była żująca/styczna. Wypełniłam tymi samymi materiałami. Pacjent w świetnym humorze wyszedł z gabinetu z zaleceniem kontroli za pół roku.

Prawdopodobnie trochę przesadziłam. Nie mam pojęcia, jak ów pacjent się czuł niedługo po zabiegu, w końcu siedział jakąś godzinę z otwartymi ustami. Ja już chyba miałabym problem, ale moje stawy skroniowo-żuchwowe też nie są najsprawniejsze. Budzi to jednak pewną satysfakcję, móc powiedzieć pacjentowi, że ma wszystkie zęby wyleczone i spokój na kilka miesięcy.

Poza tym, jestem ofiara. Co chwilę się zdarza, ze jeśli mówię asystentce, co robię i w którym zębie, to się mylę w numeracji. Myślę i mówię co innego.

Notka zapchajdziura, żebyście wiedzieli, że żyję. Komentarzy się nie spodziewam. 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Za dużo informacji?

Pacjentowi rozszczelnił się opatrunek leczniczy – tlenek cynku z eugenolem – przyszedł jako ofiara bólu, choć przyznał, że dolegliwości pojawiały się tylko i wyłącznie wtedy, gdy coś mu weszło między zęby i pod ów opatrunek.

Ząb żywy, normalnie reagujący. Usunęłam tlenek, dopracowałam ubytek, założyłam podkład, wypełniłam ząb na stałe. Ubytek był głęboki, więc poinformowałam pacjenta, że zawsze jest ryzyko, że ząb zacznie się odzywać sam z siebie i w razie silnych dolegliwości trzeba będzie go przeleczyć kanałowo.

Na to pacjent zrobił mi wielkie oczy.

„Nie mówię, że na pewno. Po prostu informuję, że jest takie ryzyko.”

Zawsze reagują przerażeniem, jak mówię coś takiego. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej trochę ich postraszyć bądź dokładnie poinformować, niż żeby potem przyszli z pretensjami. Czasami mi się nawet zdarza robić co do tego adnotacje w karcie („Pacjent poinformowany, iż…”).

Słusznie?

Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

KONIEC!!!

Z poradnictwem dentystycznym w komentarzach!

Staż ma jednak jedną, bardzo ważną zaletę. Jest tyle okazji, żeby coś spierdzielić, ale nikt nam raczej od razu oPWZ nie zabierze.

Mądra k., korzystając z tego, że jej zwolnienie się kończy (chociaż nadal kaszle, ale znacznie mniej, niż tydzień temu), pojechała na wpisane w program stażu wykłady o bioetyki i prawa medycznego. Wyszła z nich mądrzejsza o wniosek z początku notki. Zdarzało mi się też doradzać przez telefon, z tym też koniec. Będzie to upierdliwe (dla pacjenta), ale jeśli nie wyrobię sobie teraz prawidłowych odruchów, to później może być za późno. Może i jest to trochę pranie mózgu przez członków Sądów Lekarskich itp., ale z drugiej strony takie wyolbrzmianie chyba najbardziej się rzuca na późniejsze zachowanie słuchaczy.

Więc bardzo mi przykro. Notki edukacyjne od czasu do czasu będą, jak mi w końcu zaczniecie pisać, co Was interesuje, a mi się będzie chciało za to zabrać, ale już układam wymówkę dla pytających o poradę wybitnie zabiegową czy leczniczą.

Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

Stłoczenia zębów

Było kiedyś o przerwach między zębami (tremach i diastemie), będzie teraz o stłoczeniach.

Stłoczenia polegają na obrotach, zachodzeniu na siebie zębów w jednym łuku i wyrzynaniu się zębów po stronie przedsionkowej (wargowej lub policzkowej) lub podniebiennej/językowej wyrostka zębodołowego. Do tego doliczają się również zatrzymania zębów w kości z powodu braku miejsca na ich wyrznięcie.

Są trzy rodzaje stłoczeń, w zależności od przyczyny:

pierwotne: zęby są za duże w stosunku do podstawy kostnej. W sensie wąska szczęka – duże zęby.

wtórne: jako rezultat zbyt wczesnej utraty mlecznych trzonowców (np. usunięcie z powodu próchnicy). „Zęby są towarzyskie”, jak to mówiła jedna pani profesor, więc wyrznięte szóstki wędrują do przodu, w rezultacie brakuje miejsca na zęby przednie.

trzeciorzędowe: występujące późno, ok. 17-20 roku życia, w dolnym łuku. Żuchwa rośnie najdłużej z kości czaszki. Powiększający się trzon żuchwy przesuwa zęby przednie, które, napotykając opór ze strony zębów górnych, zaczynają na siebie nachodzić. Kiedyś wiązano to zjawisko z równoczesnym wyrzynaniem się zębów ósmych, ale później dowiedziono, że stłoczenia trzeciorzędowe występują również u osób bez zawiązków tych zębów.

Leczenie we wszystkich przypadkach jest ortodontyczne. Stłoczeniom wtórnym można zapobiegać poprzez dbanie o stan zębów mlecznych lub stosowanie aparatów zwanych utrzymywaczami przestrzeni.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Służba zdrowia

Duomox się skończył. Rodzice wrócili z wyjazdu i zgodnie orzekli (choć niepotrzebnie, bo sama na to wcześniej wpadłam), że mam się zgłosić do lekarza. Kaszelek mam doprawdy bardzo… nie malowniczy, bo suchy, ale dźwięczny (o! Ładne określenie) i wybitnie wkurzający. No to rano telefon do firmy, czy jest szansa na otrzymanie jeszcze dziś dowodu ubezpieczenia. Jest. Rodziciel z samego rana zarejestrował mnie do lekarza, wizyta wypadła na po 11 (a ja do pracy na 12). No nic. Kurs do pracy, odebranie „legitymacji”, poinformowanie asystentek, że przynajmniej dwóch pierwszych pacjentów należałoby odwołać.

Do gabinetu lekarskiego (moją lekarz rodzinną jest matka kolegi z licealnej klasy, który po przejściach znalazł się w końcu na medycynie i jest obecnie na IV roku, jak się dowiedziałam) weszłam nawet punktualnie. Pani doktor poznała mnie po nazwisku (moja mama też do niej chodzi). Była zaskoczona, że już pracuję („Ale to zleciało”). Zostałam wysłuchana (wywiad), osłuchana (stetoskopem), obejrzana (gardziełko), otrzymałam receptę i zwolnienie na tydzień (które ma się nijak do mojej konieczności wyjazdu do Gdańska w poniedziałek i ale przynajmniej nie wykaszlę sobie płuc przy leczeniu kolejnej zgorzeli miazgi). Na koniec pani doktor wpisała u góry mojej karty „Sł. zdrowia” i przy podkreślaniu tego podwójną linią stwierdziła „Witamy w naszych szeregach”.

Niniejszym czeka mnie kilka – tym razem legalnych – dni opierniczania się.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Internetowe znajomości

Wszyscy dookoła trąbią, jakie to spotkania z ludźmi poznanymi przez sieć są niebezpieczne. Owszem, dla małych dzieci mogą być groźne (przysłowiowy – czy właściwie reklamowy – Wojtek), ale dla osób nieco starszych, obdarzonych choć drobną dozą rozsądku, mogą być początkiem wielu fajnych znajomości, nawet przyjaźni. Czy małżeństw.

Swoje doświadczenia na tym polu zaczęłam zbierać dość wcześnie, ale powoli: miałam 16 lat, pierwsze spotkanie z małą grupką ludzi z grupy dyskusyjnej (której członkiem byłabym do dziś, gdyby nasz prywatny serwer nie padł i chciał się podnieść) odbyło się na dobrze mi znanym terenie, w biały dzień, w towarzystwie były panie, w tym jedna nauczycielka. Spotkanie zostało poprzedzone kilkoma miesiącami pokojowej wymiany poglądów i zacieśniania sieciowych więzi. Samo wydarzenie: spacer i pogaduchy przy piwie (oni) i soczku pomarańczowym (ja – byłam najmłodsza w tym towarzystwie i zresztą nadal jestem) któregoś słonecznego dnia weekendu majowego w 2003 roku odbyło się bez groźnych incydentów, ogólnie było fajnie. Przez lata uczestniczyłam w kilkunastu podobnych spotkaniach tej grupy, w większym lub mniejszym gronie, tworząc czasem całkiem bliskie relacje. Zresztą nie tylko ja. W ramach grupy poznało się wiele dzisiejszych małżeństw, z moim Rodzeństwem i jego TŻ włącznie.

Ale Grupa to nie jedyne źródło znajomości internetowych. Trzy razy uczestniczyłam w zlotach członków fanowskiego forum internetowego. Zloty były mało liczebne, znajomości tam zawiązane niestety nie utrzymały się, ale to zawsze coś. Zwłaszcza, że lubię się rządzić, więc bywałam dość ważną siłą sprawczą i przewodnikiem – nawet na terenach, na których nie występowałam wcześniej ;). Dajcie mi plan miasta i pomysł, gdzie pójść, to ja wam to zorganizuję ;).

Kolejne źródło (dość oczywiste) to portale randkowe, ale w tej chwili mało znaczące, jako że zawiesiłam swoją działalność na tym polu.

Ten – powoli właśnie mijający – weekend był swego rodzaju debiutem. Pierwszy raz spotkałam osobiście kogoś, kogo poznałam przez… bloga.

W sensie napisałam notkę. Ktoś przez Google ją znalazł. Poczytał bloga, spodobało się. Napisał mi emaila. Ja na tego emaila odpisałam. Tak wywiązała się dłuższa korespondencja. Dodanie do znajomych na FB, komentowanie wpisów, w końcu plany urlopowe, w których, jak się okazało, byłam głównym czynnikiem mobilizującym. Przyjazd Kogoś na Pomorze, trzy dni śmigania po okolicy, mimo wiatru i wciąż trwającej, choć niezbyt intensywnej choroby (dzisiaj rano praktycznie nie byłam w stanie mówić). Ogólnie fajnie spędzony czas, bardzo kusząca alternatywa dla siedzenia cały czas przed kompem ;).

W takich spotkaniach z ludźmi z sieci trzeba pamiętać o ostrożności. Na pierwsze spotkanie wybrać znajomy teren, nie wsiadać od razu do czyjegoś samochodu, najpierw wybadać sytuację i nie dać się zaprowadzić w miejsce, z którego nie wiadomo, jak ewentualnie uciec. I to w sumie wszystko. Reszta to zabawa i jako taką – przynajmniej na początku, w zależności od tego, jak i czy w ogóle sytuacja się rozwinie – trzeba to traktować.

Dzięki, Piotr 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dodatnie strony chorowania

Można leżeć w wyrze cały dzień i nikt nie robi jawnych wyrzutów ;).

Z mniej dostrzegalnych zalet to możliwość zrzucenia z siebie kilku kilogramów. Od poniedziałku nie jadłam obiadu, wczoraj ciągnęłam na chlebie z jajkiem, cieście i kiełbasce wieczorem. Nie będę w siebie ładować jedzenia, jeśli nie mam na nie ochoty. Dziś zaczęłam bardziej obiecująco, od serka wiejskiego z miodem. Ale wcześniej weszłam na wagę i zauważyłam, że zeszło ze mnie jakoś tak 3,5-4 kilo. Pewnie szybko przynajmniej część z nich do mnie wróci, jak znowu zacznę normalnie jeść. A jestem dziewczynką typu „waga jeszcze w normie”, co nie zmienia faktu, że każdy utracony kilogram mnie cieszy (choć nie robię nic, by się częściej cieszyć 😉 ).

Głowa prawie nie boli, gardło dalej daje czadu, ale do pracy dziś pojadę. Duomox w dalszym ciągu pożerany, oczywiście, choć go wyjątkowo nie lubię.