Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dzisiejsze zwycięstwa

1. Okazało się, że Polacy potrafią nakręcić film, w którym słychać wszystkie dialogi, jakkolwiek względnie nieliczne one były. Szkoda, że film był ciężki że ojej („Roża”), więc zdecydowanie nie nadaje się dla osób o słabych nerwach.

2. Niechcący orżnęłam Orlen na 3 zł. Dużo na tym nie stracili, bo zawsze u nich tankuję, a po ciężkim seansie byłam gapą, która nie potrafi czytać napisów na ekspresie do kawy.

3. NIP mojej IPL i rejestracja samochodu dołączyły do wielu numerków znanych przeze mnie na pamięć, z ośmiocyfrowymi loginami i hasłami do dwóch kont bankowych włącznie.

4. Dojechałam żywa do domu i nie rozlałam wyżej wspomnianej kawy na spodnie.

5. Jeśli uda mi się zasnąć po wypiciu po godz. 17-tej 420 ml wyżej wspomnianej kawy z mlekiem zamiast 210 ml, to będzie kolejne zwycięstwo. Jutro cały dzień w pracy.

Muszę się odmóżdżyć…

PS.: Zanim Mój Mężczyzna się obrazi, że kawę wypiłam na stacji benzynowej zamiast z nim: to tak jak z moim kupowaniem telewizora w zeszłym tygodniu. 😉
EDIT/PPS.: Orżnięcie Orlenu dokonało się za zgodą i wiedzą pani za kasą, żeby nie było. 

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Warszawska zaraza

Chrzciny były. Młodszego Dziecięcia mojego Rodzeństwa. Znowu robiłam za matkę chrzestną. Chrzestnym miał zostać brat Małżonka Rodzeństwa, mieszkający w jednej z podwarszawskich miejscowości. Słynnej z mafii.

Wspomniany brat w dniu chrztu przyjechał z rodzinką: żoną i dwójką małych dzieci. 3/4 tej rodzinki cierpiało, jak się wydawało, na zatrucie pokarmowe.

Następnego dnia rano okazało się, że to nie było zatrucie, tylko wirus, bo zachorowała pozostała 1/4.

W imprezie (to były jednocześnie chrzciny i pierwsze urodziny Dziecięcia) uczestniczyło w sumie 13 osób. Według moich informacji zdrowe z tego stada są tylko dwie.

Ja i Starsze Dziecię Rodzeństwa.

Nie licząc początkowo chorej podwarszawskiej rodzinki, wszystkich pozostałych powaliło albo wczoraj w nocy, albo dziś rano, z moimi rodzicami (w stanie umierającym, najgorzej to wszystko znosi Rodziciel), Dziadkiem i Moim Mężczyzną włącznie.

A ja tylko czekam na swoją kolej. Jem, póki jestem głodna i modlę się, żeby rozłożyło mnie dopiero w czwartek wieczorem. Albo nawet jutro po południu, może dojdę do siebie do czwartku przed południem.

Ogólnie uroczo.

Nie stać mnie na zwolnienie lekarskie! :/

EDIT: OK, mały update: jestem jedyna zdrowa.
Ojć.
Najczęściej dziś przeze mnie powtarzane trzy literki. 

Kategorie
Archiwalne Osobiste

K. kupuje telewizor

Nosiłam się z zamiarem kupna ekranu już od kilku miesięcy. Najpierw oszczędzałam kasę. Jak dojechałam ze stanem konta oszczędnościowego do zadowalającego mnie poziomu, to co chwilę zmniejszałam ilość znajdujących się tam pieniędzy na rzecz konta na wydatki bieżące. W końcu we wtorek dostałam resztę styczniowej wypłaty i stwierdziłam, że nie ma bata, w końcu kupuję.

W międzyczasie pokrążyłam po paru stronach internetowych, głównie koncentrując się na Euro RTV AGD i Avansie. Przez większość czasu wydawało się, że w tym drugim sklepie (który mam zresztą rzut kamieniem z pracy, podczas gdy od Euro dzieli mnie dobre 20-kilka kilometrów) telewizory są tańsze, ale model wybrany po stosunkowo długim, często przerywanym, bo dla moich zdezelowanych stomatologią szarych komórek dość męczącym „riserczu”, okazał się być obecny i tańszy w Euro. Ceneo.pl zdecydowanie jest pomocne jako porównywarka cen :).

Planowałam wybrać się na polowanie w poniedziałek (27 lutego) po pracy. Ale na poniedziałek planuję też wpad do dermatologa, więc krążenie po mieście i ostatecznie pewnie pozostawienie nabytku na tylnym siedzeniu samochodu, bez nadzoru, wydawało mi się średnio rozsądnym pomysłem. Pomyślałam zatem, że może w poniedziałek tak zamówię, żeby odebrać ekran w środę – wtedy załatwię to na spokojnie. Podczas dzisiejszej, cotygodniowej wizyty u Mojego Mężczyzny wpadłam na kolejny pomysł: może kupię telewizor jeszcze później, bo w a MM pomoże mi wnieść dość ciężki i duży (bo czterdziestocalowy) telewizor do samochodu i potem do domu.

Po czym dziś wracając od MM stwierdziłam, że w sumie czekanie tygodnia nie ma sensu. Miałam rewolucje z kupowaniem laptopa rok temu, kiedy cena w sklepie internetowym zmieniała się z dnia na dzień. Wczoraj jeszcze sprawdzałam na stronie Euro, że wypatrzony telewizor u nich jest i to w najniższej cenie w okolicy. A do sklepu miałam akurat po drodze. I miałam kasę na koncie, bo wpłaciłam wtorkowe bogactwo dzisiaj koło południa. No to hyc do Euro.

Najpierw znowu mnie olali. Cała obsługa była czymś zajęta i udawała, że nie widzą laski z zagubionym wyrazem twarzy, kręcącej się koło telewizorów. Zagubiona byłam, bo nie znalazłam upatrzonego modelu! Poszłam do Auchan. Był. 200 zł droższy. Wróciłam do Euro i w końcu kogoś zaczepiłam. Ktoś chciał coś zarobić dla sklepu, więc mi znalazł ekran w magazynie (dialog:
Ja: Wypatrzyłam na stronie model telewizora, podobno jest tutaj, ale go nie widzę na ekspozycji.
Ktoś: Sprawdzę w magazynie. Co za telewizor?
Ja: Toshiba 40 chyba RL 8..
Ktoś: …38? Skąd wiedziałem. Dobry telewizor.). Radośnie wcisnął mi jeszcze listwę („Podstawowa ochrona telewizora”), ale z zakupu kabla HDMI na razie zrezygnowałam. Uchwyt ścienny i tak planuję kupić na Allegro.

Po zakupie pan-ktoś uprzejmie pomógł mi wsadzić telewizor na tylne siedzenie mojego stalowego rumaka. W domu o pomoc przy wyładowaniu poprosiłam Rodziciela.

Nabytek sobie teraz stoi na szafce, na moimi własnymi łapkami skręconej podstawie. Jutro pewnie będą pierwsze testy.

I tak stałam się właścicielką telewizora Toshiba 40RL838.

A Rodziciel to zazdrośnik, o.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Piątkowe sprzątanie

Komputer nie chciał mi się załadować bez problemu. Teraz, jak widać, działa, ale zaraz po uruchomieniu systemu przystąpiłam do klasycznego „sprzątania”.

Najpierw uruchomiłam CCleaner, za którego pomocą usunęłam z dysku wszelkie zbędne pliki (historię przeglądania, pliki cookie, pliki tymczasowe – było tego 1,5 GB) i błędy w Rejestrze. Po czym włączyłam Avast! i zarządziłam pełne skanowanie systemu, które trochę potrwa.

Później wezmę się za kompa bardziej mechanicznie, mianowicie odkurzaczem. Kurzu u mnie w domu że hoho (piec w piwnicy, cztery kłaczące stwory), komputer też pada ofiarą.

Właśnie, a’propo kurzu. Nie polecam monitorów z błyszczącą matrycą. Z takim ekranem granie w gry typu „Where the pixel?” staje się dość trudne… 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Tłusty czwartek

Dla facebookowiczów na stronie bloga jest ankieta z okazji tegoż jakże sympatycznego dnia. Pasja odpowiadania na Pytania już dawno minęła, ale co szkodzi fanom pączków kliknąć w odpowiedni wariant odpowiedzi. Zatem proszę o głosowanie, żeby mi smutno nie było. 😉

Nie-fani pączków mają prawo poczuć się pokrzywdzeni, albowiem ankieta nie przewiduje, jakoby ktoś nie zjadł ani jednego. Winę ponosi mój pośpiech i lenistwo – najpierw z pośpiechu wcisnęłam „Enter”, zanim dodałam niepączkową opcję, po czym nie chciało mi się wywalić całej ankiety, żeby zrobić ją prawidłowo. A dodawanie nowych opcji wyłączyłam. Przykro mi bardzo.

Dzisiaj pojechałam do pracy ze świadomością, że nie mam nic własnego do jedzenia (zazwyczaj mam ciastka Lu Go!). Moje nadzieje się spełniły: oczywiście panie zadbały o odpowiednie zaopatrzenie w pączki i chruściki :).

Tak poza tym, dzisiaj miałam pacjenta, który ponownie udowodnił, że moja matula ma dobre geny albo/i umie o siebie zadbać, albo lata zaniedbań robią swoje. W tym też wypadku pierwszy raz się zdarzyło, żeby pacjent podczas wizyty nawiązywał nowe połączenia telefoniczne. Siedział i czekał na działanie znieczulenia i autentycznie przy okazji zadzwonił do kilku osób. Dziwne toto. Rozumiem uzależnienie od Facebooka, ale mimo wszystko potrafię się powstrzymać przez zaglądaniem tamże, jak mam coś innego do roboty.

Koleżanka z pracy opowiadała mi o swojej koleżance, która ma postanowienie, że przynajmniej raz w miesiącu założy szwy po usunięciu zęba. Tak dla wprawy. Nawet, jak nie będzie trzeba. Pomysł zły nie jest, aczkolwiek ostatnio mam dość okazji do ćwiczenia szycia i bez takiego postanowienia. Dzisiaj miałam ewidentną dodatnią „próbę nosową” (polegającą na tym, że po usunięciu górnego, bocznego zęba zatyka się pacjentowi nos i prosi o jego wydmuchanie; świszczenie, bańki powietrza lub silniejsze krwawienie z zębodołu może świadczyć o połączeniu z zatoką szczękową), ale dziąsło było na tyle „luźne”, że udało się zszyć zębodół bez większego kombinowania, które wolimy zostawiać chirurgom stomatologicznym, a o którym wolę nie pisać, bo to temat na dłuższy elaborat i wymaga znajomości anatomii ;). Mam nadzieję, że mimo wszystko pacjent nie wróci do nas z pretensjami. O połączeniu mu powiedziałam i podpowiedziałam, co robić, gdyby „coś się zaczęło dziać”, więc nie oskarży nas o ukrywanie czegoś przed nim. Tak czy siak, trochę cieplej mi się zrobiło. 😉

Dzisiaj postanowiłam rozpocząć polowanie na druki akcydensowe. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że można je zamawiać w jednym miejscu na mojej wiosze. Tej mniejszej, bliższej, gdzie mieszkam, 1500 mieszkańców, bo „moją wiochą” czasem nazywam miasto leżące jakieś 6 km stąd. 😉

Notka bez puenty, chciałoby się wzorem kabaretu Hrabi podrapać po głowie i zacząć chrząkać (polecam ich nowy program 🙂 ), więc na tym zakończę i udam się dobrać do kolejnego dziś pączka. Jutro na basen. Pooglądam sobie filmiki z nauki pływania i jutro będę zrzucać te dzisiejsze 2000 kalorii. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Uwaga.

Do studentów stomatologii, potencjalnych przyszłych stażystów, potencjalnie po stażu pracujących na rzecz swojego stażowego pracodawcy:

Potencjalnie posiadanie działalności gospodarczej i kontraktu ze stażowym szefem może Wam się nie opłacać. W sensie chodzi o składki na ZUS. Prawo jest, oczywiście, niejednoznaczne i niniejszym dobrze mieć fajną księgową, która za odpowiednią opłatą oczywiście napisze odpowiednie wnioski, a ja potem poprzestawiam przecinki w dwóch miejscach.

Znaczy, walczymy o niskie składki.

W czym problem? W tym, że na stażu podpisuje się umowę o pracę z miejscem, gdzie się ten staż odbywa. Jeśli potem chce się przejść na samozatrudnienie (a nie miało się wcześniej założonej działalności gospodarczej) i pracować dalej na rzecz tego pracodawcy, pojawia się problem w postaci interpretacji prawa. Jedni twierdzą, że w takim razie powinno się płacić pełne składki, jako że dalej pracuje się dla tego samego pracodawcy, przed upływem bodajże dwóch lat od zakończenia umowy o pracę. Z drugiej strony obowiązki i odpowiedzialność na stażu są różne od tych na samozatrudnieniu, poza tym, to nie zakład pracy wypłaca nam pensję, tylko kasa jest przekazywana z Ministerstwa Zdrowia przez Urząd Marszałkowski. Na razie zatem oddajemy się w ręce gdańskiej centrali ZUS. Oddział na mojej wiosze chce więcej pieniążków.

Co do księgowej, to dziewczynie rzuciłam wyzwanie. Pisałam tu już, że nie obsługiwała wcześniej lekarzy? No właśnie. I teraz ma lekarza z ZUSową zagwozdką. Ciekawe, jaki mi rachunek wystawi na początek współpracy.

Wczoraj zjeździłam pół Trójmiasta w poszukiwaniu drukarki, a właściwie urządzenia wielofunkcyjnego. Model sobie upatrzyłam, poradziłam się Rodziciela, żeby znowu nie było pretensji, że zrobiłam wszystko po swojemu i źle na tym wyszłam, po czym ostatecznie i tak wróciłam z innym sprzętem. Urządzenie wielofunkcyjne, owszem: drukarka laserowa mono, skaner i kopiarka w jednym. Największy problem był z typem drukarki, bo ogólnie takich urządzeń jest na pęczki, tylko że z atramentową. Laserową doradził mi rodziciel. No i w sklepach ilość dostępnych takich urządzeń wynosiła przy dobrych wiatrach dwie sztuki. I żadne HP, tylko Samsungi. W Auchan był jeszcze doradzony mi przez znajomego Brother, ale kurna kombajn to taki, że zająłby mi pół pokoju, poza tym nie wyrobiłabym z budżetem. Żyję teraz na oszczędnościach i 1/3 pensji i wyjeżdżam na weekend, nie ma szastania kasą.

No i ostatecznie wylądowałam z Samsungiem, który był obecny w dwóch sklepach Euro, ale kupiłam go w tym, w którym wylądowałam na końcu i nie zostałam olana przez sprzedawcę, przykro mi bardzo. Zostałam mimowolnym wyznawcą tej marki, bo mam jeszcze laptopa i firmową komórkę od Samsunga. Ocena urządzenia na stronie Euro pozytywna (4,5/5 w 19 ocenach), na biurku zajęło resztę miejsca niezajmowanego przez laptopa, a nie pół pokoju, co mnie zresztą zaraz zmobilizuje do zrobienia czystek w najbliższej biurku szafce.

No. Było 13 linijek o pieczątce, teraz macie kilkanaście linijek o ZUS i drukarce Samsunga. Deal with it. ;P

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy spraw

Wolne piątki się przydają. Rozstanę się z nimi z bólem serca. Dzisiaj miałam niezłą objazdówkę.

Najpierw pojechałam do miasta odebrać firmową pieczątkę. Po wczorajszym pseudozamówieniu (w sensie dokonanego na szybko) zastanawiałam się, co mi pan w punkcie wyrobu pieczątek zrobi, bo nawet nie wybrałam typu zamawianego „urządzenia”. Całe szczęście, dostałam automatyczną. Pan podkreślił, że jest ekologiczna, bo zrobiona z odpadów. Nie wyraziłam entuzjazmu. Nie wiem też, co pan chciał osiągnąć, sadząc tekst „będzie pani miała najładniejszą pieczątkę”. WTF? Pieczątka jest czarno-szara, ma blokadę i tyle. Akurat nie o urodę mi chodziło. Czy panu coś zasugerowała biało-niebieska czapka z pomponami, którą nosiłam na łbie? Nawet tapety na gębie nie miałam (bo mi się nie chce jej robić, poza tym żaden ze mnie brzydal i wolę chodzić bez 😉 ). Albo moja nie-ekologiczność (powinnam się była chyba posikać z radości, jeeeej, ekologiczna pieczątka!) go zdziwiła i chciał ode mnie większej reakcji (miałam się zachwycić? Jeeej, jaka śliczna!). Nie mam pojęcia. Tak czy siak, wzięłam swoją pierwszą fakturę na dane na wspomnianej pieczątce. Pierwsze koszty wygenerowane ;).

Po zakupie biletów na pociąg (dworzec był pięć kroków dalej) pojechałam do Starostwa Powiatowego celem dopisania się do dowodu rejestracyjnego mojego autka. Poszło całkiem szybko i niniejszym oficjalnie jestem w połowie właścicielem stalowego rumaka. W przyszłym tygodniu dam znać księgowej, wpiszemy autko do środków trwałych i będzie można się spokojnie bawić w dalsze generowanie kosztów ;).

Ze Starostwa śmignęłam do Auchan dwa miasta dalej, po drodze zahaczając o cmentarz w tym jednym mieście po drodze. W Auchan poczyniłam zakupy na nadchodzący weekend. Przez nieuporządkowaną listę zakupów i usilne poszukiwania wykrawaczek bądź foremek na ciasteczka zrobiłam tam dłuższy spacer, ale i tak krótszy od wcześniej zamierzonego, bo chciałam jeszcze do C&A i Euro RTV AGD zajrzeć. Z dwiema siatami zakupów mi się odechciało.

Wróciłam do pierwszego miasta, gdzie najpierw poszukałam wspomnianych wykrawaczek w Biedronce (daremnie), po czym pojechałam do Urzędu Skarbowego, bo pani w Starostwie powiedziała, że trzeba tamże zgłosić darowiznę, której wcześniej musiał dokonać mój rodziciel na moją rzecz, w postaci 50% samochodu, obecnie (szacunkowej) wartości 2 tys. zł. Nawet podatku nie będziemy musieli od tego płacić, ale jak trzeba, to trzeba.

Ze skarbówki ruszyłam z powrotem na swoją wieś. Przy okazji zatrzymałam się przy wiejskim centrum handlowym, będącym sklepem typu 1001 drobiazgów. Wykrawaczki do ciastek znalazłam. Ale nie gwiazdki. Chciałam gwiazdki. Będą choinki, strzałki i inne tego typu rzeczy. Grunt, że są.

Stamtąd powrót do domciu (po czterech godzinach) i odebranie smutnego emaila na temat rzeczy, którą dwa tygodnie temu zamówiłam na Allegro – poczekam sobie na nią kolejne dwa tygodnie, buu.

Teraz czeka mnie ogólnie ogarnianie bałaganu w domu i osobistych papierach oraz pieczenie ciastek i planowanie obiadu na jutro i pojutrze. Znowu będzie presja. Mój Mężczyzna (dla którego też będę pichcić) gotuje ZNACZNIE LEPIEJ ode mnie…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Negatywne reakcje

Nie wszyscy są podekscytowani na tekst o zakładaniu przeze mnie działalności.

Niektórym od razu włącza się „zniechęcanie mode” – a to robota papierkowa, a to księgowa zedrze kasę, a to tamto, a to siamto… Typowo polskie marudzenie, zamiast „o, jak fajnie, życzę powodzenia”.

Księgową dziś znalazłam. W sumie dużo nie szukałam. Kobieta koło trzydziestki, mieszkająca w wypasionym, acz normalnym kubaturowo domu, mąż prowadzący nadzory budowlane (szyld przed budynkiem reklamował też taką działalność, stąd wiem), kilkuletnie dziecko. Ma stronę internetową. Podczas rozmowy wyglądała na zorientowaną, po moim przyznaniu się do zieloności udzieliła wszelkich informacji językiem prostym i zrozumiałym. Stawkę też podała taką w miarę, bo na początek 100 zł miesięcznie. Mam po prostu na koniec miesiąca dostarczać jej kopię rachunku wystawianego szefowi i w miarę możliwości generować koszty ;). Komunikacja będzie głównie emailowa. Ogólnie pierwsze wrażenie całkiem pozytywne.

Telefonu nie założyłam – to się załatwi po odbębnieniu bardziej oficjalnych czynności. Jedną z tych czynności zresztą wykonałam dziś: wypełniłam wniosek o wpis do CEIDG. Muszę go jeszcze wydrukować i zanieść do urzędu gminy.

Dzisiaj miałam przegląd techniczny autka. W rezultacie w później odwiedzonym warsztacie samochodowym usłyszałam dwa razy „normalka” – do naprawy tylne hamulce i lewy dolny wahacz, możliwy koszt: 350-400 zł. Ogólnie smuteczek i zgrzytanie zębów, bo tego sobie w koszty nie wrzucę.

Tak jeszcze z zawodowych spraw: 1. leczenie rodziny SUCKS, 2. mój były dentysta spierniczył kanałówkę u mojej mamusi. Dzisiaj mało co udało mi się zrobić, dalszy ciąg walki z górną siódemką za tydzień.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

K. zakłada firmę

Nie, nie gabinet. Wszyscy się zaczynają ekscytować, kiedy mówię o zakładaniu działalności gospodarczej, a to nie to samo, co własny gabinet.

Jak się okazało, dzięki klasycznej metodzie powtarzania tych samych informacji w kółko coś mi we łbie jednak zostało i powoli zaczynam się orientować, od czego zacząć. Dzisiaj zrobiłam wypad do Gdańska – musiałam wziąć od lekarza receptę (na lek nierefundowany, więc jaj w aptece nie będzie 😉 ), przy okazji wpadłam do Izby Lekarskiej. Tam wzięłam wniosek o wpis mojej jeszcze nieistniejącej praktyki (czyli działalności) do odpowiedniego rejestru, przy okazji wypytałam odpowiednią panią o kilka rzeczy. Odpowiednia pani pewnie pomyślała, że mimo skończonych studiów i stażu muszę być ograniczona, bo właściwie pytałam ją o niektóre rzeczy dwa czy trzy razy. Ale tak to jest, jak się zaczyna załatwiać takie sprawy na zielono.

To był w sumie pierwszy krok. Jutro siedzę cały dzień w pracy, dalszy ciąg działań będzie zatem w środę: równie skromny, bo chcę odwiedzić ze dwa biura rachunkowe celem wypytania o stawkę za usługi i wyrobić sobie telefon firmowy. T-mobile bardzo chętnie wciśnie mi drugi aparat za miłą cenę i z nowym telefonem (mam wprawdzie nieużywaną „słuchawkę”, ale wygląda tak sobie jak na oficjalną funkcję, którą ma pełnić). Jak dobrze pójdzie, to w tę samą środę założę równie firmowe konto email (typu lekdent[tuwpiszinicjałimienianazwisko]@gmail.com 😉 ) i wypełnię wniosek o wpis do CEIDG, co będzie pierwszym oficjalnym krokiem we właściwym kierunku. Konto w banku, które może służyć za firmowe w sumie mam: właściwie nieużywane (służy mi tylko do przelewania 100 zł miesięcznie na fundusz oszczędnościowy), w końcu się do czegoś przyda. Bieganie po urzędach w następnym tygodniu, oficjalne przyznanie się szefowi do podjętych działań (mam nadzieję, że mnie nie wystrychnie na dudka i podejmie ze mną dalszą współpracę 😉 ) i szukanie ubezpieczenia OC takoż. Z początkiem lutego chcę już działać oficjalnie jako [tu wpisz moje imię i nazwisko], Indywidualna Praktyka Lekarska.

Się okazało, że dla świętego spokoju najlepiej szukać drugiej pracy w innym NZOZie. Podejmowanie współpracy z prywatnym gabinetem to w tej chwili od cholery zachodu.

Jak coś robię nie tak, proszę krzyczeć. Wszyscy są bardziej doświadczeni ode mnie, chętnie skorzystam z przydatnych rad.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Wyłączony mózg

Kiedy czytam niegdyś kupiony „informator” na temat samozatrudnienia, mój mózg wyłącza się po kilku zdaniach. Zwyczajnie nie ma ochoty tego ogarniać. W rezultacie nadal nie wiem, jak się zabrać za założenie działalności. Nie wiem, czy księgowość prowadzić samodzielnie (przy pomocy programu), co zrobić najpierw, jakie decyzje podjąć, gdzie pójść, co mam wiedzieć w momencie pójścia gdzieś… Muszę jeszcze spłodzić umowy o użyczenie samochodu (autko mam swoje, ale jest zarejestrowane na Rodziciela celem zmniejszenia składek na ubezpieczenie), przechowywanie dokumentacji i sterylizację narzędzi (to z NZOZem), załatwić telefon firmowy… Ogólnie kanał. Skoro na razie pracuję w NZOZie, to mogę założyć praktykę na wezwanie, ale chcę nawiązać współpracę z innymi gabinetami i wtedy dobrze byłoby mieć praktykę stacjonarną. I bądź tu człowieku mądry.

Na razie się relaksuję umysłowo (może za bardzo i mój mózg się odzwyczaił od wysiłku?) i robię fachowy fangirling. W Wielkiej Brytanii na BBC1 leci druga seria serialu „Sherlock”, a ja kupiłam sobie pierwszą na DVD i przy oglądaniu dodatków się dziwię, że aktorzy są dostrzegani w dziwnych rolach. Mój niegdysiejszy wielki idol, Russell Crowe (uczucie nieco przygasło 😉 ), do roli w „Tajemnicach Los Angeles” został dostrzeżony w „Romper Stomper”, gdzie grał skinheada-neonazistę. Grający w „Sherlocku” Benedict Cumberbatch zawdzięcza swoją rolę odegraniem pedofila w „Pokucie” („Atonement”). Ogólnie dziwne są koleje aktorskiego losu. 😉

Coś miałam jeszcze napisać… A, tak. Mózg wyłączony.