Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Wiem, że nic nie wiem

Dzień w pracy był dość emocjonujący. Najpierw bez słowa nie przyszedł pacjent, który wcześniej robił burdy, że a) wizyta się opóźniła – co się zdarza i niech mu będzie, b) wyszłam z pracy, no jak ona mogła? a był zapisany do innego lekarza. Wtedy oczywiście oberwało się asystentce. Potem musiałam zacząć leczyć kanałowo siostrzaną dolną szóstkę i o ile zazwyczaj trepanacja komory zęba (przestrzeni pod szkliwem i zębiną, w której siedzi miazga, czyli m.in. naczynia krwionośne i nerwy zaopatrujące ząb) to tzw. wpad do dziury, tak teraz nie mogłam w ogóle do niczego się dostać. Nienawidzę leczyć rodziny, już pomijając pretensje, że przewodówka z Ubistesinu Forte trzymała 5,5 godziny – też mi nowość ;). Na koniec szef wyciągał mojemu pacjentowi złamane narzędzie z kanału i chyba mu się udało, pan może się na mnie nie obrazi za powikłania.

Po pracy śmignęłam jakieś 30 kilometrów do szpitala, który mi zasugerowano do wycinanek #2. Po drodze oczywiście pokłóciłam się z nawigacją, bo na początku byłam mądrzejsza od niej (zmądrzałam w listopadzie, jak trasę z omijaniem zakorkowanych dróg wyznaczyła mi na jakieś zamknięte dla ruchu wertepy), ale potem już ładnie mnie poprowadziła.

W szpitalu wspięłam się na oddział chirurgii onkologicznej. W sekretariacie skierowano mnie do piwnicy, do poradni. Według wywieszki na okienku rejestracji, przybywszy na miejsce o 13:30 spóźniłam się pół godziny na ustalenie terminu zabiegu, ale pani za szybą poinformowała mnie, że mam się stawić między 11 a 11:30, założą mi wtedy kartę i pan doktor mnie zbada celem kwalifikacji do zabiegu.

Ogólnie chorowanie i zabiegi są dla osób niepracujących.

Niczego nowego się nie dowiedziałam.

Postanowiłam, że zaryzykuję i śmignę ponownie tam w piątek rano, modląc się przy okazji, żebym przez remontowane wszędzie miasto zdołała dostać się do pracy na czternastą.

Na głodzie (rano zjadłam śniadanie, przy wychodzeniu z pracy o 12:40 chwyciłam Mleczną Kanapkę i to była cała skonsumowana przeze mnie żywność do tamtej chwili, czyli godziny 15) wróciłam do domu, chwyciłam skierowanie na RTG klatki piersiowej, załatwiłam fotkę. Do odbioru w piątek rano. Potem pojechałam kolejne 10 km w jedną stronę, bo oczywiście na wizycie nie przekazałam siostrze jej poczty. Obiad w końcu zjadłam przed 16, dojadając zupkę ugotowaną w weekend.

A było wcześniej zadzwonić do tej szpitalnej rejestracji i się zapytać, co i jak. Wprawdzie prowadzenie samochodu zaczyna mi sprawiać coraz większą przyjemność (kierowcą dalej jestem średnim, ale kiedyś auto to był wyłącznie środek do przemieszczenia się z punktu A do B), to jednak pieniążków na paliwo trochę żal.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

A myślałam, że znowu trochę schudnę

Stan na środę: ból pleców, głowy, gardła i 38 stopni. Chyba musi mi się zachcieć jeść więcej warzyw i owoców, bo mieszkając u rodziców nie chorowałam co chwilę. Praktycznie całe popołudnie przespane, mieszkanie nieogarnięte.

Duomox 1 g co 12 godzin w natarciu, chociaż szczerze nie cierpię tych wielkich tabletek. Mam problem z ich przełknięciem nawet w stanie rozpuszczonym.

Stan na czwartek: temperatura w normie, ból gardła, kaszel, zwiększony pech przy pracy. Dobrze, że od jakiegoś czasu pracuję w maseczce, przyłbicę zakładam tylko do wiercenia. Niestety apetyt jest, nieco zmodyfikowany, ale śniadania i kolacje jem po staremu. Obiady konsumuję i tak tylko 3-4 razy w tygodniu z braku czasu.

Stan na piątek: gardło wyraźnie podrażnione, kaszel od czasu do czasu, ale zdolności umysłowe poprawione. Średnio mi się chce dokończyć spaghetti z wtorku, ale muszę, bo się zepsuje.

Nie schudnę tym razem 🙁

PS.: Mammografia nie boli. Tylko utrudnia oddychanie. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

No i po co?

Zamarzyły mi się duże filiżanki. Wpadłam do Pepco, zobaczyłam całkiem spore, czarne, z zielonym kwiatowym wzorem. Szukałam spodków, ale nie było, więc stwierdziłam, że trudno, biorę tak czy siak. Do tego wzięłam jeszcze dwie wysokie szklanki na nóżkach i biało-żółty kubek z kwiatkiem, który będzie mi służył za nowy, „ulubiony” kubek na poranną herbatkę.

Przy kasie wyjaśniło się, dlaczego do filiżanek nie było spodków – po przeciwnej stronie od wzorku napisano „SOUP”.

Kupiłam filiżanki do zupy.

Kurde, a życie kiedyś było takie proste. Zupy jadło się z głębokich talerzy albo bulionówek. Teraz mam dwie duże filiżany do zupy. Spoko. Gdyby nie ten cholerny napis, w ogóle nie byłoby problemu… W sumie nadal go nie ma, ale gościowi już herbatki w nich nie podam… Po co je podpisali?

Tak w ogóle to dzisiaj mamy tutaj lato, jakieś 25 stopni w cieniu. Po śniadanku pojechałam na zakupy, w hipermarkecie udało mi się zgubić listę, ale chyba ostatecznie kupiłam wszystko, co planowałam. Po powrocie do domu koło 12:30 stwierdziłam, że obiadek pewnie zjem przed 14, a koło 15, jeśli pogoda się nie zepsuje, wyskoczę na basen, bo na plażę za daleko. Pogoda się nie zepsuła, wyskoczyłam, po raz pierwszy od ponad pół roku potaplałam się przez 40 minut, zjechałam kilka razy zjeżdżalnią wodną, wymoczyłam się w jacuzzi. Potem zaliczyłam wspomniane Pepco i wpadłam do rodziców na pyszne ciasto baj moja siostra. Wyjechałam stamtąd z nowym czajnikiem typu inox (czyli w stalowej obudowie, ekspres do kawy i maszynę do chleba też mam w tym stylu), który nieco kosmicznie świeci na niebiesko, jak jest włączony. Wypas, już go uwielbiam.

Leniwą niedzielę psuje mi tylko fakt, że jutro wyjątkowo mam popołudniówkę nie dlatego, że była zaplanowana, ale dlatego, że musiałam przestawić pacjentów z wtorku, bo po południu kontynuuję diagnostykę przed wycinankami. W przyszłym tygodniu chcę zrobić RTG klatki piersiowej (też przez zabiegiem), a tydzień później (bo po co kumulować wrażenia na jeden dzień) czeka mnie wypad do szpitala, żeby się rozeznać w terminach przyjęcia na zabieg.

A tak w ogóle to marzy mi się weekendowy wypad do SPA. Masaże, basen do znudzenia, czytanie książek. Może w październiku, jeśli będzie mnie na to stać?

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Będą kolejne wycinanki :(

Tym razem nieco poważniejsze od pieprzyka średnicy 4 mm. Żesz ja pierdzielę. Tamte były, bo chciałam. Te będą, bo muszę.

Dzisiaj się wcisnęłam do gabinetu lekarskiego bez kolejki – tak mi kazano. Przed i po dokonaniu tej strasznej czynności trzęsły mi się ręce. Podeszłam pod gabinet, ujrzałam kolejkę sugerującą przynajmniej trzy godziny czekania, nie otrzymałam zgody na wcześniejsze wejście, przepuściłam przed sobą dwie osoby i wpakowałam się jako trzecia. Pani doktor nieco starszej daty do mojego przypomnienia, że „jestem dentystą” odniosła się tak, jakby „dentysta” było określeniem o negatywnym wydźwięku. A ja tak mam na dyplomie, więc nie wiem, o co chodzi. Po wyjściu z gabinetu ze wzrokiem wbitym w podłogę rzekłam do innych czekających „do widzenia” i uciekłam, zanim zdołali mnie złapać, bo siedziałam tam 10 minut.

W dobie krwiożerczego kapitalizmu najbardziej mnie martwi to, że znowu nie pójdę do pracy. Nie wiem jeszcze, kiedy, i znacznie bardziej zależy mi na niewkurzeniu trzeciego (obecnie drugiego) szefa, bo pierwszy szef podchodzi do życia na luzie i wystarczy, że mu się o czymś powie i potem to możliwie nadrobi. Znaczy róbcie ze mną, co chcecie, grunt, żebym w piątek mogła pójść do pracy.

Ogólnie humor mam spartolony przez wynik biopsji i konieczność wycinanek. Nawet zakupy nie pomogły. Aczkolwiek żarówiaście żółto-zielona koszulka jest słit i będę w niej chodzić, jak będzie ciepło, co będzie szokujące, bo zazwyczaj noszę ciuchy o nieco innej kolorystyce ;).

Guz niezłośliwy, rosnący we mnie powolutku i bez rewelacji od 6 lat. Nie umieram. Ale pozbyć się trzeba.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kwiatkowo i okiennie

Oprócz sprzętu kuchennego postanowiłam oddać siostrze jej kwiaty doniczkowe. U mnie szansę na przeżycie mają tylko te istoty, które same sobie załatwią albo upomną się o jedzenie. Koty zatem mają się całkiem nieźle, z kwiatkami jest nieco gorzej. Ale przeżyły te 7 miesięcy.

Wolę kwiatki, o które nie trzeba za bardzo dbać, więc cięte. W IKEA kupiłam sobie dwa wazony, w weekend dostałam fajną butelkę, która też może służyć za wazon dla pojedynczego kwiatka.

Dzisiaj od pani pracującej w kwiaciarni dowiedziałam się, że kwiaty typu tulipany, żonkile trzyma się w wazonach z minimalną ilością wody, tak, żeby mogły spijać, ale jej nie chłonęły całą łodygą, bo szybko opadną. Tulipany w zimnie można trzymać w ogóle bez wody przez kilka dni.

Łodygi zdrewniałe, np. róże czy goździki, potrzebują wazonu pełnego wody.

No to sobie dzisiaj zafundowałam bukiecik żółtych różyczek, stoją sobie na oknie.

Oknie, które ok. 16 miało być wymierzone pod rolety. Po 15 odkurzałam, więc mogłam nie dosłyszeć dzwonka, ale zostawiłam przecież kontaktowy numer telefonu. Nie cierpię czegoś takiego.

Lato mamy. 30 stopni i burza…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

To mi pasuje

Przez trzy miesiące pracowałam w piątki od 9 do 20 (po ponad dwóch latach radosnego lenistwa). Od maja godziny pracy zmieniły mi się na 14-22. Jutro zobaczymy, w jakiej formie będę na dyżurze w pierwszej pracy (8-14), ale na razie stwierdzam, że mi to pasuje.

Zaczynam pracę na tyle późno, że rano jestem w stanie się wyspać i coś nawet zrobić w mieszkaniu. Dzisiaj na przykład robię sobie zupkę na łopatce z kością i przestawiam naczynia w szafkach w aneksie kuchennym, bo siostra, zabierając praktycznie wszystkie swoje sprzęty i skorupy kuchenne, zwolniła mi sporo miejsca.

Przy okazji robię małe odkrycia, jak choćby drugą torebkę kaszy manny, chociaż jedną – już otwartą – znalazłam wcześniej. Ponownie odkrywam puszkę z kawą zbożową, leżące luzem torebki z ryżem czy kaszą. Odkrywam nowe przyprawy i obiecuję sobie, że poszukam jakichś prostych przepisów, do których można by je wykorzystać, zamiast żywiąc się cały czas zupami z mrożonki, schabowymi czy kurczakiem, wcześniej ugotowanym we wspomnianej zupie.

I pojechałam zamówić rolety wewnętrzne na okna w pokoju dziennym. Zamarzyły mi się podgumowane, żebym mogła spokojnie oglądać filmy w dzień. No i okna mam wyłącznie od południa, więc słonko = gorąco. Nie wiem, czy guma coś na to poradzi. Mam nadzieję, że nie spłynie mi na podłogę. Koty chyba dostaną drugą michę z wodą.

Wiatrak na długiej nodze zdecydowanie ratuje mnie w sytuacji wchodzenia na krzesło -> przestawienie talerzy -> zejście z krzesła -> wejście na krzesło przestawione w inne miejsce itd. Mniej się spocę…

Ogólnie miło i słonecznie jest.

Tydzień temu byłam na „Iron Man 3”, nawet zaczęłam reckę pisać na użytek bloga, ale nie mogę jej dokończyć. Powiem tyle, że dla mnie to 7,5/10 (nieco słabszy od „Iron Man”, nieco lepszy od „Iron Man 2”). Jak ktoś lubi i jeszcze nie był, to polecam.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Środy bez komputera

Trzymam się swojego pseudoodwykowego postanowienia. W rezultacie w środy po południu mam kupę czasu, który mogę poświęcić na rzeczy inne, niż siedzenie przy kompie.

Na przykład Kisiel się na mnie obraził, bo w końcu pojechałam z nim do weta na szczepienie. Planując ten czyn, wczoraj na forum miau przeglądałam wątek, który moja siostra tworzyła o swoich kotach. Dzięki temu dowiedziałam się, że obecnie moje dwa upierdliwe sierściuchy są w kwiecie wieku, liczą sobie mianowicie około 8 lat (Mrówka prawdopodobnie jest trochę starsza). Nie wiem tylko, co skłoniło siostrę do stwierdzenia, że Kisiel jest inteligentny. Owszem, ze zdaniami o dużej powierzchni miękkiej sierści, w którą można wsadzić nos i że to kot demolka się całkowicie zgadzam, ale ogólnie rzecz biorąc, to przytulaśny, uroczy, rudy głupek.

Z innych strasznych czynności wykonywanych z powodu nudy – umyłam lodówkę. Usiłuję również wypracować system układania żarcia na półkach (jak chociażby to, co jest rzadziej używane, wędruje na półkę zupełnie u góry – nie jestem przesadnie wysoka), ale założę się, że po kilku dniach po systemie nawet ślad nie zostanie.

Poczytałam też papierową wersję blogaska siostry i Chaty Wuja Freda. W obu poziom abstrakcji bywa powalający, choć z różnych powodów.

Zrobiłam dwie pralki prania. Zrobiłabym trzecią, ale mam za małą powierzchnię suszarki.

I zdrzemnęłam się po kolacji (mała dygresja – ostatnio do wszystkiego daję sos czosnkowy. Kupiłam słoik, to trzeba zjeść zawartość, zanim się zepsuje). Obudziłam się akurat na 20.

25 stopni za oknem, ludzie. Szkoda, że nie mam kiedy przeprosić się z pływalnią.

Mózgownicę mam, jak widać, w stanie średnim. Ale może tak to jest, jak się pije kawę zamiast czegoś, co nawodni i dwa wieczory z rzędu idzie się spać o północy (z pobudką po 6), bo wcześniej fragmentarycznie (przewijając sceny z latającymi częściami ciała) oglądało się film o Jasiu i Małgosi, co to polują na wiedźmy.

Dobranoc.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Tydzień to za mało

Moja wymarzona majówka zaczęła się od sprawdzania egzaminów próbnych z drugiej pracy. Oczywiście kosztowało mnie to sporo czasu i nerwów, ocierając się wręcz o wkurza, kiedy ktoś bezmyślnie przepisał coś z gotowca i mimo moich starań w obniżeniu ilości zdobytych punktów zdał, a ktoś piszący samodzielnie oblał, bo napisał za mało. Ostatecznie w poniedziałek odbyłam najprawdopodobniej swoje ostatnie zajęcia. Raczej nie będę się pchać do edukacji od nowego roku szkolnego. Wystarczy mi.

Dzisiaj poszłam na 6 godzin do (trzeciej) pracy i było nudno. Stwierdziłam też, że tygodniowe urlopy nie mają sensu, bo zanim człowiek poczuje, że się rozleniwił i odpoczął, to musi wracać do roboty. Następny urlop planuję na koniec sierpnia, też miał być tygodniowy, bo stwierdziłam, że nie stać mnie na dwa tygodnie laby. Ale po przemyśleniach z dzisiaj, nad tym się jeszcze zastanowię.

Na razie namiętnie żrę lody i znowu przytyłam kilogram.

I co chwilę coś gubię. Pisałam tutaj jakiś czas temu o pozostawieniu w centrum handlowym mojego portfela (znalazł się). Gdzieś posiałam drugi komplet kluczyków do samochodu. Półtora tygodnia temu były poszukiwania dowodu rejestracyjnego. A w zeszły weekend pojechałam do Tesco, przeglądałam karton z wypiekaczem do chleba i co? Po rozpakowaniu nowego nabytku w domu okazało się, że instrukcję obsługi musiałam zostawić na podłodze sklepu. MM udało się ją odzyskać bez problemu, ale tak się zastanawiam, jakim cudem przeżyłam na własnym garnuszku pół roku i nie zostawiłam nigdzie głowy po drodze.

Pojutrze do (pierwszej) pracy. Całe szczęście, tylko do 13. Potem planuję pojechać wymienić opony na letnie i dokonać ostatnich formalności z drugą pracą.

I tak do sierpnia…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dirty minds

Mam problem w łazience. Próbowałam prostych sposobów. Nie pomogły. Zwróciłam się zatem o pomoc do znajomych na fejsbuku. Czemu zatem nie mieć przy okazji ubawu i nie sprawdzić, jak bardzo „brudne” bywają umysły? 🙂

rozmowa

(klikając na miniaturę otwieracie większy, czytelny obrazek)

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Trzy dni pracy do majówki

Odliczam, a co.

Coraz bardziej się przeklinam, że nie wpadłam wcześniej na pomysł z wyjazdem na dwa dni. Dwa dni w hotelu z basenem, full wypas. No ale nic, może uda mi się zaliczyć aquapark w Sopocie w ramach ochoty na popluskanie się. Poza tym muszę jednak oszczędzać kasę, bo majowa wypłata będzie skromna.

W niedzielę pojechałam do centrum handlowego, gdzie wpłatomat poszatkował mi banknot stuzłotowy (prawdopodobnie włożyłam go w formie pogiętej, wyszedł w kawałkach), w wyniku czego zaliczyłam wkurza. Pojechałam do Biedronki celem zakupu pysznych lodów na patyku, gdzie ów poszatkowany banknot wypadł mi z portfela.

Wczoraj w sklepie, na przerwie w pracy zauważyłam, że nie mam w portfelu dowodu rejestracyjnego samochodu. Zawsze trzymałam go w przegródce na banknoty. Po powrocie do mieszkania nie znalazłam go. Wyszukałam w Google, co się robi w takim przypadku.

Dzisiaj na przerwie między porankiem na NFZ a prywatną popołudniówką zadzwoniłam do BOKu szatkującego stówy centrum handlowego. Nikt im dowodu rejestracyjnego nie przyniósł. O to samo zapytałam w dwóch sklepach, w których wczoraj robiłam zakupy. Nie ma.

Po pracy pojechałam do Biedronki. Panie kasjerki wiedziały, o co chodzi, papier odzyskałam bez problemu.

W moim padaniu na ryj zatem chociaż raz zdarzyło się coś pozytywnego.

Muszę wreszcie wymienić koła na letnie i olej w autku. Muszę się też zabrać za sprawdzanie egzaminu próbnego pań, które męczę w drugiej pracy. W poniedziałek przed 20 wykładem pt. „ortodoncja w pigułce” bardzo skutecznie zlasowałam im mózgi.

Ogólnie końca roboty nie widać.

Nadal jestem zmęczona. Idę po loda. Albo po wino…

A koty się tłuką.