Godzina: 9:15.
Waga: 4 370 g.
Długość ciała: 59 cm 🙂
Witamy na „zewnątrz” Idę M.
Niniejszym od dziś oficjalnie jestem podwójną ciotką 🙂
Uściski i gratulacje dla mojego Rodzeństwa i rodzinki :D. Niech Wam dziecię zdrowo rośnie 😀
Godzina: 9:15.
Waga: 4 370 g.
Długość ciała: 59 cm 🙂
Witamy na „zewnątrz” Idę M.
Niniejszym od dziś oficjalnie jestem podwójną ciotką 🙂
Uściski i gratulacje dla mojego Rodzeństwa i rodzinki :D. Niech Wam dziecię zdrowo rośnie 😀
Od kilku dni chodziła za mną ochota na zeżarcie ptysia. Ot, tak wpadło mi do głowy i nie chciało wypaść. Nie jestem wielką fanką ptysi: są przeraźliwie słodkie, łatwo skończyć z cukrem pudrem na spodniach, poza tym do ich zjedzenia potrzebne są dwie ręce – niepraktyczne. Ale dziś po pracy, którą skończyłam planowo, i pozbyciu się starego laptopa, podjechałam do cukierni i wzięłam ptysia na wynos.
Zeżarłam go ze smakiem w ramach deseru po obiedzie. Nadziewany był typową, ptysiową pianką (nie śmietaną), był przeraźliwie słodki, wyleczyłam się z ochoty na ptysie na kolejnych kilka lat.
Gdyby moje zęby umiały mówić, pewnie bym ogłuchła od tego krzyku protestu. Normalnie niemal czułam, jak cierpną z przerażenia. Nie odzywają się przy kolejnej kostce czekolady czy Mentosie po pracowej przegryzce (Mentosy zawierają cukier), ale ten ptyś, to moje marzenie od ponad tygodnia, wywołał protest.
W moim sumieniu, bo zęby mam najwyraźniej w takim stanie, że tona słodkiego jeszcze nie wywołuje wyczuwalnego sprzeciwu. Za chwilkę pójdę i ząbki sobie umyję, ale na razie pozwolę sobie czuć ten sztuczny smak ptysiowej pianki, podlanej herbatą.
Trzeba sobie czasem sprawiać małe przyjemności. Ta mnie kosztowała 1,65 i teraz mi dobrze. Ząbki uspokojone perspektywą mycia też ucichły.
Miłego weekendu życzę. 🙂
I nieważne, że bywa 13 stopni mrozu w nocy i -9 w dzień. Że śnieg leży i bardzo zimowo chrzęści pod stopami.
Wiosna idzie, bo…
O 17 jest jasno.
PS. Jak widać, moja dzisiejsza popołudniówka nie była taka zła. 😉
Moja wątroba nadal działa, autko przestało pierdzieć po spędzeniu 8 godzin u mechanika, zaś na forum, gdzie wklejałam swojego fanfika, zaczęto mnie doceniać po wrednym szantażu („Jak nie będzie komentarza, nie będzie dalszego ciągu”).
Jem sobie rodzynki w czekoladzie, czekam, aż mi herbatka przestygnie, coby miodu do niej dodać, mam cudowną świadomość, że nic nie muszę. Ogólnie jest fajnie.
Jutro popołudniówka i prawdopodobnie przestanie być tak super 😉
Oddałam dzisiaj krew. Na badania na parametry wątrobowe, albowiem obie z codziennie branych piguł działają dość obciążająco na wątróbkę. Wykrwawianie się w bardziej szczytnych celach (i w większej ilości) może za kilka miesięcy. Zresztą, miałam to badanie zrobić już dobrze ponad miesiąc temu… No cóż ;). Tak czy siak, lewą łapkę mam teraz z lekka obolałą i sztywną w łokciu. Całe szczęście, jestem praworęczna, więc dzisiejsze rwanka sztuk dwa odbyły się bez komplikacji.
Poza tym, jutro i w piątek czekają mnie w sumie 4 trzykilometrowe spacerki, jupi. Jutro rano muszę zostawić samochód w warsztacie motoryzacyjnym, przejść wspomniane 3 kilometry do pracy (mam na 9, więc będzie zzzzzzimnoooo!!! Chyba wezmę moją czapkę uszatkę 😉 ), potem po pracy odebrać autko (po drugim pieszym spacerku) z kosztorysem napraw (tłumik być może i jedno nadkole na pewno do wymiany). W piątek powtórka z rozrywki. Może mój dzielny Mikrus przestanie pierdzieć. Zaczęłam się śmiać, że niedługo w firmie będą słyszeć, jak wyjeżdżam spod domu do pracy (jakieś 12 km 😉 ).
Nagle wyskoczyła okazja nie do przepuszczenia: przyjaciółka przyjaciółki mojej mamy szuka opiekunki dla swoich trzech kotów (w tym jeden leczony) na 2 tygodnie w wakacje… w Londynie. Jedyny problem: brak kasy. Z mojej, wynoszącej niecałe 1500 zł pensji ponad 900 zł to wydatki stałe (raty za komputer i samochód, plus benzyna), więc z oszczędzeniem może być kiepsko. Ale może potruję trochę rodzicom głowę, w końcu oni, kurrrna chata, co roku gdzieś jeżdżą, a ja się kiszę w domciu z przerwami na siedzenie w Warszawie. Skoro chciałabym pojechać do Londynu i pogadać trochę po angielsku, to okazja rewelacja… Lepsza niż w przypadku zorganizowanej wycieczki, bo sama będę musiała sobie wszystko załatwić i nikt mnie nie będzie na siłę gonił po mieście ;). Będziemy myśleć :). Może na początku sierpnia by się udało :).
Poza tym, czuję się niedoceniona pisarsko (ale nie tu – spadliśmy w rankingu, ale poprzedni wynik był spowodowany LDEPem i związanym z nim znacznym wzrostem ilości odwiedzin), nie mam siły się zabrać za obiecane notki edukacyjne i niniejszym zabieram się za dalsze czytanie zbioru opowiadać Arthura Conan Doyle’a. Niewiele brakuje, a komp doszczętnie wessie mój mózg. Niekompletny zresztą ;).
Howgh 🙂
EDIT: Ha! Jednak mnie ominie 12 km piechotką. Być może moje autko zostanie naprawione już jutro :>.
Zostałam ustrzelona przez getpink, bardzo dziękuję :). Nadeszła ta „zagwozdkowa” część nominacji, mianowicie wypisanie 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie. Problem jest tylko taki, że większość osób zna mnie z „reala” lub poprzednich sieciowych wcieleń, w których znacznie chętniej pisałam o rzeczach zdecydowanie bardziej prywatnych, i zapewne nic z tego, co wypiszę poniżej, nie będzie niespodziewajką. Ale spróbujemy.
1. mam za sobą profesjonalny odwyk od komputera. Może nie całkowity, bo to było na studiach, a wtedy bez kompa ani rusz. Niestety, prawdopodobnie znowu by mi się przydał (może tym razem mniej profesjonalny), zapewne bliżej terminu wrześniowego LDEPu.
2. kiedyś, jakieś 11-12 lat temu, bardzo solidnie wkurzyłam mojego już ś.p. kota, którego nic nie było w stanie ruszyć. Do dziś mam po tym dokonaniu dwie pamiątki: bliznę po głębokim zadrapaniu na prawym nadgarstku i po rozdarciu na lewej małżowinie usznej (pod włosami nie widać). Był to moment, w którym wyleczyłam się z wkurzania kotka – do oka było niedaleko.
3. lista miast, do których bym chciała pojechać, jak będę sławna i bogata: Londyn (może trochę wcześniej), Nowy Jork, Sidney.
4. cechy wyglądu (zwracam uwagę: wyglądu) mężczyzny, na które zwracam największą uwagę: w twarzy oczy i… nos z profilu. Wysoki wzrost. Głęboki głos. Mrr.
5. podziwiam osoby, które umieją grać na jakimś instrumencie. Najbardziej podobają mi się skrzypce i gitara.
6. uwielbiam śpiewać. Niestety – czy może na szczęście – robię to wtedy, kiedy nikt nie słyszy, np. podczas prowadzenia samochodu albo zagłusza mnie muzyka. A najgłośniej śpiewam z radości (po zdaniu LDEPu to wyłam chyba 4 czy 5 razy w kółko) ;).
7. gimnazjum skończyłam ze średnią 5,7 ;).
Z mojej strony nominacje lecą doooo… uwaga, chwila napięcia… Będzie branżowo: dr-mery (za „zapitolnik” i za godne reprezentowanie studentów stomatologii na blogosferze) i prawie-kardiologa (na to, że jest normalna i wie, do czego dąży 😉 ). Mam nadzieję, że nie byłyście wcześniej ustrzelone ;).
Tak jeszcze pozanominacyjnie, dzięki akcji kolegi Quentina i mobilizacji kilku dodatkowych, skrytych czytaczy, adres profilu tego bloga na Facebook wygląda teraz tak – http://www.facebook.com/TheKFiles. 🙂
Wczoraj:
– oblałabym zdany egzamin, ale z racji robienia za kierowcę ograniczyłam się do Karmi, wyżłopanego ok. 16. Rodziciel odbierany z imprezy po 20 i tak zapytał z wyrzutem, czy ja teraz po tym Karmi prowadzę. Chyba się uspokoił, jak go uświadomiłam, że owo pseudopiwo ma 0,5% alkoholu i nawet to zapewne zdołało już wywietrzeć.
– poza tym, zamówiłam sobie przez empik.com „Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”, czyli zbiór wszystkich opowiadań Arthura Conan Doyle’a o rzeczonym detektywie. Na razie mogę czytać rzeczy nienaukowe bez wyrzutów sumienia. Choć powinnam seriale wreszcie nadrobić, a nie się ciągle ślinię do jednego gościa z dziwną twarzą (tak, tego, którego zdjęcie wklejałam tu kilka dni temu z pytaniem o kolor oczu)…
Dziś:
– standardowe sprawdzenie Top1000 zaowocowało taką oto wiadomością. Dziękuję bardzo za prawie 2000 odwiedzin (wg Bloxa) w zeszłym tygodniu, z 133 wejściami wczoraj (wg Countomatu) włącznie :). Jest to o tyle stresujące, że to ciekawe notki generują wejścia. Z drugiej strony chyba nie mam konkurencji, jeśli chodzi o blogi dentystyczne. Póki co ;).
– z pracy wróciłam należycie wypluta. Brak przypadków godnych uwagi (może poza bardzo szybkim i przyjemnym usuwaniem czterech zepsutych ząbków pod rząd), jeno pacjentów bólowych łot chalery, myślałam, że stamtąd nie wyjdę. Teraz żłopię sobie winko i mam nadzieję, że a) się jakoś wyśpię, b) że mi paliwa w drodze powrotnej z pracy jutro nie zabraknie, c) ktoś mi w końcu poleci mechanika niedaleko firmy, który mi naprawi dziurawy tłumik. Pierdzi to moje autko coraz bardziej.
– rano zdałam sobie sprawę, że z tą pieczątką i książką Doyle’a to nie był taki super pomysł. Bo tłumik do naprawy i spodnie do kupienia. No cóż. Od teraz trzeba się ograniczyć do rzeczy, które są mi niezbędne do życia ;).
Czego pragną czytelnicy – z haseł w wyszukiwarkach:
„czy moge pracowac z ograniczonym prawem wykonywania zawodu po ukończeniu stazu” – AFAIK możesz, ale na zasadach ze stażu. O ile ktoś Cię tak zatrudni.
„dlaczego studenci stomatologii leczą bez znieczulenia” – nie mam pojęcia. Jak nie umieją znieczulać, powinni ich w tym zastąpić prowadzący.
„jak zdać LDEP” – trzeba albo się uczyć z wymienionych na stronie CEM podręczników, albo pamiętać sporo z zajęć. I myśleć logicznie. I być dobrym strzelcem. Najlepiej wszystko naraz ;).
„kiedy wypadna mleczne zabki trojki” – trójki stałe wyrastają ok 10-11 roku życia. Mleczne trójki powinny zatem wypaść chwilkę wcześniej.
„pruchnica na dystalne” – a tu nie wiem, o co chodzi 😉
„frustracja zęba” – pewnie typowy stan psychiczny zęba, jak się o niego nie dba.
„ile spotkan aby zrobic proteze zebowa z NFZ” – książkowo 6. Wycisk wstępny, wycisk czynnościowy, kształtowanie zgryzu (na wzornikach zwarciowych), próba protezy woskowej, oddanie protezy gotowej, wizyta kontrolna. Wow, pamiętam jeszcze… Zresztą prywatnie powinno być tyle samo ;). Chociaż tu zalezy, jaka proteza.
„kiedy wyrzynają się siódemki” – chyba pisałam. Ok. 13 roku życia.
Dalej mi się nie chce szukać 😉
Notka taka sobie, bo mózg mi się wyłącza. Dobranoc.
Z pytania w poprzedniej notce prawidłową odpowiedzią jest odpowiedź E, czyli więcej jak jedna odpowiedź prawidłowa. W tym wypadku prawidłowe są A i B, czyli poprawiam we wrześniu, ale wyrabiam pieczątkę.
69,2%.
O Boziu, ale stres. Wynik może nie rewelacyjny, ale grunt, że we wrześniu nie będę miała noża na gardle… I oczywiście potwierdziła się stara zasada, że jak jestem negatywnie nastawiona do ew. wyników, to wychodzą one całkiem nieźle.
[A/N: Z lekka wyedytowano. ;)]
Wynik
A. 0-69% – poprawiam we wrześniu.
B. 56-100% – wyrabiam se pieczątkę i będę szpanować.
C. 70-74% – poważnie się zastanawiam nad poprawianiem we wrześniu.
D. 75-100% – cieszę się i daję sobie spokój.
E. Więcej jak jedna odpowiedź prawidłowa.
Było ciężko. Test był trudny. O ile w domu rozwiązywałam wszystkie pytania po kolei, tak teraz robiłam to partiami: najpierw te odpowiedzi, które znałam (po przeliczeniu wyszło 124 na 200, a raczej nie wszystkie były prawidłowe), potem działania strzelniczo-domyślne. O sporej części zagadnień nie miałam zielonego pojęcia, było dużo pytań z różnych klasyfikacji. Ogólnie niefajnie :(. Pewnie będę musiała poprawiać, buu. I to jest tylko i wyłącznie moja własna wina, bo po to brałam urlop, żeby się uczyć, a nie radośnie go przebimbać :(.
Wyniki, niestety, najwcześniej jutro. 🙁
Dziękuję wszystkim za kciuki 🙂
stolik pod laptopa. W te rzadkie dni, kiedy moja podświadomość nie chce dać spać świadomości i niniejszym wena nadchodzi do napisania takiego sobie fanfika (kto nie wie, co to jest, niech se wygugla) i notki na blogu o drugiej w nocy.
Siedzę w łóżku, laptopa trzymam na ułożonej na kolanach sztywnej teczce, coby kołderka nie zakryła wylotów wentylacji. Już jeden laptop mi się usmażył, ten nawet nie jest w całości mój.
Chyba jednak się denerwuję.