Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Zarobiona jestem

Weekendów mi ubyło, buu. W sensie się skróciły. Z trzech do ustawowo przewidzianych dwóch dni.

Ale za to przybyło mi pieniążków i teraz co sobotę (bo w trzeciej pracy pracuję w piątki i zabieram zarobioną gotówkę na bieżąco) robię od dawna odkładane, sprzętowe zakupy. Po zeszłotygodniowym polowaniu na pilnie potrzebny odkurzacz (dostałam to, co chciałam, ale za to przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie kupię nic w Euro RTV AGD), wczoraj w Media Expercie zaopatrzyłam się w żelazko (siostra chce mi zabrać swoje) i w Media Markt najprawdopodobniej przepłaciłam za radioodtwarzacz z CD (i gniazdem USB). Wypłata za kolejny piątek upłynni się najprawdopodobniej w IKEA, do której znów się wybieram. Zanim piątkowe wypłaty zaczną lądować na koncie albo w skarpecie, trochę wody w Wiśle upłynie, bo potrzeby z racji okazji trochę się rozrosły. 😉

Mam tylko nadzieję, że szefowa za szybko się na mnie nie obrazi. Cały czas mam wrażenie, że coś robię nie tak, ale czasami ciężko w ciągu jednego dnia zaadaptować zwyczaje jakiegoś gabinetu na własny użytek, zaś to, co ja czasami robię, choć nie jest niezgodne ze sztuką lekarską, moje asystentki potrafi zdziwić.

W pierwszej pracy z kolei znowu mam darmowe konwersacje z native speakerem ;). I ja się cieszę, że sobie pogadam po angielsku, i pan się cieszy, że się dogada (po polsku mówi tylko trochę, bo nie ma jakoś motywacji do uczenia się, a leczenie kanałowe to nie takie hop siup i ciężko zakumać, o co chodzi, jak się nie zna języka), zaś praktykantki mają atrakcję, bo takie rzeczy tylko w Erze (pacjent siedział już na fotelu, kiedy moja nieznająca angielskiego asystentka upewniła się, że to leczenie kanałowe. „Root canal therapy”, rzekłam do niej, na co pacjent się roześmiał).

W drugiej pracy po udanych drugich zajęciach trzecie poszły nam już zdecydowanie średnio – a wina leżała po obu stronach. Teraz są ferie, więc mam czas przygotować się do kolejnych, mam nadzieję, że z niego skorzystam. Na razie mi się nie chce. Na razie czytam „Powrót króla”.

I żywot mam tak monotonny, cichy i spokojny, że aż nie ma o czym pisać.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Wiernych fanów…

informuję, iż żyję.

Dzisiaj przyszło wszystko to, co zamówiłam, czyli regał, łóżko i materac. Jestem na etapie opróżniania kartonów z sypialni (do czego był mi potrzebny regał) i zastanawiam się, czy złożyć łóżko już dzisiaj, czy jednak zaczekać z tym do jutra albo środy.

Ciekawe, jak jutro będzie wyglądał mój lewy kciuk, bo przy składaniu regału było trochę wbijania gwoździków (i związanych z tym omsknięć się młotka). Ale poradziłam sobie sama (chociaż nie bez zgrzytów)! I jestem z siebie szalenie dumna. W weekend będzie tu już wyglądało bardziej „docelowo”.

Rozpakowywanie idzie mi bezstresowo, bo z myślą, że skoro rozkładam rzeczy w graciarni, to z definicji ma być w niej bałagan. I tak na razie większy burdel jest wszędzie indziej w tym mieszkaniu.

Czekam na upieczenie się chlebka (niestety za późno nastawiłam maszynę i ucztę z gorącym chlebem będę miała dopiero przed 21) i wracam do rozpakowywania pudeł.

Jutro rano przy wyjściu do pracy będę musiała wynieść w końcu na śmietnik kilka kartonów, bo wszystkie zalegają mi po kątach, a zostać mogą tylko te po sprzęcie elektronicznym.

Ot, proza życia 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nie chce mi się

Łojezu jak mi się nie chce.

Powinnam zrobić małe prasowanie. Wymiana żwirku w kociej kuwecie mnie nie ominie. Prasowanie zostanie na jutro.

I nie mam ochoty już spać na mojej cudownie twardej wersalce, chcę swoje łóżko. To nic, że właśnie zdałam sobie sprawę, że materaca jeszcze nie zamówiłam…

Co chyba zaraz nadrobię.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jedna z większych zalet nowej lokalizacji

Jak padający od czasu do czasu (ostatnio częściej 🙁 ) akumulator w końcu odmówi posłuszeństwa, to się nie panikuje, tylko grzecznie drepta przez 10 minut na stację kolejki miejskiej i się ląduje w pracy z niewielkim opóźnieniem.

W poprzedniej lokalizacji dojazd do mojej pracy wymagał samochodu. Bez niego byłaby to podróż piechotą, autobusem (który jeździ co pół godziny), kolejką (która do pracowej miejscowości jeździ co dwie godziny) i piechotą. Szacowany czas dojazdu: strach pomyśleć, poniżej godziny na pewno nie.

Jutro niestety będzie pobudka przed szóstą. Pociąg mam o 7:03, ostatni sensowny powrotny o 19 (później o 21), co nie byłoby problemem, gdyby nie to, że na 18:30 mam pacjenta. Jutro będzie kombinowanie z grafikiem, bo całe szczęście zrobiła się luka i może uda się to wszystko jakoś poprzesuwać…

Mrówka uczy mnie pisania bez patrzenia w klawiaturę. Kocica uwielbia ustawiać się między mną a ekranem laptopa.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Złamas

Czwórka dolna po leczeniu endo, niedopełniona, boląca (kiedyś, po moich działaniach przestała), więc trzeba ją udrożnić. Zastosowałam ciężką artylerię w postaci udrażniaczy mechanicznych. Po usunięciu starego wypełnienia kanału (olejek eukaliptusowy rulez) udało się posunąć do przodu o 0,2 mm. Innych narzędzi niet, choć to wyraźnie jest już tępe. Mówię do asystentki, że trzeba takie zamówić, i to nie takie „Hodstremowe„, tylko ze skrętem jak pilniki K. Hodstremowych pilników (czyli pilników H) nie lubię, bo nie ufam narzędziom, które w teorii mogą się łatwo zaklinować i złamać.

W pewnym momencie udrażniania kątnica „wpada” mi z narzędziem do kanału. Znaczy a) albo przebiłam się do ozębnej, ale nie zgadza się to z endometrem i pacjent nie podskoczył, albo b) mam złamasa.

Oczywiście było to b.

W kątnicy zostało pół „części pracującej” narzędzia. Jeszcze spokojnie zerkam do zęba – widać narzędzie. Delikatnie pogmyrałam pilnikiem K przy odłamanym fragmencie (latał łatwo po kanale), w końcu udało się wyciągnąć go w całości pęsetą. Na tym zakończyłam tę wizytę, mam nadzieję, że do następnej nowe udrażniacze już będą dostępne…

A takie emocje mogły być, widzita. A wyszło samo ;).

Fani na FB wiedzą już, napiszę też tutaj: kupiłam sobie stół. Niniejszym meble w pokoju dziennym mam kolorystycznie każde z innej parafii, chociaż przodują w tym fronty szafek kuchennych, które, choć kupione w jednym kolorze, dzisiaj stanowią dość ciekawy widok. Z racji wniesienia rozebranego stołu i zeżarcia ptysia celem uczczenia tego faktu, notka jest, jak widać, ponownie nieskładna i na tym zakończę tę dzisiejszą opowieść.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Ups, dorosłość

Wczoraj wieczorem stanęłam dość bezradnie przed szafkami kuchennymi, czego przyczyną był napad świadomości, że karma dla kotów jest na wykończeniu i że w sumie to bym sobie jajecznicę zjadła, ale jajka wyszły w piątek. I chleba nie ma i nie mam go gdzie o tej porze kupić, ale jechać na zakupy gdzieś dalej wybitnie mi się nie chce po wojażach gdańsko-gdyńskich.

Całe szczęście okazało się, że chleb jeszcze był w zamrażalniku, a kotom tłuszczyku nie brakuje, więc jak dostaną ostatnią porcję karmy jutro rano i zaczekają do wieczora na mój powrót z pracy, od rodziców i z zakupów, to im się krzywda nie stanie. Mrówka najwyżej będzie się bardziej pałętać pod nogami i miauczeć z wyrzutem.

Wczoraj prawie udało mi się rozpakować drugi (z dwóch) duży karton z ciuchami. Codzienne ubrania ładowałam do szafy, która wczoraj dorobiła się drążka (śledzący wydarzenia na FB wiedzą, o co chodzi 😉 ), pozostałe do mojej starej szafy narożnej. Przerzucam też rzeczy mojego Rodzeństwa z szaf do biura/graciarni, zajmując swoimi drobiazgami w ten sposób zwolnione miejsce. Muszę zacząć składać kartony i wyrzucać te, które nie będą mi już potrzebne (czyli nie są po moim sprzęcie), wtedy zrobi się więcej miejsca. Kiedy skończę to rozpakowywanie – nie wiadomo, zwłaszcza, że wszystko niezbędne do życia jest już dostępne pod ręką, a nie w pudle. To nie wróży za dobrze postępowi prac.

Dzisiaj zaopatrzyłam się w proszki do prania i przywiozłam z domu swoją ukochaną tablicę korkową, ale z racji też innych zakupów to ostatnie zostało w samochodzie i wniosę ją dopiero jutro po pracy, bo kilkukrotne drałowanie na trzecie piętro w stanie twarzopadu przyjemne nie jest.

Koniec urlopu, który dla mnie zleciał jak bardzo intensywny weekend (mimo czwartku praktycznie w całości przespanego z powodu słabej grypki-jednodniówki). Jutro do pracy 8:00-18:30. We wtorek to samo. W środę po pracy do nie-wiem-której załatwiam dwie opony zimowe i chyba miałam zrobić coś jeszcze, ale nie pamiętam, co. Prawdopodobnie kupić sobie stół, ale nie będzie miał go kto wnieść na wspomniane trzecie piętro. Łóżko kupię też cholera wie, kiedy, pewnie skończy się na jakiejś tańszej ramie z BRW i pal licho póki co bladą kolorystykę sypialni. Prowizorka jest najtrwalsza.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

IKEA

Jutro w planach. Na 10 jadę na kurs do Gdańska, po raz pierwszy śmignę tak daleko autkiem, brr. MM dojedzie komunikacją miejską i razem pojedziemy do IKEA, gdzie będę polować na łóżko i ławę z podnoszonym blatem (o ile mają. Jeśli nie będą mieli, to ja wiem, gdzie są takie). I na parę innych drobiazgów, typu noże do obierania warzyw, bo szanowne moje Rodzeństwo toleruje tylko obieraczki i małych noży w tym mieszkaniu niet. Chyba, że mi zabrało.

Rodziciel wysłał mi linka do sprzedawcy na Allegro, który wystawia materace jakoś tak o połowę tańsze niż zwykle można dostać. Sam sobie kupił i chyba poleca.

Poza tym jak sobie dzisiaj zdałam sprawę, ile jest różnych opcji na zrobienie obiadu (średnio szybka – jeśli chce się ją na mięsku – zupka z mrożonki, danie z mrożonki, słoiki, porcjowane mięso, fixy itp.), to mi się mój kucharski humor nieco poprawił. Co nie zmienia faktu, że następną okazję do gotowania obiadu będę miała dopiero w środę.

Szwy z wycinanek zdjęte, teraz działam tylko na „stripach”. Będę z nimi chodzić kolejne 2-3 tygodnie (dostałam na zapas), żeby się rana nie rozlazła.

To tyle z kronikarskiego obowiązku 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Koci przełom

Mieszkanie wynajęłam z dwoma kotami w pakiecie. Zamieniłam szarego, głuchego, mimo to hałaśliwego Syberyjczyka i łaciatą (białą w czarne łaty), wredną zołzę na dużego, biało-rudego kocura i czarną, drobną, gadatliwą koteczkę. Kocur jest głupiutki i tchórzliwy, kotka po kociemu inteligentna i towarzyska. Kocur najpierw chował się na szafach, potem przede mną uciekał, kotka… nie miała nic przeciwko mnie. Spały nie wiem, gdzie, na pewno nie ze mną.

Poprzedniej nocy kotka (Mrówka) po przewróceniu czegoś w sąsiednim pokoju przyszła do mnie do łóżka się pocieszyć. Tej nocy oba stwory obudziły mnie koło czwartej swoją bitwą, którą przerwały po moich głośnych sykach, po czym pocieszenia wymagał kocur (Kisiel). Potem miałam, oczywiście, problemy z zaśnięciem, ale jakoś się udało i obudziłam się znowu 2 minuty przed budzikiem.

Oba koty leżały ze mną w łóżku.

Osobiście uważam to za przełom :). Z tej okazji może im kupię dzisiaj jakiś smakołyk 😉 (i tak mają ze mną dobrze, bo nie dostają Whiskasa, tylko karmę wartościową odżywczo)

Tak poza tym, muszę się przyzwyczaić do większego hałasu w nocy. Kilkadziesiąt metrów od moich okien przebiega ruchliwa, krajowa droga, więc coś szumi praktycznie cały czas. Zegar w kuchni (a raczej aneksie) hałasuje. Koty się tłuką. W domu miałam tylko chrapanie Rodziciela za ścianą.

Zbieram siły i odwagę na kupienie łóżka (na razie śpię na wersalce w „salonie”) – chyba zamówię transport, bo wczoraj szafkę pod telewizor (tak, wiem, zakupy! :P) udało mi się przewieźć tylko po rozłożeniu kanapy w autku. Kartony z łóżkiem raczej się w nim nie zmieszczą. No i materac, który też będzie mnie sporo kosztował. Potem czeka mnie zbieranie jakichś 10 tys. zł na kuchnię. Wolałabym nie kupować na kredyt. Nie muszę mieć wszystkiego „na wypasie”: zlew, kuchenka, lodówka, mikrofalówka, kilka szafek. I powolutku do przodu. Na razie wszystko mam. Potem to wszystko wywędruje do Rodzeństwa.

Start w dorosłość.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nie było czekoladowych :(

Ale śmietankowy świderek też jest bardzo dobry :).

Moje wygodnictwo w wożeniu się do Gdyni autkiem odbija się negatywnie na i tak mikroskopijnych ilościach wypijanego przeze mnie piwa. Nie jest tak, że piwo lubię (najwyżej smakowe albo zwykłe z sokiem), ale czasem chciałoby się chlapnąć sobie trochę. Matula jednak słusznie stwierdziła, że nie ma korzystania z liczydła promili, jak się jedzie, to ma być zero. Może to sobie odbiję w Krakowie i Warszawie.

Co do Krakowa, to z ośmiu planowanych tam dni mam już potencjalnie zapełnione dwa. Jeden to wyjazd do Oświęcimia (chociaż drugiej blogowej znajomości z tego niestety nie będzie 🙁 ), drugi to popołudnie z dwiema adminkami forum, na którym udzielam się od czasu do czasu. Ten drugi (data już w sumie ustalona) to będzie niezła okazja na spożycie, zwłaszcza, że akurat tego dnia wypada rocznica ukończenia przeze mnie studiów :).

Wczoraj spotkałam w przychodni pierwszą… właściwie drugą znajomą osobę – koleżankę z liceum. Ciekawe, czy pójdzie fama po wsi ;).

A wczorajsze, czerwcowe piwko (w moim wykonaniu kawka i ciasteczko) z długoletnim przyjacielem pieszczotliwie zwanym Cucu zakończyło się ustaleniami co do przynajmniej dwóch tradycyjnych już maratonów filmowych. On ma wielki telewizor, kino domowe i filmy w HD, ja mam projektor, ekran 90″ i takoż kino domowe. I tak w ramach wolnej chaty u mnie lub u niego się spotykamy i on mnie ukulturalnia.

Swoją drogą, taki projektor to fajna rzecz jest. Uparcie twierdzę, że we własnym mieszkaniu nie będę mieć telewizora, ale jedna biała ściana, kilka głośników i odpowiednio nakierowany projektor nad kanapą w salonie to nie jest taki zły pomysł. Wychodząc z założenia, że będzie mnie stać na wydawanie kasy na rzeczy niekoniecznie niezbędne do życia. A ile radochy sprawię rodzicielowi prosząc o poradę przy zakupie ;)).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Idealnie…

34 metry kwadratowe, rynek wtórny, parter, 2 pokoje, urządzona kuchnia (z „półwyspem”! Marzy mi się taki!), lokalizacja dużego osiedla na dalekim końcu świata (pod lasem, jest bezpośrednie połączenie autobudowe z resztą miasta, gdyby samochód mi padł), 165 tysięcy złotych.

32 metry, parter, ogródek, aneks kuchenny, od dewelopera, dziwny układ (mieszkanie podłużne), po prostym pomnożeniu 32*3750 zł, które proponują, wychodzi ok. 130 tys. zł.

Ostatnio znowu na FB miałam dyskusję na temat wyższości kupowania mieszkania na kredyt nad jego wynajmowaniem. Osobnik po drugiej stronie optuje za tym drugim. Ja to traktuję jako wyjście awaryjne, na początek, jeśli banki nie będą chciały dać mi kredytu mieszkaniowego. Moje Rodzeństwo też najpierw wynajmowało sobie lokum, dopiero po jakimś czasie nabyło je (chociaż inne, co zrozumiałe) na kredyt.

Chciałabym już za rok choć wstępnie się cieszyć.

Fiksacji mieszkaniowej ciąg dalszy. 🙂