Kategorie
Archiwalne Praca

O czym ja mam pisać, weźcie mi powiedzcie.

Na studiach każdy dzień był inny. Ktoś inny znacząco wpływał na życie. Był sprawdziany, kolokwia, egzaminy. Cały czas coś się działo.

A zeszły rok w porównaniu z tamtymi pięcioma był zadziwiająco nudny.

Jeżdżę do pracy, robię swoje, wracam do domu, zastanawiam się, kiedy dostanę wypłatę i jakiej będzie wielkości.

Próbuję uspokoić pacjenta, który jest na mnie zły, bo po usunięciu górnej szóstki ma objawy ostrego zapalenia zatoki szczękowej. Po dłutowaniu wszystko wyglądało OK, ząb wyszedł w całości, pacjent dostał antybiotyk, bo go trochę rozgrzebałam. Wrócił po kilku dniach, nawet zrobił prześwietlenie (do zębówek u dorosłych nie jest potrzebne skierowanie). Na zdjęciu połączenie dna zębodołu z zatoką. I zonk. Pan dostał skierowanie, wytłumaczyłam mu, co najprawdopodobniej będzie zrobione. Tylko teraz pomyślałam, że na zamknięciu połączenia raczej się nie skończy…

Ząb na wkładzie z włókna szklanego odbudowuję w półtorej godziny. Kiedyś może będzie szybciej, to było moje drugie podejście, o czym pacjent nie wiedział i może to i dobrze.

Leczę znajomych i znajomych znajomych (głównie pracowników przychodni 😉 ), wszyscy są w sumie zadowoleni.

W leczeniu kanałowym zęba ze złamanym narzędziem chyba udaje mi się ominąć obcy kawałek metalu – narzędzie niestety już prawdopodobnie raczej zostanie w środku, ale jeśli kanał uda się wypełnić szczelnie i do końca, to nie będzie to taki problem. Tylko jak wytłumaczyć pacjentowi, o co chodzi, skoro on nie wie, co ja tam robię i dlaczego?

Tyle się zmieniło, że jestem BARDZO ZAJĘTA w weekendy. I bardzo mi się przydaje wykupiony dawno temu pakiet 500 smsów i mmsów za 5 zł miesięcznie. I ma mnie kto ratować, jak piszę na FB, że „ómieram”. Ale to już zachowuję dla siebie. I właśnie dlatego nie mam o czym pisać. Skoro w życiu zawodowym nuda, a prywatne chcę przynajmniej w części zachować dla siebie, momentalnie robi się pisarski problem.

Więc o czym ja mam pisać?

Kategorie
Archiwalne Praca

Wtorki bywają fajne

Bo dzień pracy krótki i niezbyt męczący (czasami), po pracy basen, po basenie taka myśl, iż jeszcze tylko dwa dni w przychodni, w tym jeden w ogóle bez pośpiechu, bo prywatny, i zacznie się weekend.

Bo ja weekendy zaczynam już w czwartki wieczorem 🙂

A w weekendy robię różne fajne rzeczy. Od końca sierpnia w ogóle fajniejsze niż kiedykolwiek. Ich jedyną wadą jest to, że bardzo szybko mijają.

W pracy mam już powoli po dziurki w nosie leczeń kanałowych. Nie chcę się zrobić wredna, żeby pacjenci z bólem mówili „tylko nie do tej pani”, ale aż by się chciało czasami takiego jednego trzonowego dziada złapać w kleszcze i pozbyć się go raz na zawsze, a nie, że bolą dwa zęby obok siebie („Bolały już wcześniej?” „Nie. Pobolewały trochę” – a o co pytałam? Wrr) i oba są do zatrucia i będę się z nimi pierdzieliła nie wiadomo, ile czasu, pewnie znowu mi się złamie jakieś narzędzie (jutro będę walczyć z kawałkiem miazgociągu :/) i ogólnie czasem mam już dość. Brak pacjenta na „kanały” zasługuje niemal na święto.

Nie chce mi się nic.

Kategorie
Archiwalne Praca

A jednak…

… zielone Frugo jakoś spowszedniało. W sensie o ile kiedyś chyba najbardziej je lubiłam, tak przy właśnie trwającej degustacji nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Może i lepsze od pomarańczowego, ale nic poza tym.

Zapraszam na facebookową stronę bloga – www.facebook.com/TheKFiles po zdjęciowy dowód, iż rzeczywiście, skończyłam studia i staż. Od jakichś dwóch tygodni używam swojej pieczątki legalnie. Recept jeszcze nie wypisuję: a) do tej pory nie było powodu, b) szef mnie chyba jeszcze nie zgłosił do NFZ.

Znowu mam opóźnioną reakcję alergiczną. Musiałam przez chwilę używać lateksowych rękawiczek, od dwóch czy trzech dni znowu mam podrażnione ręce. Albo to szybkodrące się, zielone ręczniki papierowe. Bo wolałabym nie mieć alergii na rękawiczki nitrylowe, których głównie używam, bo zostaną mi tylko winylowe, których nie da się założyć na wilgotne ręce.

Ciężki żywot alergika.

Nocia taka sobie, ale stwierdziłam, że trzeba coś napisać, mimo iż padam na dziób po 10 godzinach w pracy i przyjęciu bodajże 13 pacjentów. Pieniążków trochę zarobiłam, kilka ząbków przednich odbudowałam (a na studiach nie znosiłam prac estetycznych), ze dwa leczenia kanałowe zakończyłam, znowu złamałam narzędzie kanałowe w kanale zęba (miazgociąg – będzie ciężko z wyciągnięciem :/), ogólnie dzień pełen wrażeń. W nagrodę będę się opierniczać w jeeej.

Chyba pójdę dziś spać po 21… :/

Kategorie
Archiwalne Praca

Chciałam się pochwalić…

… że w końcu pracuję legalnie, ale po pochwaleniu się na FB szybko sprowadzono mnie na ziemię.

Umowy o pracę nie mam. Mam umowę-zlecenie na czas nieokreślony. Czyli zapewne za kilka miesięcy będę ze sobą woziła pieczątkę własnej praktyki na wezwanie, czyli czeka mnie założenie własnej działalności gospodarczej.

Marzenia o staraniu się o kredyt na mieszkanie od kwietnia zostają niniejszym odłożone na czas nieokreślony. Pomysł tymczasowego wynajęcia mieszkania wysuwa się coraz bliżej pierwszego planu. Pomijając fakt, że ostatnio wysyłam przynajmniej jeden zakład w Lotto na praktycznie każde losowanie, choć na dziesiątki prób wygrałam tylko raz 20 zł.

Dzień w pracy był spokojny, właściwie wszyscy pacjenci przyszli, tylko nie było dużo delikwentów z bólem. Jutro pewnie jakoś się to zrównoważy. Albo dalej nikomu nie będzie się chciało nosa z domu wyściubić z racji końca lata tej jesieni.

Znowu jestem *braindead*…

Kategorie
Archiwalne Praca

I po stażu

Licznik po lewej stronie bloga był ustawiony do 13, więc jeszcze chwilka, ale zdążyłam wrócić już do domu po dość owocnej pracy, choć z chwilą stresu – matula usiadła na fotelu i przypadek był niespecjalnie zachęcający.

Imprezowania nie było. Może przywiozę jakieś ciasto w poniedziałek. Nowej umowy nie mam jeszcze podpisanej, ale pacjenci są zapisani, więc może w przyszłym tygodniu wszystko się wyjaśni.

Będzie inaczej?

Nie. Tylko za dwa tygodnie będę miała prawo wypisywać własne recepty, a nie brać druczki od szefa.

Trzęsienia ziemi i urlopu bezpłatnego niet.

Niniejszym zakończyłam „akademicki” etap szkolenia zawodowego.

Kategorie
Archiwalne Praca

Łojezusickuniewyrobięsię

Aaaa!

W sumie chociaż tydzień wolnego między końcem stażu a uzyskaniem Bardzo Ważnego Papieru by mi się zdecydowanie przydał. Nadal się boję, że zbiednieję, w poradniku o samozatrudnieniu, jakiś tydzień temu dołączonego do Dziennika Gazety Prawnej podają za dużo informacji, a ja się nie wyrobię z badaniami lekarskimi, wysępieniem zdjęć z salonu fotograficznego w Gdańsku Oliwie i dostarczeniem wszystkich papierów do Izby Lekarskiej, aaaa!!!

Najpóźniej muszę to zrobić do 6 października, jeśli PWZ chcę dostać szybko. Tyle, że badanie lekarskie będę miała najwcześniej 4 października po południu, 5 pracuję cały dzień i nic na to nie poradzę, zaś w czwartek mam początek pracy o 12, a Izba Lekarska jest otwarta od 11 i znajduje się jakieś 2 godziny drogi od mojej pracy.

Chyba sobie skrócę jedną zmianę w pierwszy czwartek października… Jeśli się uda… Fajnie tak, czwartego dnia od podjęcia pracy na nowej umowie…

Niech mnie ktoś psytuli… Bo wcorajse dłuuugie psytulanie zostawiło mnie na lekkim głodzie… 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Śpiewanie

Na fotelu rezolutna trzynastolatka z zębem do usunięcia. Ząb po endo, ukruszony już od dawna = będą problemy. No ale dobra, trzeba choć spróbować dziada usunąć.

Znieczuliłam. Odczekałam. Zabieram się za wyciąganie.

Złożył mi się w kleszczach na pół. Proszę o dźwignię. Ugina się pod dźwignią, wyciągam fragmenty. Nagle we łbie zaczyna mi grać

to.

Aż miałam ochotę się przyznać do tej muzyczki w głowie albo samej zaśpiewać:

„Kawałek po kawałkuuu…” 😉

Pacjentka w stanie zadowolenia (bo nic nie bolało, a ona się boi dentysty. Może do mnie cały czas chodzić i będzie polecać innym) została ostatecznie odesłana ze skierowaniem na zdjęcie RTG i do chirurga stomatologicznego. A w głowie do tej pory mi gra 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Czasem bywa też tak…

… że chociaż ostatnie miejsce w grafiku zawsze jest puste, a ostatni zapisany pacjent odwołuje wizytę, to się ma taki zapitolnik, jakby te ostatnie dwa miejsca były jednak obsadzone. Gdyby były, to byłaby masakra. Wyszłam półtorej godziny później, niż myślałam, że wyjdę. Tak czy siak punktualnie względem grafiku, ale nie lubię tak wychodzić, jak mam jeszcze zakupy w planach.

Mam problem z Facebookiem. Konto mam tak zabezpieczone, że każdy, kto wchodzi na mój profil, a nie ma go w moich znajomych, widzi tylko niewiele ujawniający avatar i to, że jestem kobietą. Dla znajomych oferuję znacznie większą gamę informacji, łącznie z relacjonowaniem swoich poczynań za pomocą aplikacji Mood Weather Report i podniecaniem się niektórymi filmami.

Co zrobić, jeśli do znajomych chce mi się wprosić mój pacjent? Bo taki mam właśnie problem. Na razie zaproszenie zignorowałam i chyba na tym poprzestanę. Jedną z ważniejszych zasad w pracy jest ujawnianie możliwie jak najmniejszej ilości osobistych informacji. Mamy jedną asystentkę, która właściwie wszystkich pacjentów traktuje jak swoich znajomych (z mówieniem „skarbie” do innych asystentek włącznie) i chociaż jest to czasem sympatyczne, z drugiej strony często dziwne i niepotrzebne. Ja też nie zawsze trzymam się tej zasady, rozmawiając o rodzinie z asystentkami często w obecności pacjentów. Ale mieć w facebookowych znajomych osoby, co do których obecności tam nie jesteśmy do końca przekonani i potem myśleć, czy pisać o czymś, czy może jednak nie, bo a nuż widelec pójdzie toto w eter i będzie problem – nie, dziękuję. Nie po to mam takie, a nie inne ustawienia prywatności…

Kategorie
Archiwalne Praca

AAAAAAAAA!!!

Ale dzisiaj był szał.

Zmiana sześciogodzinna, początek o 12, ja jedyna jako pogotowie bólowe, na poczekalni tłum, na koniec miał przyjechać rodziciel ze swoją nieszczęsną ósemką.

W którymś momencie miałam godzinę opóźnienia, dwa razy musiałam przechodzić do drugiego gabinetu celem 1. obejrzenia, 2. zrobienia dziury w ropiejącym mleczaku. Dobrze, że to drugie to była szybka akcja: dziecko buzię otworzyło bez nadmiernego przekonywania, jak zaczęło wierzgać przy wierceniu (ze strachu), to mama wzięła na kolana, przytrzymała ręce i nogi trzylatka, ja palcami utrzymałam szczęki w stanie rozwartym, po trepanacji komory piękne ropsko wypłynęło – trzy minuty i po duuuużym krzyku, łojezu.

Sytuacja się zmieniła, kiedy druga pani doktor (przyjmująca prywatnie) się ulitowała i koło 15 wzięła dwóch pozostałych obolałych. Akurat dwóch pacjentów na po 15 i 16 (rodzinka) nie przyszło (po raz kolejny, choć jak przychodzą, to się fajnie zachowują), więc po trzech godzinach galopu miałam pół godziny nudy. Pacjent sprzed 17 przyszedł szybciej i mało było u niego do roboty (kolejna osoba wyedukowana w myciu zębów wpisana do osiągnięć), więc rodziciel też wylądował na fotelu nieco wcześniej. Co się przydało, bo znieczulenie go łapało dobre 20 minut – w tym wypadku normalka.

Tak w ogóle to cały dzień myślałam, że o tą ósemkę będzie wojna. W weekend była komputerowa konsultacja z czasem komentującą tu helgą_r, która mi wyłożyła, dlaczego leczenie kanałowe tego zęba nie ma sensu. Dobra, dałam się przekonać, teraz tylko rodziciel.

No i tu zaczęły się schody. „A dlaczego nie?”, „Szkoda zęba”, „A ten był leczony”, ogólnie nie, nie mam racji, jestem nieopierzonym dentystą i za szybko chcę rwać. Kurrna chata.

Ale dziś na wstępie wizyty usłyszałam, że jeśli ten ząb rzeczywiście będzie do usunięcia, to żebym go tak zabezpieczyła, żeby dało się chodzić z nim tydzień albo dwa. A tak w ogóle to przestał boleć, chyba się przestraszył.

Znieczuliłam, usunęłam opatrunek, powierciłam trochę głębiej, dobiłam się do komory, zrobiłam, co mi poradzono (sytuacja się łapała pod porady), założyłam opatrunek i zagroziłam, że w przyszłym tygodniu robię konsultację u szefa i jakoś tatusia wciśniemy w grafik.

To teraz modlimy się wszyscy razem, żeby do przyszłego tygodnia nie bolało ;).

Nie cierpię takich dni. A jutro będzie podobnie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Miałabym pacjentów ;)

– Pani doktor ma gdzieś swój prywatny gabinet?
– Niestety nie – odparłam z uśmiechem.

Już drugi czy trzeci raz padło to pytanie. Znaczy chyba miałabym pacjentów. 😉

Ciekawe, co by mój szef powiedział, gdyby się dowiedział, że podaję namiary na własny gabinet, powodując tym samym utratę przez niego (a właściwie jego przychodnię) pacjenta.

Szef podobno chce zatrudnić kolejnego stażystę. Gdzie w takim razie będzie miejsce dla mnie – nie mam pojęcia. Na razie jest na urlopie, jak wróci, będę mu smęcić.

Padam na nos. Marudzące dzieci są jak wampiry…