Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Świątecznie

[Notka z gatunku beznadziejnych]

Po raz pierwszy w życiu nie będę miała ferii świątecznych.

Tak, tak, drogie dzieci. Po studiach Was też to czeka! Chyba, że będziecie pedagogami różnego sortu… [jak życie w tym roku wykazało, nawet pedagodzy nie mają ferii 😉 – dop.aut.,2015]

Te trzy świąteczne dni spędziłam na radosnym opierniczaniu się. Obejrzałam 2,75 filmu („Die Hard”, 0,75 „Casino Royale” i „Fifth Element”), z czego nie widziaśam wcześniej w całołci tylko jednego (ciężko zgadnąć, którego, skoro to wszystko takie świeżynki…). Powinnam jakiś serial nadrabiać, ale to się może uda w okresie okołosylwestrowym. Bo potem to nauka do LDEPu.

Co do prezentów, to zaskoczenia nie przeżyłam, jako że większość pochodziła z mojej chcelisty. Wydanie DVD „Casino Royale” również na niej się znajdowało. Podobnie jak depilator elektryczny, którym potraktowałam półtorej łydki (przepraszam osoby, które nie mają ochoty czytać takich szczegółów) i stwierdziłam, że dalsze traktowanie przekracza moje chwilowe możliwości. Nie, że bolało. Tylko… było nieprzyjemne. Z czasem to się podobno robi mniej dokuczliwe. Na pewno wygląda mniej dramatycznie od depilacji woskiem 😉 [WYBACZCIE!!!].

Tak sobie siedzę i patrzę na tego mojego Della Latitude C840. I sobie myślę, że mimo jego zasług dla mojego przeżycia pod koniec studiów, chętnie bym się z nim rozstała na rzecz czegoś nowszego. Z różnych przyczyn zatem wyruszę na polowanie na nowego laptopa do RTV Euro AGD (do Media Markt za daleko) dopiero po Nowym Roku, z nadzieją, że kilkusetzłotowy wkład własny i umowa o pracę do końca września pozwolą mi nabyć coś fajnego na jakiś miły kredyt.

Jutro zatem powrót do rzeczywistości poniedziałkowej popołudniówki, pojutrze jazda do Gdyni. Chyba pojadę kolejką, choć w Wigilię zaliczyłam pierwszą od czasu kursu na prawo jazdy podróż tamże za kierownicą samochodu. Całe szczęście nie musiałam wjeżdżać do ścisłego centrum, z czym jednak wiązałby się cel mojej wtorkowej podróży. Środa zapowiada się normalna, w czwartek postaramy się nieco skrócić kolejną popołudniówkę, nie tylko z okazji końca roku, ale też wybycia z domu moich rodziców (cztery dni wolnej chaty!!!). Sylwester wolny. Znaczy ze sprzątaniem, do którego przyłożę się chyba bardziej, niż na święta…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Językowa zagwozdka

Wczoraj, szukając tabeli odmiany angielskich czasowników nieregularnych (nie pytajcie, po co 😉 ), trafiłam w jakimś starym kompendium na wymienione niektóre różnice między angielskim z Anglii, a amerykańskim.

Ogólnie wyszło na to, że używam tworu łączącego konstrukcje gramatyczne z obu odmian.

W szkole uczono nas tej pierwszej, więc trochę bardziej skomplikowanej. Amerykanie stereotypowo lubią sobie ułatwiać życie, więc i gramatyka jest czasami prostsza, np. w takim zdaniu: US „Did you hear the news?” – UK „Have you heard the news?”. Albo w US wywalają słówko „got” w zdaniach z „have” w znaczeniu posiadać (US „I have a car” – UK „I have got a car”). Niektóre czasowniki, które są nieregularne w UK, w US stają się regularne (burn, dream, learn, leap, smell, spell, spoil). Ponieważ kompendium traktuje o gramatyce, różnice typu „petrol”-„gas” czy „colour”-„color” nie zostały w nim zawarte.

Powstanie tworu wiąże się oczywiście z tym, że na wiedzę szkolną nałożyłam swoją metodę uczenia się, czyli czytanie zwykle amerykańskich opowiadań i oglądanie niemal zawsze amerykańskich filmów i seriali. Przez chwilę myślałam, żeby sobie owe kompendium troszkę dokładniej przejrzeć, coby się zdecydować, której konkretnie wersji angielskiego używać.

A potem przyszło mi do głowy:

Czy kogoś to w ogóle obchodzi, że czasem powiem tak, a innym razem inaczej? Grunt, że raczej dogadałabym się po angielsku i dalsze poznawanie tego języka ciągle sprawia mi tę samą przyjemność :).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Święta

W gruncie rzeczy chyba nigdy nie składałam na blogach życzeń świątecznych. Chyba dlatego, że nigdy nie wiedziałam, co bardziej oryginalnego wymyśleć, poza tym, wszyscy to robią, a ja nie lubię aż tak bardzo iść za trendami.

W tym roku, na pierwsze Święta na Pilnikowym, wyłamię się ze swoich zwyczajów.

(choinkę znalazł Wujek Google)

Zatem:

UCZNIOM: powodzenia w szkole. Świetnych wyników na egzaminach i maturze. Dostania się do tej szkoły, którą sobie wymarzyliście. Dotarcia do celu 🙂

STUDENTOM: bądźcie godnymi reprezentantami braci studenckiej. Zdawajcie egzaminy śpiewająco, korzystając przy tym z typowych zalet studenckiego życia :). Moim przyszłym kolegom po fachu życzę miłych i cierpliwych pacjentów, udanych wycisków czynnościowych i kształtnych plombek bądź też rzeźb z plasteliny ;).

POZOSTAŁYM: sukcesów na polu zawodowym i prywatnym. Jak najmniejszej ilości pracowych dylematów. Satysfakcji przede wszystkim – z tego, co się robi i jak się żyje.

SOBIE życzę oglądalności godnej Top1000 ;).

I dla wszystkich razem: wesołych, pogodnych, szczęśliwych, zdrowych, bezpiecznych, sycących świąt Bożego Narodzenia 🙂

życzy
thekfile

Kategorie
Archiwalne Praca

Brr

Tak przedwigilijnie.

Złożyłam oficjalny protest przeciwko przywożeniu mi roboty dorywczej na Święta. Protest został wysłuchany. Wczoraj po tym, jak rodziciel przytargał paczki z robotą, zaniosłam je do pokoju i poryczałam się, co mi się ostatnio bardzo rzadko zdarza. Od dwóch miesięcy nie robię nic innego poza dorabianiem i mam już tego serdecznie dość.

Wspomniany ryk zamienił się we wkurz, wkurz wywołał zastrzyk adrenaliny czy innego hormonu stresu i robotę zrobiłam całkiem szybko. Zresztą zawsze byłam bardziej skuteczna w stanie wkurza. Dzięki temu jeden z oblanych egzaminów na IV roku poprawiłam na 4+ ;).

Znaczy do wtorku prawdopodobnie spokój. Może będzie troszkę więcej czasu na różne formy opierniczania się. Z pożeraniem pierników włącznie.

Poza tym poznałam wczoraj straszną datę:

LDEP odbędzie się 12 lutego, w sobotę. Już wiem, kiedy wezmę swój pierwszy urlop :>. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Kategorie
Archiwalne Praca

Dziś odkryłam

sposób na usuwanie potencjalnie „trudnych” zębów.

Mianowicie, na widok ząbka z koroną zeżartą do poziomu dziąsła (czyli praktycznie bez korony) należy się na wstępie negatywnie nastawić.

„Nieee, to nie wyjdzie, będę pana musiała odesłać do chirurga… Ale może jednak spróbuję…”

Już dwa razy tak „spróbowałam” i dwa razy wyszło. W tym raz dzisiaj.

Bo jak ząbek jeszcze koronę ma, to w 70% przypadków owa korona się pokruszy i trzeba będzie wołać szefa. W jakimś, choć niewielkim, procencie, szef każe wypisać skierowanko do chirurga.

Jak wygram w Lotto i będę miała własny gabinet, to się w próbowanie bawić nie będę. Wszelkie pieńki dostaną kopa. O.

Aczkolwiek nie obiecuję.

Ogólnie zapitolnik ((c) dr-mery) przedświąteczno-przednoworoczny, w pokoju mam burdel, dużo możliwości dorywczego dorabiania, którego mam już w gruncie rzeczy dość, nie ma kiedy posprzątać, nie mam pomysłów na ostatnie drobiazgi dla rodziców i ogólnie jest niefajnie.

Ale za to jutro tylko na 2 godzinki do pracy :>. Podobno dyżur dla obolałych. Czasowo powinnam przyjść 3 pacjentów. 2 mam już zapisanych. Czarno to widzę.

Już chodzi mi po łbie myśl o wzięciu urlopu. Pewnie zrealizuję ją w okresie około-LDEPowym.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jeszcze tyle czasu…

… do spełnienia tego marzenia, że aż mi z tym źle.

Rok? Dwa? Trzy?

Czemu aż tyle?

Ludzie pytają „a co, źle ci?”, „z kim będziesz tam mieszkać?”.

Tak, czasem mi źle, choć nie muszę spłacać kredytów (poza rodzicielskim na samochód), płacić rachunków i wykańczać pokoi.

Sama będę mieszkać. Sorry, z kotem. Mamy XXI wiek.

Mam chyba za dużo czasu na myślenie…

Kategorie
Archiwalne Praca

Fascynujące

… jak bardzo… fascynujący wydaje się być mój zawód dla sporej rzeszy internetowych znajomych. Czasem dopadną mnie w swoje łapska w „realu” bądź na czacie i sypią się pytania.

Nie mam nic przeciwko i cierpliwie odpowiadam, przy okazji prostując kilka mitów, ale wszystko sprowadza się do wniosku, że dentysta to po prostu zawód. Że można polubić tę pracę, nawet, jeśli nie czuło się powołania od dzieciństwa i nie szło się na wizytę z dreszczami ekscytacji. Na forach związanych z serialami medycznymi (przynajmniej na tym, na którym jestem) zawsze znajdzie się ktoś, kto po obejrzeniu kilku odcinków zaczyna z wypiekami na twarzy śledzić w tv wszystko, co jest w najmniejszym stopniu związane z medycyną, wypytywać, który stetoskop jest najlepszy (a co mnie to obchodzi?!) i zapewniać, że chce być jak doktor House czy doktor Greene, czy ktokolwiek ich pokroju. To wszystko jest fałszywe i do niczego nie prowadzi. Pasja się wypali i już.

Co innego osoby, które są związane z medycyną, bo tego od dawna chciały i o to walczyły. Zazwyczaj jednak mają one bardziej „normalne” podejście do interesującej ich dziedziny, więc nie zadają głupich pytań i nie wywołują przewrotu oczu. Takie osoby podziwiam i trzymam za nie kciuki.

A ja? Znieczulam, wiercę w ząbkach, usuwam je, leczę kanałowo i tak sobie sunę przez zawodowe życie z utworzonym na studiach przeświadczeniem, że mogę to robić do emerytury, bo czemu nie, skoro jest fajnie. Jestem mutantem? Nieee. Jestem średniej urody, średniego wzrostu i średniej figury dwudziestoczterolatką z praktycznym podejściem do życia, które mówi, że po co marnować kilka lat na studiach, jeśli potem nie znajdzie się porządnej pracy w zawodzie wyuczonym. Szkoda na to czasu…

Kategorie
Archiwalne Praca

Rozwijamy kicz, czyli święta za tydzień

Czyli z okazji Świąt za tydzień, do akcji oddzielania notek wkracza nowy pilniczek baj kolega Robson. Podejrzewam, że na tym się zatrzymam, jeśli chodzi o świąteczny wystrój bloga ;).

Pilniczek uroczy, nieprawdaż? 😉

W poniedziałek firmowa wigilia (ciekawe, kto będzie przyjmował moich pacjentów, zapisanych już na cały dzień? A poza tym, mamy sobie składać życzenia? Czego mam życzyć ludziom, z którymi pracuję ledwo 2,5 miesiąca?), we wtorek śmigam do fryzjera (czasem nadchodzi taki dzień, kiedy stwierdzam, że nie mogę na siebie patrzeć i trzeba coś zrobić z kudłami) i dokupić ostatnie drobiazgi, we środę myślenie (normalny dzień pracy), w czwartek krótki dyżur dla pacjentów z bólem, w piątek wolne, za to zaliczę pierwszy w życiu samodzielny kurs samochodem do Gdyni (wcześniej jeździłam tam albo jako pasażer, albo pod opieką pana z kursu na prawo jazdy).

Zaczynam to czuć :). Że to już tak blisko :).

PS.: W RTV Euro AGD taaaakie fajne laptopki mają na taaakie fajne raty… 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

O wszystkim po trochu

Taki znak życia.

1. W gabinecie tego nie powiem (a może powinnam), więc napiszę tu:
Jeśli ktoś jest zdrowy. Nie ma jakiejś wady genetycznej. Odżywia się normalnie.
W tej sytuacji ZĘBY SIĘ SAME NIE PSUJĄ.
Do rozwoju próchnicy są potrzebne cztery rzeczy: podatne zęby (ofkors, próchnica w bezzębnej jamie ustnej się nie rozwija), czas (zalegania płytki nazębnej), bakterie (zbadano, że u jałowych szczurów próchnica nie powstaje) i substrat (węglowodany). Bez któregokolwiek z tych czynników próchnicy nie będzie.
W przypadku zaniedbań higienicznych bakterie z jamy ustnej (których się nie wyeliminuje) mają dużo czasu na wykorzystanie węglowodanów z jedzenia (przy czym podobnoż bardziej próchnicotwórczy jest biały chleb i chipsy, niż czekolada, która się szybciej wypłukuje) na produkcję kwasów rozpuszczających zęby (w uproszczeniu).
Może powinnam wykładać brutalną prawdę? „Pani doktor, od czego te zęby się tak psują?”

OD, KUŹWA, ICH NIEMYCIA!!!
I niechodzenia do dentysty.

2. Dzisiaj nieco przedłużony dzień w pracy zakończył się triumfem chirurgicznym. Przyszedł pacjent z bólem, ząb do usunięcia. Pan duży (więc ząbek potencjalnie kłopotliwy), ząb dość zniszczony, byłam sama (plus asysta, ale ona mi w razie problemów nie pomoże). Serce nadal mam miętkie, żal mi było obolałego chłopaka odesłać, z drugiej strony po łebku krążyła mi myśl, że sobie nie poradzę. No dobra, próbujemy. Znieczuliłam, odwarstwiłam ozębną nakładaczem, wtłaczam kleszcze, zaciskam, zaczynam wyważać – kurna, kruszy się, zaraz się złamie i nie będzie jak złapać, trzeba będzie odesłać do chirurga – wyważam w drugą stronę – rusza się, może coś z tego będzie – kilka ruchów na boki i ząbek wylazł.
Czasami się udaje ;).

3. Środowy wypad do Gda zakończył się herbatą (miała być kawa), naleśnikami (przez które nie było kawy, bo mi nie pasowały) i zakupami z koleżanką ze studiów (wyszłyśmy z C&A ze sweterkami, ja dodatkowo upolowałam prezent dla rodzeństwa, zostały jeszcze 2 drobiazgi dla rodziców). Byłam w domu po 19. Kolejne fajne popołudnie.

4. Wczoraj natomiast zyskałam argument za kupnem sobie nowego laptopa na raty. Dzięki temu może łatwiej dostanę kredyt na mieszkanie! Po Świętach zacznę się intensywnie rozglądać :> ;).

EDIT:

5. Wniosek po przyjęciu pewnego pacjenta w dniu wczorajszym: jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy robić speckę z dziecięcej, niech mnie ktoś zastrzeli. Ortodontą być mogę (niegdyś wymyślony możliwy kierunek dokształcania się: w ramach zemsty na świecie za 10 lat noszenia aparatów 😉 ), bo najgorsze, co robi ortodonta, to wyciski, które są nieprzyjemne, ale nie bolą.

6. Przy okazji specjalizacji i wspomnianego biegania po Gdańsku z koleżanką, zgodnie doszłyśmy do wniosku, że likwidowanie LDEPu to zbrodnia wobec osób, które planują robić specjalizację.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Zupełnie normalnie

„Zaczęłam go chwalić, żeby wiedział, że jest kochany” – ja w rozmowie ze starszymi wiekiem rodzicami koleżanki podczas wspólnej jazdy do miasta (we dwie jechałyśmy na kawę, rodzice koleżanki skorzystali z transportu, bo chcieli zrobić zakupy). Przy okazji pogładziłam kierownicę przedmiotu wypowiedzi.

Tak, mówiłam o swoim samochodzie.

Dobrze, że moja matula szkoli się na socjoterapeutę. Może za 2 lata będzie w stanie mi pomóc ;).