Kategorie
Archiwalne Praca

Uwielbiam

robić skaling ultradźwiękowy pokładów kamienia nazębnego. U osób niepalących widok odpadających od zębów żółtych kawałków złogów jest bardzo satysfakcjonujący. Potem pacjenci się dziwią, że mają jakby odrobinkę więcej miejsca w ustach.

U palaczy jest to praca zazwyczaj nieco mniej przyjemna i łatwa.

Pada śnieg. Zasypie nas pod dach w ramach końca świata? Nawet Google dało specjalne doodle z okazji końca kalendarza Majów.

Idę sobie zrobić cebulę z jajecznicą.

Kategorie
Archiwalne Praca

Przypomniało się

Dziś, 18:40. Oficjalnie pracujemy do 18, ale we wrednym kapitalizmie czasem trzeba posiedzieć dłużej w pracy dla dodatkowych 65 złotych. Tak czy siak, właśnie skończyłyśmy pracę, ja czekam na chęci na powrót do mieszkania, asystentka sprząta gabinet.

Wchodzi ktoś.

– Pacjent? – zastanawia się asystentka.
– Mnie tu już nie ma – oświadczam szybko i pozostaję na swoim miejscu, schowana. Asystentka idzie porozmawiać z panem.

Pan to tatuś. Przyszedł z córeczką. Córeczce lata mleczak.

Możliwie bliski prawdzie cytat:

„Święta idą, a nam się przypomniało, że ten ząb lata…”

Oto przykład rodzica, któremu się przedświątecznie przypomniało, że dziecię ma problem z latającym zębem. Znaczy zamiast a) zgłosić się z dziecięciem do dentysty w momencie, kiedy rzeczone dziecię poinformuje, że mu mleczak przeszkadza lub też b) po męsku pomóc mleczakowi szybko wyskoczyć, pan wpada po godzinach pracy gabinetu, bo nagle mu się przypomniało.

Państwo zostali odpowiednio do sytuacji obsłużeni.

Swoją drogą, kiedyś spotkałam rodzica, który przyprowadził dziecko po tygodniu cierpienia latorośli, bo „ileż można dawać leków przeciwbólowych”.

Z własnymi zębami pewnie latają na pierwsze ukłucie.

Uwielbiam stomatologię dziecięcą. Niektórzy pacjenci (rodzice też) zabijają dodatkowymi dechami mój i tak głęboko ukryty instynkt macierzyński…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

I jak tu oglądać wiadomości?

Wyleczyłam się z oglądania serwisów informacyjnych ok. 2005 roku. Pojechałam na studia, straciłam regularny dostęp do tv i cierpliwość do wyczynów polityków. W tej chwili w ogóle nie jestem w stanie zdzierżyć paru panów i wolę nie narażać się na ich pieprzenie bez sensu.

Co się dzieje w świecie, wiem z okazjonalnych wizyt na onecie. Tam wspomnianego pieprzenia słuchać nie muszę, chociaż nic tam zamieszczanego nie ma związku z moją codziennością; nikt nie musi mnie dodatkowo przekonywać, że paru panów jest chorych psychicznie, ale nie wiedzieć czemu, nikt nie odsyła ich na leczenie, tylko im się pozwala wylewać w świat ich paranoje i mieć istotny wpływ na życie w kraju. Chociaż pewnie powinnam się bardziej interesować, bo wszak teraz tak naprawdę mam kredyt we frankach i też przed kolejnymi wyborami dobrze byłoby wybrać świadomie naszych podobno przedstawicieli, a nie „mniejsze zło”.

Wczoraj skakałam sobie po kanałach (jak Bozię kocham, można mieć 46 programów i nadal nie znaleźć nic ciekawego!) i trafiłam na CNN.

A tam – jak obuchem przez łeb – info o strzelaninie w USA.

W podstawówce.

Ktoś, nie wiem, kto, poszedł z bronią do szkoły podstawowej i strzelał do dzieci.

To już kolejna taka masakra w amerykańskiej szkole. Oczywiście wybuchła dyskusja na temat dostępu do broni, przed chwilą przeczytałam też artykuł o matce dziecka chorego psychicznie. Ogólnie zmroziło mi krew.

Życie bez świadomości, co się dzieje na świecie – a należy wziąć pod uwagę, że serwisy informacyjne częstują nas niemal tylko i wyłącznie historiami w stylu tej o strzelaninie bądź też kolejne teorie spiskowe na temat katastrofy sprzed ponad dwóch lat – jest naprawdę łatwiejsze. Z drugiej strony od newsów się nie ucieknie. Ogólnie rzecz biorąc zatruwają nam życie. Dalej wcale nie mam ochoty oglądać wiadomości…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Trzecie arcydzieło

Jak mogłam zapomnieć?!

Tym razem tylko prawie 10 minut.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Tak w ogóle

To mam jeszcze jednego kota, ale z nim się słabiej dyskutuje.

Mrówka i Kisiel

Jest rudo-biały i ma na imię Kisiel (nie ja wymyślałam tym kotom imiona).

Do tarmoszenia też jest nieco gorszy, bo to jakieś siedem kilo dobrze karmionego kota. Mrówka jest bardziej poręczna. 😉

Zdjęcie znowu sprzed kilku lat, niemoje. Widok z okna też nieaktualny.

Idę spać…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Melancholijnie

Potencjalnie cały dzień w pracy. Niechętnie zwlokłam się z mojego super łóżeczka, informując Mrówkę, że strasznie nie chce mi się jechać do pracy.

(Mam nadzieję, że to nie początki syndromu zniechęcenia, który ostatecznie doprowadził do mojej rezygnacji z pracy na pogotowiu stomatologicznym. W firmie nie za dobrze się dzieje i coraz bardziej nastawiam się na szukanie innego gabinetu – na razie w ramach drugiej – albo trzeciej – pracy.)

Jakoś dojechałam, zrobiłam dużo punktów na NFZ (zapowiada mi się wolny tydzień po Świętach, bo nie będzie kontraktu). Z pacjentów prywatnych stawiła się połowa. Cały dzień padał śnieg.

W drodze powrotnej z pendrive’a w radiu samochodowym popłynął mi kawałek, który wrzucam poniżej. Jeśli macie wolne 16 minut, to załóżcie słuchawki, podkręćcie głośność i zamknijcie oczy. Przez ten kawałek pokochałam Archive.

To jedno z dwóch arcydzieł Archive. Drugie – 18-minutowe – też wrzucam poniżej.

Chyba muszę odkopać swojego discmana i zrobić melancholijny wieczór…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Miałam robić świątecznie

w tym niemoim, 43-metrowym gniazdku na 3 piętrze, ale ponieważ zarządzone popołudnia bez kompa są w środy, a nie w luźniejsze poniedziałki, nadal nie mam ładnie ;).

W rezultacie plany na środę mi się przedłużają, bo a) zaczyna mi przeszkadzać bałagan w graciarni (której połowę powierzchni zajmuje postawione pod ścianą stare łóżko Rodzeństwa i nierozpakowane jeszcze kartony), b) naprawdę chcę u siebie zrobić trochę świąteczniej (np. sztuczny śnieg na oknach – znaczy na wysokości w miarę niedostępnej dla kotów – coraz poważniej też zastanawiam się nad zakupem sztucznej choinki), c) z racji wykończenia dziś zrobionej w środę pysznej zupki chcę w końcu wprowadzić w życie pierogowe eksperymenty. Jutro i tak nie będę jadła obiadu w domu.

Muszę przyznać, że moje autko zachowuje się w miarę. Silnik odpalił po dwóch dniach stania na mrozie (nowy akumulator do czegoś zobowiązuje), z drugiej strony czasami siłownik centralnego zamka w drzwiach kierowcy nie dawał rady. Po dwóch dniach kryzysu jednak doszedł do siebie.

Tak w ogóle to powinnam też zacząć robić powtórkę z profilaktyki stomatologicznej.

Ilona z Chaty Wuja Freda umieściła obrazek chyba idealnie przedstawiający wizję mojej przyszłości baj moi Rodzice. Wizja się raczej nie sprawdziła, bo ja jednak lubię chodzić w w miarę czystych ciuchach i po w miarę czystej podłodze.

I na sam koniec prywata i polecam Wam TO.

Mózgownica zlasowana, idę na kolację.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Na życzenie

Mrówka. Zdjęcie zrobione kilka lat temu, nie przeze mnie.

😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Śniadaniowy dialog

Dziś rano otworzyłam szafki kuchenne, próbując zdecydować, co zjeść na śniadanie. Miałam zamiar zrobić sobie kanapki, ale poczułam, że może jednak mam ochotę na coś innego. Niezdecydowana zwróciłam się do małego, czarnego kota siedzącego na podłodze za mną.

Ja: Mrówka, powiedz mi, co ja mam zjeść na śniadanie.
Mrówka: Miau.
Ja: Płatki?
Mrówka: Miau.
Ja: Czy kanapki?
Mrówka: [cisza]
Ja: Czyli płatki. A nie, może jednak kanapki.
Mrówka: Miau.

Podobno to normalne, że niezdecydowane osoby ostatecznie robią odwrotnie w stosunku do tego, co im radzą inni. A może Mrówa zaprzeczyła przy płatkach? Nie wiadomo. Tak czy siak można sobie z nią pogadać. Bądź co bądź, pomogła mi wybrać ;).

Spóźniony Mikołaj przyniósł mi wagę kuchenną. Zaopatrzyłam się jeszcze w stolnicę i jutrzejsza sobota wolna od wszelkich wypadów i gości być może zostanie poświęcona na eksperymenty ciasteczkowo-pierogowe (poza prasowaniem, odkurzaniem i siedzeniem przy kompie, ofkors).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Newsflash or whatever

1. Żyję. I to jest najważniejsza informacja w tej notce. 😉

2. Skoro żyję, to w czwartek przeżyłam jazdę jakieś 50 km do Gdańska w strasznych warunkach pogodowych (znaczy lało. Mogła być jeszcze gołoledź, ale całe szczęście nie była) i nie zabiłam przy okazji MM. I nawet darmowe miejsce parkingowe na Targu Węglowym znalazłam bez problemu (znaczy „wskoczyłam” w to, które właśnie ktoś zwolnił).

3. Koncert był ZA-RĄ-BIS-TY. Siedmiu panów i dwie panie dały takiego czadu, że do tej pory na samo wspomnienie się uśmiecham. Szkoda, że chyba nikt z Czytelników (poza MM) nie zna Archive, to bym się bardziej tu na łamach egzaltowała.

4. Stałam w drugim rzędzie pod sceną. MM stał za mną, ale ponieważ jest ode mnie dużo wyższy, to też miał chyba całkiem niezły widok.

5. Grali bite dwie godziny. Ten koncert był jednym z ostatnich w dość długiej trasie, ale i tak gitarzysta fikał po scenie, perkusista prawie połamał pałeczki, klawiszowiec dyrygował reszcie (mógł, bo główne „skrzypce” grały gitary – w porywach do czterech na raz w akcji – i perkusja), a panowie wokaliści darli się na całe gardło. Jeden z panów gitarzystów-wokalistów w pewnym momencie wymachiwał głową (i dość długimi włosami) razem z pierwszymi rzędami publiki. Naprawdę dali czadu, było rewelacyjnie. Muzykę można było czuć całym ciałem, wibracje szły od podłogi.

6. Przesadzili trochę z ceną koszulek, ale i tak kupiłam jedną. Udało mi się również zdobyć tracklistę (karteczkę na użytek członków zespołu, z wypisanymi utworami planowanymi do odegrania).

7. W drodze powrotnej warunki nie były lepsze, ale nadal dojechaliśmy żywi.

8. Z innych newsów: w końcu obejrzałam „Dirty Dancing”. Patrick Swayze pewnie był ciachem w tamtych czasach, ale jednak nie jest w moim typie. Fikali całkiem ładnie.

9. Z jeszcze inszych newsów: podobno obietnice ograniczenia czegośtam są jednym z objawów uzależnienia od owego czegoś. Niniejszym oświadczam publicznie, iż w środy między powrotem z pracy (koło godz. 14) a godziną 20 komputer pozostanie wyłączony, a internet zepsuty przez ruszenie kabelka w gnieździe routera. W uzyskanym czasie mam zamiar sprzątać, prać, prasować, rozpakowywać ostatnie kartony (tak, mieszkam tutaj od półtora miesiąca i nadal nie jestem do końca rozpakowana) i czytać. Na razie fantasy (Tolkien i Sapkowski), ale to początek równie dobry jak każdy inny. Decyzja została zainspirowana potrzebą przedłużenia wypożyczenia „Hobbita” na kolejny miesiąc, kiedy to po pierwszym miesiącu byłam dopiero w połowie (książka liczy 300 stron i jest łatwoczytalną bajką dla dzieci, co o czymś świadczy). Jeśli kiedyś spotkam się „na żywo” z moją uzależnioną od książek znajomą z sieci, jak Boga kocham, wyjdę na nieoczytanego gbura i idiotkę.

10. Do uzależnienia od kompa i internetu również się przyznaję i powiem więcej: nawet chodziłam z tym do psychologa, ach.

To tyle z newsów.

Live long and prosper.