Kategorie
Archiwalne Osobiste

Święta

W gruncie rzeczy chyba nigdy nie składałam na blogach życzeń świątecznych. Chyba dlatego, że nigdy nie wiedziałam, co bardziej oryginalnego wymyśleć, poza tym, wszyscy to robią, a ja nie lubię aż tak bardzo iść za trendami.

W tym roku, na pierwsze Święta na Pilnikowym, wyłamię się ze swoich zwyczajów.

(choinkę znalazł Wujek Google)

Zatem:

UCZNIOM: powodzenia w szkole. Świetnych wyników na egzaminach i maturze. Dostania się do tej szkoły, którą sobie wymarzyliście. Dotarcia do celu 🙂

STUDENTOM: bądźcie godnymi reprezentantami braci studenckiej. Zdawajcie egzaminy śpiewająco, korzystając przy tym z typowych zalet studenckiego życia :). Moim przyszłym kolegom po fachu życzę miłych i cierpliwych pacjentów, udanych wycisków czynnościowych i kształtnych plombek bądź też rzeźb z plasteliny ;).

POZOSTAŁYM: sukcesów na polu zawodowym i prywatnym. Jak najmniejszej ilości pracowych dylematów. Satysfakcji przede wszystkim – z tego, co się robi i jak się żyje.

SOBIE życzę oglądalności godnej Top1000 ;).

I dla wszystkich razem: wesołych, pogodnych, szczęśliwych, zdrowych, bezpiecznych, sycących świąt Bożego Narodzenia 🙂

życzy
thekfile

Kategorie
Archiwalne Praca

Brr

Tak przedwigilijnie.

Złożyłam oficjalny protest przeciwko przywożeniu mi roboty dorywczej na Święta. Protest został wysłuchany. Wczoraj po tym, jak rodziciel przytargał paczki z robotą, zaniosłam je do pokoju i poryczałam się, co mi się ostatnio bardzo rzadko zdarza. Od dwóch miesięcy nie robię nic innego poza dorabianiem i mam już tego serdecznie dość.

Wspomniany ryk zamienił się we wkurz, wkurz wywołał zastrzyk adrenaliny czy innego hormonu stresu i robotę zrobiłam całkiem szybko. Zresztą zawsze byłam bardziej skuteczna w stanie wkurza. Dzięki temu jeden z oblanych egzaminów na IV roku poprawiłam na 4+ ;).

Znaczy do wtorku prawdopodobnie spokój. Może będzie troszkę więcej czasu na różne formy opierniczania się. Z pożeraniem pierników włącznie.

Poza tym poznałam wczoraj straszną datę:

LDEP odbędzie się 12 lutego, w sobotę. Już wiem, kiedy wezmę swój pierwszy urlop :>. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Kategorie
Archiwalne Praca

Dziś odkryłam

sposób na usuwanie potencjalnie „trudnych” zębów.

Mianowicie, na widok ząbka z koroną zeżartą do poziomu dziąsła (czyli praktycznie bez korony) należy się na wstępie negatywnie nastawić.

„Nieee, to nie wyjdzie, będę pana musiała odesłać do chirurga… Ale może jednak spróbuję…”

Już dwa razy tak „spróbowałam” i dwa razy wyszło. W tym raz dzisiaj.

Bo jak ząbek jeszcze koronę ma, to w 70% przypadków owa korona się pokruszy i trzeba będzie wołać szefa. W jakimś, choć niewielkim, procencie, szef każe wypisać skierowanko do chirurga.

Jak wygram w Lotto i będę miała własny gabinet, to się w próbowanie bawić nie będę. Wszelkie pieńki dostaną kopa. O.

Aczkolwiek nie obiecuję.

Ogólnie zapitolnik ((c) dr-mery) przedświąteczno-przednoworoczny, w pokoju mam burdel, dużo możliwości dorywczego dorabiania, którego mam już w gruncie rzeczy dość, nie ma kiedy posprzątać, nie mam pomysłów na ostatnie drobiazgi dla rodziców i ogólnie jest niefajnie.

Ale za to jutro tylko na 2 godzinki do pracy :>. Podobno dyżur dla obolałych. Czasowo powinnam przyjść 3 pacjentów. 2 mam już zapisanych. Czarno to widzę.

Już chodzi mi po łbie myśl o wzięciu urlopu. Pewnie zrealizuję ją w okresie około-LDEPowym.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jeszcze tyle czasu…

… do spełnienia tego marzenia, że aż mi z tym źle.

Rok? Dwa? Trzy?

Czemu aż tyle?

Ludzie pytają „a co, źle ci?”, „z kim będziesz tam mieszkać?”.

Tak, czasem mi źle, choć nie muszę spłacać kredytów (poza rodzicielskim na samochód), płacić rachunków i wykańczać pokoi.

Sama będę mieszkać. Sorry, z kotem. Mamy XXI wiek.

Mam chyba za dużo czasu na myślenie…

Kategorie
Archiwalne Praca

Fascynujące

… jak bardzo… fascynujący wydaje się być mój zawód dla sporej rzeszy internetowych znajomych. Czasem dopadną mnie w swoje łapska w „realu” bądź na czacie i sypią się pytania.

Nie mam nic przeciwko i cierpliwie odpowiadam, przy okazji prostując kilka mitów, ale wszystko sprowadza się do wniosku, że dentysta to po prostu zawód. Że można polubić tę pracę, nawet, jeśli nie czuło się powołania od dzieciństwa i nie szło się na wizytę z dreszczami ekscytacji. Na forach związanych z serialami medycznymi (przynajmniej na tym, na którym jestem) zawsze znajdzie się ktoś, kto po obejrzeniu kilku odcinków zaczyna z wypiekami na twarzy śledzić w tv wszystko, co jest w najmniejszym stopniu związane z medycyną, wypytywać, który stetoskop jest najlepszy (a co mnie to obchodzi?!) i zapewniać, że chce być jak doktor House czy doktor Greene, czy ktokolwiek ich pokroju. To wszystko jest fałszywe i do niczego nie prowadzi. Pasja się wypali i już.

Co innego osoby, które są związane z medycyną, bo tego od dawna chciały i o to walczyły. Zazwyczaj jednak mają one bardziej „normalne” podejście do interesującej ich dziedziny, więc nie zadają głupich pytań i nie wywołują przewrotu oczu. Takie osoby podziwiam i trzymam za nie kciuki.

A ja? Znieczulam, wiercę w ząbkach, usuwam je, leczę kanałowo i tak sobie sunę przez zawodowe życie z utworzonym na studiach przeświadczeniem, że mogę to robić do emerytury, bo czemu nie, skoro jest fajnie. Jestem mutantem? Nieee. Jestem średniej urody, średniego wzrostu i średniej figury dwudziestoczterolatką z praktycznym podejściem do życia, które mówi, że po co marnować kilka lat na studiach, jeśli potem nie znajdzie się porządnej pracy w zawodzie wyuczonym. Szkoda na to czasu…

Kategorie
Archiwalne Praca

Rozwijamy kicz, czyli święta za tydzień

Czyli z okazji Świąt za tydzień, do akcji oddzielania notek wkracza nowy pilniczek baj kolega Robson. Podejrzewam, że na tym się zatrzymam, jeśli chodzi o świąteczny wystrój bloga ;).

Pilniczek uroczy, nieprawdaż? 😉

W poniedziałek firmowa wigilia (ciekawe, kto będzie przyjmował moich pacjentów, zapisanych już na cały dzień? A poza tym, mamy sobie składać życzenia? Czego mam życzyć ludziom, z którymi pracuję ledwo 2,5 miesiąca?), we wtorek śmigam do fryzjera (czasem nadchodzi taki dzień, kiedy stwierdzam, że nie mogę na siebie patrzeć i trzeba coś zrobić z kudłami) i dokupić ostatnie drobiazgi, we środę myślenie (normalny dzień pracy), w czwartek krótki dyżur dla pacjentów z bólem, w piątek wolne, za to zaliczę pierwszy w życiu samodzielny kurs samochodem do Gdyni (wcześniej jeździłam tam albo jako pasażer, albo pod opieką pana z kursu na prawo jazdy).

Zaczynam to czuć :). Że to już tak blisko :).

PS.: W RTV Euro AGD taaaakie fajne laptopki mają na taaakie fajne raty… 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

O wszystkim po trochu

Taki znak życia.

1. W gabinecie tego nie powiem (a może powinnam), więc napiszę tu:
Jeśli ktoś jest zdrowy. Nie ma jakiejś wady genetycznej. Odżywia się normalnie.
W tej sytuacji ZĘBY SIĘ SAME NIE PSUJĄ.
Do rozwoju próchnicy są potrzebne cztery rzeczy: podatne zęby (ofkors, próchnica w bezzębnej jamie ustnej się nie rozwija), czas (zalegania płytki nazębnej), bakterie (zbadano, że u jałowych szczurów próchnica nie powstaje) i substrat (węglowodany). Bez któregokolwiek z tych czynników próchnicy nie będzie.
W przypadku zaniedbań higienicznych bakterie z jamy ustnej (których się nie wyeliminuje) mają dużo czasu na wykorzystanie węglowodanów z jedzenia (przy czym podobnoż bardziej próchnicotwórczy jest biały chleb i chipsy, niż czekolada, która się szybciej wypłukuje) na produkcję kwasów rozpuszczających zęby (w uproszczeniu).
Może powinnam wykładać brutalną prawdę? „Pani doktor, od czego te zęby się tak psują?”

OD, KUŹWA, ICH NIEMYCIA!!!
I niechodzenia do dentysty.

2. Dzisiaj nieco przedłużony dzień w pracy zakończył się triumfem chirurgicznym. Przyszedł pacjent z bólem, ząb do usunięcia. Pan duży (więc ząbek potencjalnie kłopotliwy), ząb dość zniszczony, byłam sama (plus asysta, ale ona mi w razie problemów nie pomoże). Serce nadal mam miętkie, żal mi było obolałego chłopaka odesłać, z drugiej strony po łebku krążyła mi myśl, że sobie nie poradzę. No dobra, próbujemy. Znieczuliłam, odwarstwiłam ozębną nakładaczem, wtłaczam kleszcze, zaciskam, zaczynam wyważać – kurna, kruszy się, zaraz się złamie i nie będzie jak złapać, trzeba będzie odesłać do chirurga – wyważam w drugą stronę – rusza się, może coś z tego będzie – kilka ruchów na boki i ząbek wylazł.
Czasami się udaje ;).

3. Środowy wypad do Gda zakończył się herbatą (miała być kawa), naleśnikami (przez które nie było kawy, bo mi nie pasowały) i zakupami z koleżanką ze studiów (wyszłyśmy z C&A ze sweterkami, ja dodatkowo upolowałam prezent dla rodzeństwa, zostały jeszcze 2 drobiazgi dla rodziców). Byłam w domu po 19. Kolejne fajne popołudnie.

4. Wczoraj natomiast zyskałam argument za kupnem sobie nowego laptopa na raty. Dzięki temu może łatwiej dostanę kredyt na mieszkanie! Po Świętach zacznę się intensywnie rozglądać :> ;).

EDIT:

5. Wniosek po przyjęciu pewnego pacjenta w dniu wczorajszym: jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy robić speckę z dziecięcej, niech mnie ktoś zastrzeli. Ortodontą być mogę (niegdyś wymyślony możliwy kierunek dokształcania się: w ramach zemsty na świecie za 10 lat noszenia aparatów 😉 ), bo najgorsze, co robi ortodonta, to wyciski, które są nieprzyjemne, ale nie bolą.

6. Przy okazji specjalizacji i wspomnianego biegania po Gdańsku z koleżanką, zgodnie doszłyśmy do wniosku, że likwidowanie LDEPu to zbrodnia wobec osób, które planują robić specjalizację.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Zupełnie normalnie

„Zaczęłam go chwalić, żeby wiedział, że jest kochany” – ja w rozmowie ze starszymi wiekiem rodzicami koleżanki podczas wspólnej jazdy do miasta (we dwie jechałyśmy na kawę, rodzice koleżanki skorzystali z transportu, bo chcieli zrobić zakupy). Przy okazji pogładziłam kierownicę przedmiotu wypowiedzi.

Tak, mówiłam o swoim samochodzie.

Dobrze, że moja matula szkoli się na socjoterapeutę. Może za 2 lata będzie w stanie mi pomóc ;).

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Kawkujemy

Jedna koleżanka zagroziła, że musimy oblać moje dyplomatorium. Ponieważ obie jesteśmy przeraźliwe wręcz alkoholiczki-imprezowiczki, zasuwamy jutro koło 12 na kawkę ;).

Z drugą koleżanką kawka będzie we wtorek – znowu jadę do Izby oddać papier do LDEPu i zapytać się o staż cząstkowy (protetykę i ortodoncję w gruncie rzeczy powinnam zrobić gdzieś indziej), potem sobie pokawkujemy. Dostanę film ze wspomnianego dyplomatorium i też będzie fajnie. 🙂

Ogólnie kawoszem nie jestem, ale piję kawki niestandardowo przygotowane (znaczy w udziwnieniach poniżej ogromnej ilości mleka nie schodzę 😉 ) dla smaku. Na pobudzenie stosuję czarną herbatę, podczas sesji dyplomowej chłonęłam napoje energetyzujące. Kawa na mnie w ogóle w ten sposób nie działa.

Dzisiaj rano w pracy znowu robiłam za pogotowie bólowe, ale chętnych było mało. Mój pacjent, który od tygodnia łazi z wkładką wybielającą w zębie ponownie się nie stawił na kontrolę. Muszę go chyba postraszyć powikłaniami, żeby przychodził, kiedy należy, a nie wciskał mi się między pacjentów, jak mam roboty po pachy.

Dobry kolega Robson ( :* ) dostarczył nowy pilniczek do wystroju bloga. Mam jeszcze taki z akcentem świątecznym, pojawi się za jakieś 2 tygodnie ;). Teraz przynajmniej widać, że to K-file! 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Angielski jest fajny

Na Facebooku można się powymieniać chmurkami z osobami, których kompletnie się nie zna i by się ich nie poznało w innych okolicznościach. Przez chwilę miałam wśród znajomych dwie Litwinki, jedną Bułgarkę, jedną Chorwatkę, nadal mam Amerykankę mieszkającą w Niemczech.

Gdzie indziej można różne ciekawe rzeczy poczytać. Na różne tematy. Jeśli ilość materiałów po polsku nie jest zadowalająca, warto sięgnąć po te po angielsku. A wtedy niech rozwija się szajba.

Ostatnio spędziłam 3 popołudnia nad czytadłem, napisanym profesjonalnie, na podstawie serialu „24 godziny”. Po angielsku. Rozrywka była przednia. Matula, przy której zazwyczaj głupio mi jest spędzać całe dnie przed ekranem kompa (na studiach miałam przez to problemy), pochwaliła. „Uczysz się języka metodą naturalną”. Znaczy taką, jaką uczą się języka małe dzieci. To prawda. Lata czytania takich książek, fanfictions (amatorskich opowiadań na podstawie książek, seriali, komiksów, sztuk teatralnych itp.) wyrobiły u mnie pewną swobodę w używaniu angielskiego. Nagle nie mam większych problemów z dobieraniem czasu do zdania. Mam pewien zasób słownictwa potocznego. W takim czytaniu nie chodzi o to, żeby sobie w myślach tłumaczyć słowo po słowie. Znacznie lżejszą metodą jest chłonięcie kontekstu, a sprawdzanie w słowniku tylko pojedynczych, kluczowych słów. Nie piszę, że byłabym w stanie prawidłowo i ładnie przetłumaczyć na polski te wszystkie czytadła, które zaliczyłam. Ale wiem, o co w nich chodziło i dobrze się bawiłam podczas lektury.

Ktoś powie: łatwo Ci mówić. Może i owszem. Uprawiam proceder „zaliczania czytadeł” od liceum. Angielskim zaczęłam się pasjonować już w gimnazjum. W liceum byłam w grupie zaawansowanej (do której przydzielano na podstawie wyniku testu zdawanego po dostaniu się do danej szkoły), edukację akademicką z języka angielskiego skończyłam zwolnieniem z egzaminu ustnego i 5 w indeksie.

Dzisiaj w rozmowie z mamą rzekłam mądre, oczywiste zdanie, z którym rodzicielka, od lat „walcząca” z językiem niemieckim, zdecydowanie się zgodziła.

„Nie wolno się zmuszać.”

Trzeba sobie znaleźć coś, co jest związane z zainteresowaniami i studiować ten temat w ćwiczonym języku. I chcieć rozwijać swoją znajomość języka. Oba te czynniki są bardzo ważnym krokiem w stronę sukcesu :).

PS.: Jak to jest, że ilekroć gdzieś piszę, że nie mam o czym pisać, przychodzi mi wena na notkę?