Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Tłusty czwartek

Dla facebookowiczów na stronie bloga jest ankieta z okazji tegoż jakże sympatycznego dnia. Pasja odpowiadania na Pytania już dawno minęła, ale co szkodzi fanom pączków kliknąć w odpowiedni wariant odpowiedzi. Zatem proszę o głosowanie, żeby mi smutno nie było. 😉

Nie-fani pączków mają prawo poczuć się pokrzywdzeni, albowiem ankieta nie przewiduje, jakoby ktoś nie zjadł ani jednego. Winę ponosi mój pośpiech i lenistwo – najpierw z pośpiechu wcisnęłam „Enter”, zanim dodałam niepączkową opcję, po czym nie chciało mi się wywalić całej ankiety, żeby zrobić ją prawidłowo. A dodawanie nowych opcji wyłączyłam. Przykro mi bardzo.

Dzisiaj pojechałam do pracy ze świadomością, że nie mam nic własnego do jedzenia (zazwyczaj mam ciastka Lu Go!). Moje nadzieje się spełniły: oczywiście panie zadbały o odpowiednie zaopatrzenie w pączki i chruściki :).

Tak poza tym, dzisiaj miałam pacjenta, który ponownie udowodnił, że moja matula ma dobre geny albo/i umie o siebie zadbać, albo lata zaniedbań robią swoje. W tym też wypadku pierwszy raz się zdarzyło, żeby pacjent podczas wizyty nawiązywał nowe połączenia telefoniczne. Siedział i czekał na działanie znieczulenia i autentycznie przy okazji zadzwonił do kilku osób. Dziwne toto. Rozumiem uzależnienie od Facebooka, ale mimo wszystko potrafię się powstrzymać przez zaglądaniem tamże, jak mam coś innego do roboty.

Koleżanka z pracy opowiadała mi o swojej koleżance, która ma postanowienie, że przynajmniej raz w miesiącu założy szwy po usunięciu zęba. Tak dla wprawy. Nawet, jak nie będzie trzeba. Pomysł zły nie jest, aczkolwiek ostatnio mam dość okazji do ćwiczenia szycia i bez takiego postanowienia. Dzisiaj miałam ewidentną dodatnią „próbę nosową” (polegającą na tym, że po usunięciu górnego, bocznego zęba zatyka się pacjentowi nos i prosi o jego wydmuchanie; świszczenie, bańki powietrza lub silniejsze krwawienie z zębodołu może świadczyć o połączeniu z zatoką szczękową), ale dziąsło było na tyle „luźne”, że udało się zszyć zębodół bez większego kombinowania, które wolimy zostawiać chirurgom stomatologicznym, a o którym wolę nie pisać, bo to temat na dłuższy elaborat i wymaga znajomości anatomii ;). Mam nadzieję, że mimo wszystko pacjent nie wróci do nas z pretensjami. O połączeniu mu powiedziałam i podpowiedziałam, co robić, gdyby „coś się zaczęło dziać”, więc nie oskarży nas o ukrywanie czegoś przed nim. Tak czy siak, trochę cieplej mi się zrobiło. 😉

Dzisiaj postanowiłam rozpocząć polowanie na druki akcydensowe. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że można je zamawiać w jednym miejscu na mojej wiosze. Tej mniejszej, bliższej, gdzie mieszkam, 1500 mieszkańców, bo „moją wiochą” czasem nazywam miasto leżące jakieś 6 km stąd. 😉

Notka bez puenty, chciałoby się wzorem kabaretu Hrabi podrapać po głowie i zacząć chrząkać (polecam ich nowy program 🙂 ), więc na tym zakończę i udam się dobrać do kolejnego dziś pączka. Jutro na basen. Pooglądam sobie filmiki z nauki pływania i jutro będę zrzucać te dzisiejsze 2000 kalorii. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Uwaga.

Do studentów stomatologii, potencjalnych przyszłych stażystów, potencjalnie po stażu pracujących na rzecz swojego stażowego pracodawcy:

Potencjalnie posiadanie działalności gospodarczej i kontraktu ze stażowym szefem może Wam się nie opłacać. W sensie chodzi o składki na ZUS. Prawo jest, oczywiście, niejednoznaczne i niniejszym dobrze mieć fajną księgową, która za odpowiednią opłatą oczywiście napisze odpowiednie wnioski, a ja potem poprzestawiam przecinki w dwóch miejscach.

Znaczy, walczymy o niskie składki.

W czym problem? W tym, że na stażu podpisuje się umowę o pracę z miejscem, gdzie się ten staż odbywa. Jeśli potem chce się przejść na samozatrudnienie (a nie miało się wcześniej założonej działalności gospodarczej) i pracować dalej na rzecz tego pracodawcy, pojawia się problem w postaci interpretacji prawa. Jedni twierdzą, że w takim razie powinno się płacić pełne składki, jako że dalej pracuje się dla tego samego pracodawcy, przed upływem bodajże dwóch lat od zakończenia umowy o pracę. Z drugiej strony obowiązki i odpowiedzialność na stażu są różne od tych na samozatrudnieniu, poza tym, to nie zakład pracy wypłaca nam pensję, tylko kasa jest przekazywana z Ministerstwa Zdrowia przez Urząd Marszałkowski. Na razie zatem oddajemy się w ręce gdańskiej centrali ZUS. Oddział na mojej wiosze chce więcej pieniążków.

Co do księgowej, to dziewczynie rzuciłam wyzwanie. Pisałam tu już, że nie obsługiwała wcześniej lekarzy? No właśnie. I teraz ma lekarza z ZUSową zagwozdką. Ciekawe, jaki mi rachunek wystawi na początek współpracy.

Wczoraj zjeździłam pół Trójmiasta w poszukiwaniu drukarki, a właściwie urządzenia wielofunkcyjnego. Model sobie upatrzyłam, poradziłam się Rodziciela, żeby znowu nie było pretensji, że zrobiłam wszystko po swojemu i źle na tym wyszłam, po czym ostatecznie i tak wróciłam z innym sprzętem. Urządzenie wielofunkcyjne, owszem: drukarka laserowa mono, skaner i kopiarka w jednym. Największy problem był z typem drukarki, bo ogólnie takich urządzeń jest na pęczki, tylko że z atramentową. Laserową doradził mi rodziciel. No i w sklepach ilość dostępnych takich urządzeń wynosiła przy dobrych wiatrach dwie sztuki. I żadne HP, tylko Samsungi. W Auchan był jeszcze doradzony mi przez znajomego Brother, ale kurna kombajn to taki, że zająłby mi pół pokoju, poza tym nie wyrobiłabym z budżetem. Żyję teraz na oszczędnościach i 1/3 pensji i wyjeżdżam na weekend, nie ma szastania kasą.

No i ostatecznie wylądowałam z Samsungiem, który był obecny w dwóch sklepach Euro, ale kupiłam go w tym, w którym wylądowałam na końcu i nie zostałam olana przez sprzedawcę, przykro mi bardzo. Zostałam mimowolnym wyznawcą tej marki, bo mam jeszcze laptopa i firmową komórkę od Samsunga. Ocena urządzenia na stronie Euro pozytywna (4,5/5 w 19 ocenach), na biurku zajęło resztę miejsca niezajmowanego przez laptopa, a nie pół pokoju, co mnie zresztą zaraz zmobilizuje do zrobienia czystek w najbliższej biurku szafce.

No. Było 13 linijek o pieczątce, teraz macie kilkanaście linijek o ZUS i drukarce Samsunga. Deal with it. ;P

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy spraw

Wolne piątki się przydają. Rozstanę się z nimi z bólem serca. Dzisiaj miałam niezłą objazdówkę.

Najpierw pojechałam do miasta odebrać firmową pieczątkę. Po wczorajszym pseudozamówieniu (w sensie dokonanego na szybko) zastanawiałam się, co mi pan w punkcie wyrobu pieczątek zrobi, bo nawet nie wybrałam typu zamawianego „urządzenia”. Całe szczęście, dostałam automatyczną. Pan podkreślił, że jest ekologiczna, bo zrobiona z odpadów. Nie wyraziłam entuzjazmu. Nie wiem też, co pan chciał osiągnąć, sadząc tekst „będzie pani miała najładniejszą pieczątkę”. WTF? Pieczątka jest czarno-szara, ma blokadę i tyle. Akurat nie o urodę mi chodziło. Czy panu coś zasugerowała biało-niebieska czapka z pomponami, którą nosiłam na łbie? Nawet tapety na gębie nie miałam (bo mi się nie chce jej robić, poza tym żaden ze mnie brzydal i wolę chodzić bez 😉 ). Albo moja nie-ekologiczność (powinnam się była chyba posikać z radości, jeeeej, ekologiczna pieczątka!) go zdziwiła i chciał ode mnie większej reakcji (miałam się zachwycić? Jeeej, jaka śliczna!). Nie mam pojęcia. Tak czy siak, wzięłam swoją pierwszą fakturę na dane na wspomnianej pieczątce. Pierwsze koszty wygenerowane ;).

Po zakupie biletów na pociąg (dworzec był pięć kroków dalej) pojechałam do Starostwa Powiatowego celem dopisania się do dowodu rejestracyjnego mojego autka. Poszło całkiem szybko i niniejszym oficjalnie jestem w połowie właścicielem stalowego rumaka. W przyszłym tygodniu dam znać księgowej, wpiszemy autko do środków trwałych i będzie można się spokojnie bawić w dalsze generowanie kosztów ;).

Ze Starostwa śmignęłam do Auchan dwa miasta dalej, po drodze zahaczając o cmentarz w tym jednym mieście po drodze. W Auchan poczyniłam zakupy na nadchodzący weekend. Przez nieuporządkowaną listę zakupów i usilne poszukiwania wykrawaczek bądź foremek na ciasteczka zrobiłam tam dłuższy spacer, ale i tak krótszy od wcześniej zamierzonego, bo chciałam jeszcze do C&A i Euro RTV AGD zajrzeć. Z dwiema siatami zakupów mi się odechciało.

Wróciłam do pierwszego miasta, gdzie najpierw poszukałam wspomnianych wykrawaczek w Biedronce (daremnie), po czym pojechałam do Urzędu Skarbowego, bo pani w Starostwie powiedziała, że trzeba tamże zgłosić darowiznę, której wcześniej musiał dokonać mój rodziciel na moją rzecz, w postaci 50% samochodu, obecnie (szacunkowej) wartości 2 tys. zł. Nawet podatku nie będziemy musieli od tego płacić, ale jak trzeba, to trzeba.

Ze skarbówki ruszyłam z powrotem na swoją wieś. Przy okazji zatrzymałam się przy wiejskim centrum handlowym, będącym sklepem typu 1001 drobiazgów. Wykrawaczki do ciastek znalazłam. Ale nie gwiazdki. Chciałam gwiazdki. Będą choinki, strzałki i inne tego typu rzeczy. Grunt, że są.

Stamtąd powrót do domciu (po czterech godzinach) i odebranie smutnego emaila na temat rzeczy, którą dwa tygodnie temu zamówiłam na Allegro – poczekam sobie na nią kolejne dwa tygodnie, buu.

Teraz czeka mnie ogólnie ogarnianie bałaganu w domu i osobistych papierach oraz pieczenie ciastek i planowanie obiadu na jutro i pojutrze. Znowu będzie presja. Mój Mężczyzna (dla którego też będę pichcić) gotuje ZNACZNIE LEPIEJ ode mnie…

Kategorie
Archiwalne Praca

Z ostatniej chwili

Z powodu głupio zredagowanej umowy o pracę, którą miałam na stażu, prawdopodobnie będę płacić wyższe składki ZUS. Wyższe, czyli zamiast 400 zł z kawałkiem będzie tego ok. 1200 zł. Cudnie. Nie będę zarabiać tyle, żeby mi było wsio jedno, więc jak źle pójdzie, to znacząco zbiednieję.

I tyle mi z tego było.

Kategorie
Archiwalne Praca

Firmowo

Na po pracy miałam kupę rzeczy do odbędnienia. Najpierw zrobiłam wyskok do księgowej, gdzie się okazało, że jak źle pójdzie, to będę płacić ponad 1000 zł ZUSowi. Ale mam już z nią umowę, więc chociaż tyle udało się załatwić.

Potem pojechałam do Starostwa Powiatowego, gdzie poczyniłam pierwsze kroki w celu dopisania się do dowodu rejestracyjnego mojego rumaka (właścicielem jest Rodziciel). Drugie kroki w piątek.

Następnie wybrałam się do T-Mobile, gdzie mimo braku podstawowych dokumentów (zaświadczenie o wpisie do CEIDG, oryginał nadania NIP i REGON) pani założyła mi firmowy telefon (internet rulez, a potrzebne druczki co najwyżej jej doniosę). Niniejszym zaliczyłam wszelkie możliwe typy telefonów i większość znaczących marek, bo komórkowanie zaczęłam od klasycznego Siemensa, przeskoczyłam bodajże na 2 klasyczne Nokie (w tym ostatnio znowu popularną, niezniszczalną 3310, która została mi ukradziona), przez chwilę miałam Motorolę z klapką, potem długo cieszyłam się Sony Ericssonem W300i (z klapką, mam jeszcze w szufladzie 🙂 ), przeskoczyłam na LG Cookie, z Ciacha na SE Xperia X8, którą mam nadal, zaś jako telefon firmowy wybrałam Samsunga E2550 (slide). A do użytku prywatnego marzy mi się jakiś smartfon z klawiaturą qwerty. I jak będę sławna i bogata, to sobie kupię jakiś wypasiony Dual-SIM (w sensie telefon na dwie karty SIM) i będzie wygodniej. 😉

Chciałam sobie jeszcze pieczątkę firmową wyrobić, ale ostatecznie sobie darowałam (załatwię to w piątek). W rezultacie zapomniałam kupić bilety na pociąg na weekendowy wyjazd (następny weekend). To też się załatwi w piątek. Ogólnie mózgownica paruje.

Co do pracy, to spędzenie w niej dwóch dni po prawie 11 godzin pod rząd lekko mnie wymiętoliło, ale ogólnie dziś dojechałam i byłam w całkiem niezłej formie. Wszystko mi opadło po kilkuletnim histeryku. Potem usiadła moja mama i się okazało, że to nie mój dentysta spierniczył jej kanałówkę, niedopełniając kanał, tylko prawdopodobnie to ja dobiłam jej ząb, wypełniając poza… szparę złamania korzenia, której na pierwszym zdjęciu nie było widać (i nie wiem też, jak możliwe może być poziome złamanie korzenia podniebiennego w górnym trzonowcu?). Ogólnie z odbudowy na wkładzie chyba nici, a ząb, jeśli będzie trzeba go usunąć, da chirurgowi w kość. Fotka została w przychodni, popytam jeszcze szefa i koleżankę, co z tym zrobić. Czy po prostu załatać, jak jest teraz, i modlić się, żeby ząb się nie odzywał?

Poza tym, ostatnio fajnej, stałej pacjentce lat 7 musiałam wymyślić program motywacyjny do mycia zębów (bo dziecię stwierdziło, że jej się nie chce). Zaproponowałam naklejanie do zeszytu naklejek (przez dziecię pod okiem rodziców, żeby oszukiwania nie było) po każdym myciu i potem, na wizycie kontrolnej, w zależności od ilości naklejek będzie nagroda. Chyba będę musiała się pożywić trochę Kinder Niespodziankami, bo nam giftów zabraknie (kolorowanki to standard, dziecięciu się oczy zaświeciły na widok Kinderkowych zabawek) . A że lubię Kinder czekoladę, to nie mam nic przeciwko.

A jutro będzie pracowy zapitolnik i nawet się nie wyśpię, buu.

Kategorie
Archiwalne Praca

Punkt 1 z poprzedniej notki zaliczony.

W czwartek wyraziłam chęć podpisania z szefem umowy ZANIM pojedzie on na urlop. Szefowi było wyraźnie wszystko jedno. Umowę miałam bezterminową, więc w gruncie rzeczy jemu było wsio rybka, ale ja się nastawiłam na oficjalny start 1 lutego. Mięśnie twarzy mam sprawne, więc chyba dało się dostrzec moje niezadowolenie na szefowe „możemy po moim powrocie”. Tak więc dzisiaj otrzymałam kilkustronicową „umowę o świadczenie usług medycznych” (tym razem terminową, ale tak to jest z kontraktem), przeczytałam, zadowolona z wykazanych procentów podpisałam.

Poza tym dostałam zeszłoroczny PIT-11 i prawie udało mi się na jego podstawie wypełnić PIT-37. Nie, żebym miała jakieś problemy, program z e-deklaracje.gov.pl dużo robi za wypełniającego, ale po prostu chcę sobie dać kilka dni na sprawdzenie, czy wszystko jest OK. Na razie wykazuje mi nadpłatę. Nie mam nic przeciwko. No i w końcu będę mogła przekazać 1% podatku. Pójdzie na jakieś schronisko dla zwierzaków czy coś. Niby tylko dycha, ale trochę karmy z tego będzie.

Luty, pieczątka i telefon nadejdą za dwa dni.

Do „Rzeczpospolitej” dodawano program do małej księgowości. Z księgowej nie zrezygnuję, ale jakoś muszę rachunki wystawiać. Podobno można ręcznie. Phi! Rzekła dentystka z pokolenia Internetu, która lubi ograniczać myślenie poza prowadzeniem samochodu i leczeniem ludziów. 😉

Dość ciężkie dwa dni w pracy. Z drugiej strony dobrze jest się przekonać, czy zdzierżę przy fotelu tyle czasu pod rząd. Tyle razy pisałam o szukaniu drugiej pracy, że w końcu eksperymenty czas zacząć. 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Praktyka zgłoszona w Izbie Lekarskiej.

Do odbębnienia w drodze do zawodowej samodzielności został:

1. kontrakt z szefem (coś mi się wydaje, że jednak znowu będę pracować dwa tygodnie bez umowy)

2. telefon firmowy do założenia

3. pieczątka firmowa do wyrobienia (jakiś numer telefonu trzeba na niej zamieścić, a osobistego na pewno nie udostępnię)

4. nadejście lutego 😉

5. recepty. Miałam się o nie dziś zapytać w Izbie. Oczywiście zapomniałam.

W ogóle kogoś ciekawi droga do działalności gospodarczej? Bo w sierpniu zacznę smęcić o kredycie na mieszkanie/wykończenie domu (czeka nas poważna rozmowa w gronie rodzinnym)… W sumie pytam o to trochę po ptokach…

Kategorie
Archiwalne Praca

Dzisiaj. Jest. Wtorek.

Mam bolesną skłonność do zapominania o tym fakcie. Przyczyną zapominalstwa jest przeprowadzona jakiś czas temu zmiana grafiku: kiedyś siedziałam w pracy całą środę, teraz jest to wtorek (i tak raczej pozostanie). Zatem często mi się wydaje, że mimo wtorku jest środa i stąd też dziwny i dość oczywisty dla postronnych tytuł notki. Większe jaja będą w przyszłym tygodniu, bo będę siedzieć w pracy cały (8-19) poniedziałek I wtorek. Trzeba zacząć się przyzwyczajać, a nie, że pracuję 25 godzin tygodniowo i zarabiam więcej, niż wynosi średnia krajowa.

Swój numer REGON poznałam już w sobotę rano, sprawdzając zawartość odpowiedniej strony www. Z tej okazji wczoraj udało mi się podpisać umowę na ubezpieczenie OC z miłym panem z PZU. Poczuwszy się jak przedsiębiorca, w dniu dzisiejszym po raz pierwszy od studiów kupiłam sobie terminarz. Taki tyci, żeby nie zajmował dużo miejsca w torebce. Z założeniem telefonu muszę zaczekać do lutego. Jutro wręczę szefowi karteczkę z danymi mojej „firmy” i będę czekać na umowę. Oby tylko do 13-14-tej, bo potem a) jadę do Izby Lekarskiej zarejestrować swoją praktykę i b) szefa zobaczę dopiero w drugim tygodniu lutego. Jeszcze muszę dopisać się jako współwłaściciel samochodu, wyrobić firmową pieczątkę i wyżebrać recepty z NFZ (co powinnam była zrobić już w październiku, ale nie wiedziałam – i zresztą nadal nie wiem – jak się za to zabrać), resztą problemów zajmie się księgowa.

Poza tym mam toksyczną fazę na pisanie po angielsku (kto poszuka, ten mnie znajdzie 😉 ), przy okazji uprawiam fangirling, co stanowi razem bardzo poważny powód spadku aktywności tutaj.

Trzymta się ciepło, Czytelnicy. Zima podobno idzie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Mała rada odnośnie ubioru.

Może to ja pracuję w dość… bałaganiący sposób. Tu pryśnie, tam poleci, to wyskoczy… Niby stosujemy „śliniaki”, ale czasem to nie wystarczy.

Przyjacielska rada, dla korzyści wyłącznie Pacjentów.

Jeśli idziecie do dentysty i wiecie, że będziecie mieli usuwany ząb, zwłaszcza taki połamany, zeżarty do poziomu dziąsła, że ogólnie będzie trochę grzebania przy nim i krew się poleje:

nie ubierajcie się na biało.

Ani na galowo, w żadnym wypadku; miałam już na fotelu chłopców i dziewczęta przed szkolnym apelem.

Wiecie, jaka to presja dla dentysty?

Ciemne kolory rządzą.

Tak z innej beczki, wniosek CEIDG-1 złożony w Urzędzie Gminy, po otrzymaniu numeru REGON mam się zgłosić do ZUS, ale to chyba zrobi za mnie moja księgowa. Wysępię od znajomej wzory umów z NZOZem i będzie można zacząć działać na poważnie(j).

Szkoda, że moje potencjalne CV jest beznadziejne, bo naprawdę powinnam szukać drugiej pracy…

Kategorie
Archiwalne Praca

Pierwszy raz

pojadę na jakiś kurs tylko dlatego, że są za niego przyznawane punkty edukacyjne. Posiedzę trzy godziny, pośpię (bardzo możliwe, biorąc pod uwagę, że się nie wyśpię), popiję kawkę, pojem ciasteczka, w porywach poskaczę po Facebooku dzięki internetowi w komórce, po czym wyjdę i pojadę na obiad i do kina.

Wyrachowana ja.

Dodatkowa zaleta założenia działalności gospodarczej: jak już znajdę potencjalnie ciekawszy, acz płatny kurs, jego koszt będę sobie mogła odpisać od podatku. Się normalnie nie mogę doczekać.

Wyrachowana ja #2.