Kategorie
Archiwalne Osobiste

Sto tysięcy spraw

Wolne piątki się przydają. Rozstanę się z nimi z bólem serca. Dzisiaj miałam niezłą objazdówkę.

Najpierw pojechałam do miasta odebrać firmową pieczątkę. Po wczorajszym pseudozamówieniu (w sensie dokonanego na szybko) zastanawiałam się, co mi pan w punkcie wyrobu pieczątek zrobi, bo nawet nie wybrałam typu zamawianego „urządzenia”. Całe szczęście, dostałam automatyczną. Pan podkreślił, że jest ekologiczna, bo zrobiona z odpadów. Nie wyraziłam entuzjazmu. Nie wiem też, co pan chciał osiągnąć, sadząc tekst „będzie pani miała najładniejszą pieczątkę”. WTF? Pieczątka jest czarno-szara, ma blokadę i tyle. Akurat nie o urodę mi chodziło. Czy panu coś zasugerowała biało-niebieska czapka z pomponami, którą nosiłam na łbie? Nawet tapety na gębie nie miałam (bo mi się nie chce jej robić, poza tym żaden ze mnie brzydal i wolę chodzić bez 😉 ). Albo moja nie-ekologiczność (powinnam się była chyba posikać z radości, jeeeej, ekologiczna pieczątka!) go zdziwiła i chciał ode mnie większej reakcji (miałam się zachwycić? Jeeej, jaka śliczna!). Nie mam pojęcia. Tak czy siak, wzięłam swoją pierwszą fakturę na dane na wspomnianej pieczątce. Pierwsze koszty wygenerowane ;).

Po zakupie biletów na pociąg (dworzec był pięć kroków dalej) pojechałam do Starostwa Powiatowego celem dopisania się do dowodu rejestracyjnego mojego autka. Poszło całkiem szybko i niniejszym oficjalnie jestem w połowie właścicielem stalowego rumaka. W przyszłym tygodniu dam znać księgowej, wpiszemy autko do środków trwałych i będzie można się spokojnie bawić w dalsze generowanie kosztów ;).

Ze Starostwa śmignęłam do Auchan dwa miasta dalej, po drodze zahaczając o cmentarz w tym jednym mieście po drodze. W Auchan poczyniłam zakupy na nadchodzący weekend. Przez nieuporządkowaną listę zakupów i usilne poszukiwania wykrawaczek bądź foremek na ciasteczka zrobiłam tam dłuższy spacer, ale i tak krótszy od wcześniej zamierzonego, bo chciałam jeszcze do C&A i Euro RTV AGD zajrzeć. Z dwiema siatami zakupów mi się odechciało.

Wróciłam do pierwszego miasta, gdzie najpierw poszukałam wspomnianych wykrawaczek w Biedronce (daremnie), po czym pojechałam do Urzędu Skarbowego, bo pani w Starostwie powiedziała, że trzeba tamże zgłosić darowiznę, której wcześniej musiał dokonać mój rodziciel na moją rzecz, w postaci 50% samochodu, obecnie (szacunkowej) wartości 2 tys. zł. Nawet podatku nie będziemy musieli od tego płacić, ale jak trzeba, to trzeba.

Ze skarbówki ruszyłam z powrotem na swoją wieś. Przy okazji zatrzymałam się przy wiejskim centrum handlowym, będącym sklepem typu 1001 drobiazgów. Wykrawaczki do ciastek znalazłam. Ale nie gwiazdki. Chciałam gwiazdki. Będą choinki, strzałki i inne tego typu rzeczy. Grunt, że są.

Stamtąd powrót do domciu (po czterech godzinach) i odebranie smutnego emaila na temat rzeczy, którą dwa tygodnie temu zamówiłam na Allegro – poczekam sobie na nią kolejne dwa tygodnie, buu.

Teraz czeka mnie ogólnie ogarnianie bałaganu w domu i osobistych papierach oraz pieczenie ciastek i planowanie obiadu na jutro i pojutrze. Znowu będzie presja. Mój Mężczyzna (dla którego też będę pichcić) gotuje ZNACZNIE LEPIEJ ode mnie…

Kategorie
Archiwalne Praca

Firmowo

Na po pracy miałam kupę rzeczy do odbędnienia. Najpierw zrobiłam wyskok do księgowej, gdzie się okazało, że jak źle pójdzie, to będę płacić ponad 1000 zł ZUSowi. Ale mam już z nią umowę, więc chociaż tyle udało się załatwić.

Potem pojechałam do Starostwa Powiatowego, gdzie poczyniłam pierwsze kroki w celu dopisania się do dowodu rejestracyjnego mojego rumaka (właścicielem jest Rodziciel). Drugie kroki w piątek.

Następnie wybrałam się do T-Mobile, gdzie mimo braku podstawowych dokumentów (zaświadczenie o wpisie do CEIDG, oryginał nadania NIP i REGON) pani założyła mi firmowy telefon (internet rulez, a potrzebne druczki co najwyżej jej doniosę). Niniejszym zaliczyłam wszelkie możliwe typy telefonów i większość znaczących marek, bo komórkowanie zaczęłam od klasycznego Siemensa, przeskoczyłam bodajże na 2 klasyczne Nokie (w tym ostatnio znowu popularną, niezniszczalną 3310, która została mi ukradziona), przez chwilę miałam Motorolę z klapką, potem długo cieszyłam się Sony Ericssonem W300i (z klapką, mam jeszcze w szufladzie 🙂 ), przeskoczyłam na LG Cookie, z Ciacha na SE Xperia X8, którą mam nadal, zaś jako telefon firmowy wybrałam Samsunga E2550 (slide). A do użytku prywatnego marzy mi się jakiś smartfon z klawiaturą qwerty. I jak będę sławna i bogata, to sobie kupię jakiś wypasiony Dual-SIM (w sensie telefon na dwie karty SIM) i będzie wygodniej. 😉

Chciałam sobie jeszcze pieczątkę firmową wyrobić, ale ostatecznie sobie darowałam (załatwię to w piątek). W rezultacie zapomniałam kupić bilety na pociąg na weekendowy wyjazd (następny weekend). To też się załatwi w piątek. Ogólnie mózgownica paruje.

Co do pracy, to spędzenie w niej dwóch dni po prawie 11 godzin pod rząd lekko mnie wymiętoliło, ale ogólnie dziś dojechałam i byłam w całkiem niezłej formie. Wszystko mi opadło po kilkuletnim histeryku. Potem usiadła moja mama i się okazało, że to nie mój dentysta spierniczył jej kanałówkę, niedopełniając kanał, tylko prawdopodobnie to ja dobiłam jej ząb, wypełniając poza… szparę złamania korzenia, której na pierwszym zdjęciu nie było widać (i nie wiem też, jak możliwe może być poziome złamanie korzenia podniebiennego w górnym trzonowcu?). Ogólnie z odbudowy na wkładzie chyba nici, a ząb, jeśli będzie trzeba go usunąć, da chirurgowi w kość. Fotka została w przychodni, popytam jeszcze szefa i koleżankę, co z tym zrobić. Czy po prostu załatać, jak jest teraz, i modlić się, żeby ząb się nie odzywał?

Poza tym, ostatnio fajnej, stałej pacjentce lat 7 musiałam wymyślić program motywacyjny do mycia zębów (bo dziecię stwierdziło, że jej się nie chce). Zaproponowałam naklejanie do zeszytu naklejek (przez dziecię pod okiem rodziców, żeby oszukiwania nie było) po każdym myciu i potem, na wizycie kontrolnej, w zależności od ilości naklejek będzie nagroda. Chyba będę musiała się pożywić trochę Kinder Niespodziankami, bo nam giftów zabraknie (kolorowanki to standard, dziecięciu się oczy zaświeciły na widok Kinderkowych zabawek) . A że lubię Kinder czekoladę, to nie mam nic przeciwko.

A jutro będzie pracowy zapitolnik i nawet się nie wyśpię, buu.

Kategorie
Archiwalne Praca

Z ostatniej chwili

Z powodu głupio zredagowanej umowy o pracę, którą miałam na stażu, prawdopodobnie będę płacić wyższe składki ZUS. Wyższe, czyli zamiast 400 zł z kawałkiem będzie tego ok. 1200 zł. Cudnie. Nie będę zarabiać tyle, żeby mi było wsio jedno, więc jak źle pójdzie, to znacząco zbiednieję.

I tyle mi z tego było.

Kategorie
Archiwalne Praca

Punkt 1 z poprzedniej notki zaliczony.

W czwartek wyraziłam chęć podpisania z szefem umowy ZANIM pojedzie on na urlop. Szefowi było wyraźnie wszystko jedno. Umowę miałam bezterminową, więc w gruncie rzeczy jemu było wsio rybka, ale ja się nastawiłam na oficjalny start 1 lutego. Mięśnie twarzy mam sprawne, więc chyba dało się dostrzec moje niezadowolenie na szefowe „możemy po moim powrocie”. Tak więc dzisiaj otrzymałam kilkustronicową „umowę o świadczenie usług medycznych” (tym razem terminową, ale tak to jest z kontraktem), przeczytałam, zadowolona z wykazanych procentów podpisałam.

Poza tym dostałam zeszłoroczny PIT-11 i prawie udało mi się na jego podstawie wypełnić PIT-37. Nie, żebym miała jakieś problemy, program z e-deklaracje.gov.pl dużo robi za wypełniającego, ale po prostu chcę sobie dać kilka dni na sprawdzenie, czy wszystko jest OK. Na razie wykazuje mi nadpłatę. Nie mam nic przeciwko. No i w końcu będę mogła przekazać 1% podatku. Pójdzie na jakieś schronisko dla zwierzaków czy coś. Niby tylko dycha, ale trochę karmy z tego będzie.

Luty, pieczątka i telefon nadejdą za dwa dni.

Do „Rzeczpospolitej” dodawano program do małej księgowości. Z księgowej nie zrezygnuję, ale jakoś muszę rachunki wystawiać. Podobno można ręcznie. Phi! Rzekła dentystka z pokolenia Internetu, która lubi ograniczać myślenie poza prowadzeniem samochodu i leczeniem ludziów. 😉

Dość ciężkie dwa dni w pracy. Z drugiej strony dobrze jest się przekonać, czy zdzierżę przy fotelu tyle czasu pod rząd. Tyle razy pisałam o szukaniu drugiej pracy, że w końcu eksperymenty czas zacząć. 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Praktyka zgłoszona w Izbie Lekarskiej.

Do odbębnienia w drodze do zawodowej samodzielności został:

1. kontrakt z szefem (coś mi się wydaje, że jednak znowu będę pracować dwa tygodnie bez umowy)

2. telefon firmowy do założenia

3. pieczątka firmowa do wyrobienia (jakiś numer telefonu trzeba na niej zamieścić, a osobistego na pewno nie udostępnię)

4. nadejście lutego 😉

5. recepty. Miałam się o nie dziś zapytać w Izbie. Oczywiście zapomniałam.

W ogóle kogoś ciekawi droga do działalności gospodarczej? Bo w sierpniu zacznę smęcić o kredycie na mieszkanie/wykończenie domu (czeka nas poważna rozmowa w gronie rodzinnym)… W sumie pytam o to trochę po ptokach…

Kategorie
Archiwalne Praca

Dzisiaj. Jest. Wtorek.

Mam bolesną skłonność do zapominania o tym fakcie. Przyczyną zapominalstwa jest przeprowadzona jakiś czas temu zmiana grafiku: kiedyś siedziałam w pracy całą środę, teraz jest to wtorek (i tak raczej pozostanie). Zatem często mi się wydaje, że mimo wtorku jest środa i stąd też dziwny i dość oczywisty dla postronnych tytuł notki. Większe jaja będą w przyszłym tygodniu, bo będę siedzieć w pracy cały (8-19) poniedziałek I wtorek. Trzeba zacząć się przyzwyczajać, a nie, że pracuję 25 godzin tygodniowo i zarabiam więcej, niż wynosi średnia krajowa.

Swój numer REGON poznałam już w sobotę rano, sprawdzając zawartość odpowiedniej strony www. Z tej okazji wczoraj udało mi się podpisać umowę na ubezpieczenie OC z miłym panem z PZU. Poczuwszy się jak przedsiębiorca, w dniu dzisiejszym po raz pierwszy od studiów kupiłam sobie terminarz. Taki tyci, żeby nie zajmował dużo miejsca w torebce. Z założeniem telefonu muszę zaczekać do lutego. Jutro wręczę szefowi karteczkę z danymi mojej „firmy” i będę czekać na umowę. Oby tylko do 13-14-tej, bo potem a) jadę do Izby Lekarskiej zarejestrować swoją praktykę i b) szefa zobaczę dopiero w drugim tygodniu lutego. Jeszcze muszę dopisać się jako współwłaściciel samochodu, wyrobić firmową pieczątkę i wyżebrać recepty z NFZ (co powinnam była zrobić już w październiku, ale nie wiedziałam – i zresztą nadal nie wiem – jak się za to zabrać), resztą problemów zajmie się księgowa.

Poza tym mam toksyczną fazę na pisanie po angielsku (kto poszuka, ten mnie znajdzie 😉 ), przy okazji uprawiam fangirling, co stanowi razem bardzo poważny powód spadku aktywności tutaj.

Trzymta się ciepło, Czytelnicy. Zima podobno idzie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Mała rada odnośnie ubioru.

Może to ja pracuję w dość… bałaganiący sposób. Tu pryśnie, tam poleci, to wyskoczy… Niby stosujemy „śliniaki”, ale czasem to nie wystarczy.

Przyjacielska rada, dla korzyści wyłącznie Pacjentów.

Jeśli idziecie do dentysty i wiecie, że będziecie mieli usuwany ząb, zwłaszcza taki połamany, zeżarty do poziomu dziąsła, że ogólnie będzie trochę grzebania przy nim i krew się poleje:

nie ubierajcie się na biało.

Ani na galowo, w żadnym wypadku; miałam już na fotelu chłopców i dziewczęta przed szkolnym apelem.

Wiecie, jaka to presja dla dentysty?

Ciemne kolory rządzą.

Tak z innej beczki, wniosek CEIDG-1 złożony w Urzędzie Gminy, po otrzymaniu numeru REGON mam się zgłosić do ZUS, ale to chyba zrobi za mnie moja księgowa. Wysępię od znajomej wzory umów z NZOZem i będzie można zacząć działać na poważnie(j).

Szkoda, że moje potencjalne CV jest beznadziejne, bo naprawdę powinnam szukać drugiej pracy…

Kategorie
Archiwalne Praca

Pierwszy raz

pojadę na jakiś kurs tylko dlatego, że są za niego przyznawane punkty edukacyjne. Posiedzę trzy godziny, pośpię (bardzo możliwe, biorąc pod uwagę, że się nie wyśpię), popiję kawkę, pojem ciasteczka, w porywach poskaczę po Facebooku dzięki internetowi w komórce, po czym wyjdę i pojadę na obiad i do kina.

Wyrachowana ja.

Dodatkowa zaleta założenia działalności gospodarczej: jak już znajdę potencjalnie ciekawszy, acz płatny kurs, jego koszt będę sobie mogła odpisać od podatku. Się normalnie nie mogę doczekać.

Wyrachowana ja #2.

Kategorie
Archiwalne Praca

Gumka strzeliła.

Wypełnienie założone, dostosowane do zgryzu, czas na polerkę.

Na kątnicę zakładam gumkę do polerowania, przełączam wiertarkę na wolniejsze obroty, przykładam gumkę do zęba pacjenta, naciskam nogą na pedał, trzask.

Coś mi się odbiło od przyłbicy, pacjent odsuwa się ode mnie, przestraszony. Zapewnia, że nic mu się nie stało. Fragment gumki leży na podłodze gabinetu. W wiertarce został metalowy trzonek i drugi fragment.

Za każdym razem, jak po usuwaniu fleczeru czy tlenku cynku widzę na przyłbicy białe plamy, cieszę się, że stosuję osłonę na twarz.

Tym razem przezroczysty kawałek plastiku uratował mnie przed oberwaniem w oko rozpędzoną gumką polerską.

Dzisiaj miałam też pacjenta niedosłyszącego. Mówił w charakterystyczny dla takich osób sposób, spokojnie dało się go zrozumieć. Zdołałam sobie przypomnieć radę, jaką nam wpojono któregoś razu na studiach: jak pacjent nie słyszy, ale umie czytać z ruchu warg (do czego przyznał się mój „podopieczny”), to nie mówi się głośno, tylko wyraźnie. Dogadaliśmy się bez najmniejszego problemu.

Poza tym znowu usłyszałam, że krąży o mnie bardzo pozytywna opinia. Czekam tylko na pojawienie się mojego profilu na jakimś portalu typu znanylekarz.pl 😉

Jutro zawiozę mój wniosek o wpis do CEIDG do Urzędu Gminy.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Negatywne reakcje

Nie wszyscy są podekscytowani na tekst o zakładaniu przeze mnie działalności.

Niektórym od razu włącza się „zniechęcanie mode” – a to robota papierkowa, a to księgowa zedrze kasę, a to tamto, a to siamto… Typowo polskie marudzenie, zamiast „o, jak fajnie, życzę powodzenia”.

Księgową dziś znalazłam. W sumie dużo nie szukałam. Kobieta koło trzydziestki, mieszkająca w wypasionym, acz normalnym kubaturowo domu, mąż prowadzący nadzory budowlane (szyld przed budynkiem reklamował też taką działalność, stąd wiem), kilkuletnie dziecko. Ma stronę internetową. Podczas rozmowy wyglądała na zorientowaną, po moim przyznaniu się do zieloności udzieliła wszelkich informacji językiem prostym i zrozumiałym. Stawkę też podała taką w miarę, bo na początek 100 zł miesięcznie. Mam po prostu na koniec miesiąca dostarczać jej kopię rachunku wystawianego szefowi i w miarę możliwości generować koszty ;). Komunikacja będzie głównie emailowa. Ogólnie pierwsze wrażenie całkiem pozytywne.

Telefonu nie założyłam – to się załatwi po odbębnieniu bardziej oficjalnych czynności. Jedną z tych czynności zresztą wykonałam dziś: wypełniłam wniosek o wpis do CEIDG. Muszę go jeszcze wydrukować i zanieść do urzędu gminy.

Dzisiaj miałam przegląd techniczny autka. W rezultacie w później odwiedzonym warsztacie samochodowym usłyszałam dwa razy „normalka” – do naprawy tylne hamulce i lewy dolny wahacz, możliwy koszt: 350-400 zł. Ogólnie smuteczek i zgrzytanie zębów, bo tego sobie w koszty nie wrzucę.

Tak jeszcze z zawodowych spraw: 1. leczenie rodziny SUCKS, 2. mój były dentysta spierniczył kanałówkę u mojej mamusi. Dzisiaj mało co udało mi się zrobić, dalszy ciąg walki z górną siódemką za tydzień.