Kategorie
Archiwalne Osobiste

Rozmyślania przy myciu zębów

Nie mam pojęcia, jak firma, która wymyśliła genialny lakier fluorkowy, mogła wpaść na pomysł wypuszczenia na rynek wybielającej pasty do nadwrażliwych zębów.

Bo to się kupy ni cholery nie trzyma.

Używam tej pasty, bo została mi kupiona w promocji. Nie mam ani nadwrażliwych zębów, ani nie chcę ich wybielić. Grunt, że ma fluor.

Dzisiaj chcę przypuścić atak na Empiki w poszukiwaniu „Władcy Pierścieni” na BluRay (najlepiej w bardzo fajnej promocji, w której rezultacie dwa filmy kupuje się za stówę). Czytanie „Drużyny Pierścienia” potrafi wsiąść na mózg.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Parkingowe bęc

Wskutek trwającej od tygodnia zmniejszonej podaży żywności (związanej ze zmniejszonym popytem) do mojego osobistego żołądka zeszło ze mnie już przynajmniej 4 kilo (w tym poświąteczne 2,5). Efekt jojo będzie porażający.

Tak się tylko chciałam pochwalić, teraz przechodzę do sedna, kompletnie niezwiązanego z pierwszymi dwoma zdaniami tej notki.

Otóż MM postanowił urządzić u mnie nasiadówę. Zaproszona została para przyjaciół MM. Ja z nimi bliższej znajomości nie zawarłam, aczkolwiek uczestniczyłam chyba w trzech czy czterech wcześniejszych, a podobnych spotkaniach i robiłam za +1 MM na ślubie kościelnym i weselu rzeczonej pary. Ogólnie raczej się lubimy.

W piątek rano, przed nasiadówką, wraz z MM postanowiliśmy pojechać na zakupy. Śnieg wciąż padał mimo jego dość dużej ilości już zalegającej na drogach. Grzecznie odśnieżyliśmy moje autko i w końcu ruszyliśmy wzdłuż miejsc parkingowych do wyjazdu z osiedla.

Po prawej stronie, tyłem z miejsca parkingowego wyjeżdżała taksówka. Miała przyciemnianą, ale nie zaśnieżoną tylną szybę.

Znajdowałam się już bezpośrednio za taksówką, kiedy się okazało, że kierowca wcale nie ma zamiaru zaczekać, aż zgodnie z przepisami przejadę.

No i doszło do bęc.

MM miał kolejną okazję zapoznać się z moim zasobem przekleństw (poleciało sporo kurew, za przeproszeniem). Pan taksówkarz wjechał z powrotem na swoje miejsce, obejrzał swój zarysowany zderzak, zapytał, czy jeśli da mi stówę, to się dogadamy. Moje autko zostało obdarowane dość płytkim, ale jednak wgnieceniem w przednich drzwiach.

Jakiś uczynny sąsiad podszedł i powiedział, że całe zdarzenie to moja wina, bo powinnam była zachować ostrożność i że kiedyś on był w tej samej sytuacji co ja i to on dostał mandat, „więc lepiej nie mieszać w to policji”.

Stwierdziłam, że z racji debiutu w takiej sytuacji nie będę podejmować samodzielnie żadnych decyzji i zadzwoniłam do taty.

Tata najpierw zaproponował spisanie oświadczenia (z taksiarzem jako winowajcą), ale pan sprawca poczuł się pewniej i zaczął twierdzić, że to ja w niego uderzyłam. Przekazałam swój telefon taksiarzowi. Znając mojego tatę, pan się sporo nasłuchał. W końcu stanęło na tym, że dzwonimy po policję. Taksiarz dalej twierdził, że to ja w niego uderzyłam. MM, człowiek spokojny, zaczął tracić cierpliwość.

Panowie policjanci przyjechali po ok. 10 minutach. Podjechali, spytali, co się stało. Przekazałam swoją wersję.

Ubaw zaczął się, jak odezwał się taksówkarz z jego „ta pani we mnie uderzyła”.

Policjant prawdopodobnie miał nadszarpnięte nerwy przez drobiazg, do którego go wezwali. Wsiadł bezlitośnie na taksiarza, nie dając mu właściwie w ogóle dojść do słowa. Dla niego wszystko było jasne i każda próba tłumaczenia się taksówkarza kończyła się głośnym „tu nie ma w ogóle o czym dyskutować”. Nic się nie zmieniło, kiedy wrócił ów sąsiad, który wszystko widział i nadal twierdził, że to ja powinnam była zachować ostrożność. Ogólnie ciężko przytoczyć całą tę dyskusję, ale padały zdania „i co, panu ten [mój samochód – marka do wiadomości redakcji ;)] z nieba spadł?”, „jaki mamy ruch w Polsce?” itp. Tak czy siak, kiedy na początku rozmowy z policją wyjaśniłam, o co chodzi, policjant stwierdził, że wszystko jasne, po czym wsiadł na taksówkarza, całe napięcie ze mnie zeszło. Bo owszem, przez chwilę bałam się, że część winy spadnie jednak na mnie.

Tata przyjechał z pracy w momencie, kiedy było już praktycznie po sprawie, policja kończyła spisywać protokół i obdarowywać winowajcę mandatem 300 zł.

Czeka mnie zatem zgłaszanie szkody u ubezpieczyciela taksówkarza (całe szczęście nie Link4) i wizyta z autkiem u blacharza. Bęcka w drzwi nie uszkodziła ich na tyle, że np. nie dają się otworzyć, zresztą do całego zdarzenia doszło przy znikomych prędkościach.

Prawda jest też taka, że teraz tym bardziej będę parkować tyłem (dziobem w stronę wyjazdu – pod blokiem parkuję tak praktycznie zawsze, zostało mi po okresie padania akumulatora) i stosować zasadę ograniczonego zaufania. Tak jak po niedawnym powikłaniu w postaci złamania guza szczęki przy usuwaniu górnej siódemki, teraz za każdym razem przy wyrywaniu górnych zębów boję się powtórki z rozrywki.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Żyjecie?

Ja tak, wbrew pozorom.

Ostatnio wyszło na to, że odwiedzanie (chorej) rodziny nie wychodzi mi na zdrowie, bo jak mną zaczęło telepać w nocy z czwartku na tak dzisiaj jestem na dobrej drodze do przesiedzenia całego dnia w piżamie (i bez wyrzutów sumienia).

Piątek praktycznie cały przespałam. Rano zapisałam się do onkologa (co wiązało się ze zwleczeniem się z wyra po szóstej), wykupiłam własnoręcznie wypisaną receptę na Duomox (ratował życie mojej rodzinie, dla mnie będzie chyba na zapas), wróciłam do mieszkania i padłam z powrotem na wyro. Ostrzegłam wybierającego się do mnie MM, że będę skomleć, zrzędzić i spać, ale i tak przyjechał, pomył mi naczynia i poczytał komiks. Nawet obiadu nie dostał, wredna ja. Nie miałam (i nadal nie mam) apetytu, a łeb mi napitalał przy każdej zmianie pozycji (bardzo sympatyczne jest to pulsowanie w okolicy zatok czołowych).

Dzisiaj czuję się o tyle lepiej, że zamiast łba z samego rana bolało mnie całe ciało. Mam katar i trochę kaszlę. Antybiotyku nie biorę – najwyraźniej ciepełko, łóżeczko i święty spokój to rzeczywiście najlepsze lekarstwa w takich przypadkach. Albo zaraziłam się nie od rodziny, tylko gdzie indziej, co też jest możliwe.

Od 21 stycznia zaczynam karierę w edukacji. Nie mam jeszcze podpisanej żadnej umowy, ale powinnam zacząć się przygotowywać merytorycznie.

A co u Was? Jak się zaczął ten nowy rok?

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Na własnym garnuszku #2

Wyprowadzenie się od rodziców oznacza też kilka innych rzeczy, jak choćby to, że mimo tego, iż jest się zdrowym itp., to można w wolny dzień chodzić w piżamie do 14 i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia!

Gdyby się uprzeć, to można by było chodzić tak cały dzień… Ale ja nie jestem jeszcze na tym etapie. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Na własnym garnuszku

„Jaka cisza…” – tymi słowami moja mama zaczęła dwie (w tym dzisiejszą) z trzech swoich wizyt u mnie. „Taka błoga cisza…” – dodała z uśmiechem.

Jest cicho. Aż dziwnie. Znaczy mi to nie przeszkadza, ale biorąc pod uwagę, że w domu rodzinnym niemal co wieczór śpiewałam sobie do akompaniamentu muzyki z laptopa wiedząc, że w pokoju obok najprawdopodobniej mnie słyszą, to panująca tutaj cisza (chyba, że chcę się wyżyć z jakiegoś powodu) może zastanawiać.

Odkładanie na koniec miesiąca 500-600 zł z każdej wypłaty na wakacje i inne rzeczy zamieniłam na liczenie każdej złotówki. To, co mi zostanie do końca miesiąca przeznaczam zazwyczaj na początku następnego na opłaty. Zbieram paragony, jak mnie najdzie, to spisuję wszystkie wydatki w zeszycie, dzieląc je na kategorie. Na koniec miesiąca podsumowuję wszystko i sprawdzam, czy zmieściłam się w budżecie. Dwa tygodnie w październiku się nie liczyły, bo wtedy wydałam szokującą ilość kasy na meble i inne elementy wyposażenia mieszkania (a to nie koniec tego typu wydatków), ale w listopadzie – kiedy już nie było żadnych wielkogabarytowych zakupów – wydałam około 5 tysięcy złotych. Około 1500 zł idzie na działalność gospodarczą, kolejne 1500 na mieszkanie (co ma szansę zmaleć, na razie się nie zapowiada), około 500 zł na utrzymanie samochodu, 350 zł na jedzenie, 100 na koty. Reszta to higiena, ubrania, plany oszczędnościowe, w które się nieopatrznie wpakowałam tuż przed przeprowadzką, i drobiazgi. Stan konta z oszczędnościami przeznaczonymi na wakacje od października się nie zmienił. Nie, żebym była w finansowym stanie gdziekolwiek pojechać w przyszłym roku. Oszczędności inne znacząco stopniały. I stopnieją w tym miesiącu jeszcze bardziej, bo już wyliczyłam, ile mi się należy pensji w tym miesiącu, a będę miała kilka dużych składek ubezpieczeniowych do opłacenia. Schudnę trochę.

Czy czuję, że to mieszkanie jest moje? Nie. Moja jest tylko część mebli. I czuję, jakby koty też należały do mnie. Ale nie wracam tutaj po ciężkim dniu pracy, cytując ukochaną komedię rodziców, „Skarbonkę” – „Dom, zasrany dom…”. Nie myślę o tym, że spędzę w tym mieszkaniu długie lata, chociaż planuję za niecały rok kupić czubek na choinkę, bo poprzedni podobno zginął śmiercią tragiczną z łap Kisiela. I mam filtry do dzbanka na wodę na kolejne pół roku. Ale słowo „dom” nadal oznacza ten wciąż nieotynkowany, budowany i wykańczany rękami mojego taty, najstarszy na ulicy budynek na wsi, dzisiaj wypełniony dziecięcym hałasem i zabawkami. Wciąż mam doprowadzający mnie do łez żal przez utratę tam swojego miejsca, ale z drugiej strony wolę tę nie-swoją ciszę od hałasu i tłumu, od którego nie ma gdzie uciec.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Znowu nadszedł ten dzień…

choinka

W te chłodne, szare dni życzę Wam wszystkim pogody ducha, radości i zdrowia.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

I jak tu oglądać wiadomości?

Wyleczyłam się z oglądania serwisów informacyjnych ok. 2005 roku. Pojechałam na studia, straciłam regularny dostęp do tv i cierpliwość do wyczynów polityków. W tej chwili w ogóle nie jestem w stanie zdzierżyć paru panów i wolę nie narażać się na ich pieprzenie bez sensu.

Co się dzieje w świecie, wiem z okazjonalnych wizyt na onecie. Tam wspomnianego pieprzenia słuchać nie muszę, chociaż nic tam zamieszczanego nie ma związku z moją codziennością; nikt nie musi mnie dodatkowo przekonywać, że paru panów jest chorych psychicznie, ale nie wiedzieć czemu, nikt nie odsyła ich na leczenie, tylko im się pozwala wylewać w świat ich paranoje i mieć istotny wpływ na życie w kraju. Chociaż pewnie powinnam się bardziej interesować, bo wszak teraz tak naprawdę mam kredyt we frankach i też przed kolejnymi wyborami dobrze byłoby wybrać świadomie naszych podobno przedstawicieli, a nie „mniejsze zło”.

Wczoraj skakałam sobie po kanałach (jak Bozię kocham, można mieć 46 programów i nadal nie znaleźć nic ciekawego!) i trafiłam na CNN.

A tam – jak obuchem przez łeb – info o strzelaninie w USA.

W podstawówce.

Ktoś, nie wiem, kto, poszedł z bronią do szkoły podstawowej i strzelał do dzieci.

To już kolejna taka masakra w amerykańskiej szkole. Oczywiście wybuchła dyskusja na temat dostępu do broni, przed chwilą przeczytałam też artykuł o matce dziecka chorego psychicznie. Ogólnie zmroziło mi krew.

Życie bez świadomości, co się dzieje na świecie – a należy wziąć pod uwagę, że serwisy informacyjne częstują nas niemal tylko i wyłącznie historiami w stylu tej o strzelaninie bądź też kolejne teorie spiskowe na temat katastrofy sprzed ponad dwóch lat – jest naprawdę łatwiejsze. Z drugiej strony od newsów się nie ucieknie. Ogólnie rzecz biorąc zatruwają nam życie. Dalej wcale nie mam ochoty oglądać wiadomości…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Trzecie arcydzieło

Jak mogłam zapomnieć?!

Tym razem tylko prawie 10 minut.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Tak w ogóle

To mam jeszcze jednego kota, ale z nim się słabiej dyskutuje.

Mrówka i Kisiel

Jest rudo-biały i ma na imię Kisiel (nie ja wymyślałam tym kotom imiona).

Do tarmoszenia też jest nieco gorszy, bo to jakieś siedem kilo dobrze karmionego kota. Mrówka jest bardziej poręczna. 😉

Zdjęcie znowu sprzed kilku lat, niemoje. Widok z okna też nieaktualny.

Idę spać…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Melancholijnie

Potencjalnie cały dzień w pracy. Niechętnie zwlokłam się z mojego super łóżeczka, informując Mrówkę, że strasznie nie chce mi się jechać do pracy.

(Mam nadzieję, że to nie początki syndromu zniechęcenia, który ostatecznie doprowadził do mojej rezygnacji z pracy na pogotowiu stomatologicznym. W firmie nie za dobrze się dzieje i coraz bardziej nastawiam się na szukanie innego gabinetu – na razie w ramach drugiej – albo trzeciej – pracy.)

Jakoś dojechałam, zrobiłam dużo punktów na NFZ (zapowiada mi się wolny tydzień po Świętach, bo nie będzie kontraktu). Z pacjentów prywatnych stawiła się połowa. Cały dzień padał śnieg.

W drodze powrotnej z pendrive’a w radiu samochodowym popłynął mi kawałek, który wrzucam poniżej. Jeśli macie wolne 16 minut, to załóżcie słuchawki, podkręćcie głośność i zamknijcie oczy. Przez ten kawałek pokochałam Archive.

To jedno z dwóch arcydzieł Archive. Drugie – 18-minutowe – też wrzucam poniżej.

Chyba muszę odkopać swojego discmana i zrobić melancholijny wieczór…