Kategorie
Praca

Satysfakcja

Ogólnie fajnie, jeśli pacjent wychodzi z wizyty zadowolony.

W mojej krótkiej karierze dentysty obraziło się na mnie kilka osób. Niestety, albo ja się nadal uczę, albo nie można zadowolić wszystkich. Zazwyczaj nie rozpamiętuję takich przypadków. W pierwszej sytuacji dopisuję wydarzenie do listy doświadczeń z ewentualną nauczką na przyszłość, w drugiej wzruszam ramionami i robię dalej swoje.

Jeszcze fajniej, jeśli dentysta żegna pacjenta, również zadowolony.

Parę razy pisałam o fajnych dzieciach na fotelu. Takich, co cierpliwie wysiedzą 20, 25 minut na fotelu, wytrzymają wiercenie i chwile nudy, kiedy nic nie robię, tylko wołam o niemajtanie językiem, bo plomba twardnieje. Najbardziej satysfakcjonujące są „anioły” w wieku 3-6 lat. Od starszych już wymagam większej cierpliwości. Od młodszych nie wymagam nic poza otwartą paszczą do przeglądu. Wszystko, co się dzieje później, nie ma znaczenia.

Ale dorośli też potrafią dać mi satysfakcję.

Odbudowa zęba na wkładzie z włókna szklanego, kiedyś trwająca u mnie ponad godzinę, dziś zaliczana w 30-40 minut, z tym samym efektem, jeśli nie lepszym. W przyszłości będzie pewnie jeszcze krócej.

Skrócenie czasu leczenia średniej wielkości ubytku z ponad godziny na studiach do 20 minut cztery lata później.

I ostatnio licówki z kompozytu na jedynkach u pewnej pacjentki. Zęby dość ciemne, o brzydkim kształcie. Lekkie profilowanie, kryjący materiał, porządna polerka, na koniec zachwyt pacjentki. Rzadko jestem ze swojej pracy tak dumna, zwłaszcza, że prace estetyczne zawsze mnie stresują.

To są drobiazgi, które może z czasem mi spowszednieją. Na razie cieszę się z każdego małego zwycięstwa.

Kategorie
Praca

Małe pracowe radości

Raz czy dwa zdarzyło się, że u mnie na fotelu lądował pacjent, którego inny dentysta w którejś z moich dwóch prac nie dał rady znieczulić. Główny problem jest ze znieczuleniem przewodowym do otworu żuchwy. Wymaga ono dłuższej igły i trafienia w okolice odpowiednich struktur anatomicznych, do których jest kilka centymetrów w głąb od powierzchni błony śluzowej i do których trzeba dotrzeć trochę na ślepo. Znaczy wiadomo teoretycznie, gdzie co jest (nerw zębodołowy dolny i językowy), ale czy u pacjenta nie ma jakiejś małej anomalii anatomicznej, czy się igła nie wygnie gdzieś po drodze – tego nigdy nie wiadomo. Słyszałam o dentystach, którzy tego znieczulenia nie lubią. Ja go nie lubię jako pacjent, bo wkłucie, cholera, boli.

Albo kiedy na fotelu siada dzieć z historią histerii przy poprzednich podejściach do leczenia. Siada u mnie, widzi nieznajomą, bladą gębę w okularach, która za chwilę maskuje się na zielono albo niebiesko i coś chce robić w buzi.

Kiedy zatem trudnoznieczulający się pacjent podaje drętwienie dolnej wargi i języka po wstrzyknięciu pierwszej ampułki albo kiedy dzieć wychodzi z gabinetu z wyleczonym na spokojnie zębem, czuję, że lubię swoją pracę.

Bo to jasne, że takie sytuacje dają satysfakcję. Inni nie dali rady, ale ja tak.

I fajnie, że mi jeszcze za to płacą… 😉

Kategorie
Praca

Za co płacę w gabinecie?

Pacjentka weszła z problemem. Problem należało przepolerować gumką na kątnicy. Przy okazji zrobiłam przegląd. Czas wizyty – około 10 minut.

Skasowałam 30 zł.

„Tak mało zrobione i płacę 30 zł…”

Za mało panią skasowałam tak na dobrą sprawę, proszę pani. Samo pani wejście i posadzenie się na fotelu kosztowało nas te 30 zł.

Otwarty sterylny zestaw z narzędziami, które potem trzeba będzie umyć i ponownie wysterylizować. Gumka, też sterylna, do umycia. Fotel do przetarcia po pani wyjściu – do tego specjalistyczne środki czystości. Cholerna gaza czy chusteczka, którą się przeciera. Ślinociąg, kubek, serwetka w spluwaczce.

Płaca asystentki, która sprząta, myje, przeciera i sterylizuje.

Ja nie pracuję na godziny, ale to też mój czas.

Koszt wynajęcia i utrzymania gabinetu. Prąd zasilający unit i autoklaw. Woda do kubeczka.

Kredyty na sprzęt.

Moje 5 lat studiów i kolejne prawie 4, spędzone na dokształcaniu się.

Skąd na to pieniądze? Przecież nie z powietrza.

Następnym razem skasuję więcej.

Kategorie
Praca

Dorosnąć do bycia mężczyzną

[uwolniona od ryzyka ewentualnej promocji na gazeta.pl, liczę na to, że moi czytelnicy rzeczywiście umieją czytać 😉 ]

Siada na fotelu zastrachany trzydziestokilkulatek. Ząbki do leczenia. Po rozmowie wstępnej pytam, czy chce znieczulenie.

Pacjent z westchnieniem stwierdza, że czas wreszcie dorosnąć, stać się mężczyzną i zacząć się leczyć bez znieczulenia…

„Ale tak to nie działa!” – protestuję żywo, acz z uśmiechem. „Znieczulenie o niczym nie świadczy.”

Znieczulenia ostatecznie nie podaję, ale informuję, że jeśli będzie trzeba, to zrobię odpowiedni zastrzyk w trakcie zabiegu.

Pacjent wytrzymuje. Nie widać na jego twarzy wielkiego cierpienia, nie podskakuje podczas opracowywania ubytku. Po wizycie zapowiada, że wróci na dalsze leczenie. Nie wiem, czy poczuł się bardziej mężczyzną.

Z tym znieczuleniem różnie bywa. Ja, jeśli wiem, że u mnie będzie coś robione na żywym zębie (leczony kanałowo miałam tylko jeden, pozostałe 30 – bo jeden był usunięty – jest żywe :>), to o znieczulenie proszę prawie że w drzwiach gabinetu. Wielu pacjentów tak samo. Albo na moje pytanie, czy znieczulić, stwierdzają, że nie ma innej opcji.

Innym pacjentom jest bez różnicy. Tacy zazwyczaj wcześniej leczyli się bez znieczulenia, często nie decydują się na zastrzyk i spokojnie przetrzymują cały zabieg.

Inni się pytają, czy będzie bolało. Nie wiem, czy będzie bolało. Jednych boli po pierwszym dotknięciu wiertłem (mój tata), u innych można się prawie dobić do komory miazgi i dopiero wtedy zaczną podskakiwać.

Inni bardziej nie lubią znieczulenia (zastrzyku czy późniejszego odrętwienia) od ewentualnego bólu przy zabiegu. Ci zazwyczaj też spokojnie siedzą przez całą wizytę na fotelu.

Ciężko bywa z niektórymi dziećmi, szczególnie, jeśli mam do czynienia z wielką dziurą w dolnej szóstce, wtedy trzeba znieczulić przewodowo, co dla nikogo nie jest przyjemne, dla dzieciaków zwłaszcza.

Ale nie rozumiem wstydu, kiedy ktoś prosi o znieczulenie. Obecne, bardzo dobrze działające środki to dla pacjentów – i dentystów też – często prawdziwe błogosławieństwo. Owszem, są sytuacje, że jest ono niepotrzebne (czy wręcz niewskazane), wtedy pacjentów o tym informuję i wyjaśniam powody, i nigdy nie byli na mnie źli za to, że nie znieczuliłam. Ale zgoda na ten mały zastrzyk to nie oznaka słabości czy niedojrzałości, a moje wykonanie tego zastrzyku to nie nieskończona łaska.

Kategorie
Praca

Apel dentysty

Ludzie kochani z bolącymi zębami.

Się zrymowało.

Jak Was ząb napieprza od kilku dni tak, że łykacie Ketonal czy inne radosne środki i planujecie wybrać się z tym bólem (wprawdzie przechodzącym na pigułach, ale – jak to stwierdziła mamusia opuchniętego dziecięcia, przyprowadzonego na fotel po tygodniu cierpień – „ileż można dawać leków przeciwbólowych”) do fachowca, czyli dentysty…

Teraz prośba zabrzmi brutalnie…

… to w dniu planowanej wizyty pocierpcie trochę i odstawcie piguły.

Serio serio.

Wasz ból to dla nas objaw. Ból przy ostukiwaniu zęba trzonkiem lusterka, gwałtowna reakcja lub jej brak na zmrożony chlorkiem etylu wacik to dla nas znak, co się dzieje. Jak jesteście na pigułach i ból jest przytłumiony, diagnostyka bywa trudniejsza.

Na RTG nie zawsze widać, który ząb jest przyczynowy dla bólu, chociaż prześwietlenie może pomóc (tylko jaki odsetek ludziów myśli o zrobieniu prześwietlenia przed wylądowaniem w gabinecie? „Zębówkę” można pstryknąć bez skierowania, czasem nawet „panoramę” się da, choć z tego co wiem, nie powinno). Ba, czasem nawet patrząc na uzębienie w ustach ciężko to stwierdzić, bo albo kilka zębów obok siebie jest w tragicznym stanie, a w tej chwili można zająć się tylko tym jednym winowajcą, albo wręcz nic nie widać, bo ząbki na przykład połatane, coś się ewentualnie dzieje pod plombą, tylko tego „z zewnątrz” nie da się stwierdzić.

Więc Was ładnie proszę i z góry dziękuję.

Kategorie
Praca

Wierność lekarzowi

Koleżanka z pracy miała problem, nagle jeden ząb zaczął jej reagować na gwałtowne zmiany temperatury. Poprosiła, żebym zerknęła, chociaż przyznała, że jest wierna swojemu dentyście i prędzej by ginekologa zmieniła.

Usiadła, zestresowana. Problem okazał się łatwy do rozwiązania: pęknięcie szkliwa wystarczyło przesmarować lakierem z fluorem, poza tym jedno małe wypełnienie należałoby wymienić.

No to posmarowałam ząb lakierem, osuszyłam, zabroniłam jeść przez pół godziny; koleżanka zeszła z fotela.

„To na kiedy mogłabym się zapisać?” – spytała.

„Przecież pani jest wierna swojemu lekarzowi” – odparłam z uśmiechem.

„Nieee, teraz to nie ma problemu. Najgorzej jest usiąść pierwszy raz.”

No. Tyle w temacie wierności 😉

Kategorie
Praca

Lenistwo

Za 10 dni zacznę 8 dni majówki. Z tych 8 dni 5 spędzę poza domem. Najpierw dwa dni będę się rozpieszczać w hotelu, potem dwa dni będę biegać po Warszawie.

Z dnia na dzień coraz bardziej nie chce mi się iść do pracy.

Żeby nie było, lubię swoją pracę. Nie oznacza to jednak, że nie mam prawa być nią zmęczona przed urlopem.


 

Ostatnio miałam małego pacjenta z mózgowym porażeniem dziecięcym, o czym dowiedziałam się właściwie od jego matki. Pacjent wszedł dzielnie do gabinetu, usiadł na fotelu, bardzo poważnie i dojrzale wytłumaczył, na czym polega problem. Problem został znieczulony powierzchniowo, (podobno przeraźliwie) gorzką lignokainą w sprayu. Pacjent wytrzymał chwilę tę gorycz, wypłukał usta, chwyciłam problem w kleszcze (ruchomy, mleczny ząb) i uwolniłam od niego pacjenta. Problem został zapakowany w torebkę do sterylizacji małych narzędzi i oddany pacjentowi na pamiątkę.

Pacjent wychodząc dziękował i żegnał się chyba ze trzy razy.

Miło mieć takich pacjentów.

Kategorie
Praca

Dwie prace są fajne

W pierwszej pracy – w przychodni stomatologicznej na dużej wsi, z kontraktem z NFZ – pracuję, odkąd skończyłam studia. Dostałam się tam na staż, pozwolono mi zostać po jego zakończeniu. Mam swoich pacjentów, czasami przychodzą nowi i mówią, że chcą wizytę u mnie, choć nigdy wcześniej u mnie nie byli i pracuje tam jeszcze czterech innych lekarzy (często pracuje trzech jednocześnie, mamy kilka stanowisk). Nie twierdzę, że jestem najlepsza, wręcz przeciwnie. Wielu rzeczy nie umiem, nie robię i się do tego otwarcie przyznaję. Ale najwyraźniej mam w sobie to coś, co powoduje, że ludzie chcą się u mnie leczyć. Zawsze jest to miłe.

W drugiej pracy pracuję niecały rok. Jeden z wielu gabinetów w niedużym mieście. Pacjenci wyłącznie prywatni. Szef doświadczony, lubiący bawić się w chirurgię stomatologiczną. Wymieniamy się stanowiskiem z szefem i jeszcze jednym lekarzem. Pracuję tam tylko 8 godzin tygodniowo i w jedną lub dwie soboty w miesiącu. Gabinet – chociaż wspomniana przychodnia umożliwia wysoką jakość usług – wyposażony w rzeczy, których w pierwszej pracy nie ma.

Ostatnio zauważyłam, że przenoszę doświadczenia z jednej pracy do drugiej. Czy raczej z drugiej do pierwszej. Widzę, że się uczę. Podnoszę wymagania wobec siebie. Stwierdzam na głos, że w przychodni coś by się przydało, po udostępnieniu zaczynam tego używać.

Taka nauka sprawia mi radość. To dobre doświadczenie. Lubię się uczyć i nie sprawia mi to przykrości. Czasami dobrze jest wyjść ze swojego bezpiecznego boksu i spróbować czegoś nowego, popatrzeć, posłuchać, podyskutować.

Lubię swoją pracę. Nie brzydzę się grzebać ludziom w zębach. Wybór tego zawodu był chyba jednym z najlepszych wyborów życiowych, do którego kiedykolwiek mnie popchnięto.

(bo sama nie wpadłam na to, żeby pójść na stomę. Rodzina podpowiedziała)

Kategorie
Osobiste Praca

Inwestowanie w siebie

Czasami trzeba.

Są rzeczy, na które szkoda wydawać mi kasy. Cudowne pakiety „darmowych” minut od sieci komórkowej na przykład w ogóle do mnie nie przemawiają (bardzo rzadko do kogoś dzwonię). Ostatnio nie dałam sobie wcisnąć tabletu z równie cudownym abonamentem na internet. Na ciuchy nie lubię wydawać kasy. Spodnie za ponad stówę mogę zrozumieć, ale sweterek za 70 zł wzwyż nie znajduje u mnie zrozumienia. Butów nie zbieram. Już wolę torebki. Uważam, że długie płaszcze są piękne i chciałabym taki mieć, ale porządny płaszcz kosztuje kilka stów, więc mam swoją płaszczokurteczkę, które też jest piękna, a kosztowała nieco mniej. Nawet mój tata ją niegdyś na głos pochwalił.

Kasę wydaję na elektronikę i pochodne (mam wrażenie, że wygląd mam po mamusi – czy raczej po mamusi mamusi – ale charakter i upodobania trochę po tatusiu). Mniejsze zakupy robię impulsywnie, często wpadam po drodze skądś do MediaMarkt albo Empiku i wychodzę z filmem na BluRay, zazwyczaj takim, który dobrze już znam. Większe zakupy zazwyczaj poprzedza badanie rynku ;). Nie uważam się za zakupoholiczkę, znam zawartość swojego portfela i wiem, na ile mogę sobie pozwolić.

To są jednak drobne przyjemności.

Koleżanka ze studiów, doświadczona zawodowo technik dentystyczna, mówiła, że co roku funduje sobie masaż. Ostatnio to wspomnienie chodziło za mną częściej, kiedy podczas wykonywania jakiegoś zabiegu w wybitnie nieergonomicznej pozycji poczułam, że moje plecy mają powoli dość.

Generalnie czuję, że mam wiecznie napięte mięśnie. Ciężko jest mi całkowicie się rozluźnić. Nie mam wprawdzie szczękościsku, ale czasami czuję się zwyczajnie spięta.

Dzisiaj zatem w przerwie między jedną zmianą a drugą poszłam do przychodni z gabinetem rehabilitacji (po drugiej stronie ulicy od mojego miejsca pracy) i zamówiłam sobie cykl sześciu masaży caluteńkich plecków (powinnam 10, ale nie udałoby się tego pogodzić godzinowo, a z pracy wolałabym nie wychodzić). Pani masażystka podobno jest bardzo skuteczna. Zobaczymy, co uda jej się u mnie zdziałać. Początek 17 lutego, po trzy dni pod rząd przez 2 tygodnie.

I to jest inwestowanie w siebie. A nie tam jakieś drobne przyjemności.

Kategorie
Osobiste Praca

Poniedziałek, trzynastego.

Ser żółty mi się zepsuł. Bez sera żółtego nie jestem w stanie żyć. Ser żółty na chlebie, majonezie i posmarowany keczupem to moja podstawa żywieniowa. No ale się zepsuł. Zjadłam pół kromki chleba zamiast całej (te pół, na którym nie miałam sera).

Kot rzygnął na podłogę.

Podczas mojego wrzucania postów nie tutaj, został wyłączony prąd.

Ponieważ było ciemno, wlazłam oskarpetkowaną nogą we wspomniane, kocie rzygi.

Wyszłam za późno z mieszkania. Musiałam wszak przebrać skarpetki i zetrzeć kocie rzygi z podłogi.

Śmieciara zastawiła mi wyjazd z parkingu. Kierowca po otrzymaniu sygnału, że ma się ruszyć, czekał sobie jeszcze kilka minutek, zanim to uczynił. Wśród śmieciarzy będą krążyć legendy o przeklinającej („żesz w mordę kopany” i „no k***a mać, rusz się!” pod nosem lub w zamkniętej kabinie samochodu, ale krzykiem, więc pewnie słyszalnie w jakimś stopniu) kierowniczce Złomka.

Od rana napitalał mnie łeb. Dwie piguły Apapu nie pomogły. W środku dnia okazało się, że zwyczajnie mam za niskie ciśnienie. Mimo wypicia na przerwie porządnej kawy z ekspresu, ból nie przeszedł do końca.

Ale pacjenci się zachowywali porządnie. Wszystkie ekstrakcje ząbków (były trzy) przeszły wprawdzie z mocowaniem się, ale bez powikłań. Nawet usuwanie trzykorzeniowej, górnej czwórki.

I pan placowy na stacji benzynowej umył mi wszystkie szyby w Złomku, jak płaciłam za tankowanie w drodze z pracy do domu.

Teraz tylko muszę dokończyć trzecią serię „Sherlocka”, przeżyć to i można zbierać siły na kolejne 10 godzin w pracy jutro.