Kategorie
Archiwalne Praca

Dziecięco-endodontycznie

Wczoraj
prawie udało mi się spóźnić do pracy (pierwsze w tym roku skrobanie szyb samochodu, oderwany guzik od płaszcza…), a skoro się nie spóźniłam, to posadzono mi na fotel dwa dzieciaki (osobno, jedno po drugim 😉 ), zapowiadając przy okazji, że wcześniej niespecjalnie dawały sobie coś zrobić. Jedno płakało, drugie ukąsiło inną dentystkę.

No więc ja podczas „czyszczenia ząbka” nawijam o gryzących w zęby robalach, które trzeba wygonić, a którym się to czasem nie podoba, dlatego zaczynają dokuczać. Oba dzieciaki przesiedziały swoje 15 minut bez gryzienia i płakania. Albo nie kojarzą dentysty jako takiego ze źródłem wszelkiego zła (mnie widziały po raz pierwszy), albo jestem genialna ;).

Tylko czemu czwórki i piątki mleczne w takiej rozsypce… 🙁

Dziecięcej na studiach nie lubiłam ze względu na nieprzewidywalność zachowań pacjentów. Dreszcz po mnie przechodzi na myśl, że miałabym jakiegoś malucha leczyć na siłę. Z drugiej strony najczęściej miałam takie właśnie, grzeczne dzieciaki, niejednokrotnie mielące ozorem w okolicach wiertła na turbinie (toto się kręci z prędkością 300 000 obrotów na minutę, potrafi zrobić krzywdę), ale jednak dające sobie coś zrobić. Bywa jednak tak, że niektórzy dorośli mają szczególny talent w wywoływaniu dentofobii. A takim to kanałówka bez znieczulenia, od razu.

Dzisiaj
Na chyba 6 czy 7 przyjętych pacjentów tylko jeden miał zwykłą, średnią próchnicę. Reszta wymagała albo ekstrakcji, albo endo. W tym dwie zgorzele. Ale bez mlaskania, bo ropsko było skromne.
Proszę państwa, grzebanie ludziom w gębach nie jest wcale takim złym i odrzucającym elementem pracy dentysty. Pracuje się w rękawiczkach, więc ręce pozostają suche. To zapaszek zgnilizny, któremu uległa miazga, jest gorszy. Charakterystyczny, ostry, niezapomniany zapach, którego obecność zmienia procedurę ze zwykłego endo (znaczy ekstyrpacji – usunięcia z komory zęba – miazgi, po której grzebie się trochę w zębie i na tej samej albo na następnej wizycie wypełnia na stałe) do czasem ciągnącego się w czasie „antyseptycznego leczenia kanałowego” (podręcznikowo trwającego minimum trzy miesiące z powodu wkładki antybakteryjnej, którą się na taki czas umieszcza w kanałach).
Pracuję stażowo prawie dwa tygodnie i niemal przysłowiowy pacjent z „rzeźnią” w ustach jeszcze do mnie nie trafił. Ale to pewnie dlatego, że a) tacy pacjenci nie chodzą do dentysty, b) jak już pójdą, to do chirurga. Albo c) trafił, ale nie zrobił na mnie wrażenia. Ogólnie pewien poziom znieczulicy jest w tym zawodzie niezbędny.

Z satysfakcją pozdrawiam
k.

Howgh.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przedpracowo

Założyłam sobie konto na chomikuj.pl. Przyszedł do mnie email „Witamy Chomika k.!”

Momentalnie nabrałam ochoty na powrót do gryzoniowej przeszłości. Miałam już myszki i chomiki (te drugie nie do końca fajne), mogłabym mieć szczurka.

Jest tylko jedno duże ale.

Właściwie dwa. Futrzaste, ogoniaste, miauczące dwa „ale”.

Moje koty miałyby takie kino, że gryzonia aż żal.

Więc ze szczurka chyba nici.

Poza tym, cała moja październikowa wypłata się rozejdzie, więc nie mam kasy.

Świetny i uniwersalny argument przeciwko robieniu takich niepotrzebnych rzeczy :).

Kategorie
Archiwalne Praca

Czuję niedosyt

Po wczorajszym maratonie dzisiejszy spokój odbił się na mnie miernym uczuciem niedosytu. Za krótko w robocie siedzę. Mogę siedzieć dłużej. Zdecydowanie będę apelować o zmianę grafiku.

Przy okazji wyłażą rzeczy, o których powinnam jeszcze poczytać. W niektórych tematach nie za pewnie się czuję i chociaż jakoś sobie radzę, to jednak wolałabym nie chować za maseczką wyrazu lekkiego niezdecydowania. Ale już usłyszałam, że mam dobrą rękę. Nieprzychodzenia niektórych pacjentów nie biorę do siebie.

Ale dalej jest fajnie.

Kategorie
Archiwalne Praca

Poniedziałkowo i chaotycznie

Przez bite 6 godzin dopijałam jeden (termo)kubek z herbatą, zjadłam kilka ciastek Lu Go! na sam koniec pracy, nie było nawet kiedy zrobić siku. I tak dobrze, że dwóch pacjentów nie przyszło (o czym się dowiedziałam 45 minut przed końcem mojej „zmiany”). Ogólnie dużo bólowych przypadków, a zazwyczaj spadają one na mnie. Żeby było śmieszniej, żaden taki „ból” nie skończył się dziś leczeniem endo. I na koniec relaksujące udrażnianie kanału, jak ja to lubię.

Ogólnie chaotyczność notki wskazuje na to, jak bardzo padnięta jestem.

Ale jedno trzeba przyznać: jak się ma co robić cały czas, to 6 godzin mija jak z bicza trzasł.

Szef mnie wysyła na jakiś darmowy kurs o czujności onkologicznej. Jako stażysta mam obowiązek uczestniczyć we wszystkich kursach, na jakie pan doktor postanowi mnie wysłać, więc sobie w następną sobotę śmignę na wciąż ważnej legitce studenckiej na wspomniane szkolenie. Nie marudzę, stwierdzam fakt. To będzie pierwsza okazja do poznania jakiegoś przystojnego pana dentysty. Ładne spodnie i marynarka od dzisiaj się szyją u krawcowej, do tego czasu będą gotowe. Buty na obcasach, makijaż i można podbijać serca. I się uczyć przy okazji, oczywiście ;).

Jutro mój stalowy rumak przeżyje wymianę tylnych opon na zimowe (z przodu już mam). Miałam jeszcze wysłać koleżance z roku niżej płytę z materiałami z wykładów z I semestru 5 roku, ale niechcący zaśpiewałam taką cenę, że dziewczę zwątpiło (chcę coś mieć z tego mojego biegania na wykłady i robienia „notatek”). Może się jeszcze potargujemy. Po co mi ta płyta…

Ogólnie tak sobie życie mija.

Będą ciotką dwóch dziewczynek. Zresztą jednej dziewczynki już jestem (i kiepsko się w tym sprawdzam), ale dojdzie druga. I fajnie :). Jak byłby chłopiec, też by było fajnie :).

Tak BTW, info dla rodziny: jeśli na święta usłyszę choć jedno życzenie o mężu i dzieciach (o mieszkaniu można, jak najbardziej), to się, kurna, wku*wię.

PS.: Życzenia rodzinne pewnie usłyszę. Choćby nawet składano je dla jaj.
PS.2: Errata: było jedno endo po bólu. Zgorzel w mleczaku. Mlask mlask…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Tak jeszcze o komputerze…

O tatusiowym zapale w kupowaniu elektroniki powiedziałam z uśmiechem mamie. Przyznałam się do myślenia o zakupie nowego kompa.

Nie powiedziała nic w stylu „a po co ci, ten przecież działa, nie szkoda kasy?”.

To chyba jeden z elementów traktowania mnie jak dorosłą osobę (którą się nie do końca czuję). Przestali mnie gnać do spania o 22 (sami chodzą spać o tej porze, tata wcześnie wstaje do pracy), więc może mojej wypłacie też dadzą spokój. Mam podejmować samodzielne decyzje i być gotowa na konsekwencje.

Kasy może trochę szkoda. Zobaczymy, jak się to wszystko ułoży.

Jedno wiem na pewno. Pierwsze, co zrobię po otrzymaniu już niestażowej, a normalnej pracowej wypłaty, to zacznę się intensywnie interesować mieszkaniami na sprzedaż i kredytem.

Kategorie
Archiwalne Praca

Dzisiaj było mniej fajnie

Ale to tylko z braku pacjentów. Troszkę mi pan doktor na wyrost zapisał 7 godzin pracy „prywatnie”. Nikt mnie tam jeszcze nie zna, więc biorę, co się napatoczy. Ogólnie kilka nowozdobytych informacji z lekka mnie martwi, ale może coś się zmieni.

Dziś wróciłam mniej wesoła, niż wczoraj. Nuda jest męcząca. Muszę się w końcu zainteresować LDEPem i chyba wozić ze sobą niektóre podręczniki, żeby było co czytać w razie wolnej chwili. Zresztą dzisiaj spróbowałam, ale przeczytałam chyba pół strony.

Miałam dziś w sumie chyba dwóch pacjentów. Jeden troszkę starszy ode mnie, na konsultację, bo go dziąsło boli w okolicach wszystkich ósemek (gdyby je miał – wyrosła tylko jedna). Potem dzieciak z zepsutą szóstką (jedną z trzech – czwarta nadawała się do ekstrakcji, a mały nie miał nawet 10 lat), który na początku nie chciał mi się znieczulić. Błąd techniczny z mojej strony. Większość znieczuleń mi wychodzi ;).

Ogólnie fajowo, że dostrzegłam u siebie zdolność do podejmowania samodzielnych decyzji. Na studiach myślano za nas. Trochę strachu w duszy nadal pozostaje, oczywiście. Ale to chyba dobry początek.

Alergia na lateks, która się pojawiła nagle na początku 5 roku studiów (by zaginąć pod koniec roku akademickiego i pojawić się znów w poniedziałek), obejmująca tylko grzbiet prawej dłoni (kiedyś sypnęłam sobie na nią proszkiem do materiału do wypełnień), sobie jest, ale bez większego przekonania. Kilka bąbelków sobie wyskoczy, troszeczkę poswędzi, odrobinę zaczerwieni i tyle. Działają na nią zwykłe kremy nawilżające, łącznie z klasycznym kremem Nivea. Więc może to nie do końca alergia?

Poza tym dowiedziałam się dziś, że czeka mnie jakieś 10 miesięcy spokojnego spłacania mojego autka. Kredyt u rodziców najbardziej opłacalny ;). Teraz-mój samochód należał kiedyś do mojej mamy, ale jej kupili inny (starszy, lepiej wyposażony, ale francuski 😉 ). Teraz mam spłacić ten, którym jeżdżę. I fajnie.

Od niedzieli budzę się z pobolewającym gardłem, apetyt mi się zmniejszył – chyba odchorowuję rodzinny spacer nad morzem…

Jutro na 12, NFZ – będzie się działo!

PS.: Tak jeszcze z przemyśleń: jak ludzie mają prawidłowo utrzymywać higienę jamy ustnej, skoro świadomość społeczna jest taka, jaka jest, a w prasie popularnej piszą o myciu zębów kolistymi ruchami? Straszne.

Kategorie
Archiwalne Praca

Pięęęękny przypadek

Pacjent do mnie dzisiaj przyszedł z prześliiiiczną, modelową zgorzelą w przednim zębie. Takiej chyba przez całe trzy lata leczenia pacjentów na studiach nie widziałam. Ząbek solidnie już podjedzony, najbardziej przy otwieraniu komory przeszkadzały pacjentowi wibracje od wiertła, po zrobieniu dziury w komorze śliczne ropsko z krwią się wylało, masy na narzędziu kanałowym posiadały ów uroczy, gnilny zapaszek, po prostu pysznie, mlask mlask!

Dzień satysfakcjonujący. 2 godzinki pracy, w końcu udana ekstrakcja byczego trzonowca (udać się musiała, bo szefa nie było i nie miał kto pomóc 😉 ), jakaś próchniczka, jakieś skierowanka na zdjęcia RTG (w przychodni mamy radiowizjo, ale uprawnienia posiada jedynie szef, którego, jak wspomniałam, nie było), ogólnie fajowo. Weekendzik przed nami, ładujemy baterie przed popołudniówką w poniedziałek.

Ogólnie chyba nadaję się do tej roboty.

😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nieprzespana noc

Kaloryfer szumi, a nie mogę go zakręcić, bo coś jest nie tak z zaworem, kaszel mnie męczy coraz intensywniej, gardło boli… Ale gorączki nie mam. Sama już nie wiem, co zrobić. Podobno mało nasilone objawy choroby na początek świadczą o zakażeniu bakteryjnym. Matula łyka jakiś uratowany skądś Duomox i zaczynam się zastanawiać, czy nie pójść w jej ślady. Choróbsko tli się we mnie od poniedziałku i jest coraz gorzej.

Dzisiaj w sumie tylko 3 godziny w pracy, pacjentów pewnie znowu nie będzie.

Sprawdziłam wczoraj podręczniki na LDEP. Egzamin dopiero w lutym, ale już zaczynam się bać…

Kategorie
Archiwalne Praca

Znowu fajnie ;)

Potencjalnie ciężki dzień, ale nie było źle. Zaczęło się od sześcioletniego dziewczęcia (nie lubię leczyć dzieci), któremu przeszkadza mycie zębów (mleczaki w odpowiednim dla takiej sytuacji stanie). Dziecię uśmiechnięte wsiadło na fotel, dzielnie i bez piszczenia wytrzymało trochę wiercenia i założenie „lekarstwa”. Zeszło z fotela równie uśmiechnięte, na koniec wręczając mi maskotkę i naklejkę, jednocześnie obiecując, że zacznie myć zębiska. Żeby wszystkie dzieciaki takie były. Takie leczyć mogę całymi dniami.

Potem standardzik: jakieś „kanały” w trakcie, jakieś właśnie zaczęte przeze mnie, po drodze fachowa prezentacja przez mojego szefa odbudowy zęba na wkładzie z włókna szklanego, na koniec ulubiony ubytek dentystów i można było pryskać do domciu.

Kolejka pacjentów na NFZ mi rośnie, ale nie wiem, czy będę miała coś do roboty jutro.

Alergię na ręce wywaliło mi z całą siłą. Kurna. Żeby było śmieszniej, najgorzej mój łapsztyl wygląda na nasadzie kciuka, tam, gdzie rękawiczka dotyka skóry nieco słabiej. Ogólnie fajowo jest.

Dzisiaj jestem mniej zmęczona, niż w poniedziałek (wtedy padałam na nos), ale to pewnie przez to, że na koniec nie musiałam usuwać wielkiego amalgamatu…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Marzenia bardziej przyziemne

Chociaż własne gniazdko jest, jak najbardziej, rzeczą prędzej czy później osiągalną, to jednak czasem odzywa się chęć na posiadanie czegoś bardziej dostępnego.

Nowy laaaaptooop…

Obecnie posiadam komputer odziedziczony po mamusi, kiedy mój poprzedni laptop raczył umrzeć. Mamusia przesiadła się na malusiego netbooka, swój toporny notebook przekazując mi (komputer był mi niezbędny do egzystencji na uczelni). Jest to jednak sprzęt sprzed bodajże ośmiu lat (brak wbudowanej karty do sieci bezprzewodowych, USB archaiczny model, prędkość nagrywania płyt wynosi 1x i tego typu sprawy), mimo to parametry (procesor) ma całkiem niezłe, ale, kurna, czasami mnie wkurza.

Jak dziś, kiedy czytnik DVD odmówił odtworzenia płyty z materiałami ze studiów. Chciałam się ambitnie podszkolić z dziecięcej, a tu guzik.

W sumie 4 miechy solidnego oszczędzania (licząc wypłatę na ok. 1500 zł na rękę, 500 chcę przeznaczyć na ratę za samochód, 500 na konto oszczędnościowe, a reszta na wydatki bieżące – głównie benzyna i ciuchy 😉 ) i coś by się kupiło. Widziałam w ofercie Vobis fajną Toshibę za bardzo niecałe 2 tysiące (dokładnie 1999 zł 😉 ).

Ciekawe, kto by jednak przeżył te 4 miesiące. Czy chęć zakupu się utrzyma? Czy komputer przeżyje jeszcze tyle? Czy jednak nie wymyślę czegoś innego? Czy nie pożałuję tej kasy i nie zostawię jej w spokoju na rzecz jakiejś lodówki i pralki w przyszłości (zakładając, że do tych dwóch tysięcy dojdą kolejne)?

Wasza dzielna reporterka na pewno będzie Wam donosić o kolejnych zmianach na marzeniowym placu boju! 😉

Chociaż pewnie stanie na ostatniej opcji…

PS.: Z sytuacji z nieodtworzoną płytą musiał mnie ratować Rodziciel: skopiował zawartość płyty przez naszą sieć domową na mój komputer. Potem przyszedł do mojego pokoju i mówił, jaki fajny komputer tanio kupili na Allegro do firmy. Ja nic jeszcze o krążących po moim łbie myślach zakupowych nie mówiłam. Rodziciel jest pierwszy do kupowania elektroniki dowolnego rodzaju ;).