Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Tadam tadam

1. Usunęłam konto na Sympatii. Zostałam na jeszcze jednym portalu „randkowym”, ale tam nie każą mi regularnie płacić za członkostwo, więc na razie zostanie. Ogólnie straciłam zainteresowanie poszukiwaniem „miłości życia” tą drogą. Albo miłość sama się napatoczy, albo nie. Do desperatki mi daleko.

2. Na trzy rwanka dziś w gabinecie wyszły dwa (w tym jedno dłutowanie! Takie dźwigniami! Czasami wychodzi 😉 ), z trzecim nawet szef sobie nie poradził, mimo solidnego znieczulenia.

3. Znowu padam na dziup. To chyba pogoda… Jutro popołudniówka, pojutrze dyplomatorium. Mam dość…

4. W Lidlu znowu jest promocja na pistacje :>. Poza tym zrobili przemeblowanie. Taki chłyt małketingowy.

5. Dzisiaj jeden pacjent wyszedł z gabinetu zachwycony. Bo przeprowadziłam instruktaż, jak prawidłowo myć zęby. Nawet rekwizyty miałam. Mały, gipsowy model szczęk plus szczoteczka. „Chyba nikt tak nie myje zębów!”, wykrzyknął pacjent. „Nie, bo nikt nie tłumaczy, że tak trzeba.”

Kategorie
Archiwalne Praca

Metody leczenia

Jakiś czas temu przyszedł do mnie pacjent z bólem. Zbieram wywiad. Pacjent się przyznaje, że cierpi na jakąś nieprzyjemną dolegliwość [nieważne]. Lekarze stwierdzili, że ma ona podłoże psychiczne i przepisali leki.

No i pacjent łyka psychotropy całymi garściami, a dolegliwość nie ustępuje.

Psychiatrzy (czyli lekarze o odpowiedniej specjalności) nie lubią się podobnoż z psychologami (absolwentami studiów humanistycznych). Wolą obciążyć pacjenta tonami leków, zamiast zasugerować konsultację psychologa. Na jakichś zajęciach pan z doktoratem o psychologach w szpitalu psychiatrycznym wypowiadał się z pobłażaniem i lekko ironicznym uśmiechem. „Pogadają z pacjentami… Przynajmniej poczują się potrzebni…”. Ale pewnie zdarzają się też przegięcia w drugą stronę: leczenie wyłącznie psychoterapią takich schorzeń, które wymagałyby już włączenia leków.

A nuż widelec schodzenie mojego pacjenta nie miało podłoża psychicznego?

A nuż widelec terapia u odpowiedniego psychologa by wystarczyła? Ewentualnie leki służyłyby jako dodatek do profesjonalnej terapii psychologicznej?

Niestety, te trzy pytania wpadły mi do głowy już po wyjściu pacjenta z gabinetu. Zresztą nie wiem, czy to dobry pomysł nawet w minimalnym stopniu kwestionować zastosowaną u pacjenta metodę leczenia, jeśli nie znam dokładnie sytuacji ani nie mam doświadczenia w tych dziedzinach. Pacjent jednak o psychoterapii po drodze nic nie wspomniał… Dziwna to i trudna sytuacja…

[dop. 2014 – psycholog to nie psychoterapeuta. Psycholog ewentualnie postawi diagnozę, leczyć nie ma prawa bez dodatkowego przeszkolenia. Poza tym dopiskiem nie chcę jednak zmieniać treści przenoszonego wpisu.]

Kategorie
Archiwalne Praca

Dokonałam cudu

Rano przywitała mnie pełna poczekalnia, co było bardzo budujące, jako że po doktorsku przyjmowałam dzisiaj sama (szef czaił się na pięterku 😉 ), chociaż kilka sztuk przyszło na działania profilaktyczne, którymi zajmują się nasze asystentki. Ale pacjentów z bólem było i tak sporo.

No dobra, zaczynamy od umówionego. Potem na zmianę pacjent z bólem. Znowu umówieni i tak w kółko.

Przyszli wszyscy zapisani. Miałam pełen grafik na dziś.

Bólowych było chyba 5 sztuk.

Skończyłam pół godziny przed czasem.

CUD!!

Normalnie wesoła teraz jestem jak skowronek. A do pracy dopiero w poniedziałek :).

Kategorie
Archiwalne Praca

Jestem beznadziejna

w dłutowaniu. Czasami wychodzi, ale zazwyczaj nie. Wtedy woła się szefa, szef ze swoim wiecznym uśmiechem narzuca fartuch i już od drzwi pyta „Który?”.

Niedopsz, niedopsz.

Dzisiaj były chyba trzy ekstrakcje, z czego poradziłam sobie tylko z jedną :(.

No nie umiem, no. Na studiach nie nauczyli.

Poskarżyłam się emailowo panu Czołowemu Informatykowi z GUMed, że nie mam dostępu do wyników ankiet dydaktycznych. To taki fajny wynalazek, dzięki któremu studenci mogą anonimowo wystawić opinie swoim prowadzącym zajęcia. Chciałam się dowiedzieć, ile osób i jak bardzo obsmarowało pewną panią doktor, która wpędzała mnie w depresję co poniedziałek przez cały semestr, a tu kiszka. Podobno mają to naprawić. Nieładne takie traktowanie absolwentów!

Poza tym, również emailowo dowiedziałam się, na którą mam dyplomatorium w piątek za 2 tygodnie. Miałam dzwonić dzisiaj do dziekanatu, a tak wczoraj wieczorem nastukałam liścik i dziś przyszła odpowiedź. Ogólnie cudnie. Email to fajowy wynalazek ;).

Kategorie
Archiwalne Praca

Dzień testów

Pojechałam dziś do pracy ze świadomością, że o 11 na fotelu wyląduje moja własna mama. Niby po pobieżnym rzucie oka wydawało się, że przypadek będzie prosty – ot, troszkę ukruszona ścianka zęba. Ale jak wiadomo, leczenie rodziny czasami kiepsko się kończy.

Wcześniej jednak usiadł pan z bólem. Korzenie do usunięcia. Pan przyznał się, że strasznie się boi, wtedy włączyłam „łagodny uśmiech k. #4” i zapewniłam, że znieczulenie jest najbardziej nieprzyjemną częścią całego zabiegu (wszak jestem mądrzejsza o jeden usunięty ząb własny). Kujnęłam pana w podniebienie i przedsionek jamy ustnej, złapałam kleszcze i wyciągnęłam dwa widoczne korzenie. Pacjent po zabiegu szturchnął mnie lekko i z cichym „pani doktor…” pokazał mi inny ząb, który pozornie by wyszedł na chwyt palcami. Roześmiałam się. „No ładnie, sprawdził mnie pan już i stwierdził, że można przy okazji i to załatwić!”. Na to pacjent się uśmiechnął i rzekł: „Bo pani doktor tak delikatnie robi, nic nie bolało.” No to mu znieczuliłam dziąsło i ponownie bezboleśnie wyciągnęłam drugiego zęba. Wydałam zalecenia, kolejny pacjent opuścił gabinet z uśmiechem (jeszcze bardziej szczerbatym, niż ten, z którym wszedł).

Miłe takie coś.

A co do matuli na fotelu… Tragedia się nie stała, nawet znieczulać nie musiałam (ząb prosił się o przewodowe, a nikt nie lubi chodzić pół dnia ze zdrętwiałą gębą z powodu drobiazgu), wszystko wyszło ładnie, matula nie zapłaciła, ogólna satysfakcja.

Na koniec dnia miałam pracę w kamieniołomie (znaczy usuwanie kamienia nazębnego, coś, czym zazwyczaj się zajmują nasze asystentki, ale panu pasował tylko termin do mnie), a po pracy zakupy. Prezentu na urodziny mamy nadal nie mam, za to dorobiłam się kozaczków na zimę. A wypłaty już praktycznie nie ma…

Kategorie
Archiwalne Praca

Lekko walnięta czy po prostu z pasją?

Przyszedł do mnie dziś pacjent z bólem. Zresztą nie był jedyny, tylko ten akurat egzemplarz miał do usunięcia górnego trzonowca. Właściwie trzy korzenie owego zęba.

Jak widzę te polskie, wioskowe zęby, to mam ochotę przeprowadzić się do USA. Facet młody, a miał do usunięcia chyba 4 zęby.

Tak czy siak, pacjenta znieczuliłam, pogrzebałam troszkę przy korzeniach, żeby można je było łatwiej złapać, wzięłam korzeniowe Meissnery i zabrałam się za wyciąganie przyczyn bólu.

Najpierw wyszedł korzeń podniebienny. Obejrzałam, czy jest cały, mruknęłam „jeden piękny” i wrzuciłam go do spluwaczki. Pacjent w chichot. Potem zabrałam się za korzeń policzkowy mezjalny. Również wyszedł łatwo i w całości. Komentarz „drugi piękny” i lądowanie korzenia w spluwaczce, pacjent znowu w śmiech. Przy trzecim już musiałam troszkę pogrzebać, ale też wyszedł „trzeci piękny”. Odpowiednio zaopatrzyłam ranę, wydałam polecenia, pacjent z uśmiechem na twarzy wyszedł z gabinetu.

Te korzenie naprawdę z satysfakcją się wyciągało.

A ja może wprowadzam zbyt swobodną atmosferę w gabinecie moimi „jeden piękny” i „w tym zębie jest dziura jak studnia” (podsłuchane u mojego dentysty). Trochę po studencku, bo „panią doktor” nadal się nie czuję. Z drugiej strony nie chcę, żeby pacjenci kojarzyli mnie z wredną formalistką. Ten pacjent był niewiele starszy ode mnie, mam całe stado znajomych koło trzydziestki, więc wśród osób w tym przedziale wiekowym czuję się swobodnie i tak się do nich odnoszę (oczywiście zachowując wszelkie formułki typu „proszę”, „pan” itp.). O ile, oczywiście, nie wejdą z bardzo oficjalną miną. Wtedy ja też staję się oficjalna i o wesołych komentarzach przy dłutowaniu nie ma mowy.

To teraz pytanie: czy chwalenie urody usuniętych korzeni świadczy o tym, że jestem stuknięta, czy że znajduję pasję w tym, co robię? 🙂

Kategorie
Archiwalne Praca

Zgłębnik się czasem przydaje

Zgłębnik stomatologiczny, po angielsku explorer, jest jednym z podstawowych narzędzi w pracy dentysty. Posiada różne kształty i rozmiary. Może być taki, może też np. posiadać podziałkę i kuleczkę na końcu, wtedy służy do pomiaru kieszonek przyzębnych (ang. probe).

Ja w domu posiadam taki, jak na zdjęciu.

Razem z lusterkiem stomatologicznym, kupionym gdzieś w trakcie studiów, wielokrotnie już się przydał. Głównie do wygrzebywania jedzenia spomiędzy zębów, jak nitka nie pomogła. Albo do wyciągania kawałeczka kości, który utknął w dziąśle i powodował ból. Normalni ludzie pewnie używają do tego wykałaczek, ale ten zakrzywiony, metalowy kijaszek udowodnił już wielokrotnie, że wydanych na niego 7 zł nie wyrzuciłam w błoto ;).

Dzisiaj wyciągnęłam sobie kawałek lekko żylastej szynki, która mi wlazła między siódemkę a ósemkę w pierwszym kwadrancie. Próby z nitką się nie powiodły. Próba z samym zgłębnikiem przed lustrem też. Kombinacja dużego lustra, zgłębnika i lusterka już doprowadziła do celu.

Swoją drogą zdałam sobie sprawę, że do pracy w stomatologii są zdecydowanie potrzebne choć minimalne zdolności manualne. Na plastyce czy technice w szkole nie popisywałam się nadmiernie, ale ogólnie sobie radziłam. Przez modelarstwo na studiach, prowadzone przez dr Cruellę, też jakoś przeszłam. Dentysta pracuje w bardzo małym polu operacyjnym, ograniczonym głównie stopniem rozwarcia ust pacjenta. Do tego małe narzędzia, często kiepska widoczność i klejące się materiały. I zęby też w sumie małe. Paluchami o wielkości i zgrabności solidnych kiełbasek wiele się nie zdziała.

Na początku często podstawowym problemem studentów stomy jest praca w lusterku. Znajoma dentystka opowiadała mi, jak jeden z jej kolegów się nauczył tej techniki. Przyklejał sobie rysunki labiryntów pod blat biurka i patrząc w lusterko je rozwiązywał. Ja też któregoś dnia, sfrustrowana moimi problemami przykleiłam kartkę pod biurko i zaczęłam po niej pisać, patrząc w lusterko. I zadziałało, momentalnie się nauczyłam. Ciężko bowiem bez pomocy lusterka robić na przykład próchnicę (w sensie opracowywać ubytek) w górnych jedynkach od strony podniebiennej :). A jak się pracuje na leżącym pacjencie, to lusterko jest praktycznie niezbędne (chyba, rzadko miałam okazję praktykować 🙁 ).

A mój niezbędny do przeżycia zgłębniczek poleci w przyszłym tygodniu do firmowej sterylizacji, razem z lusterkiem. Niby wszystkie bakterie zostają w rodzinie, ale wyjałowienie od czasu do czasu się przyda. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Wieści z zaświatów

Może tytuł z lekka kontrowersyjny w obliczu zbliżającego się końca świata, ale wisi mi to. 😉

Jednak nie umarłam, bardzo mi przykro. W torebce noszę Ibuprom 200 mg i sobie łykam co kilka godzin dla świętego spokoju. Do tego klindamycynka (przyznałam się do możliwych problemów z gojeniem – będą mieli w firmie mój pełny wywiad zdrowotny) rano i wieczorem i jakoś kroczę dalej przez życie. Dziura w dziąśle zmniejszyła mi się o połowę (wszak badania naukowe „przez co przechodzą pacjenci po usuwaniu dużego zęba” wciąż w toku), nie wykrwawiłam się na śmierć i chyba jakoś to będzie.

Ale z usuwaniem drugiej ósemki spieszyć się nie będę. Zacznie mi sprawiać problemy (raz na kilka miesięcy któraś się odzywała, na zmianę), to odczekam, aż przestanie, i też usunę. Może być rękami szefa, nie mam nic przeciwko. Usuwać ząbki mój szanowny szef zdecydowanie potrafi (jeśli chodzi o pozostałe umiejętności, nie miałam okazji obserwować 😉 ). A wywalić obie i tak prędzej czy później bym musiała, bo na etap w życiu „jak będę sławna i bogata” planuję sobie założyć druty na ząbki, coby mi się wyprostowały. Górne ósemki też mam, ale te sobie siedzą grzecznie na swoich miejscach, psują się cicho i w ogóle nie dają o sobie znać.

Wypłata przyszła. Goła stażowa. Od jutra zaczynam wydawać. 😉 Asystentki sugerują, że mam zapytać szefa o procent z kwoty zarobionej na prywatnych pacjentach. Może za kilka miesięcy…

Kategorie
Archiwalne Praca

Zdobycze

Skończyłam dzisiaj leczenie kanałowe u mojej ulubionej, małej pacjentki. Dziecię jak zwykle fajnie siedziało i trzymało otwartą buzię, choć na koniec zaczęło wzdychać z nudów. Ząb został wypełniony, a ja się dorobiłam dwóch nowych maskotek i kamyka.

Ogólnie prezenty od owego cudnego dziewczęcia (które pochwaliło się przy okazji, że mu jeden zeżarty mleczak w końcu wypadł) prezentują się tak. Jeszcze dostałam jej zdjęcie, ale publikowanie go tutaj byłoby ryzykowaniem ujawnienia danych pacjenta. 😉

Ogólnie w zeszłym tygodniu był „zapitolnik”, jak to ładnie określa Mery, a w tym spokój. Będziemy z asystentkami wnioskować chyba u szefa o zmianę sposobu zapisywania pacjentów na wizyty na NFZ, bo obecny jest coś dziwny i dopuszcza luki w grafiku.

Jutro rano, w dzień „prywatny”, na początku nie mam nikogo. Może ktoś bólowy przydrepcze…

Kategorie
Archiwalne Praca

Jak zwykle

Z różnymi dolegliwościami tak często bywa, że jak się zaczyna myśleć o radykalnym pozbyciu się ich przyczyn, to ustępują.

Ósemeczka jeszcze nie odpuściła do końca, ale rozdziaw szczęk mam już nieco lepszy.

Bilans pracowy na dziś: usunięte zęby: 4 (w tym jeden mleczak u dziecka), próchnice wyleczone: chyba 3, kanały kontynuowane: 2, wypełnienia po kanałach: 1. Pewnie o czymś zapomniałam. Tak czy siak, wyrobiłam się. Nie wiem, czy pacjenci nie przyszli. I nie interesuje mnie to.

Ogólnie dojechałam do domu uśmiechnięta i szczęśliwa. Jutro po robocie kontynuacja pracy dorywczej.