Wskutek trwającej od tygodnia zmniejszonej podaży żywności (związanej ze zmniejszonym popytem) do mojego osobistego żołądka zeszło ze mnie już przynajmniej 4 kilo (w tym poświąteczne 2,5). Efekt jojo będzie porażający.
Tak się tylko chciałam pochwalić, teraz przechodzę do sedna, kompletnie niezwiązanego z pierwszymi dwoma zdaniami tej notki.
Otóż MM postanowił urządzić u mnie nasiadówę. Zaproszona została para przyjaciół MM. Ja z nimi bliższej znajomości nie zawarłam, aczkolwiek uczestniczyłam chyba w trzech czy czterech wcześniejszych, a podobnych spotkaniach i robiłam za +1 MM na ślubie kościelnym i weselu rzeczonej pary. Ogólnie raczej się lubimy.
W piątek rano, przed nasiadówką, wraz z MM postanowiliśmy pojechać na zakupy. Śnieg wciąż padał mimo jego dość dużej ilości już zalegającej na drogach. Grzecznie odśnieżyliśmy moje autko i w końcu ruszyliśmy wzdłuż miejsc parkingowych do wyjazdu z osiedla.
Po prawej stronie, tyłem z miejsca parkingowego wyjeżdżała taksówka. Miała przyciemnianą, ale nie zaśnieżoną tylną szybę.
Znajdowałam się już bezpośrednio za taksówką, kiedy się okazało, że kierowca wcale nie ma zamiaru zaczekać, aż zgodnie z przepisami przejadę.
No i doszło do bęc.
MM miał kolejną okazję zapoznać się z moim zasobem przekleństw (poleciało sporo kurew, za przeproszeniem). Pan taksówkarz wjechał z powrotem na swoje miejsce, obejrzał swój zarysowany zderzak, zapytał, czy jeśli da mi stówę, to się dogadamy. Moje autko zostało obdarowane dość płytkim, ale jednak wgnieceniem w przednich drzwiach.
Jakiś uczynny sąsiad podszedł i powiedział, że całe zdarzenie to moja wina, bo powinnam była zachować ostrożność i że kiedyś on był w tej samej sytuacji co ja i to on dostał mandat, „więc lepiej nie mieszać w to policji”.
Stwierdziłam, że z racji debiutu w takiej sytuacji nie będę podejmować samodzielnie żadnych decyzji i zadzwoniłam do taty.
Tata najpierw zaproponował spisanie oświadczenia (z taksiarzem jako winowajcą), ale pan sprawca poczuł się pewniej i zaczął twierdzić, że to ja w niego uderzyłam. Przekazałam swój telefon taksiarzowi. Znając mojego tatę, pan się sporo nasłuchał. W końcu stanęło na tym, że dzwonimy po policję. Taksiarz dalej twierdził, że to ja w niego uderzyłam. MM, człowiek spokojny, zaczął tracić cierpliwość.
Panowie policjanci przyjechali po ok. 10 minutach. Podjechali, spytali, co się stało. Przekazałam swoją wersję.
Ubaw zaczął się, jak odezwał się taksówkarz z jego „ta pani we mnie uderzyła”.
Policjant prawdopodobnie miał nadszarpnięte nerwy przez drobiazg, do którego go wezwali. Wsiadł bezlitośnie na taksiarza, nie dając mu właściwie w ogóle dojść do słowa. Dla niego wszystko było jasne i każda próba tłumaczenia się taksówkarza kończyła się głośnym „tu nie ma w ogóle o czym dyskutować”. Nic się nie zmieniło, kiedy wrócił ów sąsiad, który wszystko widział i nadal twierdził, że to ja powinnam była zachować ostrożność. Ogólnie ciężko przytoczyć całą tę dyskusję, ale padały zdania „i co, panu ten [mój samochód – marka do wiadomości redakcji ;)] z nieba spadł?”, „jaki mamy ruch w Polsce?” itp. Tak czy siak, kiedy na początku rozmowy z policją wyjaśniłam, o co chodzi, policjant stwierdził, że wszystko jasne, po czym wsiadł na taksówkarza, całe napięcie ze mnie zeszło. Bo owszem, przez chwilę bałam się, że część winy spadnie jednak na mnie.
Tata przyjechał z pracy w momencie, kiedy było już praktycznie po sprawie, policja kończyła spisywać protokół i obdarowywać winowajcę mandatem 300 zł.
Czeka mnie zatem zgłaszanie szkody u ubezpieczyciela taksówkarza (całe szczęście nie Link4) i wizyta z autkiem u blacharza. Bęcka w drzwi nie uszkodziła ich na tyle, że np. nie dają się otworzyć, zresztą do całego zdarzenia doszło przy znikomych prędkościach.
Prawda jest też taka, że teraz tym bardziej będę parkować tyłem (dziobem w stronę wyjazdu – pod blokiem parkuję tak praktycznie zawsze, zostało mi po okresie padania akumulatora) i stosować zasadę ograniczonego zaufania. Tak jak po niedawnym powikłaniu w postaci złamania guza szczęki przy usuwaniu górnej siódemki, teraz za każdym razem przy wyrywaniu górnych zębów boję się powtórki z rozrywki.