Postanowiłam się uwstecznić, zdobywając film, za którym szalałam jako dziecko, choć nie potrafiłam wymówić jego tytułu przy próbie wypożyczenia z wypożyczalni (wtedy jeszcze na kasecie VHS!). Naprawdę zwariowany, ale nie obrzydliwie obrzydliwy – gadanie tyłkiem to pikuś.
„Ace Ventura: Pet Detective”, w roli głównej Jim Carrey (problem miałam z „Ace” 😉 ).
Już ściągam tegoroczny wywiad z nim w „Inside the Actors’ Studio”.
Ale ja nie o tym.
Film jest śmieszny i nadal doprowadza mnie do łez w scenach tego typu i tego, ale nie jestem w stanie poradzić nic na powtarzające się myśli tej treści:
„Może i ma hollywoodzki uśmiech, ale nawet gwiazdy ekranu nie uciekną przed stłoczeniami trzeciorzędowymi.”
Niech mnie ktoś wyleczy…