Kategorie
Archiwalne Praca

Czwóreczki

Na studiach moje ostatnie leczenie kanałowe dotyczyło górnej czwórki. Korona o prawidłowym kształcie, dwa guzki, nie byłoby to nic szczególnego, gdyby nie to, że był to trzykanałowiec. Prowadząca zajęcia pani doktor ze sceptycyzmem odnosiła się do mojego uporu, że to czwórka, a nie przesunięta do przodu szóstka.

Górne czwórki zazwyczaj posiadają dwa kanały, podniebienny i policzkowy.

Dzisiaj kończyłam leczenie drugiego takiego przypadku, oczywiście u znajomego znajomego. Kolejny zupełnie niewinny z pozoru ząb, ale w trakcie udrażniania udało mi się zauważyć, że kurna coś ujście kanału policzkowego jest za szerokie w kierunku bocznym i narzędzie czasami ciężej wchodzi do opracowanego już kanału, jeśli się zacznie je wkładać pod innym kątem, niż przed chwilą.

Takie niespodziewajki mnie czasami łapią, bo jeśli zaczynam kanałowe z powodu bólu, to nie widzę RTG przed rozpoczęciem, tylko pacjent robi fotkę już w trakcie leczenia.

Zatem, drodzy pacjenci: nie ma zrzędzenia na to, że dentysta po kilka razy odsyła na prześwietlenie podczas kanałowego (idealnie byłoby mieć RTG w gabinecie i uprawnienia do jego stosowania, ale świat nie jest idealny 😉 ), tylko trzeba grzecznie skorzystać ze skierowania. Parę razy zdarzyło mi się w ogóle nie ruszyć zęba w trakcie leczenia, jeśli pacjent nie przyniósł ze sobą fotki. Dentysta nie ma rentgena w oczach i nie widzi, co się dzieje w kości.

A tak w ogóle to mną ta trójkanałowa czwórka trochę dziś wstrząsnęła i właściwie to idę spać, dobranoc.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Złamas

Czwórka dolna po leczeniu endo, niedopełniona, boląca (kiedyś, po moich działaniach przestała), więc trzeba ją udrożnić. Zastosowałam ciężką artylerię w postaci udrażniaczy mechanicznych. Po usunięciu starego wypełnienia kanału (olejek eukaliptusowy rulez) udało się posunąć do przodu o 0,2 mm. Innych narzędzi niet, choć to wyraźnie jest już tępe. Mówię do asystentki, że trzeba takie zamówić, i to nie takie „Hodstremowe„, tylko ze skrętem jak pilniki K. Hodstremowych pilników (czyli pilników H) nie lubię, bo nie ufam narzędziom, które w teorii mogą się łatwo zaklinować i złamać.

W pewnym momencie udrażniania kątnica „wpada” mi z narzędziem do kanału. Znaczy a) albo przebiłam się do ozębnej, ale nie zgadza się to z endometrem i pacjent nie podskoczył, albo b) mam złamasa.

Oczywiście było to b.

W kątnicy zostało pół „części pracującej” narzędzia. Jeszcze spokojnie zerkam do zęba – widać narzędzie. Delikatnie pogmyrałam pilnikiem K przy odłamanym fragmencie (latał łatwo po kanale), w końcu udało się wyciągnąć go w całości pęsetą. Na tym zakończyłam tę wizytę, mam nadzieję, że do następnej nowe udrażniacze już będą dostępne…

A takie emocje mogły być, widzita. A wyszło samo ;).

Fani na FB wiedzą już, napiszę też tutaj: kupiłam sobie stół. Niniejszym meble w pokoju dziennym mam kolorystycznie każde z innej parafii, chociaż przodują w tym fronty szafek kuchennych, które, choć kupione w jednym kolorze, dzisiaj stanowią dość ciekawy widok. Z racji wniesienia rozebranego stołu i zeżarcia ptysia celem uczczenia tego faktu, notka jest, jak widać, ponownie nieskładna i na tym zakończę tę dzisiejszą opowieść.

Kategorie
Archiwalne Praca

Mam pecha do wtorków

[uwaga, notka może zawierać wulgaryzmy]

Jak matulę kocham, jak już mam gówniany dzień

[Errata: uwaga, notka zawiera wulgaryzmy, chociaż nic gorszego od tego, co się czasem słyszy od uczniów podstawówki – prawdopodobnie „gówniany” nie kwalifikuje się już jako wulgaryzm]

to zawsze jest to wtorek. A raczej wrotkowa popołudniówka.

[A/N.: Wiem, że w poprzednim zdaniu coś się nie zgadza, ale mnie ta „wrotkowa” popołudniówka rozczuliła, dlatego zostaje]

Nic nie zapowiadało katastrofy. Pacjenci na NFZ jak zwykle grzecznie przyszli, dzieci nie robiły histerii, dorośli się nie ślinili, dużo pacjentów z bólem też nie było, ale w sumie ogólna ilość wyrobionych punktów imponująca nie była. Zrobiłyśmy swoje.

Pierwszy pacjent przyszedł punktualnie. Było trochę zabawy z jedynką, która miała duży ubytek, przy okazji przysłonięty źle ustawioną w łuku dwójką. OK, jakoś udało się to ogarnąć.

Drugi pacjent miał przyjść na dużą odbudowę na wkładzie standardowym. Zarezerwowane prawie półtorej godziny, planowany zarobek: 300 zł. Brak numeru telefonu w karcie.

Nie przyszedł.

U kolejnego pacjenta kończyłam leczenie kanałowe. Wszystko fajnie.

Ostatni pacjent upierał się, że coś mu się dzieje z jedynką. Dziąsła ogólnie zaczerwienione, pulchne, odchodzące od zęba w trakcie przedmuchiwania. Na dolnych siekaczach pokłady kamienia.

I jedzenie między zębami.

Nie wyspałam się. Pseudo obiad był bardzo dawno temu. Więc w tym momencie wszystko mi opadło.

Pacjent zapytał, skąd się bierze taki osad. Ja na to, że od niemycia zębów. Ale on przecież wieczorem szoruje. „A rano?”, pytam, jako że czasem udaje mi się uczepić jakiegoś słówka. „Często nie ma czasu,” odpowiada pacjent ze wzruszem ramion.

Nie miałam siły mu tłumaczyć. Powiedziałam tylko tyle, że zęby trzeba myć przynajmniej dwa razy dziennie. Uparcie (mimo powtarzających się pytań o jedynkę, której poza lekko nawisającym wypełnieniem nic nie dolegało) zabrałam się za jakiegoś trzonowca, udało mi się opracować ubytek całkowicie, bez wchodzenia do komory zęba. Na koniec usunęłam panu kamień nazębny. Pan ma przyjść do mnie za tydzień, więc może będę miała siłę, żeby mu powiedzieć szczerze, co myślę o jego higienie jamy ustnej.

Wróciłam do domu w stanie frustracji (śpiewając wraz z radiem piosenkę z dużą ilością „fuck(ed)” w treści) powoli przeradzającej się we wkurwa na cały świat. Oczywiście zastawiono mi miejsce parkingowe samochodem dostawczym (rodzice kupili drzwi), potem nie dano mi w spokoju zjeść obiadu, bo samochód został wyprowadzony i miałam zaparkować swój na typowym miejscu, potem przyszła mama i chciała pogadać, a ja nie mam ochoty do nikogo otwierać ust i nawet wchodzić w jakiekolwiek formy interakcji ze społeczeństwem, więc wtorkowo

Dajcie mi wszyscy święty spokój.

Kategorie
Archiwalne Praca

Nieść kaganek oświaty

Po prawie dwóch latach myślenia w końcu zainwestowałam 330 zł i wykupiłam sobie dwie prenumeraty prasy fachowej. Wydawnictwo jednej z nich przysłało mi ofertę: kurs endodontyczny składający się z pięciu książek i instruktażowych filmów na DVD, obniżka 10% z 500 zł. Tematyka całkiem fajna, nic wziętego z kosmosu.

Mimo to 450 zł to dużo kasy. Skorzystałam z faktu bycia użyszkodnikiem forum dentonet.pl i zapytałam znacznie bardziej doświadczone towarzystwo (zazwyczaj boję się tam odezwać), co sądzą o czymś takim.

Chóralnie mi odradzono. Przy okazji jedna dentystka napisała, że jeśli chcę, mam do niej napisać PW i „coś wymyślimy”.

Dentystka, jak się okazało, mieszka i pracuje w stosunkowo niewielkiej odległości ode mnie (w moim ulubionym mieście jakieś 25 km od domu). Wymyśliła, żebym zamiast wydawać 450 zł na kurs z wydawnictwa wyciągającego od ludzi pieniądze, podjechała do jej gabinetu i popatrzyła jej na ręce. Zostałam wypytana, co mnie interesuje, obiecano mi, że dobierze jakieś ciekawe, nie za trudne przypadki. Z racji mojego dyżurowania i niezgodności grafików odroczyłyśmy całą sprawę do listopada.

Wyszło na to, że patrzenie ludziom przez ramię to dość popularna metoda zbierania doświadczeń. Punktów edukacyjnych nikt za to nie przyzna… ale tym razem to nie o punkty tu chodzi i jeśli się trafi do odpowiedniej osoby, pewnie więcej się wyniesie z takich nieoficjalnych „kursów” niż z kolejnego nudnego wykładu… Bądź drogiej serii książeczek i filmów.

Zaczyna się nowy sezon na kursy. Na razie zapisałam się na cztery prowadzone przez Izbę Lekarską. Pewnie na przerwach będę schodzić do księgarni medycznej w tym samym budynku i wydam trochę kasy z pogotowia na jakieś nowsze podręczniki.

Kategorie
Archiwalne Praca

Satysfakcja

Niedawno brałam udział w nasiadówce, w tym wypadku znanej też jako „dopijanie weselnej wódki”. Uczestnicy: ja (jedyny dentysta), Mój Mężczyzna i para jego przyjaciół (małżeństwo), poznanych w pracy (sprzedawcy). 3/4 tego towarzystwa nie lubi swojej pracy. Ja byłam pozostałą 1/4.

O pracy rozmawiano dużo – tak bywa w takim towarzystwie. Zeszło na satysfakcję – jak to sprzątanie sklepu i mycie szafek, lodówek i podłogi albo pozostaje niezauważone, albo efekt mija po wejściu kolejnego klienta. Jak to szefostwo dokłada obowiązki bez późniejszego odzwierciedlenia w pensji poświęconej pracy.

Cała trójka planuje zmienić miejsce pracy.

Zapytano mnie o ogólne zdanie na temat ich (i swojej) sytuacji.

Jedno trzeba przyznać: moja praca czasem daje mi mnóstwo satysfakcji.

Szczególnie, jak w końcu na konto dotrze wypłata ;).

Ale też wtedy, kiedy wyraźnie widzę rezultat swojego postępowania.

Pacjent z zapaleniem tkanek okołowierzchołkowych zęba bocznego. Ząb lekko rozchwiany, po udrożnieniu kanałów do komory pięknie wybija najpierw ropa, potem krew. Wkładka, opatrunek. Kolejna wizyta: ząb dalej lata, boli na nagryzanie, ropa nadal się sączy przez kanał. Pacjent przebąkuje coś o chęci chwycenia kombinerek. Dalsze czyszczenie kanałów, płukanie, suszenie sączkami, w końcu „pasta na szczury”, opatrunek, wizyta za kolejne dwa tygodnie. Na wejściu pacjent oświadcza, że ząb przestał boleć. Przy badaniu nie chwieje się już wcale, z kanału po oczyszczeniu nic się już nie sączy, nic nie śmierdzi. Na następnej wizycie może się uda wypełnić kanały na stałe.

To się nazywa satysfakcja.

Albo pacjent za każdym kolejnym razem przychodzący z mniejszym strachem, w końcu wita mnie z uśmiechem.

Radość pacjentki z wyleczonych zębów przed leczeniem protetycznym: może jak zrobi sobie nowe ząbki, to poczuje się lepiej psychicznie, bo jest jej to bardzo potrzebne.

Rezultaty mojej pracy widać.

Nie zamieniłabym jej na żadną inną.


PS.: Nie lubię tylko dyżurów na pogotowiu – z końcem października z tej akurat pracy będę rezygnować. Z drugiej strony to tam dwukrotnie miałam okazję pogadać sobie po angielsku, co mnie bardzo cieszy. Jeden z tych dwóch pacjentów przez przypadek okazał się być stałym pacjentem mojego szefa w przychodni, w której głównie pracuję :).

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Skrótem i w punktach

1) Niedzielny dyżur i wyznanie tabletkożernego pacjenta o mało co nie zainspirowało mnie do napisania notki o przedawkowaniu najpopularniejszych środków przeciwbólowych. Dla Was na przyszłość: ibuprofen (Ibuprom, Ibum, Nurofen) jest bezpieczniejszy od paracetamolu (Apap). Ten drugi po przekroczeniu dziennej dawki 3 g (6 tabletek) potrafi doprowadzić do martwicy wątroby. Po nażarciu się ibuprofenu może wystąpić krwawienie z przewodu pokarmowego, ale jak dobrze pójdzie, nie będzie konieczny przeszczep w gruncie rzeczy niezbędnego do życia (na dłuższą metę) narządu.

2) Dzisiaj znowu miałam „udaną” popołudniówkę. Na sześciu pacjentów kolejno: dwóch przyszło, dwóch odwołało wizyty, dwóch nie przyszło bez poinformowania o tym planie wcześniej. Szef w międzyczasie też miał trochę czasu. Poszedł do swojego mieszkania i wrócił po kilkunastu minutach z własnoręcznie robionymi naleśnikami z Nutellą.

3) Pod koniec listopada wraz z Moim Mężczyzną po raz drugi w życiu idę na koncert Archive (MM debiutuje w tym wypadku). Tym razem wypad będzie dość stacjonarny, bo do Gdańska. Poprzednim razem w środku V roku studiów (podczas ferii zimowych!) zaliczyłam kilka dni we Wrocławiu.

4) Jutro pani z ING będzie mi wciskała fundusz emerytalny (prawdopodobnie III filar) i może czegoś się dowiem o możliwym kredycie hipotecznym. Na razie powinnam w końcu wykupić sobie prenumeratę prasy fachowej (nie wiem, czy ok. 220 zł za 6 numerów magazynu liczącego po 80 stron to dobra cena, czy nieświadomie kupiłabym tylko jeden egzemplarz) i znaleźć i odbyć kurs na inspektora ochrony radiologicznej w ramach polepszania sobie CV.

A tak w ogóle to udzielam się gdzie indziej, wklejając screencapsy z pewnego filmu na podstawie komiksów, koncentrując się na czyiś wielkich bicepsach, od czasu do czasu darząc swoich czytelników obrazkiem z kilkoma zgrabnymi tyłkami. MM musi mnie bardzo kochać, skoro to nadal cicho znosi 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Wieczorne rozprężenie

Uwielbiam czwartki. Ale o tym już pisałam. Niejednokrotnie.
^ ironia.

Lubię pracę w „głównej” przychodni, bo chociaż ploty po firmie chodzą średnio pozytywne (niedawno w końcu nauczyłam się je dzielić przez 2), to jednak przewidywalny zapitolnik budzi we mnie cieplejsze uczucia od kwitnięcia po kilka godzin ze zmienną ilością zajęcia na pogotowiu. Jedyny dzień, który wywołuje u mnie mierną niechęć do przyjścia do pracy, to czwartek.
^ szczera prawda. 

Dzisiaj było nawet sympatycznie. Na sam początek ze dwa usuwanka ząbków, trzecie w ciągu dnia nieudane, ale pacjent miał już u nas wpis, że korzenie kolbowate i po moich próbach rozbujania ząbka został odesłany ze skierowaniem do chirurga. W międzyczasie przyjechała rodzinka: trzech braci na fotel, czwarty, dużo młodszy – jako obserwator, plus mama. Pod koniec jeden pacjent (dzisiaj dodatkowo) po moim leczeniu kanałowym wylądował z pięknym ropniem… nad zębem sąsiednim. Taki brzydki zbieg okoliczności, że jeden ząb zaczął się odzywać akurat w momencie mojego rozgrzebania sąsiada. Plus musiałam się przesiąść na inny unit, bo mój zaczął odmawiać posłuszeństwa. Przedostatni pacjent, wciśnięty w grafik na usuwanie zębów, na prośbę przekazaną przez sąsiada, nie przyszedł.

Na sam koniec miałam zakończenie leczenia kanałowego dolnego jednokanałowca. Pacjent był już u mnie wielokrotnie, ja zaczęłam dostawać głupawki, asystentka mi w tym wtórowała.

„Okej, skupiamy się, bo nam się pacjent przestraszy.”

Nie przestraszył się.

Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, czemu nie gadam do pacjentów podczas pracy – jestem introwertykiem. Nie jestem gadułą i już. Momentalnie zanikły mi wyrzuty sumienia przez moje milczenie. Może to i dobrze, że nie gadam, bo jak niedawno podczas leczenia (w znieczuleniu lignokainą) jednego pacjenta zaczęłam pytać asystentkę, czy wyczekiwane znieczulenia (artykaina z dodatkami) w końcu doszły, to panu mina zrzedła – ale chyba w geście solidarności z jego fotelowymi następcami. Całe szczęście mieliśmy zapas lignokainy, więc nikt proszący nie został bez znieczulenia, chociaż nie lubię tego środka.

Ogólnie podczas leczenia powinno się gadać do pacjenta, jeśli w ogóle, a nie do asysty. Tak twierdziła pewna pani psycholog i czasem jej nawet wierzę.

No więc wracając do tematu:

Wieczorem robię się bardziej gadatliwa. Mam świadomość, że to ostatni pacjent, stały klient, więc się nie zrazi, zabieg w miarę szybki i bezbolesny, rach ciach, leczenie zakończone, proszę tylko wpaść pokazać zdjęcie. Po drodze chwalę się, że idę jutro do kina, pytam, czy asystentka ma jak wrócić do domu po przedłużonej zmianie. Wkurzam się, że na RTG przed wypełnieniem kanału zęba widać pięknie cały ząb… tylko nie sam wierzchołek korzenia, co czyni fotkę średnio wartościową dla leczenia. Tłumaczę trzy razy jedną rzecz innemu pacjentowi, po czym mam ochotę położyć się i pójść spać.

Mój ekstrawertyzm ujawnia się na sam koniec męczącej zmiany.

Takie wieczorne rozprężenie.

Czego dowodem jest również ta notka bez ładu i składu. Konkursy literackie wygrywałam w trzeciej klasie gimnazjum, to se ne wrati.

Dostałam od rodziców nieco spóźniony prezent na urodziny. Jutro będzie mnie ten prezent prowadził świetnie znaną mi trasą do kina. Ciekawe, czyim głosem będzie przemawiać… Tego nie udało mi się ustawić. Ale już wyłączyłam ostrzeżenie o przekroczeniu prędkości ;).

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Zaspałam do pracy

No przysięgam, budzik nie zadzwonił.

Budzik mam w komórce. Był nastawiony na 6:40. Obudziłam się, wzięłam telefon do ręki, zobaczyłam godzinę 8:15 (do pracy na 8:20) i wciąż widniejący symbol włączonego budzika. Gdybym we śnie włączyła drzemkę czy go wyłączyła, to odpowiednio albo zadzwoniłby jeszcze raz, albo ikonka zegarka by się nie wyświetlała.

Stwierdzoną 8:15 potwierdziłam jeszcze na dwóch czasomierzach (drugiej komórce i zegarku na rękę), zadzwoniłam do pracy, umyłam zęby i buzię, ubrałam się i śmignęłam do pracy, przy okazji stwierdzając, że prawy kierunkowskaz mruga mi znacznie szybciej niż norma przewiduje (lewy mruga normalnie).

Wyszłam z niej wypluta i z godzinnym opóźnieniem, które zresztą panowało przez niecałe 6 godzin mojej NFZtowskiej służby, bo pierwszy pacjent nie chciał przyjść jutro, wszyscy późniejsi zapisani też jak na złość przyszli i miałam pacjentów z bólem. Po pracy pojechałam do miasta oddać pożyczony film* i zamówiłam sobie drugą pieczątkę lekarską, coby ją zostawiać w bezpiecznym zakątku mojego głównego miejsca pracy. Wieczorem musiałam odwieźć Mojego Mężczyznę na pociąg, po powrocie chyba udało mi się rozpoznać przyczynę mrugania kierunkowskazu: prawdopodobnie jedna żarówka się przepaliła. Właśnie znalazłam w internecie jej typ, więc chyba jutro na przerwie, poza wybraniem się do apteki i podbiciem recepty, którą wypisałam dziś pacjentowi i nie miałam czym przypieczętować (bo pieczątka została w domu z racji mojego porannego pośpiechu – stąd zamówienie drugiej, bo zapominalstwo zdarzało się już wcześniej), znajdę kogoś, kto mi ją wymieni, przy okazji trochę się męcząc, albowiem dostęp do lamp w moim autku podobno jest beznadziejny.

Ogólnie to zaspanie, choć leżałam w łóżeczku półtorej godziny dłużej, zupełnie mnie rozbiło. Jutro rodzice wracają z urlopu i wypadałoby posprzątać.

Nie chce mi się nic.


*Wypożyczalnie filmów wróciły do łask. Niedawno zaopatrzyłam się w odtwarzacz BluRay, chociaż nie mam zestawu kina domowego, ale mam telewizor HD i na razie musi to wystarczyć ;). Własnych płyt BR z racji ich ceny i średniej dostępności filmów też jeszcze nie posiadam – stąd też moje wypożyczanie. Podejrzewam, że wszelkie nowe produkcje, które będą wychodzić i na których będzie mi zależeć, będę kupować już na tym nośniku – o ile będzie na nich rozsądna ilość dodatków. Dla mnie kupowanie filmów na BR bez dodatków mija się z celem. 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Sceptycyzm

Pan przyszedł i się żali, że mu dziąsła krwawią przy myciu i pyta, czy są na to jakieś tabletki.

Dziąsełka górne i dolne z pięknym rąbkiem zapalnym i kilkudniowe złogi nazębne.

Ładnie tłumaczę, że dziąsła krwawią od niemycia i przy poprawie higieny (instruktaż metody roll zaliczony, do tego zwrócenie uwagi na istnienie nici dentystycznych i płukanek) za kilka dni przestaną.

Pan miał wątpliwość wypisaną na twarzy. Powtórzył pytanie z tabletkami.

Powtórzyłam, że tabletkami się tego nie leczy, trzeba lepiej myć zęby. Wytrzymać ten moment krwawej piany, potem przejdzie.

Pan mi chyba nie uwierzył.

Co do tabletek, mogłam mu przepisać erytrozynę do wybarwiania płytki nazębnej. Tabletki nabyte, może by mu przy okazji różowe złogi weszły na ambicję.

Przyznam się, że parę razy „udało mi się” wyhodować u siebie niewielkie zapalenie dziąsła – kiedy miałam dłużej trwający okres niechceniamisię. Różowa piana przy myciu zębów bywała takim „wake up call”. Ale to było dawno temu i nieprawda: dziąsła mam w świetnym stanie, zero recesji mimo używania szczoteczki elektrycznej od wielu lat (podobno to nieoficjalny czynnik ryzyka – nie wiem, nie stwierdziłam), zero nadwrażliwości i ubytków przyszyjkowych, ha! 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Rzeźnik

W tym tygodniu trzy razy w łapie zamiast wiertarki dzierżyłam skalpel.

Przy temperaturze ok. 30 stopni wszelkie zgniłki w ustach uwielbiają się odzywać, darząc posiadacza piękną opuchlizną i powodem do mojej skrytej radości, bo bywam rzeźnikiem z powołania.

Nie no, żartuję. Nigdy nie cieszę się z cudzego cierpienia.

Taka frekwencja ropni podśluzówkowych zdarza się bardzo rzadko, zimą praktycznie wcale.

Zatem dla własnego zdrowia, jeśli macie jakieś korzonki w ustach, o których Wasz dentysta od dawna mówił, że trzeba usunąć, to to zróbcie zanim zamienicie się wizualnie w chomika i będzie bolaaałooo.

Słucham sobie prognozy pogody w radiu i wyciągam ironiczny wniosek: jak tutaj nie pada, to jest chłodno, a ludzie z reszty kraju narzekają na upały. Teraz tutaj jest gorąco, ale cały dzień pada. Jutro tylko tutaj ma nie padać, ale ma być najzimniej w kraju. Ogólnie sprawiedliwości w życiu niet, a wszyscy biedni warszawiacy walący jak jeden mąż w piątek po południu w kierunku Władysławowa i Helu mogą mieć za swoje za robienie korka za 3miastem. 😉

Jednak bywam perfidna.