[uwaga, notka może zawierać wulgaryzmy]
Jak matulę kocham, jak już mam gówniany dzień
[Errata: uwaga, notka zawiera wulgaryzmy, chociaż nic gorszego od tego, co się czasem słyszy od uczniów podstawówki – prawdopodobnie „gówniany” nie kwalifikuje się już jako wulgaryzm]
to zawsze jest to wtorek. A raczej wrotkowa popołudniówka.
[A/N.: Wiem, że w poprzednim zdaniu coś się nie zgadza, ale mnie ta „wrotkowa” popołudniówka rozczuliła, dlatego zostaje]
Nic nie zapowiadało katastrofy. Pacjenci na NFZ jak zwykle grzecznie przyszli, dzieci nie robiły histerii, dorośli się nie ślinili, dużo pacjentów z bólem też nie było, ale w sumie ogólna ilość wyrobionych punktów imponująca nie była. Zrobiłyśmy swoje.
Pierwszy pacjent przyszedł punktualnie. Było trochę zabawy z jedynką, która miała duży ubytek, przy okazji przysłonięty źle ustawioną w łuku dwójką. OK, jakoś udało się to ogarnąć.
Drugi pacjent miał przyjść na dużą odbudowę na wkładzie standardowym. Zarezerwowane prawie półtorej godziny, planowany zarobek: 300 zł. Brak numeru telefonu w karcie.
Nie przyszedł.
U kolejnego pacjenta kończyłam leczenie kanałowe. Wszystko fajnie.
Ostatni pacjent upierał się, że coś mu się dzieje z jedynką. Dziąsła ogólnie zaczerwienione, pulchne, odchodzące od zęba w trakcie przedmuchiwania. Na dolnych siekaczach pokłady kamienia.
I jedzenie między zębami.
Nie wyspałam się. Pseudo obiad był bardzo dawno temu. Więc w tym momencie wszystko mi opadło.
Pacjent zapytał, skąd się bierze taki osad. Ja na to, że od niemycia zębów. Ale on przecież wieczorem szoruje. „A rano?”, pytam, jako że czasem udaje mi się uczepić jakiegoś słówka. „Często nie ma czasu,” odpowiada pacjent ze wzruszem ramion.
Nie miałam siły mu tłumaczyć. Powiedziałam tylko tyle, że zęby trzeba myć przynajmniej dwa razy dziennie. Uparcie (mimo powtarzających się pytań o jedynkę, której poza lekko nawisającym wypełnieniem nic nie dolegało) zabrałam się za jakiegoś trzonowca, udało mi się opracować ubytek całkowicie, bez wchodzenia do komory zęba. Na koniec usunęłam panu kamień nazębny. Pan ma przyjść do mnie za tydzień, więc może będę miała siłę, żeby mu powiedzieć szczerze, co myślę o jego higienie jamy ustnej.
Wróciłam do domu w stanie frustracji (śpiewając wraz z radiem piosenkę z dużą ilością „fuck(ed)” w treści) powoli przeradzającej się we wkurwa na cały świat. Oczywiście zastawiono mi miejsce parkingowe samochodem dostawczym (rodzice kupili drzwi), potem nie dano mi w spokoju zjeść obiadu, bo samochód został wyprowadzony i miałam zaparkować swój na typowym miejscu, potem przyszła mama i chciała pogadać, a ja nie mam ochoty do nikogo otwierać ust i nawet wchodzić w jakiekolwiek formy interakcji ze społeczeństwem, więc wtorkowo
Dajcie mi wszyscy święty spokój.