Kategorie
Archiwalne Osobiste

Tak w ogóle

To mam jeszcze jednego kota, ale z nim się słabiej dyskutuje.

Mrówka i Kisiel

Jest rudo-biały i ma na imię Kisiel (nie ja wymyślałam tym kotom imiona).

Do tarmoszenia też jest nieco gorszy, bo to jakieś siedem kilo dobrze karmionego kota. Mrówka jest bardziej poręczna. 😉

Zdjęcie znowu sprzed kilku lat, niemoje. Widok z okna też nieaktualny.

Idę spać…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Melancholijnie

Potencjalnie cały dzień w pracy. Niechętnie zwlokłam się z mojego super łóżeczka, informując Mrówkę, że strasznie nie chce mi się jechać do pracy.

(Mam nadzieję, że to nie początki syndromu zniechęcenia, który ostatecznie doprowadził do mojej rezygnacji z pracy na pogotowiu stomatologicznym. W firmie nie za dobrze się dzieje i coraz bardziej nastawiam się na szukanie innego gabinetu – na razie w ramach drugiej – albo trzeciej – pracy.)

Jakoś dojechałam, zrobiłam dużo punktów na NFZ (zapowiada mi się wolny tydzień po Świętach, bo nie będzie kontraktu). Z pacjentów prywatnych stawiła się połowa. Cały dzień padał śnieg.

W drodze powrotnej z pendrive’a w radiu samochodowym popłynął mi kawałek, który wrzucam poniżej. Jeśli macie wolne 16 minut, to załóżcie słuchawki, podkręćcie głośność i zamknijcie oczy. Przez ten kawałek pokochałam Archive.

To jedno z dwóch arcydzieł Archive. Drugie – 18-minutowe – też wrzucam poniżej.

Chyba muszę odkopać swojego discmana i zrobić melancholijny wieczór…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Miałam robić świątecznie

w tym niemoim, 43-metrowym gniazdku na 3 piętrze, ale ponieważ zarządzone popołudnia bez kompa są w środy, a nie w luźniejsze poniedziałki, nadal nie mam ładnie ;).

W rezultacie plany na środę mi się przedłużają, bo a) zaczyna mi przeszkadzać bałagan w graciarni (której połowę powierzchni zajmuje postawione pod ścianą stare łóżko Rodzeństwa i nierozpakowane jeszcze kartony), b) naprawdę chcę u siebie zrobić trochę świąteczniej (np. sztuczny śnieg na oknach – znaczy na wysokości w miarę niedostępnej dla kotów – coraz poważniej też zastanawiam się nad zakupem sztucznej choinki), c) z racji wykończenia dziś zrobionej w środę pysznej zupki chcę w końcu wprowadzić w życie pierogowe eksperymenty. Jutro i tak nie będę jadła obiadu w domu.

Muszę przyznać, że moje autko zachowuje się w miarę. Silnik odpalił po dwóch dniach stania na mrozie (nowy akumulator do czegoś zobowiązuje), z drugiej strony czasami siłownik centralnego zamka w drzwiach kierowcy nie dawał rady. Po dwóch dniach kryzysu jednak doszedł do siebie.

Tak w ogóle to powinnam też zacząć robić powtórkę z profilaktyki stomatologicznej.

Ilona z Chaty Wuja Freda umieściła obrazek chyba idealnie przedstawiający wizję mojej przyszłości baj moi Rodzice. Wizja się raczej nie sprawdziła, bo ja jednak lubię chodzić w w miarę czystych ciuchach i po w miarę czystej podłodze.

I na sam koniec prywata i polecam Wam TO.

Mózgownica zlasowana, idę na kolację.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Na życzenie

Mrówka. Zdjęcie zrobione kilka lat temu, nie przeze mnie.

😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Śniadaniowy dialog

Dziś rano otworzyłam szafki kuchenne, próbując zdecydować, co zjeść na śniadanie. Miałam zamiar zrobić sobie kanapki, ale poczułam, że może jednak mam ochotę na coś innego. Niezdecydowana zwróciłam się do małego, czarnego kota siedzącego na podłodze za mną.

Ja: Mrówka, powiedz mi, co ja mam zjeść na śniadanie.
Mrówka: Miau.
Ja: Płatki?
Mrówka: Miau.
Ja: Czy kanapki?
Mrówka: [cisza]
Ja: Czyli płatki. A nie, może jednak kanapki.
Mrówka: Miau.

Podobno to normalne, że niezdecydowane osoby ostatecznie robią odwrotnie w stosunku do tego, co im radzą inni. A może Mrówa zaprzeczyła przy płatkach? Nie wiadomo. Tak czy siak można sobie z nią pogadać. Bądź co bądź, pomogła mi wybrać ;).

Spóźniony Mikołaj przyniósł mi wagę kuchenną. Zaopatrzyłam się jeszcze w stolnicę i jutrzejsza sobota wolna od wszelkich wypadów i gości być może zostanie poświęcona na eksperymenty ciasteczkowo-pierogowe (poza prasowaniem, odkurzaniem i siedzeniem przy kompie, ofkors).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Newsflash or whatever

1. Żyję. I to jest najważniejsza informacja w tej notce. 😉

2. Skoro żyję, to w czwartek przeżyłam jazdę jakieś 50 km do Gdańska w strasznych warunkach pogodowych (znaczy lało. Mogła być jeszcze gołoledź, ale całe szczęście nie była) i nie zabiłam przy okazji MM. I nawet darmowe miejsce parkingowe na Targu Węglowym znalazłam bez problemu (znaczy „wskoczyłam” w to, które właśnie ktoś zwolnił).

3. Koncert był ZA-RĄ-BIS-TY. Siedmiu panów i dwie panie dały takiego czadu, że do tej pory na samo wspomnienie się uśmiecham. Szkoda, że chyba nikt z Czytelników (poza MM) nie zna Archive, to bym się bardziej tu na łamach egzaltowała.

4. Stałam w drugim rzędzie pod sceną. MM stał za mną, ale ponieważ jest ode mnie dużo wyższy, to też miał chyba całkiem niezły widok.

5. Grali bite dwie godziny. Ten koncert był jednym z ostatnich w dość długiej trasie, ale i tak gitarzysta fikał po scenie, perkusista prawie połamał pałeczki, klawiszowiec dyrygował reszcie (mógł, bo główne „skrzypce” grały gitary – w porywach do czterech na raz w akcji – i perkusja), a panowie wokaliści darli się na całe gardło. Jeden z panów gitarzystów-wokalistów w pewnym momencie wymachiwał głową (i dość długimi włosami) razem z pierwszymi rzędami publiki. Naprawdę dali czadu, było rewelacyjnie. Muzykę można było czuć całym ciałem, wibracje szły od podłogi.

6. Przesadzili trochę z ceną koszulek, ale i tak kupiłam jedną. Udało mi się również zdobyć tracklistę (karteczkę na użytek członków zespołu, z wypisanymi utworami planowanymi do odegrania).

7. W drodze powrotnej warunki nie były lepsze, ale nadal dojechaliśmy żywi.

8. Z innych newsów: w końcu obejrzałam „Dirty Dancing”. Patrick Swayze pewnie był ciachem w tamtych czasach, ale jednak nie jest w moim typie. Fikali całkiem ładnie.

9. Z jeszcze inszych newsów: podobno obietnice ograniczenia czegośtam są jednym z objawów uzależnienia od owego czegoś. Niniejszym oświadczam publicznie, iż w środy między powrotem z pracy (koło godz. 14) a godziną 20 komputer pozostanie wyłączony, a internet zepsuty przez ruszenie kabelka w gnieździe routera. W uzyskanym czasie mam zamiar sprzątać, prać, prasować, rozpakowywać ostatnie kartony (tak, mieszkam tutaj od półtora miesiąca i nadal nie jestem do końca rozpakowana) i czytać. Na razie fantasy (Tolkien i Sapkowski), ale to początek równie dobry jak każdy inny. Decyzja została zainspirowana potrzebą przedłużenia wypożyczenia „Hobbita” na kolejny miesiąc, kiedy to po pierwszym miesiącu byłam dopiero w połowie (książka liczy 300 stron i jest łatwoczytalną bajką dla dzieci, co o czymś świadczy). Jeśli kiedyś spotkam się „na żywo” z moją uzależnioną od książek znajomą z sieci, jak Boga kocham, wyjdę na nieoczytanego gbura i idiotkę.

10. Do uzależnienia od kompa i internetu również się przyznaję i powiem więcej: nawet chodziłam z tym do psychologa, ach.

To tyle z newsów.

Live long and prosper.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

W czwartek będziemy fikać

Skakać, śpiewać i się cieszyć.

Oby w pierwszym rzędzie na sali koncertowej. 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Moja księgowa jest metalem

Rodzeństwo pracuje na liczne umowy o dzieło i zaczęło się gubić. Rodzeństwo wie o istnieniu mojej księgowej, więc się spytało o namiary i niedługo jedzie na konsultację.

Dzisiaj pogadałyśmy sobie (ja i Rodzeństwo) na temat owej księgowej. Padło pytanie: „Twoja księgowa to metalówa?”

Skąd ja mogę wiedzieć? Jej najbardziej charakterystyczną cechą jest cieniutki warkoczyk sięgający pośladków. Podejrzeń raczej nie wzbudza.

Z ciekawości zajrzałam na jej profil na Facebooku. I owszem, liczne zdjęcia z koncertów zespołów typu Rammstein i inne wskaźniki jej preferencji muzycznych. Huh.

Nie, nie mam nic przeciwko temu. Niech se będzie metalówą (chyba nawet tatuaż ma, co o niczym nie świadczy), nie zrezygnuję z jej usług z tego powodu.

Wniosek z całego tego szpiegowania i odkryć powinien być jednak jeden:

Ustawcie sobie porządnie prywatność konta na Facebooku.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nie ułatwiam

Od kilku dni, zawsze o nieodpowiedniej porze, dzwonił ktoś z „numeru prywatnego”. Na mój osobisty numer prywatny, więc działałam na zasadzie „jeśli kocha, to zadzwoni jeszcze raz”, zresztą i tak nie miałam jak oddzwonić, skoro ukryli numer (jeśli dzwonią na firmowy, to oddzwaniam). Nieodpowiednia pora dla mnie to a) stoję przy fotelu w pracy i coś robię, b) akurat prowadzę samochód.

Dzisiaj ów „numer prywatny” zastał mnie pod blokiem, jak już dojechałam z pracy po obraniu trasy alternatywnej, krętej, ciemnej, nieco dłuższej od standardowej, ale za to bez stania w korku przez prawie godzinę. Odebrałam i usłyszałam melodyjkę, co jeszcze dodatkowo mnie zirytowało (poziom irytacji był podniesiony przez trudne warunki drogowe i fakt, że to czwartek). Zaczęłam chować nawigację i zbierać rzeczy z tylnego siedzenia samochodu. Melodyjka sobie pograła, w końcu odezwał się pan z drugiej strony:

– Dzień dobry, Ktośtam z mBanku, czy rozmawiam z panią [nazwisko do wiadomości redakcji]?
– Tak, ale jeśli dzwoni pan z ofertą kredytową, to nie jestem zainteresowana.

Tadam.

Pan troszkę zgaszony przez sekundę się zawahał, ale ostatecznie próbował ze mną dłużej pogadać, ostatecznie został poczęstowany typowym tekstem „to ciekawe, ale jeszcze sobie poczytam na ten temat i się ewentualnie zgłoszę” oraz żalami nad tym, jak to właśnie wróciłam z pracy i muszę jeszcze do mieszkania dojść.

Ogólnie rzecz biorąc dla telemarketerów staram się być miła. To też praca i oni mają być upierdliwi. Raz tylko naprawdę się wku*wiłam, kiedy po kilku dniach odmawiania skorzystania z jakiejś oferty wtedy-jeszcze-Ery dzwonili do mnie z tym samym chyba pięć czy sześć razy w ciągu jednego dnia. Siódmego razu nie odebrałam i dali sobie spokój.

Wczoraj po bloku chodził ktoś (chyba ksiądz) i sprzedawał opłatki. Niestety trafił na ten moment, kiedy mogłam mu dać albo wszystkie drobniaki (miałam 4 zł) albo grubaśne (50 zł), ale na to drugie nie było mnie stać. Trudno, nie dołożyłam się znacznie do budowy kaplicy. „Ważne, że od serca”. Taa, jasne. Za następnymi drzwiami mieszkają podobnoż świadkowie Jehowy, ciekawe, ile zdziałał u nich…

Jutro jadę do studium medycznego pogadać o ewentualnej współpracy od stycznia. Jeszcze nie wykłady, ale przygotowania do egzaminu. Wolałabym to pierwsze, łatwiej się przygotować…

Właśnie w statystykach zauważyłam, że czyta mnie studentka stomatologii. Cieszę się, bo dentystów w blogosferze w porównaniu z lekarzami jest chyba jak na lekarstwo… Albo ja źle szukam. Bądź też wcale nie szukam, tylko trafiam okazjonalnie. Co też jest bardzo możliwe.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Liebster blog

Getpink znana też jako bezik wskazała m.in. mnie, cobym wzięła udział w tym, hmm, plebiscycie blogowym? Polega on na odpowiedzeniu na 11 pytań wskazującego, wskazaniu kolejnych 11 uczestników i zadaniu im swoich 11 pytań. Ponieważ jednak dzisiaj jest typowy czwartek (stali Czytelnicy powinni wiedzieć, co to oznacza, jeśli chodzi o moją pracę), to na razie ograniczę się tylko do tego pierwszego kroku, po czym pójdę pod prysznic i spać w moim nowiutkim, wygodnym łóżeczku. Albowiem moja wena twórcza poszła się bujać wraz z podejrzeniem złamania guza szczęki podczas próby ekstrakcji zęba u mojego ostatniego pacjenta. (kto nie wie, co to guz szczęki, niech se wygugla. I nie chodzi o nowotwór.)

Oto pytania od getpink i moje odpowiedzi:

1. Logicznie rzecz biorąc czy ufając intuicji?
Jak się da, to logicznie, jak można, to intuicyjnie. Wiem, że to wykrętna odpowiedź, ale generalnie jestem fanką logicznego myślenia i próbuję podchodzić do życia rozsądnie i trzeźwo. Czasami jednak się nie da i dobrze jest wtedy zaufać intuicji.

2. Słonecznie opalona czy dumna i blada?
Naprawdę chciałabym kiedyś opalić się na zdrowy brąz, żadnej chamskiej solarki czy coś w tym stylu. Niestety moje wylegiwanie się na słoneczku zwykle kończy się oparzeniem słonecznym i zwiększeniem ilości piegów (które bardzo lubię). Więc nawet jeśli chciałabym inaczej, to pozostaję bladolica.

3. Szpinak czy botwinka?
A jak smakuje botwinka, bo nie kojarzę?

4. Rock czy hip-hop?
Zdecydowanie i bez wahania rock.

5. Góry czy morze?
Zdecydowanie i bez wahania morze. Góry wyglądają pięknie, ale z chodzeniem po nich jest już gorzej.

6. Wierność czy namiętność?
Wierność.

7. Trudniej jest ci się smucić czy cieszyć?
Chyba smucić. Łatwo się przejmuję różnymi rzeczami, ale wbrew mojemu częstemu wyrazowi twarzy smucę się rzadko.
Tak BTW, mój obecny idol, Jeremy Renner – ten od „The Hurt Locker” i paru innych filmów – jest nazywany „Hollywood man of intensity”, ale on łatwość utrzymania takiego tytułu tłumaczy tym, że po prostu tak wygląda jego twarz, jak rozluźni jej mięśnie – tzw. resting face. Taka mała dygresja. Kto nie siedzi na tumblrze, ten nie wie, o co chodzi :(.

8. Pływanie czy klub fitness?
Pływanie, chociaż moja pasja prób utopienia się niestety nie przetrwała za długo :(. Ale nauczyłam się unosić na wodzie i wypady do aquaparków będą teraz sprawiały mi więcej frajdy :).

9. Co dla ciebie ważniejsze: zmysł wzroku czy zmysł słuchu?
Chyba wzroku. 

10. Perfumy zwiewne czy oszałamiające?
Leciutkie, słodkie i zwiewne.

11. Mieć czy być?
Bycie jest podstawą wszystkiego.