Kategorie
Archiwalne Osobiste

Gadżeciara #2

„#2” w tytule wzięło się stąd, że edytor postów twierdzi, że już była notka o tym tytule.

Anyway.

Wczoraj pojechałam do Euro, w którym notorycznie olewają klientów, kupić sobie aparat cyfrowy. Powtórzył się scenariusz z kupowania telewizora: przy pierwszej wizycie zostałam kompletnie olana i wszyscy udawali, że są bardzo zajęci, dokonałam szybkiej przebieżki po Auchan, po czym wróciłam do Euro i bardziej zwróciłam na siebie uwagę. Cyfraka kupiłam na podstawie opinii (oczywiście) na stronie Euro i jednej z wyszukanych jakoś stron o kompaktach. Zostałam niniejszym dumną posiadaczką aparatu Sony Cyber-shot DSC-W530.

Znowu nie Samsung. 😉

W drodze do domu wpadłam do sklepu i nabyłam kartę pamięci 4 GB, zaś przed chwilą dokupiłam też na Allegro zapasowy akumulatorek, bo bateria w aparacie podobno jest średnio wytrzymała. Z futerałem jeszcze chwilkę zaczekam.

Na razie do gadżeciarskiego nieba brakuje mi smartfona, który nie będzie mnie wkurzał, ale to najwcześniej po urlopie i wyjściu na prostą po otrzymaniu na początku lipca połowy typowej pensji. Zresztą, po każdym zakupie zawsze znajdzie się coś nowego, na co miałoby się ochotę… Byle tylko konta oszczędnościowego nie wyczyścić…

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Żyję.

Przeziębiona jestem i smarkam w papier toaletowy. Chodzę do pracy i się cieszę, bo zarobię duuuzio pienionszków w tym miesiącu. Oglądam seriale i uprawiam niepohamowany fangirling na pewnym anglojęzycznym blogu.

Czasami sobie myślę, że fajnie by było, gdyby jakiś pacjent chętny na protezy przyszedł z tym do mnie, a nie, że jakakolwiek myśl o robieniu czegoś protetycznego powoduje, że robię się blada ze strachu.

Wczoraj szef miał imieniny. Asystentki kupiły kwiatka, w wolniejszej chwili podeszłyśmy do szefa, jedna z pań zaczyna „Pan, jako głowa tego domu…”, na co szef „A co, dzisiaj Dzień Ojca?”.

Wczoraj byłam w kinie na „Nietykalnych” i mogę z całego serca ten francuski film polecić. Ciepły, śmieszny i ogólnie fajny.

W drodze do kina miałam kilka świetnych okazji na ćwiczenie hamowania pulsacyjnego. Niefajnie było.

IQ nieco mi zmalało, więc na tym poprzestanę, dodając tylko, że łatwiej ze mną nawiązać kontakt pisząc mi emaila niż wiadomość na fanpage’u, o czym się przekonał pewien miły fan.

Dzień dobry. Choć chciałoby się powiedzieć „dobranoc” i wcale nie jechać na kolejne 6 ciężkich godzin…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kupiłam sobie pendrive’a.

Właściwie teraz nie wiem, dlaczego. Na studiach miałam, często się przydawał, ale potem zniknął tajemniczych okolicznościach bądź też bezkresnych czeluściach dwóch małych szufladek mojego biurka. Czasem jego brak mnie denerwował, ale zwykle znajdowałam sobie jakiś inny nośnik danych.

Ale tak czy siak, przy okazji jakichś zakupów szarpnęłam się na 8-gigabajtowego „pena” za jakieś 24 zł.

Nie jakaś miniaturka. Od razu go nie zgubię.

Tylko dziwnie się patrzy na coś trochę mniejszego od zapalniczki i myśli, że w kompie, którego miałam parę lat temu, główny dysk twardy wielkości standardowego dysku twardego miał pojemność 7 GB i to wystarczyło.

Teraz mam 320 GB dysku w laptopie i w moim kolekcjonerskim szale miejsca zaczyna powoli ubywać.

Mam dysk z poprzedniego laptopa, 50 GB, wrzuciłam na niego kilka seriali i też już się na nim nic więcej nie zmieści.

Miniaturyzacja.

Z innej beczki, muszę jutro zadzwonić do pacjenta, który ma słuszne powody bycia niezadowolonym z mojego leczenia, w sprawie załatwienia ew. zwrotu kosztów.

Dzień dobry, studia skończyłam półtora roku temu z taką sobie średnią. Nie jestem dobrym dentystą. Jestem dentystą co najwyżej przeciętnym i często popełniam błędy.

Nie patrzcie na mnie jak w obrazek i nie przysyłajcie do mnie wszystkich swoich znajomych.

Kategorie
Archiwalne Praca

Ciężko się dostać

Piątkowy dyżur. Dwóch zapisanych pacjentów oczywiście nie przyszło, ale miałam dwóch potrzebujących, w tym jedną panią ze wsi, w której mieszkają dwie asystentki w przychodni, w której głównie pracuję.

Pani z przewlekłym zapaleniem tkanek okołowierzchołkowych jednego zęba. Nie jestem w stanie zrozumieć logiki leczenia typu trucie -> założenie wypełnienia. Z drugiej strony czemu ludzie po leczeniu, jak ząb boli tygodniami, nie pójdą do dentysty, który ten ząb leczył? Ząb po rozwierceniu daje się ładnie udrożnić, informuję o wstępnych kosztach, mniej-więcej czasie trwania leczenia i możliwych powikłaniach. Pani zgadza się na leczenie u mnie.

„Bo wie pani, do naszej przychodni [tu pada lokalizacja firmy, w której pracuję od poniedziałku do czwartku] tak ciężko się dostać…”

Pani raz się do nas dostanie i się zdziwi.

Z innej beczki, wczoraj spotkałam trzy osoby z roku: jedną koleżankę na kursie, na którym byłam, a który, choć fajnie prowadzony, to jednak nie był satysfakcjonujący, potem sprawcę mojego dyżurowania w weekendy, a na końcu trzecią koleżankę przelotem.

I widziałam na własne oczy atak mgły od morza.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Są jeszcze uczciwi ludzie na tym świecie

Osoby lubiące bloga na Facebooku mogły przeczytać wpis o tym, jak to wykazałam się szczególną głupotą. Dzisiaj to rozwinę, zachęcając przy okazji tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, do polubiania bloga (taka ramka pod zakładkami po lewej stronie), bo na fanpejdżu zamieszczam czasem treści, których nie ma tutaj, zaśmiecając Wam osie czasu ;). Jest to też wygodne dla osób, które mają FB i nie używają RSS.

Wczoraj zostawiłam portfel w centrum handlowym. Wcześniej poczyniłam dość spore zakupy, więc na sam koniec w nagrodę poszłam do barku i kupiłam sobie loda. Usiadłam przy stoliku, po jednej stronie położyłam płaszcz i portfel, po drugiej zakupy. Nawet pomyślałam o tym, żeby nie zostawić portfela, ale potem dobrałam się do gazety (nie wiedziałam, że fangirls mogą bez oporów pisać o swoich obsesjach do ogólnopolskich magazynów). Po zeżarciu loda wzięłam płaszcz i zakupy, powędrowałam do samochodu i pojechałam 25 kilometrów do domu, przekraczając dozwoloną prędkość.

Chwilę po moim dotarciu dzwoni telefon od mamy, że dano jej znać, że zostawiłam portfel i że ona po niego pojedzie.

Szybko domyśliłam się, skąd ktoś miał jej numer: na karcie Vitay z Orlenu miałam wpisany kontakt do niej w razie nagłych wypadków.

Cały czas zastanawiałam się tylko, czy w środku została kasa i karty. Mimo dużych zakupów wciąż miałam sporo gotówki, jakieś 140 zł, a jedna z kart była zbliżeniowa, więc ktoś mógł spokojnie pozbawić mnie kasy.

Kiedy mama dotarła wreszcie do domu, okazało się, że znalazcą była bardzo uczciwa kobieta.

Brakowało tylko znaleźnego, które dała mama. Wszystko inne było na swoich miejscach. Wszystko inne, czyli moje dokumenty, karty bankomatowe, gotówka i dowód rejestracyjny samochodu.

Zadzwoniłam potem do tej kobiety i podziękowałam. W sumie gdyby nie karta Vitay, pewnie bym się zorientowała, że coś jest nie tak dopiero dzisiaj i byłby problem, bo choć domyśliłabym się, gdzie portfel został, to jednak jego odzyskanie nie byłoby takie proste.

I jeszcze raz w tym miejscu publicznie dziękuję Uczciwej Pani z Małym Dzieckiem za uratowanie resztek mojego zdrowia psychicznego. 🙂

Kategorie
Archiwalne Praca

Czekoladowy głód

Wzięło mnie wczoraj. Nawet przez chwilę myślałam, czy by nie wypróbować moich kijków do Nordic Walkingu (tak naprawdę to trekkingowych, ale będę się oszukiwać) i nie przebiec się do sklepu, ale niestety z powodu pogody szybko mi przeszło. Dzisiaj przed pracą chciałam zajrzeć do sklepu i sobie kupić jakąś czekoladę, ale z racji pełnego parkingu przed sklepem (-> tłum w sklepie) dałam sobie spokój.

W pracy na początek miałam usuwanie dolnej czwórki, którą do pewnego momentu nawet było za co złapać kleszczami i się ruszała, po czym rozległ się trzask. Kolejne pół godziny wygrzebywałam centymetrowy, cienki kawałek korzenia, ułamany kilka mm poniżej brzegu kości. Przez chwilę nawet chciałam pacjenta odesłać do chirurga, ale korzonek zaczął się wyraźnie ruszać, czym wszedł mi na ambicję. Najbardziej frustrujący był moment, kiedy widziałam, że rozbujałam i rozgrzebałam go po brzegach na tyle, że udałoby się wcisnąć dźwignię w szparę między korzeniem a kością, ale złośliwiec zawsze wracał do mniej korzystnej pozycji. W końcu się udało. Tym samym kolejnych pacjentów przyjmowałam z ponad półgodzinnym opóźnieniem (nic dziwnego w czwartki, ale zawsze mnie to frustruje), z którego to powodu moja frustracja (napędzana brakiem czekolady) jeszcze wzrosła. W międzyczasie było trzech pacjentów lejących śliną, więc zaliczyłam dodatkowego wkurza.

W końcu zdałam sobie sprawę, dlaczego jestem tak nabuzowana. Powód był ten sam, dla którego miałam tak ogromną ochotę na czekoladę.

Jak to określiła moja asystentka „brak magnezu?”. Na fotelu siedział facet, wolałam nie drążyć tematu kobiecych hormonów.

Tak, proszę państwa, wczoraj wieczorem dopadł mnie PMS, tadam.

Po czym, jak już o tym wiedziałam, mój poziom frustracji znacząco opadł, usunęłam jeszcze kilka ząbków, wypełniłam kilka ubytków i nawet raz przyjęłam dwóch pacjentów jednocześnie (jeden się znieczulał, u drugiego zrobiłam szybki przegląd). Z pracy wyszłam przed szóstą.

Teraz tylko się zastanawiam, czy mam po co jechać w weekend do pracy. Niedaleko pogotowia stomatologicznego, w którym chcę dorabiać, otworzyła się podobna firma, tylko że całodobowa i na NFZ. A to bardzo silna konkurencja.

Kategorie
Archiwalne Praca

Debiut w drugiej pracy

Wczoraj wieczorem. Jeden pacjent. Rozwiercenie jednego zęba. Zwrócił mi się koszt rękawiczek, które musiałam kupić. W większości, bo nadal jestem złotówkę na minusie. Ciekawe, czy w niedzielę będzie lepiej.

Pacjent to pikuś. Smutniejsze jest to, że będę tam zupełnie sama (tylko raz czy dwa będzie asysta). Jakieś wstępne „szkolenie” już przeszłam, ale pewnie później będzie panika. I przejęłam klucze asystentki, która była ze mną wczoraj, bo w niedzielę muszę zamknąć gabinet. Tylko co potem z tymi kluczami?

Poza tym czytałam cennik i choć ceny miłe dla oka (mojego), to jednak wyszło, ilu rzeczy nie umiem i nie byłabym w stanie zrobić. Chyba czas wrócić do podręczników… I/albo w końcu wykupić sobie prenumeratę jakiejś prasy fachowej, co sobie obiecuję od dłuższego czasu. Ale nieee, k. jadąca na resztkach wypłaty kupuje sobie kijki do Nordic Walkingu i książkę o ekranizacjach opowiadań z Sherlockiem Holmesem.

A święta też spędzę w pracy. Bardzo po katolicku. Nie całe, ale w domu niespecjalnie pomogę. :/

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Wku*w na listonosza

Mam krótkie, ale rzadko spotykane (w Polsce podobno jest ok. 230 osób z tym nazwiskiem) i ciężkie do napisania (zawsze literuję) nazwisko. Nie zmienia do faktu, że na mojej wiosze mieszka rodzina o nazwisku bardzo podobnym do mojego, różnica polega tylko na braku u nich jednego ogonka nad jakąś literą. Mieszkają oni na uboczu i mają średnio logicznie przypisany adres, przez co kilka lat temu bywały problemy: czasami przesyłki do nich trafiały do nas. Nie jesteśmy spokrewnieni i ogólnie w ogóle się nie kontaktujemy.

Ostatnio chyba nam zmienili listonosza, bo dziś po raz trzeci zdarzyło się, żeby przesyłka tamtych trafiła pod zły adres.

Za pierwszym razem po prostu zawiozłam koperty z powrotem na pocztę: w listonosza bawić się nie będę, bo mi za to nie płacą. Dzisiaj po pracy odwoziłam awizo, niech się w końcu nauczą. Wróciłam do domu i znalazłam kolejne cztery koperty do tamtej rodziny… ale z adresem zmienionym ręcznie na nasz.

I wtedy zaliczyłam wku*wa.

Oberwało się pani na najbliższej poczcie (zawsze obrywa się niewinnym). Dostałam numer do kierownika listonoszy w placówce nadrzędnej. Numer z całą historią przekażę Rodzicielowi i niech on dzwoni i opieprzy kogo trzeba.

Urząd państwowy, jego mać.

Kategorie
Archiwalne Praca

Druga praca

Przygodę zacznę 6- lub 12-godzinnym dyżurem w następną niedzielę (co będzie urocze, bo później poniedziałek i wtorek w całości spędzę w pracy nr 1 – witaj, ciężka praco, koniec opieprzania się). W perspektywie tyle samo czasu spędzonego w któryś dzień świąteczny. O moim nieodwołalnym urlopie w czerwcu na razie nie było mowy. Przyznam się pod koniec kwietnia.

Na razie w piątek telefon firmowy będzie prawie w centrum zainteresowania. Prawie, bo mam jeszcze życie osobiste ;). Dowiem się, który wariant jest aktualny. Wolałabym ten krótszy…

I może się czegoś w końcu z protetyki nauczę. Trza nabrać odwagi. Szefowa w pracy nr 2 chyba mnie na początku nie pogryzie…

Z innych wieści, dzisiaj chyba odwiedziła nas pani doktor, pod której skrzydłami miałam dwa tygodnie praktyk na internie po 3 roku studiów. Zrobiłam jej tylko przegląd, nie wiem, czy będzie chodzić dalej do mnie, czy do szefa. Ogólnie śmiesznie.

Dzisiaj się ode mnie oberwało telefonicznie matce pacjenta, który był umówiony na odbudowę zęba. 80 minut, możliwy zarobek: 300 zł. Pacjent oczywiście się nie stawił, słowem wcześniej nie pisnąwszy. Zresztą już wcześniej robił mi takie numery. Poprosiłam o przekazanie, że ma się zgłosić, jak się już zdecyduje na leczenie, bo nie szanuje mojego czasu. Trochę sobie pokwitłam, pasjanse porozwiązywałam…

Nie wiem, czemu jestem zmęczona, czego wyrazem jest taka sobie jakość notki. Nie doszłam do siebie po wczorajszym i dzisiaj też było trochę emocji?

PS.: Coś się stanie, jeśli się okaże, że wzięłam na fakturę coś, czego sobie nie mogę jednak wliczyć w koszty?

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kanał

A dokładnie to dziura. W dziąśle. Na przedsionkowej (dopoliczkowej) ściance wyrostka zębodołowego (kostnego wygórowania w szczękach, w którym tkwią zęby). Prowadząca do zniszczonego zęba.

Autentyczny kanał średnicy 4-5 mm.

Rozumiem przetoki. Ząb martwy, nieleczony, stanowiący siedlisko bakterii. Bakterie niszczą kość przy wierzchołku korzenia zęba, tworzą ognisko ropne, które w bólach (pacjenta) przebija się na zewnątrz (przy dobrych wiatrach), czyli do przedsionka jamy ustnej. Wąski kanalik, prowadzący od zęba na dziąsło to właśnie przetoka. Jak jest czynna, czyli otwarta, ropka się z niej powoli sączy, a pacjenta nie boli. Jak się czasem zamyka, to pacjenta poboli, ale bez tragedii. Ogólnie ujawnia się jako mały pypeć na dziąśle (pisałam o tym kiedyś), z ujściem albo niewidocznym, albo mającym niecały milimetr średnicy.

Tym razem miałam rzeczywisty kanał. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Przy odciąganiu policzka widać było, jak płat śluzówki odchodzi od kości. Można było nakładacz do środka włożyć i posłuchać trochę pacjentowych jęków. Nie, nie robiłam tego specjalnie.

Pacjent zaopatrzony w odpowiednie papierki, szczęśliwy z tego powodu, poleciał do chirurga stomatologicznego.

A ja się zastanawiam, ile czasu sobie hodował coś takiego i o ile wzrośnie mi doświadczenie (zwłaszcza chirurgiczne) przez pracę na pogotowiu stomatologicznym.

W środę być może rozmowa z może-przyszłym-szefem-nr-2. W firmie już się pochwaliłam. Poprosiłam, żeby nie mówili szefowi-nr-1.