Kategorie
Archiwalne Osobiste

K. zakłada firmę

Nie, nie gabinet. Wszyscy się zaczynają ekscytować, kiedy mówię o zakładaniu działalności gospodarczej, a to nie to samo, co własny gabinet.

Jak się okazało, dzięki klasycznej metodzie powtarzania tych samych informacji w kółko coś mi we łbie jednak zostało i powoli zaczynam się orientować, od czego zacząć. Dzisiaj zrobiłam wypad do Gdańska – musiałam wziąć od lekarza receptę (na lek nierefundowany, więc jaj w aptece nie będzie 😉 ), przy okazji wpadłam do Izby Lekarskiej. Tam wzięłam wniosek o wpis mojej jeszcze nieistniejącej praktyki (czyli działalności) do odpowiedniego rejestru, przy okazji wypytałam odpowiednią panią o kilka rzeczy. Odpowiednia pani pewnie pomyślała, że mimo skończonych studiów i stażu muszę być ograniczona, bo właściwie pytałam ją o niektóre rzeczy dwa czy trzy razy. Ale tak to jest, jak się zaczyna załatwiać takie sprawy na zielono.

To był w sumie pierwszy krok. Jutro siedzę cały dzień w pracy, dalszy ciąg działań będzie zatem w środę: równie skromny, bo chcę odwiedzić ze dwa biura rachunkowe celem wypytania o stawkę za usługi i wyrobić sobie telefon firmowy. T-mobile bardzo chętnie wciśnie mi drugi aparat za miłą cenę i z nowym telefonem (mam wprawdzie nieużywaną „słuchawkę”, ale wygląda tak sobie jak na oficjalną funkcję, którą ma pełnić). Jak dobrze pójdzie, to w tę samą środę założę równie firmowe konto email (typu lekdent[tuwpiszinicjałimienianazwisko]@gmail.com 😉 ) i wypełnię wniosek o wpis do CEIDG, co będzie pierwszym oficjalnym krokiem we właściwym kierunku. Konto w banku, które może służyć za firmowe w sumie mam: właściwie nieużywane (służy mi tylko do przelewania 100 zł miesięcznie na fundusz oszczędnościowy), w końcu się do czegoś przyda. Bieganie po urzędach w następnym tygodniu, oficjalne przyznanie się szefowi do podjętych działań (mam nadzieję, że mnie nie wystrychnie na dudka i podejmie ze mną dalszą współpracę 😉 ) i szukanie ubezpieczenia OC takoż. Z początkiem lutego chcę już działać oficjalnie jako [tu wpisz moje imię i nazwisko], Indywidualna Praktyka Lekarska.

Się okazało, że dla świętego spokoju najlepiej szukać drugiej pracy w innym NZOZie. Podejmowanie współpracy z prywatnym gabinetem to w tej chwili od cholery zachodu.

Jak coś robię nie tak, proszę krzyczeć. Wszyscy są bardziej doświadczeni ode mnie, chętnie skorzystam z przydatnych rad.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Wyłączony mózg

Kiedy czytam niegdyś kupiony „informator” na temat samozatrudnienia, mój mózg wyłącza się po kilku zdaniach. Zwyczajnie nie ma ochoty tego ogarniać. W rezultacie nadal nie wiem, jak się zabrać za założenie działalności. Nie wiem, czy księgowość prowadzić samodzielnie (przy pomocy programu), co zrobić najpierw, jakie decyzje podjąć, gdzie pójść, co mam wiedzieć w momencie pójścia gdzieś… Muszę jeszcze spłodzić umowy o użyczenie samochodu (autko mam swoje, ale jest zarejestrowane na Rodziciela celem zmniejszenia składek na ubezpieczenie), przechowywanie dokumentacji i sterylizację narzędzi (to z NZOZem), załatwić telefon firmowy… Ogólnie kanał. Skoro na razie pracuję w NZOZie, to mogę założyć praktykę na wezwanie, ale chcę nawiązać współpracę z innymi gabinetami i wtedy dobrze byłoby mieć praktykę stacjonarną. I bądź tu człowieku mądry.

Na razie się relaksuję umysłowo (może za bardzo i mój mózg się odzwyczaił od wysiłku?) i robię fachowy fangirling. W Wielkiej Brytanii na BBC1 leci druga seria serialu „Sherlock”, a ja kupiłam sobie pierwszą na DVD i przy oglądaniu dodatków się dziwię, że aktorzy są dostrzegani w dziwnych rolach. Mój niegdysiejszy wielki idol, Russell Crowe (uczucie nieco przygasło 😉 ), do roli w „Tajemnicach Los Angeles” został dostrzeżony w „Romper Stomper”, gdzie grał skinheada-neonazistę. Grający w „Sherlocku” Benedict Cumberbatch zawdzięcza swoją rolę odegraniem pedofila w „Pokucie” („Atonement”). Ogólnie dziwne są koleje aktorskiego losu. 😉

Coś miałam jeszcze napisać… A, tak. Mózg wyłączony.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Noworocznie

Sylwester miałam bardzo udany, dziękuję. Ponieważ wolna chata u mnie równa się maraton filmowy, tym razem również zaliczyliśmy z Mężczyzną kilka filmów, w tym na jeden pojechaliśmy do kina – na „Sherlock Holmes i gra cieni”.

Kilka akapitów o tym filmie ;). Po pierwsze, akcji jest więcej niż w pierwszym filmie. Po drugie, specyficzna dla Ritchiego dynamika zdjęć (dużo fast-forwardów i zwolnionego tempa) w scenie ucieczki przez las (widocznej w trailerach) wywołała u mnie szczękopad – brawa za realizację. Po trzecie, chemia między Robertem a Judem pozostała bez zmian. Fajnie rozwinięto postać Mary. Hans Zimmer zaprezentował trochę nowej muzyki, choć motywy ze ścieżki dźwiękowej do pierwszego „Sherlocka Holmesa” też się powtórzyły. Ogólnie kupa akcji, trochę dramatyzmu (główny bohater wpakował się w znacznie większe tarapaty, niż te w pierwszym filmie), mnóstwo scen humorystycznych, ogólnie fajne kino.

Ale jest jedno ale, zresztą zawarte w poprzednim akapicie. Trochę za dużo scen humorystycznych i za często wpadających w farsę. To był główny minus wskazany przez Mojego Mężczyznę, zepsuło mu to seans. Owszem, można tłumaczyć, że zmagania Sherlocka z kucykiem i swoboda bycia Mycrofta miały nieco zrównoważyć dość poważną tematykę filmu (próby powstrzymania wybuchu wojny), ale moim zdaniem nieco przesadzono.

Jak się ten film ma do książek i drugiej serii serialu BBC, która zresztą startuje w UK za jakieś 15 minut? W tym filmie były może trzy motywy zgodne z opowiadaniami Doyle’a. Działania Moriarty’ego (który jednak w książkach był Złym mniejszego kalibru w porównaniu z tym filmowym), obecność pułkownika Morana i miejsce, gdzie odbyła się ostateczna potyczka Sherlocka z Moriartym (za to ostatnie duży plus, bo mi momentalnie ciśnienie wzrosło). Ale OK, tego filmu się nie ogląda dla zgodności z książkami, tylko dla akcji. A tej było, jak pisałam, sporo.

Mimo przefarsowienia (nie ma dowcipów o rzyganiu, jest tylko jedna, nieodpowiednia osoba, którą rozebrano do rosołu. Nie to ciało na takie widoki 😉 ) film jest moim zdaniem naprawdę fajny i warto wybrać się do kina, jak już się w nim oficjalnie, a nie przedpremierowo, znajdzie :).

Co do reszty Sylwestra, to ogólnie obejrzeliśmy jeszcze jeden film, wypiliśmy po dwa drinki i po jednym kieliszku szampana, dużo czasu przegadaliśmy i ogólnie było spokojnie i miło.

A jutro znowu do pracy. Swój niecny plan założenia działalności niestety zacznę wprowadzać w życie dopiero od następnego wtorku.

Kategorie
Archiwalne Praca

Jutro Wigilia

Ciekawe, że w Polsce bardziej celebrowany jest dzień przed Bożym Narodzeniem, niż samo Boże Narodzenie.

Tak czy siak wszystkim moim Czytelnikom życzę spokojnych, wesołych, zdrowych świąt Bożego Narodzenia 🙂

pocztówka

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przecież to normalne, prawda?

Że młody dentysta bez swojego gabinetu pracuje w kilku miejscach jednocześnie?

Czy mam ukrywać przed szefem, że w momencie załatwienia formalności z działalnością gospodarczą zacznę szukać drugiej pracy? Że będę ściskać swoje 25 godzin z czterech do trzech dni i pozostałe dwa (w porywach do dwóch i pół) mam zamiar poświęcić na używanie wiertarki w innym gabinecie? Mam się wstydzić, że chcę zarabiać jeszcze więcej, choć muszę przyznać, przy dobrych wiatrach zarabiam całkiem nieźle?

Z tego, co wiem, lojalki nie podpisałam. Nie mam umowy o pracę. Chcę zarabiać tyle kasy, by mieć szansę na kredyt na mieszkanie, ten kredyt dostać, mieszkanie wykończyć, wyposażyć i bez problemu utrzymać. Nie wiem, na ile prowadzenie działalności wpłynie na ową szansę. Mam tylko nadzieję, że mimo kryzysu banki nadal lubią dentystów.

Działalność chcę założyć w styczniu. W czerwcu jadę na urlop. A potem zacznę się pytać, czy mogę liczyć na własne M.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Chce mi się.

Znowu dostałam do domu dorywczą robótkę. Niestety, wczoraj przyjechała część materiałów, reszta ma być dziś. Ok. 11 wyłączyłam kompa i usiadłam do robótki. Skończyłam to, co mogłam zrobić, o 12:15.

Nadal działałam na module „chcemisię”, więc otworzyłam szafę i wywaliłam z niej wszystko, co leżało na dnie – stare kosmetyki, pamiątki ze studiów i sto tysięcy par spodni, w które się w najbliższym czasie na pewno nie zmieszczę. Kosmetyki powędrowały do siatki z przeznaczeniem na wyrzucenie, stare narzędzia kanałowe polecą do przychodni, tam zostaną wysterylizowane i pewnie jeszcze trochę posłużą, spodnie na razie leżą na krześle.

W przypływie pasji robienia czegoś poszłam do swojego autka i uzupełniłam olej i płyn do spryskiwaczy.

I stary, acz sprawny monitor LCD powędrował z biurka na podłogę, owinięty w dwa worki na śmieci. Może w końcu mi się bardziej zachce i wystawię go na sprzedaż.

Aż żałuję, że na resztę materiałów do pracy poczekam jeszcze godzinkę, bo niedługo to może przestać mi się chcieć i już nie będzie tak wesoło.

Ale chociaż ciśnienie spadło na dziób i będę miała jeszcze troszkę do przepracowania, dzień na razie jest całkiem udany.

I świeczki o zapachu magnolii poprawiają atmosferę 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Za 8 dni Wigilia

Prezenty w gruncie rzeczy już mam.

To teraz ładnie proszę o śnieg, bo pilniczka na bezśniegową zimę/ładną wiosnę tej zimy nie przewidziano. 😉

Mam nadzieję, że w rezultacie na wiosnę nie będzie zimy, bo cholera, w czasie trwania Euro chcę być wyjechana i się w jakimś kaszubskim jeziorze taplać.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Będzie problem

z kupnem prezentu dla szwagra 😉

Problem polega na absolutnym braku pomysłu i wiedzy, cóż ów szwagier już posiada i z czego by się ucieszył. Pewnie będzie tradycyjnie Empik to the rescue.

Mam jeszcze do wykorzystania pół budżetu na prezent dla mamy, nie mam też nic dla mojego Mężczyzny. Reszta członków rodziny już jest „zabezpieczona”, chociaż jeden prezent ma przyjść pocztą. Zaczynam się bać.

Z innych wieści, chciałam się dziś przefarbować na jasno-czekoladowo, ale chyba trzymałam farbę na włosach nieco za krótko (pół godziny ze wskazanych na opakowaniu 30-35 minut) i niniejszym jestem ruda. A farba trwała, więc w najbliższym czasie nie będzie lepiej.

Zaczęłam robić czystki w szafkach. Rezultat sprawdzenia trzech szuflad z czterech: półtorej szuflady opróżnione, wywalone mnóstwo maści na trądzik z datą ważności 2005-2008, odnalezione: 6 par potencjalnie sprawnych słuchawek dousznych (w tym zestaw słuchawkowy do starego telefonu), dwie pary okularów korekcyjnych, górny i dolny, ruchomy aparat ortodontyczny (zastanawiam się, czy Wam go nie pokazać, choć po 8 latach nienoszenia nie wygląda najciekawiej 😉 ), ładowarka do jeszcze starszego telefonu i sto tysięcy innych drobiazgów. Pewnie niedługo część drobiazgów z dna szafy poleci do uwolnionej szuflady. Zostało mi jeszcze do sprawdzenia: dwa tekturowe pudła na górze szafy i regału, i pół jednej szafki. I ciuchy. Jak to rzekł mój Mężczyzna: gdybym się przeprowadzała, czystki momentalnie byłyby zrobione.

Poza tym mam fazę na palenie świeczek i jutro w ramach polowania na prezenty upoluję sobie jeszcze jakieś świeczuszki.

Kategorie
Archiwalne Praca

Pierwszy poślizg

Dzisiaj rano, kiedy jechałam do pracy, przy skręcie w prawo nieco mną zarzuciło. Ale tylko nieco. Brak obrażeń, przyspieszone tętno może z pół minutki. Na skrzyżowaniu była podmarznięta kałuża.

Muszę kupić dwie opony zimowe :/

I mam problem graficzny. Złota jesień minęła (nie ma liści na drzewach), a nie pada ani deszcz (za dużo), ani śnieg (właściwie wcale). Z tego tytułu nie mam pasującego pilniczka nad notki. Bo mam śniegowy lub deszczowy pilniczek. Nie mam jesiennego bez liści.

A może wrzucę świąteczny? Mikołajowy, znaczy? 😉 Fajny jest, jeden z najbardziej udanych, głównie z tego tytułu, że nie ja go robiłam. 😉

Rodzice oglądają TV na drugim końcu domu (na swój ekran jeszcze oszczędzam. Mam jakieś 5% planowanej na wydanie kwoty). Czy na TVN właśnie leci gala związana z akcją „Zwykły bohater”? Pamiętam, jak mnie to smuciło, że osobom, które zachowały się „uczciwie lub po prostu fair” aż trzeba dawać nagrody z tego tytułu…

Kategorie
Archiwalne Praca

Pacjenci charakterystyczni

Spokojnie, nie zniechęcę do siebie getpink. Chodzi mi o to, że tylko tacy pacjenci, którzy się czymś wyróżniają (a i to nie zawsze) mają szansę być przeze mnie zapamiętani z twarzy, imienia i nazwiska.

Częściej skojarzę znane mi nazwisko (chociażby z listy pacjentów, którzy mają do mnie danego dnia przyjść) z twarzą, niż na odwrót. W sensie widzę na liście nazwisko i pamiętam, jak dany pacjent wygląda. Właśnie niemożność skojarzenia twarzy z nazwiskiem jest dla mnie często powodem do miernej frustracji. Przecież poznaję pacjenta, który siada na moim fotelu już któryś tam raz (mam stałych klientów, i to nie tylko takich, co to ileś razy przychodzą na kanałowe), ale ni kija nie pamiętam, jak się nazywa. Zazwyczaj to nie ja wywołuję pacjentów z listy i potem przy otwieraniu karty w komputerze albo wypisywaniu skierowania na RTG jest mi głupio.

Z drugiej strony, jak już mam skojarzony zestaw twarz + nazwisko, to często pamiętam, czym dany pacjent się charakteryzuje. Ten nigdy nie bierze znieczulenia, ten może potencjalnie zemdleć, ten zwymiotować, u tego było ropy na pół wyrostka zębodołowego, ten kombinuje, ten jest bardziej wymagający, przy tamtym trzeba pilnować, co się mówi, bo łapie za słówka itp., itd.

Poza tym stali klienci, choć trochę ich jest, są w mniejszości. A charakterystyczni już w ogóle stanowią niewielki procent. Przyjmuję dużą ilość pacjentów z bólem, których często widzę na oczy po raz pierwszy – mam prawo, pracuję w tym miejscu dopiero nieco ponad rok. Licząc ok. 50 pacjentów przyjętych w tydzień, na miesiąc widzę ok. 200 osób. Pal licho, że część przychodzi kilka razy („kanałowcy”). Gdybym miała wszystkich zapamiętać, zawartość pamięciowych obszarów mojego mózgu składałaby się wyłącznie z nazwisk, twarzy i tekstów piosenek.

Aczkolwiek dzisiaj wzniosłam się na wyżyny niepamiętania. Usiadła u mnie jedna z praktykantek ze studium asystentek stomatologicznych. Widzę dziewczynę raz w tygodniu przez kilka godzin od jakichś dwóch miesięcy. Zorientowanie się, że moja „po cywilnemu” ubrana pacjentka jest praktykantką (jedną z 8 czy 9, które mam szansę oglądać i od kilku dni bardziej gonię do roboty 😉 ), zajęło mi jakieś pięć minut.

Przynajmniej w końcu dowiedziałam się, jak się nazywa.