Kategorie
Archiwalne Praca

Pacjenci charakterystyczni

Spokojnie, nie zniechęcę do siebie getpink. Chodzi mi o to, że tylko tacy pacjenci, którzy się czymś wyróżniają (a i to nie zawsze) mają szansę być przeze mnie zapamiętani z twarzy, imienia i nazwiska.

Częściej skojarzę znane mi nazwisko (chociażby z listy pacjentów, którzy mają do mnie danego dnia przyjść) z twarzą, niż na odwrót. W sensie widzę na liście nazwisko i pamiętam, jak dany pacjent wygląda. Właśnie niemożność skojarzenia twarzy z nazwiskiem jest dla mnie często powodem do miernej frustracji. Przecież poznaję pacjenta, który siada na moim fotelu już któryś tam raz (mam stałych klientów, i to nie tylko takich, co to ileś razy przychodzą na kanałowe), ale ni kija nie pamiętam, jak się nazywa. Zazwyczaj to nie ja wywołuję pacjentów z listy i potem przy otwieraniu karty w komputerze albo wypisywaniu skierowania na RTG jest mi głupio.

Z drugiej strony, jak już mam skojarzony zestaw twarz + nazwisko, to często pamiętam, czym dany pacjent się charakteryzuje. Ten nigdy nie bierze znieczulenia, ten może potencjalnie zemdleć, ten zwymiotować, u tego było ropy na pół wyrostka zębodołowego, ten kombinuje, ten jest bardziej wymagający, przy tamtym trzeba pilnować, co się mówi, bo łapie za słówka itp., itd.

Poza tym stali klienci, choć trochę ich jest, są w mniejszości. A charakterystyczni już w ogóle stanowią niewielki procent. Przyjmuję dużą ilość pacjentów z bólem, których często widzę na oczy po raz pierwszy – mam prawo, pracuję w tym miejscu dopiero nieco ponad rok. Licząc ok. 50 pacjentów przyjętych w tydzień, na miesiąc widzę ok. 200 osób. Pal licho, że część przychodzi kilka razy („kanałowcy”). Gdybym miała wszystkich zapamiętać, zawartość pamięciowych obszarów mojego mózgu składałaby się wyłącznie z nazwisk, twarzy i tekstów piosenek.

Aczkolwiek dzisiaj wzniosłam się na wyżyny niepamiętania. Usiadła u mnie jedna z praktykantek ze studium asystentek stomatologicznych. Widzę dziewczynę raz w tygodniu przez kilka godzin od jakichś dwóch miesięcy. Zorientowanie się, że moja „po cywilnemu” ubrana pacjentka jest praktykantką (jedną z 8 czy 9, które mam szansę oglądać i od kilku dni bardziej gonię do roboty 😉 ), zajęło mi jakieś pięć minut.

Przynajmniej w końcu dowiedziałam się, jak się nazywa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *