Nie dość, że pisaniem tego blogaska mimochodem miałam jakiś wpływ na pokonanie przez Kogoś dentofobii, to dziś usunęłam dwa zęby, które jeszcze niedawno byłyby typu „proszę zawołać szefa”.
No. Uparłam się i wyciągnęłam. Dwa nieoszukiwane dłutowania (takie z użyciem dźwigni), paskudy małe, łamiące się, wyskakujące z kleszczy, wyleźć nie chciały, ale nie odpuściłam.
Wczoraj też mi się udało. Tylko ząb był nieco większy i nawet go częściowo przepołowiłam wiertłem, choć ostatecznie wyszedł w całości.
Znaczy z chirurgią stomatologiczną jest lepiej. Jeszcze tylko protetyka leży, ortodoncji nawet nie liznę, ale wyleczyłam się już z chęci specjalizacji w tym kierunku. Może za kilka lat i nie w Gdańsku. Wolałabym nie spotkać ponownie kilku osób.