Koniec z Izbami. Znaczy z wykładami w Izbie Lekarskiej. Dzisiaj odbyły się dwa, z prawa medycznego i etyki (w piątek było orzecznictwo lekarskie), na końcu obu były oddzielne zalki.
Jak to jest, że zazwyczaj jak wykładowca jest młodszy od pozostałych i w dodatku beznadziejny, odbija to sobie, traktując zaliczenie najpoważniej, z progiem zdawalności 80% (już na zachowawczej było 75% i uważaliśmy to za przesadę)? Dobrze, że nie potraktował tego na tyle poważnie, by nie dać testu bardzo podobnego do wcześniejszych. 😉 Mam nadzieję, że zaliczę i będę miała z tym święty spokój.
Próbowałam też załatwić sobie staż na karetkach gdzieś bliżej mnie – jestem leniwa i nie chce mi się jeździć do Gda. Ale po chwili przemyślenia jednak się zapisałam tam, gdzie mają umowę z Urzedem Marszałkowskim. Niniejszym na początku sierpnia: pacjenci – BEWARE! Trzy kursy do Gdańska, dwa razy dyżury dwunastogodzinne i jeden siedmio-, może się w końcu nauczę robić wkłucia.
Nie będzie mnie w pracy w sumie jeszcze miesiąc do końca stażu (łącznie z trzema tygodniami urlopu, który mam zamiar wykorzystać). Ale z punktami na NFZ się wyrabiam (byłam nawet na lekkim plusie w maju, choć pracowałam w sumie przez 9 dni; ale to też dzięki nadwyżce wyrobionej wcześniej), więc w sumie robię swoje… Trudno. Od października już nie będzie takich przerw. I będę mogła pracować sama, choć w sumie z pomocy korzystam rzadko…