Na początku roku była śpiewka, że nowy samochód kupię za rok, czyli na początku 2015.
Pod niezbyt subtelnym naciskiem ze strony Taty (któremu nie podoba się, że Złomek nie ma praktycznie żadnych systemów bezpieczeństwa poza hamulcami i pasami, nawet poduszek powietrznych) zmieniłam śpiewkę na „we wrześniu, zaoszczędzę więcej, będę po urlopach i chudym miesiącu sierpniu*, reszta kasy trzymanej na wyjazdy pójdzie do puli na samochód i będę wiedziała, ile jej konkretnie mam.” Naciski osłabły. Termin konkretniejszy był bardziej satysfakcjonujący. W kredyty i leasingi nie miałam ochoty się bawić. Komputer kupiłam na raty i to mi wystarczy. Wolę nieco powstrzymać swoje zapędy zakupowe, ale za to potem zapłacić wszystko od razu i mieć to z głowy.
(* dwa tygodnie urlopu w lipcu oznaczają połowę wypłaty za rzeczony lipiec, czyli sierpień musiałabym przeżyć na wspomnianej połowie wypłaty. Samozatrudnionemu nikt za urlop nie zapłaci. Jak mówiłam, chudy miesiąc. Zbieranie kasy na urlop = kasa na wyjazd i życie po powrocie)
Aż w zeszłą niedzielę pojechałam do domu rodzinnego, by uszczelnić dach Złomka. Rodziciel to załatwił, po czym stwierdził, że muszę intensywniej oszczędzać kasę, bo ze Złomka rzeczywiście robi się złomek. Rdza dość mocno podjada progi.
No i, niestety, naciski wróciły w postaci otrzymywanych codziennie emaili z listą interesujących ofert.
Rodziciel szukał samochodu pod kątem automatycznej skrzyni biegów (i paru innych rzeczy; tak czy siak, w pełni ufałam jego wyborom). To jednak oznaczało, że oferty pochodziły z dość dalekich zakątków kraju, bo lokalnie nie było praktycznie nic ciekawego. Dla Taty żaden problem zrobić sobie wycieczkę, prowadzić lubi i za kierownicą odpoczywa, ale na to potrzeba czasu, którego ja w tym tygodniu absolutnie nie mam.
W czasie poszukiwań kilkakrotnie sygnalizowałam, że automatyczna skrzynia dla mnie nie jest priorytetem. Owszem, to wygoda, fajnie i w ogóle, wszyscy w rodzinie mają automaty i są zachwyceni, ale dla mnie to był bonus, bo Złomek ma ręczną skrzynię i nawet przez cztery lata użytkowania nie udało mi się zajeździć sprzęgła.
No to dzisiaj rano padło pytanie w moją stronę „czy automat to priorytet?”. Bez wahania odparłam, że nie. Tym samym znacząco poszerzyłam możliwości znalezienia czegoś ciekawego.
Chwilę później otrzymałam smsa, czy mogę się w dniu dzisiejszym stawić w miasteczku obok na oględziny rzadko spotykanego egzemplarza pewnej japońskiej marki (dlatego nie podam tutaj ani marki, ani modelu 😛 ).
Stawiłam się.
Została zaliczona jazda próbna. Rodziciel (jako prowadzący – ja tylko wsiadłam za kierownicę, żeby stwierdzić, że wszystko wygląda fajnie i super wysoko się siedzi) po jeździe stwierdził, że jest fajnie. Samochód dobrze utrzymany, nie wydawał z siebie żadnych podejrzanych dźwięków.
Zaczęliśmy wyciągać kasę z bankomatów. Jutro najprawdopodobniej kupujemy. Znaczy ja kupuję.
Złomka posiadam oficjalnie na spółkę z Rodzicielem. Moje nowe wozidełko – cztery lata młodsze, z 65 tysiącami mniej przebiegu i dwukrotnie mocniejszym silnikiem – będzie wyłącznie moje.
Jak ja jutro w pracy wytrzymam?