Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Wróciłam.

Z urlopu. Tak właściwie to już cztery razy byłam w pracy. Jednej i drugiej.

Po opalaniu w zeszły poniedziałek zdążyła już mi zejść skóra z ramion. Ogólnie rozleniwiłam się strasznie i w sumie nie wiem, o czym mam pisać, tyle tego było.

Nie pokąpałam się jeziorku. To był jedyny minus tego wyjazdu. Nogi zamoczyłam i tyle.

Ale trochę sobie z Moim Mężczyzną pojeździliśmy po Kaszubach. Część widoków już znałam. Dla MM, pochodzącego z płaskich Kujaw, góry i doliny na nieodpowiednim końcu Polski były nowością ;). Dom celowo ustawiony na (swoim) dachu takoż. Chyba mu się podobało.

Odwiedziłam też wiochę, na której spędziłam pierwsze półtora roku swojego życia. Taki mały powrót do korzeni. Do miasta, w którym się urodziłam, już nie dotarłam, bo było za daleko.

Ogólnie dwa tygodnie nicnierobienia były bardzo przyjemne. Domek świetny, dobrze wyposażony, właściciele niewidoczni, a jeśli już, to pomocni i bezproblemowi. Lokalizacja też była na tyle dogodna, że mieszkając w małej wiosce letniskowej mieliśmy idealną bazę wypadową, chociaż bez samochodu byłoby ciężko. Jezioro też piękne, byłoby bardzo zachęcające do kąpieli, gdyby temperatura wody była bliższa 20 niż 10 stopniom.

Następnym razem taki wyjazd na nicnierobienie urządzę sobie w lipcu albo sierpniu. 😉

Co do pracy… Miałam ostatnio dość częsty i frustrujący obrazek w postaci uroczej nastolatki o buzi zdecydowanie gładszej od mojej (będzie powtórka z dermatologicznej rozrywki, ale to od października), a z chyba czterema zębami po dewitalizacji pół roku temu lub na jakimkolwiek innym, acz początkowym etapie leczenia kanałowego. W takich sytuacjach nie wiadomo, co zrobić: czy dłubać w kanałach, czy ratować coś, co takiego leczenia póki co nie wymaga. Kilka razy zdarzyło mi się wybrać drugą opcję. Dziewczę zostało przeze mnie łagodnie zjechane (obdarowało mnie uśmiechem na moje „zęby masz zaniedbane”). Jest to jedna z wielu osób, dla których najchętniej zaklepałabym miesiąc w grafiku, żeby w miarę szybko zaprowadzić porządek w ustach, ale z zastrzeżeniem, że jeśli się choć raz nie stawi na wizycie (w przypadku osób z udowodnionym bardzo swobodnym stosunkiem do konieczności regularnych wizyt u dentysty), to będzie musiała się ustawić w kolejce na miejsce w grafiku – za trzy miesiące.

Tak. Te dwa tygodnie się przydały. Do wypalenia zawodowego jeszcze daleka droga, ale zabijać się za cudze zęby nie mam zamiaru. I może nawet uda mi się w miarę bezboleśnie przeżyć lipiec na połowie wypłaty.

Kategorie
Archiwalne Praca

Ostrzegali.

„Będzie przychodził bez pieniędzy.”

Przyszedł. Wiedział, że wizyta „prywatna”. Zrobiłam, co planowałam i jeszcze więcej. Wpisałam do programu. Zażyczyłam sobie 100 zł.

„To ja dostarczę następnym razem.”

Zrobiłam wielkie oczy.

„Wolałabym, żeby pan dostarczył jak najszybciej.”

„To dzisiaj, za chwilę.”

Poszedł. Wrócił, zapłacił, dostał paragon, wszyscy szczęśliwi.

A ja się zastanawiam, czy do sklepu też tak chodzi? Robi zakupy i na sam koniec mówi zupełnie bez skrępowania, że odda następnym razem?

Mój były pacjent z roszczeniem podobno w piątek zażyczył sobie dokumentację medyczną swojego przypadku na użytek ubezpieczalni. Dokumentację (a dokładniej to kopię) już raz dostarczyłam, poza tym wg pani radcy prawnego z Izby Lekarskiej pacjent nie ma prawa w tych celach otrzymać papierów do ręki. Ze strachem w sercu (mamy ze sobą przerąbane) zadzwoniłam do pacjenta i poinformowałam, że w celu otrzymania dokumentacji (którą już dostali, jak pisałam), powinnam dostać z ubezpieczalni wniosek podbity przez lekarza (o czym dowiedziałam się PO przekazaniu dokumentacji). Pacjent przyjął to ze spokojem i stwierdził, że w takim razie zwróci się do ubezpieczalni, by zwrócili się z tym do mnie. Pomijając fakt, że po kiego grzyba im dwie kopie tej samej dokumentacji. Nie przyznałam się, że w sobotę jadę na dwa tygodnie urlopu i cała sprawa jeszcze się przedłuży. 

Wniosek z powyższego jest taki, że przez zrobieniem czegokolwiek w związku z roszczeniem pacjenta należy poradzić się prawnika.

A jutro na sam początek będę miała pacjenta psychiatrycznego (prawdopodobnie) na fotelu. Mniodzio.

Cztery dni pracy i urlop.

Kategorie
Archiwalne Praca

Nie i już.

No nie mogę nosić rękawiczek lateksowych. Wcale. Nawet przez pięć minut, kiedy oszczędzam swoje nitryle i chcę narzędzia na pogotowiu umyć. Raz reakcja pojawi się po dwóch dniach. Innym razem po pięciu minutach.

W zeszłym tygodniu byłam na kursie z minutą praktyki. Wbijaliśmy igiełki w golonkę. Organizatorzy zapewnili rękawiczki, obrywając ode mnie dużym plusem, bo były one nitrylowe.

Raz miałam przerażającą reakcję alergiczną. Przerażającą, bo pojawiła się znikąd. Zaczęłam się bać, że na nitryle też mam alergię, ale, całe szczęście, łapka się zagoiła i było OK. Bo po wystąpieniu reakcji moja prawa ręka wygląda tak, jakbym kogoś pobiła: mam zaczerwienione i popękane knykcie. Zresztą na wspomnianym wcześniej kursie musiałam stanowić miły widok. Jestem praworęczna, więc nie było nawet jak schować łapki. Jak się koledzy dentyści i lekarze być może przyjrzeli, to mieli pewnie różne teorie na mój temat.

Na pogotowie kupuję własne rękawiczki. W przychodni „głównej” zaczęli o mnie dbać po jakichś trzech miesiącach stażu. W tej chwili większość lekarzy u nas dla świętego spokoju przestawiła się na nitryle (w sensie takie zamówienie składa szef 😉 ), które ceną nie różnią się od rękawiczek lateksowych, tylko trochę ciężej je założyć.

Ogólnie żywot jest nudny acz ciężki, a za tydzień jadę na urlop, jupi. 😉

Głodna jestem po dyżurze, dobranoc.

Kategorie
Archiwalne Praca

Gabinet przy własnym domu to niekoniecznie dobry pomysł

Przypadek z pogotowia, niedziela wieczór. Przychodzi mama z dzieckiem. Dziecko było pacjentem. Pani opowiada, jak to bolący ząb najpierw był „opatrunkowy”, potem wypełniony, po miesiącu zaczął boleć. Pani w ową niedzielę wieczorem poszła do dentystki, która ten ząb robiła ostatnio, żeby pani dentystka spojrzała i coś poradziła. Pani dentystka zdecydowanie odesłała panią z dzieckiem na pogotowie stomatologiczne.

Pani była oburzona. Przecież chodziło tylko o to, żeby spojrzeć! W końcu to dziecko, dorosły jakoś wytrzyma, ale na dziecko mogła przecież spojrzeć!

Mogłam tylko wywnioskować, że pani doktor ma gabinet przy własnym domu, skoro była dostępna, a dziecka nie przyjęła.

Można w pewnym stopniu zrozumieć mamusię. Z drugiej strony…

Ząb bolał od kilku dni. Mamusia w końcu zdecydowała się zjechać z wakacji. Po mojej interwencji z komory wylała się ropa: nic dziwnego, że ząb bolał.

Jeśli dentysta choć raz pozwoli sobie na ustępstwo w postaci posadzenia pacjenta na fotelu w niedzielę wieczorem, to będzie miał takie sztuki zawsze. Mi to chyba nie grozi, bo własnego domu z gabinetem raczej nie wybuduję. Zastanawiam się, jak długo mój były dentysta (którego zresztą mam zamiar odwiedzić przed urlopem, ale ani słowa Rodzicielce, bo jest to decyzja średnio racjonalna 😉 ) musiał wychowywać sobie pacjentów, żeby dali mu spokój w jego własnym domu.

A pacjenci niech zrozumieją takiego dentystę z gabinetem przy domu. Fajnie, jasne, do pracy dwa kroki, zazwyczaj przez jedne drzwi, ale każdy ma prawo do nienaruszalnego pracą odpoczynku. Ból zęba zazwyczaj wiąże się z zaniedbaniami, więc jeżeli ktoś nie dba o zęby, to niech nie wymaga od dentysty, że ten poświęci swój wolny czas na ratowanie czegoś, na czym nie zależało właścicielowi.

Kategorie
Archiwalne Informacje Praca

Amalgamat

W stomatologii „amalgamat” to nazwa jednego z najstarszych materiałów do wypełnień ubytków, nadal popularnych i bardzo trwałych, jednak nieestetycznych: mowa o „srebrnej” plombie.

Jakiś czas temu miałam pacjentkę lat ok. 18. Dziewczyna od kilku lat jest diagnozowana nefrologicznie, ma problemy z kręgosłupem i ogólnie się „sypie”. W międzyczasie wylądowała na moim fotelu. Poza kilkoma drobnymi ubytkami stwierdziłam 10 różnej wielkości wypełnień z amalgamatu.

Oficjalnie maksymalna ilość wypełnień z tego materiału wynosi 7 średnich.

Jakiś czas po przeglądzie usłyszałam, że w końcu wykonano u dziewczyny odpowiednie badania i wykryto zatrucie metalami ciężkimi.

Amalgamat składa się ze srebra, trochę miedzi, cynku i rtęci. Środowisko jamy ustnej jest idealne dla procesów elektrochemicznych. Moją pacjentkę czeka wymiana wszystkich metalowych wypełnień. Być może niektóre były źle skondensowane w ubytkach.

Policzcie sobie przed lustrem swoje zębowe sreberka. To była notka ku przestrodze.

Kategorie
Archiwalne Praca

„Udane” popołudnie

Zmiana na NFZ udana. Dzienna norma punktów, obliczona z danych w programie, nieco przekroczona. Skończyłam koło 13, przy okazji żegnając na jakieś 4-6 miesięcy pana, którego podobno wyleczyłam z dentofobii. Też będę za nim tęsknić.

Już wtedy wiedziałam, że pierwszy pacjent „prywatny”, zapisany na 14:30, nie przyjdzie.

Poszłam na przerwę z perspektywą późniejszego drzemania do 15:10 (wizyta kolejnego pacjenta).

Wróciłam z zakupów i dowiedziałam się, że szanowni państwo z 15:10 i 15:50 po telefonie od asystentki również odwołali wizyty.

Za co ślicznie im dziękuję, bo w ciągu dwóch godzin ALEŻ OCZYWIŚCIE, że można znaleźć kogoś innego w to miejsce.

Pacjent na 16:30 stwierdził, że nie może przyjść wcześniej, więc zadzwoniłyśmy do pana z 17:10.

Pan po chwili negocjacji stwierdził, że przyjedzie na 15:10 z kolegą, zapełniając oba miejsca przed 16:30.

Nie udało nam się skontaktować z pacjentem z 17:50 (ostatnim).

Wybiła 15:10. Po pacjencie ani widu, ani słychu. W międzyczasie zadzwoniła matka pacjenta z 16:30 i stwierdziła, że on też nie może przyjść. Pacjent z 17:50 pozostawał nieuchwytny.

Wybiła 15:50. Nadal pustki na poczekalni. Próbowałam zadzwonić do pacjenta. Nie odbiera.

Ok. 16:10 spakowałam swoje rzeczy i pojechałam do domu.

Ok. 16:30 zadzwonił do mnie pacjent z 15:50 (a właściwie z 15:10, bo nadal wiózł swojego kolegę), twierdząc, że nie dał rady wyjść wcześniej z pracy i właśnie dojeżdża do przychodni. Ja na to, że mnie już tam nie ma i proszę przyjść (na wcześniej wyznaczony termin) za tydzień. Musiałam to powtórzyć ze trzy razy, żeby pacjent zrozumiał, że nie, nie przyjmę go ani dziś, ani jutro, bo a) jestem w domu, b) nie mam kiedy przy zapełnionym grafiku „prywatnym”, z góry odrzucającym możliwość wciskania kogoś pomiędzy pacjentami.

Moja komórka nadal twierdzi, że pacjent z 17:50 ma wyłączony telefon.

Ogólnie od cholery pieniędzy dziś zarobiłam.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Żyję.

Przeziębiona jestem i smarkam w papier toaletowy. Chodzę do pracy i się cieszę, bo zarobię duuuzio pienionszków w tym miesiącu. Oglądam seriale i uprawiam niepohamowany fangirling na pewnym anglojęzycznym blogu.

Czasami sobie myślę, że fajnie by było, gdyby jakiś pacjent chętny na protezy przyszedł z tym do mnie, a nie, że jakakolwiek myśl o robieniu czegoś protetycznego powoduje, że robię się blada ze strachu.

Wczoraj szef miał imieniny. Asystentki kupiły kwiatka, w wolniejszej chwili podeszłyśmy do szefa, jedna z pań zaczyna „Pan, jako głowa tego domu…”, na co szef „A co, dzisiaj Dzień Ojca?”.

Wczoraj byłam w kinie na „Nietykalnych” i mogę z całego serca ten francuski film polecić. Ciepły, śmieszny i ogólnie fajny.

W drodze do kina miałam kilka świetnych okazji na ćwiczenie hamowania pulsacyjnego. Niefajnie było.

IQ nieco mi zmalało, więc na tym poprzestanę, dodając tylko, że łatwiej ze mną nawiązać kontakt pisząc mi emaila niż wiadomość na fanpage’u, o czym się przekonał pewien miły fan.

Dzień dobry. Choć chciałoby się powiedzieć „dobranoc” i wcale nie jechać na kolejne 6 ciężkich godzin…

Kategorie
Archiwalne Praca

Ciężko się dostać

Piątkowy dyżur. Dwóch zapisanych pacjentów oczywiście nie przyszło, ale miałam dwóch potrzebujących, w tym jedną panią ze wsi, w której mieszkają dwie asystentki w przychodni, w której głównie pracuję.

Pani z przewlekłym zapaleniem tkanek okołowierzchołkowych jednego zęba. Nie jestem w stanie zrozumieć logiki leczenia typu trucie -> założenie wypełnienia. Z drugiej strony czemu ludzie po leczeniu, jak ząb boli tygodniami, nie pójdą do dentysty, który ten ząb leczył? Ząb po rozwierceniu daje się ładnie udrożnić, informuję o wstępnych kosztach, mniej-więcej czasie trwania leczenia i możliwych powikłaniach. Pani zgadza się na leczenie u mnie.

„Bo wie pani, do naszej przychodni [tu pada lokalizacja firmy, w której pracuję od poniedziałku do czwartku] tak ciężko się dostać…”

Pani raz się do nas dostanie i się zdziwi.

Z innej beczki, wczoraj spotkałam trzy osoby z roku: jedną koleżankę na kursie, na którym byłam, a który, choć fajnie prowadzony, to jednak nie był satysfakcjonujący, potem sprawcę mojego dyżurowania w weekendy, a na końcu trzecią koleżankę przelotem.

I widziałam na własne oczy atak mgły od morza.

Kategorie
Archiwalne Praca

Czekoladowy głód

Wzięło mnie wczoraj. Nawet przez chwilę myślałam, czy by nie wypróbować moich kijków do Nordic Walkingu (tak naprawdę to trekkingowych, ale będę się oszukiwać) i nie przebiec się do sklepu, ale niestety z powodu pogody szybko mi przeszło. Dzisiaj przed pracą chciałam zajrzeć do sklepu i sobie kupić jakąś czekoladę, ale z racji pełnego parkingu przed sklepem (-> tłum w sklepie) dałam sobie spokój.

W pracy na początek miałam usuwanie dolnej czwórki, którą do pewnego momentu nawet było za co złapać kleszczami i się ruszała, po czym rozległ się trzask. Kolejne pół godziny wygrzebywałam centymetrowy, cienki kawałek korzenia, ułamany kilka mm poniżej brzegu kości. Przez chwilę nawet chciałam pacjenta odesłać do chirurga, ale korzonek zaczął się wyraźnie ruszać, czym wszedł mi na ambicję. Najbardziej frustrujący był moment, kiedy widziałam, że rozbujałam i rozgrzebałam go po brzegach na tyle, że udałoby się wcisnąć dźwignię w szparę między korzeniem a kością, ale złośliwiec zawsze wracał do mniej korzystnej pozycji. W końcu się udało. Tym samym kolejnych pacjentów przyjmowałam z ponad półgodzinnym opóźnieniem (nic dziwnego w czwartki, ale zawsze mnie to frustruje), z którego to powodu moja frustracja (napędzana brakiem czekolady) jeszcze wzrosła. W międzyczasie było trzech pacjentów lejących śliną, więc zaliczyłam dodatkowego wkurza.

W końcu zdałam sobie sprawę, dlaczego jestem tak nabuzowana. Powód był ten sam, dla którego miałam tak ogromną ochotę na czekoladę.

Jak to określiła moja asystentka „brak magnezu?”. Na fotelu siedział facet, wolałam nie drążyć tematu kobiecych hormonów.

Tak, proszę państwa, wczoraj wieczorem dopadł mnie PMS, tadam.

Po czym, jak już o tym wiedziałam, mój poziom frustracji znacząco opadł, usunęłam jeszcze kilka ząbków, wypełniłam kilka ubytków i nawet raz przyjęłam dwóch pacjentów jednocześnie (jeden się znieczulał, u drugiego zrobiłam szybki przegląd). Z pracy wyszłam przed szóstą.

Teraz tylko się zastanawiam, czy mam po co jechać w weekend do pracy. Niedaleko pogotowia stomatologicznego, w którym chcę dorabiać, otworzyła się podobna firma, tylko że całodobowa i na NFZ. A to bardzo silna konkurencja.

Kategorie
Archiwalne Praca

Debiut w drugiej pracy

Wczoraj wieczorem. Jeden pacjent. Rozwiercenie jednego zęba. Zwrócił mi się koszt rękawiczek, które musiałam kupić. W większości, bo nadal jestem złotówkę na minusie. Ciekawe, czy w niedzielę będzie lepiej.

Pacjent to pikuś. Smutniejsze jest to, że będę tam zupełnie sama (tylko raz czy dwa będzie asysta). Jakieś wstępne „szkolenie” już przeszłam, ale pewnie później będzie panika. I przejęłam klucze asystentki, która była ze mną wczoraj, bo w niedzielę muszę zamknąć gabinet. Tylko co potem z tymi kluczami?

Poza tym czytałam cennik i choć ceny miłe dla oka (mojego), to jednak wyszło, ilu rzeczy nie umiem i nie byłabym w stanie zrobić. Chyba czas wrócić do podręczników… I/albo w końcu wykupić sobie prenumeratę jakiejś prasy fachowej, co sobie obiecuję od dłuższego czasu. Ale nieee, k. jadąca na resztkach wypłaty kupuje sobie kijki do Nordic Walkingu i książkę o ekranizacjach opowiadań z Sherlockiem Holmesem.

A święta też spędzę w pracy. Bardzo po katolicku. Nie całe, ale w domu niespecjalnie pomogę. :/