Kategorie
Archiwalne Osobiste

Koci przełom

Mieszkanie wynajęłam z dwoma kotami w pakiecie. Zamieniłam szarego, głuchego, mimo to hałaśliwego Syberyjczyka i łaciatą (białą w czarne łaty), wredną zołzę na dużego, biało-rudego kocura i czarną, drobną, gadatliwą koteczkę. Kocur jest głupiutki i tchórzliwy, kotka po kociemu inteligentna i towarzyska. Kocur najpierw chował się na szafach, potem przede mną uciekał, kotka… nie miała nic przeciwko mnie. Spały nie wiem, gdzie, na pewno nie ze mną.

Poprzedniej nocy kotka (Mrówka) po przewróceniu czegoś w sąsiednim pokoju przyszła do mnie do łóżka się pocieszyć. Tej nocy oba stwory obudziły mnie koło czwartej swoją bitwą, którą przerwały po moich głośnych sykach, po czym pocieszenia wymagał kocur (Kisiel). Potem miałam, oczywiście, problemy z zaśnięciem, ale jakoś się udało i obudziłam się znowu 2 minuty przed budzikiem.

Oba koty leżały ze mną w łóżku.

Osobiście uważam to za przełom :). Z tej okazji może im kupię dzisiaj jakiś smakołyk 😉 (i tak mają ze mną dobrze, bo nie dostają Whiskasa, tylko karmę wartościową odżywczo)

Tak poza tym, muszę się przyzwyczaić do większego hałasu w nocy. Kilkadziesiąt metrów od moich okien przebiega ruchliwa, krajowa droga, więc coś szumi praktycznie cały czas. Zegar w kuchni (a raczej aneksie) hałasuje. Koty się tłuką. W domu miałam tylko chrapanie Rodziciela za ścianą.

Zbieram siły i odwagę na kupienie łóżka (na razie śpię na wersalce w „salonie”) – chyba zamówię transport, bo wczoraj szafkę pod telewizor (tak, wiem, zakupy! :P) udało mi się przewieźć tylko po rozłożeniu kanapy w autku. Kartony z łóżkiem raczej się w nim nie zmieszczą. No i materac, który też będzie mnie sporo kosztował. Potem czeka mnie zbieranie jakichś 10 tys. zł na kuchnię. Wolałabym nie kupować na kredyt. Nie muszę mieć wszystkiego „na wypasie”: zlew, kuchenka, lodówka, mikrofalówka, kilka szafek. I powolutku do przodu. Na razie wszystko mam. Potem to wszystko wywędruje do Rodzeństwa.

Start w dorosłość.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przeprowadzonam.

Biurko i komputer stoi w pokoju, który ma służyć za graciarnię. Większa graciarnia jest w przyszłej sypialni, z której będę musiała wynieść/wyciągnąć kilka mebli. Trochę tego nie ogarniam.

Ogólnie rośnie mi lista zakupów: stół kuchenny, tzw. ertefałka („RTV-ka” – komódka pod telewizor i na inne sprzęty audio-wideo), łóżko (na razie będę spać na wersalce, której twardość będzie mi ciężko zastąpić – dla moich pleców najzdrowsze byłoby chyba spanie na podłodze. Im twardziej, tym lepiej), regalik na płyty muzyczno-filmowe… Wypad do IKEA jest planowany na następną sobotę. Będę po kursie w Gdańsku, akurat podpasuje.

Gdybym nie miała sztucznej (acz zszytej) dziury w ciele, to bym też kupiła farby do ścian, folię malarską i pędzle, bo odklejenie trzech obrazków od ściany będzie się z góry wiązało z mini-remontem, o który reszta ścian „salonu” też się prosi. Bardzo polski sposób na spędzanie urlopu. Im szybciej tym lepiej, z drugiej strony w najbliższym czasie niespecjalnie będzie kiedy, bo nawet weekendy będę miała skutecznie zawalone. W listopadzie? Kto wie.

Kupiłam sobie butlę półsłodkiego Fresco, ale dzisiaj chyba nie mam już siły na upijanie się. Niby prawie nic nie nosiłam i w porównaniu z dystansem pokonanym przez MM i panów z ekipy nie mam się czym chwalić, ale jednak najwyraźniej jestem typem (prze)wrażliwca i pozwolę sobie na wieczorne jęczenie.

Idę znaleźć piżamę i zbieram się do spania…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Robimy jesiennie

Zmiana pilniczka.

O 12 do mieszkania Rodzeństwa przyjeżdża ekipa i zaczyna się akcja przeprowadzka. Może dzisiaj wieczorem na keyprywatnie.blox.pl będą jakieś zdjęcia z nowego lokum, załadowane dzięki internetowi już nie z Neozdrady, tylko z kablówki. A jak nie dzisiaj, to może jutro.

Do spakowania został mi tylko komputer, ale to będzie góra 5 minut.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nabazgrał

Pojechałam dzisiaj na swoje wycinanki na oddział dzienny dermatologii pewnego szpitala. Miały być o 11, ale o 10:45 usłyszałam, że pan doktor musi mi podbić skierowanie. No to usiadłam pod pokojem nr 4. Pan doktor o 10:50 wyszedł z zabiegowego i się spytał, kto do niego jest. Były cztery osoby – ja czwarta. No to popodbijał, pogadał, pobadał, w końcu doszedł do mnie i poszliśmy do rejestracji, gdzie założono mi kartę. Z kartą (po 11) wróciłam pod gabinet doktora. Coś tam jeszcze mi wypisano, wylądowałam w zabiegowym.

Zostałam popisana pisakiem, potem znieczulona miejscowo.

Zazwyczaj po podaniu znieczulenia przy zębie, który mam usunąć, a przed chwyceniem kleszczy nakłuwam dziąsło zgłębnikiem, żeby się przekonać, że znieczulenie działa. Dzisiaj zostałam podobno pokłuta skalpelem, ale w ogóle nic nie czułam.

Cały zabieg trwał chyba 15 minut. W pewnym momencie do gabinetu weszła rejestratorka.

R: Czy pan doktor napisał „barku”? Tak pan nabazgrał, że wolę się upewnić.
Doktor: Gdzie nabazgrałem?
R: Praktycznie wszędzie.

Zostałam zszyta i zaklejona, umówiłam się na kontrolę za tydzień.

Znieczulenie już chyba puściło. Czuję, że coś mam na prawej łopatce, ale nie można tego nawet nazwać dyskomfortem. Zalecono mi oszczędzanie się przez najbliższych kilka dni, ale na razie wydaje się, że niestety, ale będę w stanie dźwigać jutro swoje kartony. O ile moje dzisiejsze dokańczanie pakowania się jednak nie spowoduje, że zmienię zdanie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Dzisiaj jestem wredną suką

bez większego powodu. Przepraszam zatem wszystkich urażonych, obrażonych, dotkniętych lub zdołowanych po tym, co mogłam powiedzieć, napisać czy zrobić. Niestety niestabilność emocjonalną i egzaltację stwierdzono u mnie bardzo dawno temu i są takie dni, kiedy po prostu nie mogę się pohamować. Jeszcze raz przepraszam.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Zaczęłam się pakować.

Po najświeższe informacje z placu boju (chwilowo będę fanką krótkich form przekazywania wieści) zapraszam na facebookowego fanpejdża. Śledźcie, komentujcie, polubiajcie, a pakowanie będzie mi szło wolniej. 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Trochę mi się plany przestawiły

I, cholipka, nie wiem, jak to wszystko ogarnę. Powinnam zacząć się pakować, bo potem nie będzie kiedy. Spakowanie dobytku w całym pokoju to coś innego od godzinki zbierania rzeczy, bo się wyjeżdża na dwa tygodnie.

Przeprowadzka miała być po 15 października. Będzie 13 i 14. Będę w tym domu mieszkać jeszcze tylko 9 dni.

O, ścisk w dołku, jak fajnie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

To chyba boli.

[A/N: notka ma gorzki wydźwięk i zawiera jedno chyba brzydkie słowo na p.]

Jeden niewielki ruch palcami lewej ręki, w górę albo w dół. W wielu przypadkach na spokojnie, stojąc na czerwonym świetle. Jest czas, żeby to zrobić, nie wykonuje się gwałtownych manewrów. To idzie tak automatycznie jak zmiana biegu. Jedna mała wajcha, w górę albo w dół. Nawet często sama odskakuje.

A może to jakiś protest przeciwko zwiększaniu bezpieczeństwa na drodze? Bo przecież ja wiem, dokąd jadę. Czemu kierowca w samochodzie za mną lub obok musi to też wiedzieć? Stać mnie na blacharkę, jeśli ktoś we mnie wjedzie, to będzie jego wina, bo nie zachował odstępu. Czemu mam usprawniać ruch na skrzyżowaniu, czemu kierowca za mną miałby przejechać szybciej przez skrzyżowanie wiedząc, że ja skręcam w lewo, więc on może mnie ominąć z prawej i pojechać prosto?

Poważnie, czy używanie pieprzonego kierunkowskazu jest takie trudne?!

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jak to K. prawie znalazła się w czarnej d., ale jednak jej się poszczęściło.

We wtorek autko zaczęło się psuć: lewarek skrzyni biegów zaczął ciężko chodzić, miałam trudności zwłaszcza z wrzuceniem jedynki. Rodziciel po usłyszeniu o moim problemie zaczął robić research i, jak to przy internetowych poszukiwaniach rozwiązań problemów, wyszło sto tysięcy różnych przyczyn. We środę po pracy udało mi się dojechać do mechanika, pan mi przestawił trochę sprzęgło, skrzynia zaczęła działać normalnie. Do wczoraj.

Byłam na dyżurze. Przy wychodzeniu z gabinetu okazało się, że, jak zwykle przy zmianie torebki, nie wzięłam ze sobą portfela. Git, będę jechać „legalnie”. Wyjechałam z pierwszego skrzyżowania, coś trzasnęło, pedał sprzęgła „spadł” do podłogi. Udało mi się rozpędem wjechać do zatoczki przystanku autobusowego. Awaryjne włączone. Wyciągam telefon. Bateria w fazie formowania, komórka już raz wcześniej zapipczyła, że ma mało prądu. Ale OK, może wytrzyma. Dzwonię do taty i skomlę o problemie. Rodziciel obiecał, że zaraz przyjedzie. Dzwoni po chwili i mówi, że to potrwa trochę dłużej, bo właśnie wypił piwo i prowadzić musi mama. Przy okazji wydał odpowiednie instrukcje. No to ja w międzyczasie szukania i zakładania haka oraz rozkładania trójkąta ostrzegawczego (trójkąt stawia się za tylną szybą, podczas jazdy na holu światła awaryjne muszą być wyłączone – pamiętałam to jeszcze z kursu na prawo jazdy prawie 6 lat temu) pomyślałam sobie, że w takim razie dobrze, że mama też nie piła.

Dojechali. Podpięli linę holowniczą. Ruszamy.

Jazda na tym holu była chyba tak samo stresująca, co egzamin na prawko (na drugim podejściu, kiedy to udało mi się wyjechać z placu. Wróciłam też za kierownicą i zdałam, żeby nie było :P). No, może trochę mniej. Tak czy siak, w kuper nikomu nie wjechałam, ale po wyjściu z samochodu ręce mi się trzęsły.

Dzisiaj była powtórka z rozrywki, trzeba było pojechać do mechanika – przeżyłam to trochę mniej, ćwiczenie czyni mistrza ;). Linka sprzęgła do wymiany. Czeka mnie jeszcze trzecia wizyta, na wymianę oleju w skrzyni biegów (producent zaleca co 40 000 km, ja tym samochodem wyjeździłam jakieś 25 000, matula – poprzedni właściciel – nie wiem, ile, ale nigdy wymiany nie robiliśmy, więc czemu nie zrobić tego teraz). Może blaszak jeszcze pojeździ.

Ogólnie rzecz biorąc wczoraj miałam ogromne szczęście. W zapomnianym portfelu miałam dokumenty do samochodu i nawet głupie kontakty o pomoc drogową. Gdyby padła mi komórka, nie byłabym w stanie z nikim się skontaktować, bo numerów rodziców nie pamiętam (domowy mamy zawieszony). Ogólnie byłby dups, ale wszystko chyba dobrze się skończy :).

Całe szczęście też, że na dzisiaj nie miałam żadnych planów: Mój Mężczyzna jest w pracy, więc i tak byśmy się nie widzieli, a kolejny dyżur mam dopiero w niedzielę.

A tata teraz się bawi symulatorem pianina na swoim (też w miarę nowym i wypasionym 😉 ) telefonie. Zamiłowanie do zabawek mam chyba po nim :).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Mały kawałek historii

W mieście najbliższym mojej mieścinie jest jeden porządny sklep muzyczny, w sensie taki z płytami, koszulkami i innymi gadżetami. Sklep – maleńka klitka – istnieje od zawsze, czyli od co najmniej 18 lat, kiedy to moje starsze rodzeństwo zaczęło się edukować muzycznie dzięki panu, który ten sklep od równie zawsze prowadzi. Pana pamiętałam jako „pękatego” posiadacza blizny, jakby mu ktoś siekierą przyłożył nad prawym okiem. W tej chwili pan jest również siwy i powoli łysiejący. Zna się również na tym, co sprzedaje: rodzeństwo zostało wyedukowane w stronę grunge’u i nigdy nie było zawiedzione proponowaną przez pana muzyką, choć sklep nazywa się Blues.

Dzisiaj poszłam sprawdzić, czy mój średnio znany szerokim masom ulubiony zespół również znajduje się w kręgu ewentualnych zainteresowań pana z Bluesa.

Archive ogólnie jest zespołem trip-hopowo-progresywnie-rockowym z dużą dozą elektroniki. Wypłynął w Polsce dzięki Radiowej Trójce (która, jako jedyna stacja radiowa, czasami puszcza ich kawałki), więc szanse, że szanowny pan z Bluesa Archive zna, były duże.

Pan wiedział, że ich nowa płyta wychodzi niedługo (wyszła wczoraj). Z uśmiechem poinformował mnie o trzech wersjach krążka, z czego on zamówił tą najtańszą, za ok. 45 zł. Będzie w piątek koło południa.

Stwierdziłam, że trzeba zatem dbać o lokalny biznes i w w drodze do MM, zamiast do Empiku (który robi przekręty i np. nie płaci wydawnictwom), to zajrzę do Bluesa i dam szanownemu panu zarobić kilka złotych. Tak w ramach odpokutowania za grzech zakupu kasety, której do dziś dnia się wstydzę. 😉