Kategorie
Rozrywka

Archive „Restriction”

archive

Niecały rok po wydaniu poprzedniej płyty, „Axiom”, która była albumem dość dziwnym, brytyjski kolektyw Archive wypuścił nową. Dopadłam poprzez preorder. I z autografami założycieli zespołu ;).

Poprzedni krążek był dziwny, bo nastawiony na dokręcenie do niego filmu (którego do tej pory nie widziałam, choć został wydany razem z albumem). Brzmiał zatem jak soundtrack, przez co głębszym sentymentem darzę jeno połowę utworu tytułowego i jeden bonus, którego zresztą nie było na płycie. Album zły nie był, ale rzadko do niego wracam. Archive generalnie tworzy muzykę bardzo ilustracyjną, ale z „Axiom” trochę przesadzili ;).

„Restriction” powraca do bycia płytą ilustracyjną niechcący. Pewnie dałoby się podkleić ją pod sceny w filmie, ale słuchając kolejnych kawałków nie myślimy o tym, że byłoby to potrzebne do pełni odbioru.

Płyta startuje dość ostro. Dużo tu niedrażniącej elektroniki i perkusji, w aranżacji ocierającej się o bałagan. Głośne dźwięki są połączone z dość łagodnymi głosami wokalistów i często niebanalnymi tekstami. Przejście w spokojniejsze nuty po trzech utworach i następnie powrót do ostrości po kolejnych dwóch powodują, że płyta nie męczy, wręcz mile się kojarzy z wcześniejszymi dokonaniami kolektywu, który wszak trzyma się rocka progresywnego.

Jednak to poczucie bałaganu czyni tę płytę nieco inną od wcześniejszych. Najwyraźniej padła decyzja, żeby zagrać ostrzej. W środku albumu mamy ciszę przed burzą. Jeden z wypuszczonych przed premierą singli w pojedynkę wydawał mi się nudny, brakowało mi w nim kopa. W zestawieniu z resztą piosenek ten brak kopa nie przeszkadza, to miły oddech.

Jak zwykle pojawia się dużo głosów, że płyta jest „inna”, ale to nadal Archive. Zaczęłam się zastanawiać, co dla osób tak twierdzących wyznacza brzmienie Archive? Czasy kultowego już „Again” (nagranego w 2002 roku! Kawał czasu) minęły dawno, wraz z odejściem w 2004 śpiewającego ten utwór Craiga Walkera i zmiany Archive z zespołu na kolektyw. Od „Lights” kolejne płyty to eksperyment, każda różni się czymś od poprzedniej. Dwie płyty to był powrót do trip-hopowych korzeni, przeplatany balladami. Potem ten dziwny soundtrack. Teraz mamy mocniej, bardziej rockowo, bardziej elektronicznie. I dobrze. I fajnie.

Fajna płyta. Spodobała mi się znacznie szybciej od przed-Axiom-owego „With us until you’re dead”. Będę do niej wracać. Baaaardzo chętnie usłyszę, jak wypadnie w wykonaniu na żywo w marcu. Bo Archive na koncertach daje czadu. Dodać więcej czadu do tego, co jest na płycie? Wyjdę bez bębenków w uszach ;).

Kategorie
Osobiste

Z życia dzisiejszego

Wolontariusze WOŚP dziś dopadnięci, dwa serduszka przyklejone do deski rozdzielczej autka. W sumie to pierwszy raz od kilku lat, kiedy dołożyłam do puszki – poprzednie 2-3-4 razy albo nie wychodziłam z domu w trakcie finału, albo nie dopadłam wolontariusza.

Osoby psioczące na Owsiaka i WOŚP proszone o znalezienie sobie w sieci i podpisanie treści oświadczenia (ktoś już takie wymyślił), w którym nie zgadzają się na wykorzystanie sprzętu fundowanego przez WOŚP podczas ewentualnej hospitalizacji własnej czy własnych dzieci.

Mam nadzieję, że jakoś przeżywacie tę paskudną pogodę… Tutaj od kilku dni wieje i pada 🙁

Gdańska stacja krwiodawstwa apeluje o oddawanie krwi, szczególnie grupy 0 i A. Ja się dzisiaj dowiedziałam, że teoretycznie też mogę oddawać krew (choć myślałam, że nie mogę), chyba że mi lekarz w stacji powie jednak inaczej.

Co jeszcze?

Na 75% będę podczas Majówki straszyć w Krakowie. Jeśli ktoś chciałby się spotkać na piwie/kawie/zapiekance czy po prostu na trawniku pod Wawelem (ustawię się pod smokiem, może nikt nie pozna), to proszę dać znać. 😉

I tym, nie wiem, czy pozytywnym, akcentem kończę ten wpis 🙂

Kategorie
Osobiste

Podsumowanie Kącika Czytelniczego 2014

Chyba jednak będę go prowadzić w 2015 roku (może z pominięciem pisania recenzji książek, bo nigdy nie czytam nowości, ale jeśli kogoś to bardzo interesuje, to może po prostu zaglądać), więc oto kopiuj-wklej z tego, co zdecydowałam się wpisać do Kącika w 2014 roku.

Przeczytane w 2014 roku (w sumie 13,5 książki):

  • Szymon Hołownia, Marcin Prokop „Wszystko w porządku” – zaczęta w 2013, skończona już w 2014. Panowie sprzątają pudełka – tematy, o których chcieliby napisać, ale które nie są wystarczająco „rozległe” na osobną książkę. Zbiór osobistych rankingów. Prokop pisze dużo o muzyce, Hołownia o świętych. Fajne.
  • Jeremy Clarkson „Moje lata w TopGear” (też zaczęte w 2013) – zbiór felietonów Clarksona do magazynu TopGear. Nie wszystko o samochodach. Styl – humor, teorie, częste zaprzeczanie samemu sobie – typowe dla Clarksona znanego z telewizji. Również szansa na poznanie kulisów kręcenia programu.
  • Ignacy Karpowicz „ości” (zaczęte w 2013). Obyczajowo o kręgu znajomych, zmagających się z trudnościami życia nie dla wszystkich codziennego. Trochę zagmatwane, momentami ciężkie, momentami śmieszne. Ostatnio doszłam do wniosku, że to książka o fasadach. O twarzach, które pokazuje się innym, wnętrze głęboko chowając. Bo każda z tych postaci ma taką swoją fasadę i swoje prawdziwe ja, które potrafi ujawniać się w niespotykany sposób.
  • Claudia Torres, Jacek Krawczyk „Chomik na widelcu” – recenzja tutaj.
  • Camilla Läckberg „Księżniczka z lodu” – recenzja tutaj.
  • Marcin Meller „Między wariatami” – recenzja tutaj.
  • Mirosław Tomaszewski „Marynarka” – recenzja tutaj.
  • Harlan Coben „Sześć lat później” – recenzja tutaj.
  • Camilla Läckberg „Kamieniarz” – dobry, zaskakujący kryminał. Autorka ma własny styl, którego się trzyma, co jest niby zaletą, ale z drugiej strony czyni tę książkę podobną do poprzedniej, czytanej przeze mnie. Wątki kilku, powiązanych ze sobą osób, plus opowieść „na boku”, która dopiero pod koniec ukazuje swój sens dla reszty fabuły. Klasa sama w sobie.
  • Franz Kafka „Zamek”. Doczytałam do połowy i się poddałam. „Wybitna” literatura jest zdecydowanie nie dla mnie. Ta książka to jedna wielka metafora, której nie rozumiem, postaci zachowujące się irracjonalnie, ciężki styl. Nienienie.
  • Camilla Läckberg „Niemiecki bękart” – recenzja tutaj.
  • Wojciech Cejrowski „Wyspa na prerii” – recenzja tutaj.
  • Nick Mason „Pink Floyd. Moje wspomnienia” – recenzja tutaj.
  • Greg Marinovich i João Silva „Bractwo Bang Bang” – o czteroosobowej grupie fotoreporterów wojennych u schyłku apartheidu w RPA. Uwaga, MOCNE.

Trochę tego mało mi się wydaje i chyba nie wszystko wkleiłam. Tak czy siak, na pewno przeczytałam więcej książek, niż jeszcze rok czy dwa lata wcześniej.

Nie biorę udziału w fejsbukowej akcji „52 książki w 2015” czy jak to się nazywa, bo wiem, że nie dam rady, ale moje zeszłoroczne postanowienie czytelnicze jest nadal aktualne, bo czytanie jest fajne i daje odpocząć od durnot w sieci i panów na Sympatii, z którymi tak w ogóle wcale nie mam ochoty dzisiaj rozmawiać i tym bardziej się spotkać.

Tym samym rok 2014 mogę z Kącika wyrzucić i zacząć tworzyć rok 2015…

Kategorie
Osobiste

I po Świętach

Wigilia i 25 grudnia przesiedziane u rodziców. 26 grudnia odpoczynek od relacji międzyludzkich. 30 grudnia – wybitnie niesatysfakcjonująca druga zmiana w pracy. Sylwester spędzony trochę w kuchni, potem w kinie („Hobbit: Bitwa pięciu armii” bardzo smutno rozczarowująca nijakim poziomem emocji. Wizualnie ekstra, jak zwykle. Ale niewiele poza tym), potem na domowym piciu drinków i oglądaniu filmów z Ł. 2 stycznia koleżanka w pracy myląca piątek z poniedziałkiem. Ponieważ razem miałyśmy pracować też w sobotę, 3 stycznia, przypomniałam jej, żeby przyszła na dobrą godzinę do pracy ;).

3-5 stycznia siedziałam znowu (po raz drugi) w SPA niedaleko Ostródy i się rozpieszczałam (nie wiem, ile przytyłam i boję się sprawdzać). Jak zwykle było miło, relaksująco, profesjonalnie, czysto, uprzejmie, smacznie… O uszczerbku na koncie nie wspomnę. 😉 Jeszcze tam wrócę. Parę rzeczy zrobię inaczej. Dobiorę jeszcze jeden czy dwa zabiegi. Podobno odcięcie się od codzienności raz na kwartał jest wręcz wskazane. Długich weekendów mi w tym roku zabraknie.

Choinka rozebrana 6 stycznia, choć mogła stać dłużej, bo sztuczna. Większa część ozdób zawieziona siostrze – w końcu należą do niej. Mój jest tylko niebieski czubek, 12 czerwonych bombek, lampki i bardzo profesjonalne ozdoby ze słomy. Przed następnymi Świętami BN mogę bezwstydnie polować na nowe bombki :).

Kolęda zapowiada się u mnie na 15 stycznia. To czwartek. Pracuję do 18. Nie będę się spieszyć do domu. Jestem żywym przykładem hipokryty świątecznego – Boże Narodzenie obchodzę, ale perspektywa poinformowania księdza z parafii, której członkiem się nie czuję, że właściwie nie praktykuję i nie widzę powodu dla przyjęcia kolędy, wywołuje u mnie uczucie pewnego niepokoju. Może nawet nie zapuka? Z opłatkiem mnie tym razem nie zastali, to może kolędę też sobie odpuszczą?

Zresztą, wychodzę z założenia, że Boże Narodzenie (Wielkanoc też) to w dużej części wydarzenie bardziej kulturalne i tradycyjne niż religijne. 😉 (przynajmniej u mnie w rodzinie. Do kościoła nikt nie chodzi, parę osób jest bardzo cięte na stan duchowny, ale prezenty pod choinką co roku leżą)

Tylko teraz przyzwyczaić się znów do pracy i nabierać sił na dość ciężki luty.

Chyba miałam napisać coś jeszcze. Zapomniałam. Na pewno miałam posprzątać mieszkanie. Idę spać.

Kategorie
Osobiste

Koniec roku 2014

Co do zeszłorocznych postanowień:

1. udało mi się przeczytać trochę książek, jak widać w Kąciku Czytelniczym. Nie wiem, czy dalej będę go prowadzić. Na pewno w 2015 wchodzę ze stosikiem książek świeżo nabytych i pożyczonych, które wypadałoby przeczytać.

2. pierogi w tym roku robiłam chyba dwa razy i stwierdziłam, że to nie dla mnie. Pierogi mnie nie lubią. Za to ugotowałam i upiekłam wiele innych rzeczy, z efektem całkiem zadowalającym.

3. hiszpańskiego nawet nie tknęłam.

4. pojechałam za granicę i było bardzo fajnie. Siostra coś przebąkuje o wyprawie do Holandii i Belgii latem – zobaczymy.

5. przytyłam. Sporo. I potem też schudłam. Jeszcze więcej. I ostatnio znowu trochę przytyłam, ale były Święta. Mam nadzieję, że znowu uda się schudnąć 😉

Postanowień na nowy rok na razie brak – może poza wyjazdami z domu? Ruszyć się trochę z podwórka? Po Nowym Roku jadę do SPA pod Ostródą, myślę o wyskoku Pendolino do Krakowa (lubię jeździć pociągami, o ile nie jedzie się 14 godzin, bo już po 6 zaczyna mnie boleć tyłek), plus jakiś dłuższy wyjazd latem.

Uważam swoje życie za całkiem satysfakcjonujące, może nie do końca, ale na pewno mogło być gorzej.

Więc satysfakcjonującego życia w nowym roku 2015 życzę Wam, Szanowni Czytelnicy. 🙂

Kategorie
Osobiste

Rozjeżdżanie

Siostra niedawno pisała, że prawie rozjechała samochodem rowerzystę. Miał czarne ubranie, nieoświetlony rower i jechał po przejściu dla pieszych.

Ja dzisiaj prawie rozjechałam pieszego. Miał ciemne ubranie i chciał przejść po nieoświetlonym przejściu dla pieszych. Wylazł mi prawie pod koła samochodu. Znaczy, byłaby to moja wina.

Jako pacholę byłam przekonana, że skoro ja widzę światła zmierzającego w moją stronę samochodu, to i samochód (znaczy kierowca) widzi mnie. Odblaski nosiłam bardzo rzadko.

Przeżyłam. Nikt mnie nigdy nawet nie drasnął. Może dlatego, że zawsze schodziłam na pobocze.

Obecnie, kiedy przechodzę nocą po przejściu dla pieszych i jestem ubrana na czarno (bądź ogólnie w ciemne kolory, co mi się często zdarza), to zachowuję szczególną ostrożność. Nie włażę nikomu pod koła. Aż tak mi się nie spieszy.

Ale to nie zmienia faktu, że nie, kierowca nie widzi pieszego w momencie, kiedy pieszy widzi samochód. Zauważa go bardzo, bardzo późno. Często pewnie za późno.

Ja wiem, że wielu osobom, jak muszą się przemieszczać na własnych nogach, wyłącza się instynkt samozachowawczy. Tak, wiem, masz pierwszeństwo na przejściu, ale cholera jasna, weź pomyśl przed wpakowaniem się na nie tuż przed nadjeżdżającym samochodem. Ja ci chętnie ustąpię. Tylko pomyśl i nie daj się przejechać.

Kategorie
Praca

Dni seryjne

Każdy dzień w pracy dentysty niesie coś innego. Każdy pacjent to indywidualny przypadek, który trzeba odpowiednio potraktować. Nawet, jeśli przychodzi kilka podobnych przypadków jeden po drugim, nie mogę powiedzieć, że o, u pana zrobię dokładnie to samo, co u tamtej pani. Tak samo ukształtuję ubytek, założę taki sam kolor i wielkość materiału. Bułeczki sobie można formować w ten sposób, u ludzi to tak nie wygląda.

Ale czasami się zdarza, że jakiś konkretny zabieg czy przypadek określa cały dzień, bo „przychodzi” serią.

Na przykład są dni chirurgiczne. Co drugi pacjent (znaczy wszyscy bólowi) żegnają się u mnie z jakimś swoim zębem. I nie dlatego, że takie jest moje postanowienie, ale dlatego, że do niczego innego się te zęby nie nadają…

W upały zdarzają się dni ropne. Wtedy schodzi kilka skalpeli, a ja dzielę się z asystentką usatysfakcjonowanym „mlask mlask” na widok zielonkawej, gęstej cieczy, wypływającej z wytworzonej przeze mnie dziurki w śluzówce .

Dni „endodontyczne” mnie męczą. Leczenie kanałowe to czasochłonna, mało zyskowna dłubanina z dużym ryzykiem trudności i powikłań. Znacznie bardziej lubię zwykłe leczenie próchnicy.

Niedawno miałam z kolei dzień obolałych osiemnastolatków. Trzech panów lat około 18 wyszło ode mnie z terminem na wizyty na leczenie kanałowe dolnych trzonowców. Szef się ucieszy, bo część poleci do niego ;).

Szkoda, że dni, w których nie ma żadnych kanałów, zdarzają się bardzo rzadko.

Są dni nudne, kiedy pacjenci serią nie przychodzą. Są dni z robotą po pachy, kiedy przychodzą wszyscy wcześniej zapisani plus dodatkowi, z bólem. Są też dni zrównoważone, kiedy po prostu przyjmuje się kolejnych pacjentów bez nerwów, bez obsuw, jest czas na zjedzenie ciacha po trzech godzinach pracy, jest miło, satysfakcjonująco i po wyjściu z przychodni ma się jeszcze siły na cokolwiek.

Ale zazwyczaj co pacjent, to coś innego.

I tak też jest fajnie.

Kategorie
Praca

Certyfikaty

Dentysta powinien się regularnie dokształcać. Może to czynić, będąc członkiem towarzystwa naukowego (PTS, PTE…), prenumerując aprobowaną prasę, jeżdżąc na punktowane kursy.

Punktowane, znaczy poza dawką wiedzy, w programie znajduje się też dawka punktów edukacyjnych i certyfikat. Izby Lekarskie zalecają zebranie 200 punktów w 4 lata. Punkty dostaje się za każdą z wyżej wymienionych (i parę innych) aktywności. Zdobyte punkciki wpisuje się do specjalnego zeszyciku (wydanego przez Izbę) i razem z certyfikatami, co 4 lata się je zawozi celem weryfikacji. Tak powinno być w teorii, bo w praktyce nie wszyscy dentyści to robią.

Moje certyfikaty się walają po kilku szufladach i segregatorach. Wiem, że limitu nie wyrobię i za bardzo się tym nie przejmuję. Od czasu do czasu zaklepię sobie wolną sobotę (o które coraz trudniej) i se pojadę na kilkugodzinny, zazwyczaj darmowy kurs, organizowany albo przez Izbę, albo przez firmę farmaceutyczną. Posiedzę, posłucham, wypiję kawkę, zjem ciasteczko. Czasami zdarzy się coś ciekawego. Na nieciekawe rzeczy szkoda mi czasu.

Ostatnio usłyszałam opowieść o dentyście, który wszystkie certyfikaty wieszał sobie na ścianach poczekalni.

Trzy całe ściany (na czwartej były drzwi 😉 ), obwieszone oprawionymi w ramkę dyplomami. Zaświadczenia z kursów za np. 3 punkty (czyli 3-godzinnych).

Opowiadający historię do tej pasji podchodził bardzo negatywnie, chociaż mogło mieć na to wpływ generalnie negatywne podejście do wizyty u tego akurat dentysty. Ale słyszałam też parę innych głosów na ten temat, może nie aż tak negatywnych, ale na pewno z lekka ironicznych i lekceważących. Chwalenie się kursami jednodniowymi zostało porównane do wystawki ze szkoleń w salonie fryzjerskim.

W obu moich pracach nic takiego nie wisi. Widziałam kiedyś tylko oprawione dyplomy ukończenia odpowiedniej szkoły przez pracujące w gabinecie asystentki. Jeden mój szef ma specjalizację I stopnia, ale o tym informuje tylko na swojej pieczątce lekarskiej, do czego ma zresztą pełne prawo.

Każdy dentysta ze swoimi dyplomami robi, co chce. Ten z pasją wieszania, w okresie rozliczania się z punktów z Izbą będzie musiał te wszystkie obrazki ściągnąć ze ścian, zaświadczenia wyciągnąć z ramek i dostarczyć do siedziby samorządu lekarskiego, razem ze wspomnianym zeszycikiem. Jeśli o mnie chodzi, to ewentualnie powiesiłabym zaświadczenie z kursu, który znacząco podnosiłby moje kwalifikacje w jakiejś konkretnej dziedzinie (coś takiego nigdy nie jest darmowe i na pewno nie za pojedyncze punkty). Raczej nie ładny druczek na białym kredowym papierze, z paroma punktami za kurs o temacie „Ból w endodoncji”, na który to kurs wybieram się w sobotę.

A Wy, szanowni Czytelnicy i zapewne też Pacjenci? Co byście woleli? Wystawkę ze wszystkiego, z ważniejszych rzeczy czy w ogóle puste ściany w poczekalni? Jak byście zareagowali na trzy ściany obwieszone dyplomami z kursów za 3 punkty?

Kategorie
Osobiste Praca

Raport

  1. Oprócz tego, że moja asystentka uprawia aktywną asystę, rozumiemy się świetnie też w innych kwestiach, jak choćby lenistwa.

    Czwartek. Praca podobno do 18. Asystentka obdzwania pacjentów, żeby potwierdzić, że przyjdą (nieprzychodzenie pacjentów jest zjawiskiem zdecydowanie zbyt powszechnym).

    A: Ostatni pacjent nie przyjdzie. Mam poszukać kogoś w to miej…
    Ja: Nie.
    A: [radosny wyszczerz]

  2. Poza tym, praca w sobotę nawet do 11 stwarza wrażenie, jakby mi ktoś ukradł pół weekendu. Całe szczęście, kolejna pracująca sobota dopiero 20 grudnia.
  3. SKOŃCZYŁAM REMONT!!! Dzisiaj dokonałam ostatnich poprawek, umyłam pochlapane farbą drzwi i podłogi (trochę się pochlapały, no), i polakierowałam krzesła po malowaniu bejcą. Przy okazji wniosek: najfajniej maluje się ściany. Do malowania mebli i sufitów się nie nadaję. Oba te elementy wyszły mi beznadziejnie i nie wiem, co zrobię, jak moi rodzice przyjadą w niedzielę, żeby podziwiać.

    Może jakiś dobry sernik upiekę (pierwszy raz w życiu), to odwrócę uwagę od nierówno pomalowanego sufitu i zacieków na krzesłach…

    Książki i filmy wróciły spod okna w sypialni na swoje miejsca na regałach w salonie, chociaż rozważam pożegnanie się z częścią książek…

  4. Ostatnio wyszło parę filmów na BR, na które się napalam. Drugi „Hobbit” w wersji rozszerzonej już kupiony, tylko nie mam z kim obejrzeć. Przed kinową premierą trzeciego filmu pewnie się za to zabiorę. „Strażnicy Galaktyki” wylądują u mnie na półce możliwie zaraz po premierze (czyli 3 albo 6 grudnia – na Mikołajki 🙂 – bo wychodzą 2 grudnia, a ja we wtorki jestem cały dzień w pracy i jednak nie będzie mi się chciało po 19 jechać po jeden film), z „Jak wytresować smoka 2” zaczekam do Gwiazdki 😉
  5. Z randkowaniem idzie mi średnio. Niestety, znaleźć w okolicy osobę, która przynajmniej częściowo podziela moje zainteresowania (patrz wyżej) i osobowość (głęboko zakorzeniony introwertyzm), jest dość trudno…
  6. Najfajsiejsi są goście, którzy wysyłają wiadomości z szablonu, nie dodając nic od siebie, więc ich wiadomości dosłownie kończą się na „Mam na imię…” . Zostali zignorowani.
  7. Ech, życie towarzyskie… Po co to komu…
Kategorie
Osobiste

Kronika remontowa c.d.

Zaczęłam powolutku sprzątać. Znaczy, sprzątam od wtorku, ale idzie mi to bardzo powoli. W zeszłym tygodniu wreszcie rozłożyłam meble salonowe na mniej-więcej swoich miejscach, ale mam jeden fragment ściany do poprawki, więc regał na książki, który będzie musiał być później przesunięty, stoi na razie pusty.

W sobotę wieczorem, przez to całe przesuwanie mebli i podpinanie z powrotem zestawu kina domowego, zepsułam sobie internet. Kabelek wysunął się z gniazdka. 😉 W niedzielę rano naprawiłam (po sugestii dyżurnego pana konserwatora) i jestem z siebie bardzo dumna.

Przy okazji stwierdziłam, że mam za mało znajomych i zapisałam się na portal randkowy.

Dzisiaj z kolei pożyczyłam sąsiada z bloku obok, który przykręcił mi szafki łazienkowe z powrotem na swoje miejsca. Przy okazji okazało się, że przy szpachlowaniu zbędnych dziur w ścianach, przy jednej szafce zaszpachlowałam nie te dziury. Ale udało je się szybko zrobić na nowo (znaczy usunąć szpachlówkę). Mogę chociaż łazienkę ogarnąć…

Kuchnia też wróciła mniej-więcej do stanu pierwotnego. Zostały tylko regały w salonie. No i poprawki, ale to zrobię nie wiem, kiedy. Może w sobotę po pracy…

I jeszcze w planach może wieszanie nowego karnisza w salonie, bo obecny nie zostawia dużego pola manewru (wisi bardzo wysoko pod sufitem), a chcę zastąpić przybrudzone rolety rzymskie zasłonami…

Tak jakoś leci…

Dzisiaj cały dzień jestem zmęczona. Powinnam wyprasować trochę ciuchów, ale krzywię się na samą myśl. I literówki sadzę co chwilę.

Idę pod prysznic…