Kategorie
Archiwalne Praca

Poza tym, jestem z siebie dumna

Nie dość, że pisaniem tego blogaska mimochodem miałam jakiś wpływ na pokonanie przez Kogoś dentofobii, to dziś usunęłam dwa zęby, które jeszcze niedawno byłyby typu „proszę zawołać szefa”.

No. Uparłam się i wyciągnęłam. Dwa nieoszukiwane dłutowania (takie z użyciem dźwigni), paskudy małe, łamiące się, wyskakujące z kleszczy, wyleźć nie chciały, ale nie odpuściłam.

Wczoraj też mi się udało. Tylko ząb był nieco większy i nawet go częściowo przepołowiłam wiertłem, choć ostatecznie wyszedł w całości.

Znaczy z chirurgią stomatologiczną jest lepiej. Jeszcze tylko protetyka leży, ortodoncji nawet nie liznę, ale wyleczyłam się już z chęci specjalizacji w tym kierunku. Może za kilka lat i nie w Gdańsku. Wolałabym nie spotkać ponownie kilku osób.

Kategorie
Archiwalne Praca

Kto ma dbać?

Kto ma pilnować, żeby ludzie chodzili do dentysty, robili kontrole, leczyli ubytki, zanim zrobi się z tego zapalenie miazgi? Nie dentysta. Dentysta może doradzać, przypominać, czasem straszyć, ale nikogo się łańcuchami na fotel nie zaciągnie.

Tak samo, jak szkoła nie wychowa dzieci. Dzieci są wychowywane na początku przez rodziców, potem przez otoczenie (podobno). Szkoła to jakieś 6 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Licząc, że tydzień trwa 168 godzin, a dziecko spędza w szkole tylko 30 z nich, co się dzieje przez pozostałe 138 godzin?


Bałam się, co będzie dzisiaj w pracy. W sumie miałam być sama, z szefem na ewentualne wezwanie. Pełen grafik (podczas długich popołudniówek zazwyczaj nie zapisujemy nikogo na ostatnią godzinę w razie, gdyby było opóźnienie przez dużą ilość pacjentów z bólem), dużo „kanałów” i nowych pacjentów, więc potencjalnie dużo roboty, biorąc pod uwagę też dodatkowych.

Przyszli pacjenci zapisani jako pierwsi. Trzech pacjentów pierwszorazowych, i to tak całkowicie – 4- i 6-letni chłopcy po raz pierwszy na fotelu. Znieśli wizytę bardzo dzielnie, mam nadzieję, że nie wywołałam u nich dentofobii. 😉

A późniejsi w większości nie przyszli. Do ostatniego, zapisanego na po piątej, nie mieliśmy numeru telefonu, żeby chociaż spytać, czy przyjdzie. Całe szczęście – a może niestety? – przyszedł. Jako finał naszego ponadgodzinnego wypełniania czasu.

Jest tyle osób, które się co chwilę pytają, kiedy będzie rejestracja, mają liczne ubytki i zależy im na leczeniu, ale co rusz nie udaje im się załapać na wizytę, bo jest mało miejsc. Ile z tych osób ucieszyłoby się z bycia wciśniętym gdzieś w środek grafiku, bo ktoś odwołał wizytę? Problem jest taki, że większość nieobecnych wizyty nie odwołuje, tylko po prostu nie przychodzi. W takich chwilach ma się ochotę wyciągnąć konsekwencje. Chociażby w postaci kartki naklejonej na drzwiach, wzorem jednej z przychodni stomatologicznych w okolicy: „Osoby, które trzy razy nie stawią się na wizytę bez jej wcześniejszego odwołania, nie będą rejestrowane.” Takie nieprzychodzenie jest równie wkurzające, co spóźnianie się. Nuda jest męcząca. Ja nie mam interesu w czytaniu gazety w pracy. Wierzcie mi, ekipa jest bardziej wkurzona, jak ktoś nie przyjdzie bez zapowiedzi, niż jak zadzwoni i poprosi o inny termin. Zresztą to drugie wyjście jest mniej kłopotliwe – bo dzwoniący dostanie nowy termin, zamiast znowu stać pod przychodnią o siódmej rano czy próbować się dodzwonić i znowu zmarnować miejsce, które mógłby wykorzystać ktoś, komu na tym zależy.

Notka w sumie chyba taka sobie, bo jestem autentycznie zmęczona.

Kategorie
Archiwalne Praca

Kształcąco

Koniec z Izbami. Znaczy z wykładami w Izbie Lekarskiej. Dzisiaj odbyły się dwa, z prawa medycznego i etyki (w piątek było orzecznictwo lekarskie), na końcu obu były oddzielne zalki.

Jak to jest, że zazwyczaj jak wykładowca jest młodszy od pozostałych i w dodatku beznadziejny, odbija to sobie, traktując zaliczenie najpoważniej, z progiem zdawalności 80% (już na zachowawczej było 75% i uważaliśmy to za przesadę)? Dobrze, że nie potraktował tego na tyle poważnie, by nie dać testu bardzo podobnego do wcześniejszych. 😉 Mam nadzieję, że zaliczę i będę miała z tym święty spokój.

Próbowałam też załatwić sobie staż na karetkach gdzieś bliżej mnie – jestem leniwa i nie chce mi się jeździć do Gda. Ale po chwili przemyślenia jednak się zapisałam tam, gdzie mają umowę z Urzedem Marszałkowskim. Niniejszym na początku sierpnia: pacjenci – BEWARE! Trzy kursy do Gdańska, dwa razy dyżury dwunastogodzinne i jeden siedmio-, może się w końcu nauczę robić wkłucia.

Nie będzie mnie w pracy w sumie jeszcze miesiąc do końca stażu (łącznie z trzema tygodniami urlopu, który mam zamiar wykorzystać). Ale z punktami na NFZ się wyrabiam (byłam nawet na lekkim plusie w maju, choć pracowałam w sumie przez 9 dni; ale to też dzięki nadwyżce wyrobionej wcześniej), więc w sumie robię swoje… Trudno. Od października już nie będzie takich przerw. I będę mogła pracować sama, choć w sumie z pomocy korzystam rzadko…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Taki był ambitny plan…

Wczoraj nabrałam ochoty na spacer po Gdyni, co miałam zrealizować dziś. Po chwili wahania (przeczytałam o jakim zlocie rowerzystów i nie chciałam się wpakować w sam środek peletonu) jednak pojechałam z zeszytem z notatkami z izbowych wykładów w plecaku (we wtorek mam dwa zaliczenia), z niezbyt mocnym postanowieniem przycupnięcia gdzieś i poczytania przy mrożonej kawie.

Rowerzystów w centrum za dużo nie było, ale za to znalezienie miejsca parkingowego graniczyło z cudem. Jednak się udało i pomaszerowałam na Bulwar Nadmorski. Oczywiście fajnie mi się zrobiło, bo zapachniało morzem :). Na plaży tłum i gigantyczne kolejki do sklepików z lodami. Poszłam do Multikina i tamtejszego Coffee Heaven. Zanabyłam tamże miętową, mrożoną kawę, posiedziałam, posiorbałam, powdychałam trochę jodu i zapachu soli, nawet nie wyciągnęłam zeszytu z plecaka. Myślałam nawet o zamoczeniu nóg i posiedzeniu na plaży, ale to pierwsze mi przeszło, a tego drugiego i tak mi zabroniono, więc ostatecznie tylko przeszłam się na bosaka po niezbyt czystym i bardzo gorącym piasku.

Potem pojechałam do domciu. I fajnie mi. To nie pierwszy raz, kiedy to dziewięćdziesięcioletnie miasto z betonu i szkła poprawiło mi humor. Miasto z morza i marzeń :).

To będzie pierwszy rok, w którym nie mam przynajmniej dwóch miesięcy wakacji. Ale jakoś mnie to nie smuci.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Parkująco

Dobra, może i mam prawo jazdy od ponad czterech lat. Może i wyjeździłam już kilkanaście tysięcy kilometrów.

Ale nadal jestem z siebie dumna, jak zaparkuję prostopadle tyłem na ciasnym miejscu, nie ocierając się o nikogo.

😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Motywator

wspomniany w tej notce wczoraj rozwinął się w bardzo dobrym kierunku. Oczywiście rezultat tego rozwinięcia szybko się rozwieje, ale lepiej rozwiewać motywator, niż resztki pensji.

Oczywiście wiadomo, o co chodzi. 😉

W piątek kupię sobie bilet do Krakowa :>. I nowe baterie, i główki do szczoteczki elektrycznej, bo gdzieś się poszła bujać zasada wymiany szczoteczki po 3 miesiącach… I znowu zrobię nadania krwi… Jak coś zostanie, to może i na pieczątkę się w końcu szarpnę…

Wykłady w Izbie Lekarskiej powoli się kończą. Jeszcze tylko jutro i we za to z zaliczeniami. Do początku lipca będę więc pracować jak Bozia przykazała. A potem 2 tygodnie urlopu! 😀

Wczoraj odesłałam trzech pacjentów do chirurga stomatologicznego. W tym jednego znajomego znajomej, który był jednym z ostatnich pacjentów, a ja jeszcze miałam opóźnienie: w takich przypadkach ZAWSZE coś pójdzie nie tak. W tym wypadku było to znieczulenie przewodowe, które działało jak należy wszędzie dookoła, poza bezpośrednią okolicą zęba. Mniamniuśnie.

Ale za to miałam dwie duże odbudowy zębów. Lubię rzeźbić 🙂

Kategorie
Archiwalne Praca

To się musiało stać.

Musiałam w końcu trafić na pacjenta, który ma problem z protezą.

Akrylową. Taką zwykłą.

Zapalenie błony śluzowej. Nic ciężkiego, drobne zaczerwienienie i afty.

Proteza noszona na klej, chociaż nawet nie przekroczyła połowy swojego nominalnego okresu użyteczności.

Nie wyciągana na noc, choć podobno myta.

Złamała się. Została sklejona w warunkach domowych. Klejem.

Delikatnie powiedziałam, co o tym myślę, poinstruowałam, co trzeba robić. Ile pacjent z tego wyniósł, to pewnie inna sprawa.

Adnotacje w karcie poczynione.

Człowiek każdego dnia czegoś się uczy…

Kategorie
Archiwalne Bez kategorii

Wykładowo

W tym tygodniu znowu kupiłam sobie bilet tygodniowy na kolejki, bo muszę zaliczyć aż 4 kursy do Gdańska. Dwa się już odbyły.

Dzisiaj miałam szkolenie z zakresu HIV.

W pewnym momencie wykładowca poprosił, żebyśmy popatrzyli na sąsiadów i pomyśleli, że któraś z tych osób jest nosicielem. I zastanowili się nad naszą reakcją.

A potem wyobrazili sobie, co by o nas pomyślano w tej sytuacji.

Co mają zrobić osoby pełniące jakąś funkcję społeczną, zarażone. Jak nosiciele mają sobie radzić z życiem po otrzymaniu potwierdzenia zakażenia. Mówiono o nauczycielu, który wyobrażał sobie, że będzie musiał rzucić pracę i wyprowadzić się z domu.

Co myślą rodzice, kiedy mają wysłać dziecko do szkoły, w której uczy nosiciel wirusa HIV?

Co myślą pacjenci zakażonego lekarza?

Wirus HIV przenosi się tylko i wyłącznie na trzy sposoby: parenteralnie (np. przez transfuzję krwi), wertykalnie (z matki na dziecko – podczas ciąży, porodu i karmienia piersią; kobiety w ciąży powinny być rutynowo badane na nosicielstwo HIV) oraz poprzez stosunki płciowe.

Według podawanych nam statystyk, udokumentowano 106 przypadków przeniesienia zakażenia z pacjenta na lekarza podczas zabiegu (typu zakłucie się igłą – częsty przypadek na stomatologii). Ryzyko wynosi 0,3%. Tyle samo, co przy pojedynczym stosunku płciowym z osobą zarażoną.

Drogę odwrotną – z lekarza na pacjenta – stwierdzono w trzech przypadkach.

Dlaczego chorzy na zapalenie wątroby typu B albo C nie są napiętnowani, chociaż wirusy HBV i HCV roznoszą się tą samą drogą, co wirus HIV i są znacznie bardziej zakaźne?

Bo ludzie wciąż wyobrażają sobie, że nauczyciel zakażony HIV stanowi zagrożenie dla dziecka. Że każdy nosiciel prowadzi się wiadomo, jak. Bo nie ma wiedzy i chęci na jej zdobycie.

A lekarze muszą wykazywać się rozsądkiem i nieść kaganek oświaty.

Fajnie prowadzone, dało do myślenia.

Przez ślinę (czyli pochlapanie oka dentyście, który nie nosi okularów ani przyłbicy, czy pocałunki) zarazić się nie można. To tak na marginesie.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kraków, Kraków, here I come!

Wstępnie podana w firmie data mojego wakacyjnego, długiego urlopu została równie wstępnie zaakceptowana. Tak samo wstępnie mam zapewnione lokum i ponownie początkowy plan finansowy.

W pierwszym tygodniu lipca jadę do Krakowa 🙂

I łojezu, ale się cieszę! 😀

Sama, z planem tylko i wyłącznie na włóczenie się i uśmiech przy wejściu na Rynek. I może piwo ze znajomymi, których nie widziałam kilka lat. Albo nowymi, jak ktoś będzie chciał mnie poznać. 8 dni beztroski w ukochanym mieście, w którym nie byłam już za długo.

Będzie fajnie! 🙂

Przy okazji, sprawdziłam sobie rozkład jazdy pociągów. Bezpośredni TLK odjeżdża z pobliskiej mi wiochy ok. 21:30, w Krakowie Głównym ląduje koło 11 dnia następnego. Jest oferta tanich kuszetek, poza tym mam zamiar skorzystać z 26-procentowej zniżki (takiej metrykalnej – fajna rzecz, legitki już nie ma, jeszcze się nie zarabia za dużych pieniędzy…). Ogólnie jazda stąd do Krakowa w tych warunkach będzie mnie kosztowała niecałe 80 zł, a i szlag mnie po drodze nie trafi przez 14 godzin jazdy, bo przynajmniej część w miarę wygodnie prześpię. 🙂

Ogólnie już się podniecam. 😉

Tak jeszcze na zakończenie notki nieurlopowa wiadomość z Top1000. W szoku będąc, pomyliłam się w dacie w nazwie pliku ;). Najlepszy wynik, jaki był do tej pory, przynajmniej tak mi się wydaje. W dodatku mamy miłe, rankingowe sasiedztwo ;). Tylko czemu lajków na FB tak mało? Może mnie nie stać na blogowe gadżety, jak Zucha, więc nagród dla „okrągłych” fanów nie będzie, ale tak smutno jakoś ;).

PS/EDIT: Tak, Piotr, pamiętam, w drodze powrotnej pewnie wysiądę na Centralnym i zostanę w Stolycy przez jakieś 3 dni. Rodzeństwo prezentu na urodziny najwyżej nie dostanie ;)))

Kategorie
Archiwalne Osobiste

O ileż prościej…

Swoje autko parkuję na ogrodzonej działce, pod domem. Dom posiada garaż, który nie pełni tytularnej funkcji od dobrych kilku lat, ale prowadzi do niego zjazd. Brama, znajdująca się naprzeciwko zjazdu, jest od niego nieco szersza i oddalona o kilka metrów, więc udaje się ominąć ów zjazd i stanąć obok. Co też czynię, by zaparkować. Ogólnie podczas parkowania (wykonywanego tyłem) trzeba zwracać uwagę, by nie otrzeć się o bramę z jednej strony samochodu i nie zawisnąć na zjeździe z drugiej.

Prawo jazdy mam od ponad 4 lat, do października zeszłego roku jeździłam (i parkowałam) sporadycznie, od tamtego czasu wyjeździłam już jakieś 12 tysięcy kilometrów, jeżdżąc przynajmniej 5 dni w tygodniu, wyrabiając ponad 100 km tygodniowo.

Jednym z zadań na egzaminie praktycznym na prawo jazdy jest jazda po łuku do przodu i tyłu. Na kursie uczono mnie tej sztuki metodą „jak zobaczysz ten słupek na tej wysokości okna, przekręcasz kierownicę jeden raz w prawo”. W rezultacie pierwsze podejście do egzaminu oblałam. Przed drugim zmieniłam instruktora, który mnie nauczył przy wszystkich manewrach na wstecznym patrzeć w lusterka, kontrolować sytuację, MYŚLEĆ i dostosowywać wykonywane manewry do bieżącej sytuacji i pozycji samochodu względem przeszkody.

No i tak przy każdym łukowym parkowaniu myślę sobie o tych lusterkach i wysiadam z samochodu ze stwierdzeniem, że o ileż prościej się wykonuje ten manewr, jeśli się w nie patrzy. Kiedyś ledwo byłam w stanie stanąć autkiem na swoim miejscu, teraz poprawki zdarzają mi się bardzo rzadko.

LUDZIE! PATRZCIE W LUSTERKA!!! 😉