Jutro w planach. Na 10 jadę na kurs do Gdańska, po raz pierwszy śmignę tak daleko autkiem, brr. MM dojedzie komunikacją miejską i razem pojedziemy do IKEA, gdzie będę polować na łóżko i ławę z podnoszonym blatem (o ile mają. Jeśli nie będą mieli, to ja wiem, gdzie są takie). I na parę innych drobiazgów, typu noże do obierania warzyw, bo szanowne moje Rodzeństwo toleruje tylko obieraczki i małych noży w tym mieszkaniu niet. Chyba, że mi zabrało.
Rodziciel wysłał mi linka do sprzedawcy na Allegro, który wystawia materace jakoś tak o połowę tańsze niż zwykle można dostać. Sam sobie kupił i chyba poleca.
Poza tym jak sobie dzisiaj zdałam sprawę, ile jest różnych opcji na zrobienie obiadu (średnio szybka – jeśli chce się ją na mięsku – zupka z mrożonki, danie z mrożonki, słoiki, porcjowane mięso, fixy itp.), to mi się mój kucharski humor nieco poprawił. Co nie zmienia faktu, że następną okazję do gotowania obiadu będę miała dopiero w środę.
Szwy z wycinanek zdjęte, teraz działam tylko na „stripach”. Będę z nimi chodzić kolejne 2-3 tygodnie (dostałam na zapas), żeby się rana nie rozlazła.
To tyle z kronikarskiego obowiązku 😉