Mianowicie przyczynę, dla której dentysta zakłada wypełnienie.
Kto czytał tego bloga na początku, może pamięta zamieszczony tu schemat zęba. Pamięta, że pod szkliwem jest zębina, a w zębinie żywa miazga.
Kiedy bakterie próchnicotwórcze niszczą szkliwo, od pewnego momentu ów proces jest nieodwracalny. W tej sytuacji dentysta musi chwycić za wiertarkę i usunąć zniszczone tkanki.
Wypełnienie, potocznie plomba (na użytek dzieci „plastelina”), jest środkiem zastępującym zniszczone szkliwo i zębinę. Nigdy nie jest to środek doskonały. Metalowe wypełnienia – amalgamat – chociaż trwałe (prawidłowo założone mogą służyć i kilkadziesiąt lat), są nieestetyczne. Wypełnienia jasne (tu mamy większą gamę materiałów do wyboru, w zależności od wskazań: kompozyty, glass-jonomery, kompomery…) zwykle po kilku latach wymagają wymiany. Wszystkie jednak mają na celu zabezpieczenie ubytku i zęba przed dalszym niszczeniem przez bakterie, jak również osłonę miazgi przed czynnikami zewnętrznymi.
Prawidłowym działaniem zatem jest wybranie się do dentysty możliwie szybko po utracie wypełnienia lub złamaniu się przylegającego fragmentu zęba. Zachowaniem nieodpowiednim jest czynienie tego pół roku po zdarzeniu, kiedy to osłabiony i odsłonięty ząb zaczyna się najzwyczajniej w świecie odzywać. Wtedy odświeżanie powierzchni ubytku i usuwanie próchnicy, która zdążyła się tam już radośnie rozbuchać, często kończy się obnażeniem miazgi i leczeniem kanałowym.
No. Rzekłam.