Kategorie
Archiwalne Osobiste

Okeeej…

Z pytania w poprzedniej notce prawidłową odpowiedzią jest odpowiedź E, czyli więcej jak jedna odpowiedź prawidłowa. W tym wypadku prawidłowe są A i B, czyli poprawiam we wrześniu, ale wyrabiam pieczątkę.

69,2%.

O Boziu, ale stres. Wynik może nie rewelacyjny, ale grunt, że we wrześniu nie będę miała noża na gardle… I oczywiście potwierdziła się stara zasada, że jak jestem negatywnie nastawiona do ew. wyników, to wychodzą one całkiem nieźle.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

OK, postanowione

[A/N: Z lekka wyedytowano. ;)]

Wynik
A. 0-69% – poprawiam we wrześniu.
B. 56-100% – wyrabiam se pieczątkę i będę szpanować.
C. 70-74% – poważnie się zastanawiam nad poprawianiem we wrześniu.
D. 75-100% – cieszę się i daję sobie spokój.
E. Więcej jak jedna odpowiedź prawidłowa.

Było ciężko. Test był trudny. O ile w domu rozwiązywałam wszystkie pytania po kolei, tak teraz robiłam to partiami: najpierw te odpowiedzi, które znałam (po przeliczeniu wyszło 124 na 200, a raczej nie wszystkie były prawidłowe), potem działania strzelniczo-domyślne. O sporej części zagadnień nie miałam zielonego pojęcia, było dużo pytań z różnych klasyfikacji. Ogólnie niefajnie :(. Pewnie będę musiała poprawiać, buu. I to jest tylko i wyłącznie moja własna wina, bo po to brałam urlop, żeby się uczyć, a nie radośnie go przebimbać :(.

Wyniki, niestety, najwcześniej jutro. 🙁

Dziękuję wszystkim za kciuki 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Przydałby mi się

stolik pod laptopa. W te rzadkie dni, kiedy moja podświadomość nie chce dać spać świadomości i niniejszym wena nadchodzi do napisania takiego sobie fanfika (kto nie wie, co to jest, niech se wygugla) i notki na blogu o drugiej w nocy.

Siedzę w łóżku, laptopa trzymam na ułożonej na kolanach sztywnej teczce, coby kołderka nie zakryła wylotów wentylacji. Już jeden laptop mi się usmażył, ten nawet nie jest w całości mój.

Chyba jednak się denerwuję.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

LDEP, próba nr 3

Tym razem z.9.2010, czyli poprzedni test. Wnioski poniżej pisane w trakcie rozwiązywania testu.

Wniosek nr 1:
Bardzo lubili pytania z odpowiedziami fałszywymi.

Wniosek nr 2:
Na cholerę histologia wczesnego rozwoju zęba na teście sprawdzającym wiedzę ze stażu?
„Pyt. 58: Nabłonek kontynuuje wpuklanie się i pogłębianie; w tym stadium następuje różnicowanie się komórek pochodzących z brodawki zębowej; stopień różnicowania histologicznego pokazuje koniec procesu proliferacji, a komórki tracą zdolność do podziałów.” Powyższe stwierdzenia dotyczą stadium:
A. brodawki. B. pączka. C. czapeczki. D. dzwonu. E. apozycji.
[Ad. po sprawdzeniu wyników: dobrze strzeliłam, odp. D ;)]

Wniosek nr 3:
Ciekawe techniki promują. Np. w pyt. 88 pytają, czy do usuwania ósemek użyjemy kleszczy Peana.

Wniosek nr 4:
Nadal nie wyleczyli się z pytań podwójnie przeczących, typu „Bezwzględnym przeciwskazaniem [do czegośtam] nie jest„. Jak to powiedziała moja rodzicielka: „tych testów nie pisali specjaliści od tego, psycholodzy, tylko w dużej części zgorzkniali wykładowcy”.

Wniosek nr 5:
Nie wiedziałam, że istnieją zęby „przytrzonowe”.

Wniosek nr 6:
Ktoś się musiał nieźle ustawić, skoro w pytaniu 166 mamy hipotetycznego pacjenta z oparzenami lewej kończyny górnej, pleców, pośladków i krocza 😉
[Ad. dla ciekawskich: trzeba było obliczyć % poparzonej powierzchni ciała zgodnie z zasadą dziewiątek. Prawidłowa odpowiedź: 28%. 9% kończyna, 18% plecy – pośladki included – i 1% krocze.]

Wniosek nr 7:
Autorzy bywają leniwi: nadal powtarza się część pytań z wcześniejszych testów.

Wniosek nr 8:
Wynik 69%. Niedobrze. A kolega ostrzegał, że było ciężko. Chociaż to nadal jest powyżej progu zdawalności.

Wniosek nr 9:
Współczuję dentystom kilka lat po studiach, którzy muszą z różnych powodów zdawać ten test teraz. Wprawdzie wynik 30-kilka punktów na 200 pytań nadal jest szokujący, ale mimo wszystko odpowiedzi na wiele pytań byłam w stanie udzielić tylko dlatego, że ze łba nadal mi czasem paruje wiedza akademicka.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kolor oczu

Nie mój. Co do niego jestem pewna i uważam go za jeden z elementów mojej urody, do których nie mam prawa się przyczepić.

Ogólnie staram się unikać wklejania tutaj notek, które mogłyby świadczyć, że mam jakieś konkretne, mocno dziecinne odchyły. Do tego są inne miejsca. Osoby, które mnie znają, pewnie i tak są w pełni świadome tego, że czasem mi odbija na punkcie jakiejś głupoty i ta głupota potrafi się mnie trzymać długimi miesiącami.

Bardzo często przy pojawieniu się nowego odchyłu (bo, niestety, swego czasu oglądałam dużo telewizji) dochodzi fiksacja na temat koloru czyichś oczu. Największe wrażenie robią na mnie ślepia niebieskie, nie wiem, czemu. Na drugim miejscu byłyby zielone, ze względu na niesamowitość. Olivia Wilde na przykład. Trzynastka z „House’a”. Ona ma zielone. Jedna moja koleżanka z byłego roku też ma zielone. Fajnie wyglądają. Chociaż swoje lubię i bym im koloru nie zmieniła. …

Jestem mistrzem w laniu wody. Przechodzę do sedna.

Pytanie do pań.

Jakiego koloru oczy ma ten facet? Moim zdaniem bladoniebieskie, ale w kilku niepotwierdzonych źródłach pojawił się głos o bladoszarych, w rezultacie nie wiem.

W razie braku konkretnej odpowiedzi nie podetnę sobie żył i będę mogła spokojnie spać w nocy.

Pytanie nie do panów, bo o ile nie jest to grafik komputerowy po liceum plastycznym (albo mój szwagier, który zna kolor pistacjowy), to z nazwaniem takiego małego niuansu płeć brzydka mogłaby mieć problemy. Całkowicie uzasadnione, podobnoż.

Tak, stereotypy. 😉

Kategorie
Archiwalne Praca

Wykańczające

12:45. Oficjalnie pracujemy do 14. Nieoficjalnie do 13. Już panie sprzątające zabierają się do pracy.

Mamusia z córeczką. Z bólem.

„Chyba sobie żartujecie…” – mruczę pod nosem, męcząc Kerrami kanały w górnej szóstce u pacjenta.

„Pani doktor?…”, pada niewypowiedziane pytanie.

„W porządku,” odpowiada moje dobre serce.

Dziewczę usiadło na fotelu ok. 12:50. O 13:10 nadal próbowaliśmy je namówić na znieczulenie – niestety przewodowe, bo bolała szóstka. W końcu udało się dziewczę kujnąć i częściowo opracować ubytek: częściowo, bo po drodze dobiłam się do komory, na czym się skończyła dobra wola i cierpliwość pacjentki. Devipasta (tzw. „trutka”), watka i opatrunek, wizyta za 2 tygodnie.

Przed tym pacjentem humor miałam bardzo dobry. Na samym początku zakończyłam bardzo skuteczne wybielanie zęba po leczeniu kanałowym (drugie w moim życiu, przy czym oba były u tego samego pacjenta, o czym raczyłam go nie poinformować), byłam nawet zaskoczona efektem. Potem dostałam czekoladki (niestety z racji mojego urlopu zjedzą je inni 😉 ). Jeden pacjent nie przyszedł, więc na koniec mogłam się spokojnie skoncentrować na owym ostatnim leczeniu kanałowym. To płaczące dziewczę pozbawiło mnie sił witalnych i zdolności myślenia. Zeżarłam czekoladkę, popiłam herbaty, nawet nie umyłam kubka. Spakowałam się, poprosiłam o wybaczenie mi kubkowego lenistwa i wyszłam.

Jakiś rok temu w „Cogito” ukazał się artykuł na temat studiów stomatologicznych. Napisano tam m.in., że to ciężki zawód (o czym wiecie) i że jednym z elementów zdobywania sympatii pacjentów jest przyjmowanie ich z bólem o 22.

Przepraszam, kto ma tych pacjentów o 22 przyjmować? Chyba na pogotowiu stomatologicznym! Już byście chcieli, cwaniaki, żeby dentysta, już w piżamce, siedzący na kanapie, popijający winko (panie) lub piwko (panowie) i oglądający film, rzucił to wszystko i pojechał otwierać gabinet. Ależ oczywiście. Ja swojego prywatnego adresu i numeru telefonu podawać pacjentom nie będę, telefon firmowy będzie wyłączany na noc i zostawiany w gabinecie na czas urlopu.

Dobre serce nie popłaca.

Kategorie
Archiwalne Praca

Stomatolożenie jest męczące

Ładne słowo wymyśliłam?

Czy może raczej to powinno być „stomatologowanie”? Albo „dentystyczenie”?

Tak czy siak, praca dentysty jest męcząca. Pół biedy, że po dniu przy fotelu wysiadają plecy. Albo kolana. Albo biodra. Czy kark. Tylko 4 godziny w pracy i wróciłam padająca na dziób.

Sześciu zapisanych pacjentów, chyba trzech z bólem, skończyłam 15 minut przed czasem. Na koniec był pacjent z ulubionym ubytkiem dentystów, ale zamiast dwóch zębów obok siebie zrobiłam tylko jeden, bo po opracowaniu ubytku, co się wiązało z trzymaniem palucha przy języku pacjenta, coby jego też nie opracować przez przypadek, poczułam, że jestem przeraźliwie zmęczona i dam se spokój. Nie było wiadomo, co z tego drugiego zęba by wynikło.

Niedawno pisałam o walce z czasem. To też się dokłada do zmęczenia lekarza.

Ktoś na studiach powiedział, że owo „stomatolożenie” to praca fizyczna, tak na dobrą sprawę. Z dużą dokładką pracy umysłowej. Nie tylko sporo czasu dzierży się w dłoni wiertarki, które wcale nie są lekkie jak piórko (jeszcze pamiętam ze studiów swoje zaskoczenie przy pierwszej próbie użycia kątnicy), trzeba walczyć z policzkiem i językiem pacjenta, o usuwaniu zębów nie wspomnę – bo choć technika ma duże znaczenie, chucherka nie wyciągną zęba dobrze osadzonego w kości. W dodatku trzeba postawić diagnozę, opracować plan leczenia, owo leczenie wykonać odpowiednio. To wszystko troszkę przypomina prowadzenie samochodu. Nie dość, że trzeba trzema kończynami pracować oddzielnie (jedna noga obsługuje pedał, jedna ręka dzierży wiertarkę, druga zazwyczaj obsługuje lusterko), to jeszcze cały czas trzeba być świadomym tego, co się robi i jak wygląda sytuacja u pacjenta.

Ale zazwyczaj jest tak, że jak się już troszkę pojeździ, to się nabiera wprawy i się nie myśli o przerzucaniu biegów, włączaniu kierunkowskazu i tego typu rzeczach.

Dentyści – przyszli i obecni – wiedzą pewnie, o czym piszę. To jest bardziej notka dla pacjentów. Wasz dentysta ma całkowite prawo być zmęczony. Obojętnie, czy przyjmuje wyłącznie prywatnie, pacjent zapisany co godzinę, czy jak ja – przyjmuje co przyjdzie (praktycznie), zmiana co pół godziny czy czterdzieści minut. To ciężka praca. I powinniście to wiedzieć.

Kategorie
Archiwalne Praca

Kanał

Dzisiaj udało mi się przeprowadzić dwa duże leczenia kanałowe przez etap wypełniania kanałów na stałe, zaś jedno mniejsze skończyłam zupełnie. Tamte dwa zostały jeszcze do założenia wypełnienia w komorze. Niestety wszystkie trzy sztuki to były albo zęby przednie, albo boczne u niepełnoletnich, więc firma nie zarobiła nic w gotówce (takie przypadki są refundowane przez NFZ). Ale jakaś tam satysfakcja pozostaje, wszak założenie wypełnienia w praktycznie przygotowanej do tego komorze to pikuś, 10-15 minut pracy (których dziś nie miałam).

Poza tym, przyszło pismo z CEM (Centrum Egzaminów Medycznych) z dokładnym czasem i miejscem odbywania się rzezi niewiniątek. Otóż, kciuki należy trzymać 12 lutego od 11.

Aczkolwiek biorąc pod uwagę, że wczoraj zamiast się radośnie uczyć, oglądałam serial BBC „Sherlock” i śliniłam się do Benedicta C., możecie te kciuki olać tak samo, jak ja olewam ten egzamin.

W sumie nie ma się czym chwalić…