Przychodnia zamknięta 12-15 sierpnia. Przychodzimy do pracy 16. Ja mam dzień „prywatny”, pacjentów z bólem nie przyjmuję, chociaż na pierwszej zmianie część pacjentów na NFZ, ale to tacy wpisani na ładne oczy albo wiadomo, że na nich nie zarobię, bo np. wizyta pośrednia w leczeniu kanałowym i punktów z tego nie będzie. Mam trzy inne dni na zarabianie z funduszu na pacjentach legalnie wpisanych z listy oczekujących.
Z pierwotnie wpisanych na rano 7 pacjentów robi się 5. Asystentka zapycha dziury. Potem potwierdza 6 pacjentów na wybitnie prywatną popołudniówkę.
Z 6 paców robi się 3. Po licznych przetasowaniach zostaje 5. Jestem leniwa, mogę skończyć wcześniej.
Dzisiaj nie lepiej. Popołudniówka na NFZ. Wpisanych jakichś 12 pacjentów, praktycznie samo leczenie zachowawcze (nawet nie endo) początek pracy przed 12. O 11 wypisuje się 2. i 3. w kolejności, później dwóch innych ze środka i z końca. Asystentka walczy. Zostają dwie dziury w grafiku. Przychodzą pacjenci z bólem, więc w sumie siedzimy bezczynnie tylko wtedy, gdy się szybciej wyrobię, więc na czytniku podczytuję sobie horrorowate coś Mroza (polecam Kącik Czytelniczy 😉 ). Pod koniec liczę już pacjentów do końca pracy (w sumie usiadło 17 osób), chociaż właściwie do domu mi się nie spieszy, bo mam wizytę u ortodonty. Kiedyś w czwartki był zapitolnik, bo rano nikt nie przyjmował albo przyjmował mało pacjentów, więc wszyscy dodatkowi szli do mnie, na popołudnie. Od dłuższego czasu rano pracuje dwóch „szybkich” lekarzy, więc na moją zmianę przychodzą niedobitki. No i się nudzimy.
Od września kończymy z dyżurami w sobotę, nie będziemy już do nich zobowiązani kontraktem z NFZ. Absolutnie ostatnią sobotę biorę akurat ja, śmieję się, że trzeba będzie piwo bezalkoholowe albo szampana Piccolo kupić i oblać to z asystą. Niby tylko jedna sobota w miesiącu (średnio 4 soboty w miesiącu do podziału między 4 lekarzy i 4 asystentki), a ciąży.
Z innych wieści:
Od jakichś 2-3 tygodni gram w „Wiedźmin3: Dziki Gon”. Idzie mi średnio. Zajęcia będę miała na jakiś rok, biorąc pod uwagę moje tempo, refleks i niezdolność sprawnej obsługi pada (i to, jak często w moich rękach Geralt ginie – po trzeciej śmierci w ciągu 20 minut zaczynają mi się trząść ręce i sobie odpuszczam dalsze pocinanie). Świat jest cholernie rozległy i brutalny, widoczki boskie, Jacek Rozenek jako głos Geralta jest niezastąpiony, uwielbiam Płotkę. Sapkowskiego zresztą też powoli przerabiam.
Poza tym brak pracujących sobót bardzo mi pomoże w dużych zakupach, albowiem ponieważ we wrześniu chcę wymienić samochód. Jak mój Tata się zabierze za szukanie, może się okazać, że będę miała w tym roku drugą wycieczkę w Bieszczady (znalazł boską, białą Hondę Jazz pod Lublinem. Nie było kiedy pojechać i Boska Honda przepadła). A dlaczego chcę wymieniać? Tego się dowiecie, jak wreszcie zdjęcia z wakacji ogarnę i nocię z urlopu wrzucę. Tym razem automatyczna skrzynia biegów to priorytet. Zaczniem szukać za 2 tygodnie. I pewnie się pochwalę.