Kategorie
Archiwalne Osobiste

Nie było czekoladowych :(

Ale śmietankowy świderek też jest bardzo dobry :).

Moje wygodnictwo w wożeniu się do Gdyni autkiem odbija się negatywnie na i tak mikroskopijnych ilościach wypijanego przeze mnie piwa. Nie jest tak, że piwo lubię (najwyżej smakowe albo zwykłe z sokiem), ale czasem chciałoby się chlapnąć sobie trochę. Matula jednak słusznie stwierdziła, że nie ma korzystania z liczydła promili, jak się jedzie, to ma być zero. Może to sobie odbiję w Krakowie i Warszawie.

Co do Krakowa, to z ośmiu planowanych tam dni mam już potencjalnie zapełnione dwa. Jeden to wyjazd do Oświęcimia (chociaż drugiej blogowej znajomości z tego niestety nie będzie 🙁 ), drugi to popołudnie z dwiema adminkami forum, na którym udzielam się od czasu do czasu. Ten drugi (data już w sumie ustalona) to będzie niezła okazja na spożycie, zwłaszcza, że akurat tego dnia wypada rocznica ukończenia przeze mnie studiów :).

Wczoraj spotkałam w przychodni pierwszą… właściwie drugą znajomą osobę – koleżankę z liceum. Ciekawe, czy pójdzie fama po wsi ;).

A wczorajsze, czerwcowe piwko (w moim wykonaniu kawka i ciasteczko) z długoletnim przyjacielem pieszczotliwie zwanym Cucu zakończyło się ustaleniami co do przynajmniej dwóch tradycyjnych już maratonów filmowych. On ma wielki telewizor, kino domowe i filmy w HD, ja mam projektor, ekran 90″ i takoż kino domowe. I tak w ramach wolnej chaty u mnie lub u niego się spotykamy i on mnie ukulturalnia.

Swoją drogą, taki projektor to fajna rzecz jest. Uparcie twierdzę, że we własnym mieszkaniu nie będę mieć telewizora, ale jedna biała ściana, kilka głośników i odpowiednio nakierowany projektor nad kanapą w salonie to nie jest taki zły pomysł. Wychodząc z założenia, że będzie mnie stać na wydawanie kasy na rzeczy niekoniecznie niezbędne do życia. A ile radochy sprawię rodzicielowi prosząc o poradę przy zakupie ;)).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Rzadko pamiętam swoje sny

Ale tej nocy śniły mi się lody.

Ogromne ilości lodów włoskich, takich w wafelku.

Czekoladowych albo maczanych w czekoladzie.

Byłam na jakiejś imprezie z młodzieżą, która grupowo dokonała czegoś fajnego i byłam odpowiedzialna za rozdanie im tych lodów w nagrodę. Ze względu na niepełne zainteresowanie lody się roztapiały…

W piątek znowu jadę do Gdyni, przyjaciel zarządził czerwcowe piwo. W moim wypadku będzie to co najwyżej Karmi albo Bavaria z sokiem, ale loda też sobie strzelę. Świderka, bo paradoksalnie wolę takie od włoskich. To nic, że przestaję się mieścić w stare spodnie.

Zresztą we śnie nie ja te lody jadłam…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jutro będzie rzeź

Rodziciel siada na zarządzany przeze mnie fotel dentystyczny jutro po piątej po południu, jako ostatni pacjent tego dnia.

I już wszystko jasne ;).

Coś jeszcze chciałam napisać, ale miałam dziś i wczoraj tyle roboty, że mózgownica mi się już wyłącza. Dobrze, że będzie popołudniówka, przynajmniej się wyśpię…
… o ile dwa głupie psy nie raczą mnie obudzić o szóstej rano.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Fajny weekend

W sobotę rano usiłowałam rozwinąć swoją osobowość, robiąc coś potencjalnie złego (cały odcinek „Bones” był temu poświęcony). Postanowiłam spóźnić się na kurs. Na początku i tak była zaplanowana prezentacja sponsora, a że badań PCR na bakteriach z kieszonek dziąsłowych raczej robić czy też zlecać nie będę (przynajmniej na razie), postanowiłam podarować sobie chociaż kilka pierwszych minut poprzez pójście do McDonald’s na dworcu w Gdańsku zamiast na autobus do miejsca kursu.

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam, podczas zajadania ciastka z jabłkami i picia cappuccino skutecznie spóźniając się na zaplanowany dla punktualnych autobus. Kolejny tej samej linii miałam mieć dwadzieścia minut później i jazda nim gwarantowała mi owo planowane, kilkuminutowe spóźnienie. Kiedy doszłam w końcu na przystanek (mając do zaplanowanego autobusu jeszcze dziesięć minut), przyjechał autobus innej linii, jadący po tej samej trasie, do którego ostatecznie wsiadłam. Tym samym mój niecny plan spóźnienia się mi nie wyszedł, bo dotarłam punktualnie.

Taka już niestety jestem. Potrafię znaleźć się u celu pół godziny przed czasem, bo wolę wyjść wcześniej i się nie spieszyć, niż potem się spóźnić. Ale czasem, jak diabełkowa część mojego sumienia twierdzi, że można podejść do tego spokojniej i wypić sobie kawkę kosztem czegoś, co już słyszałam trzy razy, to kurna przyjeżdża wcześniejszy autobus…

W drodze powrotnej wysłałam dwa zakłady Lotto (kumulacja 10 mln). Po dotarciu do domu okazało się, że rodzinka urządziła sobie grilla i właśnie załapałam się na porcję świeżo upieczonego mięska. Oprócz rodziców był jeszcze jeden wujek i Rodzeństwo, wprawdzie bez Drugiej Połowy, ale za to z dwoma Dzieciami. Starszego (dwuipółrocznego) dziecia w pewnym momencie przyuważyłam, jak próbowało samotnie bawić się piłką. Postanowiłam zrobić z tego zabawę dwuosobową. Dzieć bez oporów rzucał mi piłkę i poprawiał rzut, jak wyszedł za słabo (stara ciotka jestem). Po kilkunastu minutach przerwałyśmy zabawę. Dzieć niedługo potem podszedł do Rodzeństwa i szeptem stwierdził, że znowu chce się ze mną bawić. No to znowu się bawimy. Fajnie było. Takiego malucha łatwo uszczęśliwić :).

Dzisiaj natomiast rodzice zarządzili wycieczkę do Helu. Miałam wątpliwości, czy potencjalne pakowanie się w kilkugodzinne korki to dobry pomysł, ale w końcu pojechaliśmy. Po drodze, obserwując liczne domy wczasowe i pola kempingowe stwierdziłam, że w sumie moja osobowość pozwoliłaby mi na wynajęcie pokoju czy domku, czytanie książek i spacery po plaży, ogólnie nicnierobienie. Do pełnego szczęścia na takim urlopie brakowałoby mi tylko umiejętności pływania. Z planowanej plaży do morza niedaleko ;).

W Helu poszliśmy na spacer, potem na obiad, którego nie byliśmy w stanie dojeść ze względu na wielkość pysznych porcji. Około czwartej po południu byliśmy już w drodze powrotnej. Korków nie stwierdzono.

Teraz Rodziciel jak zwykle chrapie, ja walczę z upadającą Neostradą i wyję (bardzo adekwatnie) sobie piosenkę Florence + The Machine, Rodzicielka też albo śpi, albo siedzi przy kompie, za to jutro muszę gdzieś Rodziciela wcisnąć w grafik w tym tygodniu i mieć nadzieję, że z małej, ukruszonej ścianki rodzicielskiej dolnej piątki nie wylezie coś większego. Nie znoszę leczyć rodziny. Zwłaszcza męskiego źródła połowy mojego genotypu.

Życzę Wam miłej reszty niedzieli. 😉

PS.: W Lotto nic nie wygrałam.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Taki był ambitny plan…

Wczoraj nabrałam ochoty na spacer po Gdyni, co miałam zrealizować dziś. Po chwili wahania (przeczytałam o jakim zlocie rowerzystów i nie chciałam się wpakować w sam środek peletonu) jednak pojechałam z zeszytem z notatkami z izbowych wykładów w plecaku (we wtorek mam dwa zaliczenia), z niezbyt mocnym postanowieniem przycupnięcia gdzieś i poczytania przy mrożonej kawie.

Rowerzystów w centrum za dużo nie było, ale za to znalezienie miejsca parkingowego graniczyło z cudem. Jednak się udało i pomaszerowałam na Bulwar Nadmorski. Oczywiście fajnie mi się zrobiło, bo zapachniało morzem :). Na plaży tłum i gigantyczne kolejki do sklepików z lodami. Poszłam do Multikina i tamtejszego Coffee Heaven. Zanabyłam tamże miętową, mrożoną kawę, posiedziałam, posiorbałam, powdychałam trochę jodu i zapachu soli, nawet nie wyciągnęłam zeszytu z plecaka. Myślałam nawet o zamoczeniu nóg i posiedzeniu na plaży, ale to pierwsze mi przeszło, a tego drugiego i tak mi zabroniono, więc ostatecznie tylko przeszłam się na bosaka po niezbyt czystym i bardzo gorącym piasku.

Potem pojechałam do domciu. I fajnie mi. To nie pierwszy raz, kiedy to dziewięćdziesięcioletnie miasto z betonu i szkła poprawiło mi humor. Miasto z morza i marzeń :).

To będzie pierwszy rok, w którym nie mam przynajmniej dwóch miesięcy wakacji. Ale jakoś mnie to nie smuci.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Parkująco

Dobra, może i mam prawo jazdy od ponad czterech lat. Może i wyjeździłam już kilkanaście tysięcy kilometrów.

Ale nadal jestem z siebie dumna, jak zaparkuję prostopadle tyłem na ciasnym miejscu, nie ocierając się o nikogo.

😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Kraków, Kraków, here I come!

Wstępnie podana w firmie data mojego wakacyjnego, długiego urlopu została równie wstępnie zaakceptowana. Tak samo wstępnie mam zapewnione lokum i ponownie początkowy plan finansowy.

W pierwszym tygodniu lipca jadę do Krakowa 🙂

I łojezu, ale się cieszę! 😀

Sama, z planem tylko i wyłącznie na włóczenie się i uśmiech przy wejściu na Rynek. I może piwo ze znajomymi, których nie widziałam kilka lat. Albo nowymi, jak ktoś będzie chciał mnie poznać. 8 dni beztroski w ukochanym mieście, w którym nie byłam już za długo.

Będzie fajnie! 🙂

Przy okazji, sprawdziłam sobie rozkład jazdy pociągów. Bezpośredni TLK odjeżdża z pobliskiej mi wiochy ok. 21:30, w Krakowie Głównym ląduje koło 11 dnia następnego. Jest oferta tanich kuszetek, poza tym mam zamiar skorzystać z 26-procentowej zniżki (takiej metrykalnej – fajna rzecz, legitki już nie ma, jeszcze się nie zarabia za dużych pieniędzy…). Ogólnie jazda stąd do Krakowa w tych warunkach będzie mnie kosztowała niecałe 80 zł, a i szlag mnie po drodze nie trafi przez 14 godzin jazdy, bo przynajmniej część w miarę wygodnie prześpię. 🙂

Ogólnie już się podniecam. 😉

Tak jeszcze na zakończenie notki nieurlopowa wiadomość z Top1000. W szoku będąc, pomyliłam się w dacie w nazwie pliku ;). Najlepszy wynik, jaki był do tej pory, przynajmniej tak mi się wydaje. W dodatku mamy miłe, rankingowe sasiedztwo ;). Tylko czemu lajków na FB tak mało? Może mnie nie stać na blogowe gadżety, jak Zucha, więc nagród dla „okrągłych” fanów nie będzie, ale tak smutno jakoś ;).

PS/EDIT: Tak, Piotr, pamiętam, w drodze powrotnej pewnie wysiądę na Centralnym i zostanę w Stolycy przez jakieś 3 dni. Rodzeństwo prezentu na urodziny najwyżej nie dostanie ;)))

Kategorie
Archiwalne Osobiste

O ileż prościej…

Swoje autko parkuję na ogrodzonej działce, pod domem. Dom posiada garaż, który nie pełni tytularnej funkcji od dobrych kilku lat, ale prowadzi do niego zjazd. Brama, znajdująca się naprzeciwko zjazdu, jest od niego nieco szersza i oddalona o kilka metrów, więc udaje się ominąć ów zjazd i stanąć obok. Co też czynię, by zaparkować. Ogólnie podczas parkowania (wykonywanego tyłem) trzeba zwracać uwagę, by nie otrzeć się o bramę z jednej strony samochodu i nie zawisnąć na zjeździe z drugiej.

Prawo jazdy mam od ponad 4 lat, do października zeszłego roku jeździłam (i parkowałam) sporadycznie, od tamtego czasu wyjeździłam już jakieś 12 tysięcy kilometrów, jeżdżąc przynajmniej 5 dni w tygodniu, wyrabiając ponad 100 km tygodniowo.

Jednym z zadań na egzaminie praktycznym na prawo jazdy jest jazda po łuku do przodu i tyłu. Na kursie uczono mnie tej sztuki metodą „jak zobaczysz ten słupek na tej wysokości okna, przekręcasz kierownicę jeden raz w prawo”. W rezultacie pierwsze podejście do egzaminu oblałam. Przed drugim zmieniłam instruktora, który mnie nauczył przy wszystkich manewrach na wstecznym patrzeć w lusterka, kontrolować sytuację, MYŚLEĆ i dostosowywać wykonywane manewry do bieżącej sytuacji i pozycji samochodu względem przeszkody.

No i tak przy każdym łukowym parkowaniu myślę sobie o tych lusterkach i wysiadam z samochodu ze stwierdzeniem, że o ileż prościej się wykonuje ten manewr, jeśli się w nie patrzy. Kiedyś ledwo byłam w stanie stanąć autkiem na swoim miejscu, teraz poprawki zdarzają mi się bardzo rzadko.

LUDZIE! PATRZCIE W LUSTERKA!!! 😉

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Idealnie…

34 metry kwadratowe, rynek wtórny, parter, 2 pokoje, urządzona kuchnia (z „półwyspem”! Marzy mi się taki!), lokalizacja dużego osiedla na dalekim końcu świata (pod lasem, jest bezpośrednie połączenie autobudowe z resztą miasta, gdyby samochód mi padł), 165 tysięcy złotych.

32 metry, parter, ogródek, aneks kuchenny, od dewelopera, dziwny układ (mieszkanie podłużne), po prostym pomnożeniu 32*3750 zł, które proponują, wychodzi ok. 130 tys. zł.

Ostatnio znowu na FB miałam dyskusję na temat wyższości kupowania mieszkania na kredyt nad jego wynajmowaniem. Osobnik po drugiej stronie optuje za tym drugim. Ja to traktuję jako wyjście awaryjne, na początek, jeśli banki nie będą chciały dać mi kredytu mieszkaniowego. Moje Rodzeństwo też najpierw wynajmowało sobie lokum, dopiero po jakimś czasie nabyło je (chociaż inne, co zrozumiałe) na kredyt.

Chciałabym już za rok choć wstępnie się cieszyć.

Fiksacji mieszkaniowej ciąg dalszy. 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Służba zdrowia

Duomox się skończył. Rodzice wrócili z wyjazdu i zgodnie orzekli (choć niepotrzebnie, bo sama na to wcześniej wpadłam), że mam się zgłosić do lekarza. Kaszelek mam doprawdy bardzo… nie malowniczy, bo suchy, ale dźwięczny (o! Ładne określenie) i wybitnie wkurzający. No to rano telefon do firmy, czy jest szansa na otrzymanie jeszcze dziś dowodu ubezpieczenia. Jest. Rodziciel z samego rana zarejestrował mnie do lekarza, wizyta wypadła na po 11 (a ja do pracy na 12). No nic. Kurs do pracy, odebranie „legitymacji”, poinformowanie asystentek, że przynajmniej dwóch pierwszych pacjentów należałoby odwołać.

Do gabinetu lekarskiego (moją lekarz rodzinną jest matka kolegi z licealnej klasy, który po przejściach znalazł się w końcu na medycynie i jest obecnie na IV roku, jak się dowiedziałam) weszłam nawet punktualnie. Pani doktor poznała mnie po nazwisku (moja mama też do niej chodzi). Była zaskoczona, że już pracuję („Ale to zleciało”). Zostałam wysłuchana (wywiad), osłuchana (stetoskopem), obejrzana (gardziełko), otrzymałam receptę i zwolnienie na tydzień (które ma się nijak do mojej konieczności wyjazdu do Gdańska w poniedziałek i ale przynajmniej nie wykaszlę sobie płuc przy leczeniu kolejnej zgorzeli miazgi). Na koniec pani doktor wpisała u góry mojej karty „Sł. zdrowia” i przy podkreślaniu tego podwójną linią stwierdziła „Witamy w naszych szeregach”.

Niniejszym czeka mnie kilka – tym razem legalnych – dni opierniczania się.