Wspomniane jakiś czas temu expienie czy też levelowanie w górę kosztowało mnie kilka nieprzespanych nocy i wyrzutów sumienia. Psychiczne zmęczenie całą sprawą – mimo jej zakończenia – ciągnie się za mną od połowy sierpnia. Mam dość, jestem zmęczona, mam ochotę raz nie wstać w poniedziałek do pracy.
Drugi szef dołożył zwiększenie mi godzin od października z powodów życiowych, dla mnie to oznacza tylko jedno popołudnie w tygodniu wolne. Ma to swoje plusy, ale nie mam siły o nich myśleć.
Podliczyłam wydane z NFZtu punkty, okazało się, że w sumie jestem na plusie (przekroczyłam osobisty, wewnątrzpracowy limit). Kiedy jakiś czas temu zdradziłam asystentkom, że chcę wziąć dodatkowych kilka dni urlopu, w sumie się ucieszyły. Szefa interesował tylko stan punktów z NFZ, jak mu powiedziałam, że się wyrabiam, to stwierdził, że mam tylko zaznaczyć w grafiku wybrany termin wolnego.
To zmęczenie podobno po mnie już nawet widać.
Jeszcze 5 dni roboczych. Jakieś 32 godziny pracy. I miniurlop.
4 dni. No, może 5, od niedzieli do czwartku. W piątek do pracy. Potem weekend wolny.
Wszystko fajnie pięknie, ale nie będzie opierdzielania się, bo w moim Nissanie powoli sypie się zawieszenie i to idealna okazja, żeby się za to zabrać.
Ale.
ALE.
Ale w poniedziałek nie będę musiała wstać rano do pracy.
Im bliżej tego wolnego, tym ciężej mi się zebrać.
2 odpowiedzi na “Padam na twarz”
Czytam Cię od Twoich studenckich czasów.
Udało się pójśc w Twoje ślady. I tak samo jak Ty dni do urlopu ja odliczam semestry do ukończenia studiów.
Zastanawiam się czy Ty z chęcią wróciłabys na studia? jak to się ma do tej pracy?
Tak czy inaczej: Ładuj baterie bo miło tutaj wracać. 🙂
W pracy jest lepiej. Owszem, ponosisz odpowiedzialność za swoje czyny i nikt za Ciebie nie myśli, ale cieszę się, że skończyłam studia.
Dzięki za komentarz i powodzenia 🙂